Boża maszyneria Jack McDevitt 6,8
"Boża Maszyneria" to chyba moje najmilsze niespodziewane odkrycie tego roku. Niech was nie zmyli retro-okładka charakterystyczna dla pozycji lat 80 i 90. Ta książka równie dobrze mogłaby zostać napisana dziś i nadal dostarczałaby świeżości, klimatu tajemnicy i międzygwiezdnej przygody, której nie powstydziłby się sam Peter F. Hamilton.
Krótko o fabule - mamy początek XXIII wieku, ludzkość odkryła napęd nadprzestrzenny, co pozwoliło jej na swobodne podróżowanie do najbliższych gwiazd. Śledzimy poczynania pilotki Priscilli Hutchins oraz grupy archeologów próbujących odkryć tajemnice pradawnej cywilizacji i artefaktów (ogromnych skalnych Monumentów),które po sobie pozostawiła w licznych miejscach w galaktyce (najbliższy z nich znajduje się na jednym z księżyców Saturna - Japecie - i liczy sobie przeszło 23 tysiące lat!). Rozwiązanie zagadki może mieć krytyczne znaczenia dla naszego postrzegania wszechświata, a także... dla przyszłości całego naszego gatunku.
Ogromnie spodobała mi się ta książka. Jej powolne tempo narracyjne, które pozwalało całkowicie zanurzyć się w opisywanych lokacjach i poczuć rzeczywiste zagrożenie w krytycznych momentach czy doświadczyć presji czasu, gdy jest on dla nas ograniczony. Autor poświęca dużo miejsca swoim postaciom pobocznym i próbuje w telegraficznym skrócie wytworzyć jakieś więzi z nimi, pozwala nam zrozumieć ich charaktery i motywacje, nadać im kilka cech charakterystycznych w wymowie i zachowaniu, które w ostateczności sprawiają, że potrafimy się przejąć ich losem. Skala wydarzeń i świata przedstawionego jest olbrzymia, nawet bardziej w czasie niż przestrzeni, ponieważ w książce będziemy odkrywać tajemnice cywilizacji, które rozkwitały na długo przed nami. Na przestrzeni powieści otrzymamy masę interesujących informacji, choć tylko część będzie nam potrzebna do rozwiązania ostatecznej tajemnicy (która z czasem wcale nie będzie polegała na tym, kto i dlaczego zbudował Monumenty – stawka rozgrywki będzie zdecydowanie większa).
Pobawimy się archeologów na różnych planetach, pogrzebiemy trochę w ziemi, ale też udamy się w kosmos by odkryć wielkie megastruktury, których opisy naprawdę poruszają wyobraźnię. Kosmiczna zagadka idealnie współgra z elementami czystego survivalu, które razem dostarczają momenty obfite w akcje, chwile zadumy i intelektualnej rozkminy oraz takich zwykłych, międzyludzkich interakcji zawężających więzi między postaciami. Autor pod sam koniec nie odpowiada na wszystkie pytania i według mnie to naprawdę działa na korzyść tej powieści, gdyż pozostawia szerokie pole dla naszej wyobraźni oraz interpretacji.
Elementy mające naukowe podwaliny były bardzo ciekawie przedstawione i sprawiało mi ogromną przyjemność sprawdzanie pewnych faktów w internecie (np. tych na temat fal tsunami). Ciężko mi określić stopień realizmu niektórych pomysłów natomiast nie bójcie się – mózg wam się od natłoku naukowego bełkotu nie przepali. Wydaje mi się, że większość przywołanych tutaj zagadnień naukowych jest wewnętrznie spójna (może znajdziecie kilka uproszczeń, ale żadne nie razi w oczy). Same rozwiązanie powieści uważam za satysfakcjonujące (bo czymże jest ta tytułowa „Boża Maszyneria”?) i przywodziło mi na myśl wiele wspaniałych dzieł literatury, filmu czy gier komputerowych, które w PÓŹNIEJSZYM czasie korzystały z tych samych pomysłów. Nie wymienię jednak konkretnych przykładów, bo mogłoby to naprowadzić na odpowiedzi, które wolelibyście poznać samodzielnie. Książkę czyta się tak, jakbyście przenieśli badania egipskich piramid w przestrzeń kosmiczną i potraktowali temat poważnie. (Jeśli ktoś jeszcze nie widział, warto obejrzeć na youtube odcinek pop-science Astrofazy na temat starożytnych kosmitów)
Jakie są wady tej powieści? Dla sporego grona czytelników niektóre sceny są zapewne zapychaczami miejsca. Niektórzy nie chcą czytać jak np. załoga przygotowuje się do podróży wahadłowcem, woleliby już od razu lecieć tym wahadłowcem na miejsce, a najlepiej rozpocząć opis od razu od momentu lądowania. McDevitt opisuje każdą czynność, jaką bohaterowie wykonują (mam tu na myśli wyłącznie czynności skupiające się na wątku głównym),nie stosuje żadnych przeskoków czasowych, wszystko dzieje się jakby w czasie rzeczywistym - dla mnie to była zaleta, bo nadało tej książce bardzo immersyjnego charakteru, poczucia przebywania na miejscu akcji. Wielu jednak może mieć problem w przedzieraniu się przez te fragmenty. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść ma bardzo filmowy (a nawet – serialowy) charakter i niezwykle łatwo można sobie wyobrazić opisywane wydarzenia, a te potrafią budzić zachwyt.
Najlepiej podsumować serię wad tej książki jednym zdaniem – a mianowicie takim, że Peter F. Hamilton robi wszystko odrobinę lepiej. Akcja u Hamiltona jest żywsza, wszechświat jeszcze bardziej skomplikowany i szeroki, przywiązanie do detali technologicznych większe, tworzenie postaci i czas, jaki Hamilton poświęcona na poznanie każdej możliwej postaci pobocznej, również idzie na konto brytyjskiego pisarza. Hamilton nie upraszcza tak często jak McDevitt (który bardzo lubi antropocentryzm dla wszystkiego, co ma związek z obcymi cywilizacjami, przez co niektóre pomysły tracą u niego na wiarygodności/cudowności – to pewnie największa wada Jacka McDevitta - podczas gdy Hamilton nigdy nie idzie na tego typu skróty) jednocześnie podejmuje jeszcze większe ryzyko, idzie jeszcze dalej w pomysłach na obce cywilizacje i technologie będące w ich użyciu. Proza Hamiltona sprawia, że tworzy obrazy nawet bardziej żywsze, kolorowe, ekscytujące. Jednym słowem: Hamilton jest po prostu lepszym pisarzem (oraz tworzy grubsze tomiska dzięki temu może zmieścić te wszystkie rzeczy w swoich historiach),pisze opowieści zdecydowanie dynamiczniejsze nie zatracając przy tym uczucia obcowania z czymś o niewyobrażalnej skali istotności. Czytając pewne akapity „Bożej Maszynerii” miałem flashbacki z Sagi Wspólnoty Hamiltona i co chwile myślałem sobie „naprawdę fantastyczny rozdział…, ale nie tak dobry jak analogiczny fragment tekstu u Hamiltona”.
Mimo wszystko ogromnie polecam fanom space opery, Peter F. Hamiltona (jeśli brakuje wam tego typu literatury),przygody, fanom archeologii i odkrywania niezgłębionych tajemnic starożytnych cywilizacji. Ja się bawiłem świetnie!