Najnowsze artykuły
Artykuły
George R.R. Martin, John Grisham, George Saunders i inni autorzy pozywają sztuczną inteligencjęAnna Sierant3Artykuły
Książki na jesień: tytuły, po które warto sięgnąćAnna Sierant24Artykuły
Czytamy w weekendLubimyCzytać352Artykuły
Nagroda Bookera 2023. Poznaliśmy krótką listę nominowanychAnna Sierant4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Richard Wagner

1
7,4/10
Pisze książki: astronomia, astrofizyka, czasopisma
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,4/10średnia ocena książek autora
128 przeczytało książki autora
211 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma

1998

1997
Czas Marsa. Dlaczego i w jaki sposób musimy skolonizować Czerwoną Planetę
Robert Zubrin, Richard Wagner
7,4 z 89 ocen
328 czytelników 7 opinii
1997
Najnowsze opinie o książkach autora
Czas Marsa. Dlaczego i w jaki sposób musimy skolonizować Czerwoną Planetę Robert Zubrin 
7,4

Książka napisana jest dla amerykańskich odbiorców, więc czytelnik polskiego przekładu może czuć się jak niezaproszony gość, ktoś śledzący jak się sprawy mają tylko i wyłącznie z pozycji obserwatora bez prawa głosu, niemniej w niczym to nie przeszkadza podczas lektury. Eksploracja kosmosu dokonuje się od lat w lwiej części za pieniądze amerykańskich podatników, więc to podejście nie powinno nikogo dziwić.
Publikacja skierowana tak dla laików jaki i osób nieco bardziej zaawansowanych; prezentuje w przystępnej formie najważniejsze zagadnienia związane z objęciem we władanie Czerwonej Planety. Argumentuje, wyjaśnia i promuje. Niestety książka wyszła w roku 1996, zatem jeszcze w XX wieku. Tekst o którym mowa ma już 18 lat! Według treści w nim zawartych, pewnie działania powinny być już w zaawansowanej fazie – tymczasem póki co niewiele zrobiono. W kwestii załogowych lotów praktycznie nic, a jak przekonuje autor (i jak podpowiada zdrowy rozsądek) ktoś już powinien tam być! Hamują nas nie tyle kwestie techniczne, co finanse. Zresztą w „Człowieku z Wysokiego Zamku” Dicka, którego akcja dzieje się w XX wieku, w alternatywnym okresie powojennym – Niemcy latają już na Marsa regularnie! To może trochę zbyt daleko idąca fantazja, ale gdyby panowało inne podejście, historyczny pierwszy lot na Czerwoną Planetę mielibyśmy za sobą już lata temu.
Rodzi to pytania na ile książka jest aktualna? Co się zmieniło w technice? Jaki krok poczyniliśmy naprzód i czy jest sens zapoznawać się z treścią książki? (Czy jej walor informacyjny jest aktualny). Nie wiem. Wiem za to że to świetne studium myśli inżynierskich z tego okresu i dobry wstęp do literatury SF której tematyką jest zasiedlanie obcych planet, w tym oczywiście Marsa.
Miejscami autor czy też tłumacz ma chwile słabości, w kilku zdaniach zagubiony został sens, niekiedy uroda stylistyczna wypowiedzi pozostawia wiele do życzenia... jednak w 90-95% tekst jest dobrze napisany. Fragmenty mało porywające przeplatają się z tymi naprawdę ciekawymi. Co trzeba zaznaczyć: wszystkie mają racje bytu. Analiza rozwiązań technicznych czy wzorów chemicznych może być nużąca – stanowi jednak integralną cześć tekstu i koncpecji Zubrina! To za to w końcu płacimy, tego oczekujemy po książce popularnonaukowej o kolonizacji Marsa! Utrudnia to lekturę? Owszem, ale czyni też tekst wartościowym.
Opis jest kompleksowy i dobry, szczegóły techniczne nie powinny nikogo odstraszać.
(Jedno w polskiej edycji książki boli, ktoś tam w wydawnictwie – zbytnio zawierzał Wordowi, który podkreśla jako nieprawidłowe zupełnie poprawnie napisane wyrazy z NIE, tak więc w tekście mamy niemalże na każdej stronie ten sam rażący błąd).
Zubrin często się powtarza, wraca do tego co już mówił, wykłada to nieco inaczej, zwraca uwagę na inne aspekty, bądź przypomina – z obowiązku, dla pełnej jasności bądź własnej przyjemności. Przez to tekst przybiera formę publikacji propagandowej, mającej przekonać czytelnika-laika do poglądów i koncepcji autora. Ale taki jej sens, a filozofia autora słuszna – nie ma więc co się obruszać. Nic nie ukrywa, rzetelnie przedstawia jak się sprawy mają – wzorcowa postawa. Co więcej, czuć w tym człowieku autentyczną pasję!
Na koniec książki dostajemy od Zubrina garść przemyśleń o kondycji naszej zachodniej cywilizacji, refleksji słusznych i logicznych, niestety nie mówiących nic o alternatywie, tj. lepszym zagospodarowaniu tego co już mamy. Ale tylko w tym przypadku coś zgrzyta.
(No prawie: nie ma w książce nic o wpływie dużo mniejszej siły ciążenia na ludzki organizm, na potencjalną ciąże czy rozwój zarodka – czy to nieistotne, czy też rzecz wyjdzie w praniu?).
Czas Marsa. Dlaczego i w jaki sposób musimy skolonizować Czerwoną Planetę Robert Zubrin 
7,4

Takie przyjemne futurologiczne bajanie podszyte naukowym wnioskowaniem i argumentacją. Czyta się bardzo miło i można przez chwilę bezkarnie poczuć się fantastą. Idea nowego początku ludzkości, gdzieś tam, w wielkim uniwersum, jest bardzo pociągająca także dla mnie. Nie będę wchodził w szczegóły, bo w tym miejscu autorzy mnie po prostu miażdżą dawką informacji z dziedziny astronomii, technologii kosmicznych i przeróżnych, mniej lub bardziej broniących się, teorii naukowych. Są bądź co bądź profesjonalistami i zawodowo zajmują się takimi rozważaniami. Jednak sama myśl przewodnia czyli kolonizacja przez ludzkość obcej planety jaką jest Mars jest z założenia błędna. Nie neguje samych technicznych możliwości wysłania człowieka na Czerwoną Planetę, bo to przy tytanicznych nakładach finansowych i wprost niespotykanym szczęściu jest teoretycznie możliwe. Pozostaje tylko pytanie po co komu taka straceńcza misja bez szans powrotu. Analogicznie istnieje możliwość wysłania załogowej ekspedycji w największą głębię ziemskich oceanów, ale co dalej miałaby tam począć taka załoga? Jak opuścić stosunkowo bezpieczny batyskaf i jak zorganizować nawet najskromniejszą egzystencję w tym zabójczym dla życia ludzkiego środowisku? Twierdzenie, że Mars jest najbardziej przyjazną dla człowieka planetą, jest tak stosowne jak powiedzenie, że wnętrze krateru czynnego wulkanu jest o wiele bardziej przyjazne dla człowieka od palącego wnętrza Ziemi. A konsekwencje znalezienia się w tych miejscach są przecież niemal takie same. Na Marsie mamy drastyczne zmiany temperatury w ciągu doby, od -140c do 100c. Nie ma tam ani grama tlenu, gleba jest zupełnie jałowa i nie ma żadnego namacalnego dowodu na obecność wody na tym pustynnym globie. Sami autorzy przyznają, że koszt wysyłania jednego kg ładunku na Czerwoną Planetę to koszt rzędu 250 tys. dolarów i są to dane z początków lat 90-tych i wzięte najprawdopodobniej z sufitu. Ciało ludzkie jest tak zawodnym mechanizmem, tak bardzo wyspecjalizowane do życia w wąsko określonych ziemskich warunkach, że nie podobna nawet zakładać, ze można ten wodno-proteinowy worek wysyłać gdzieś 50 000 000 km, hen w bezkres nicości.
Jeżeli kiedykolwiek dojdzie do międzyplanetarnych, czy międzygalaktycznych lotów ludzkości to nie w takiej tradycyjnie uroczej formie, że śmiałkowie ubrani w kosmiczne kombinezony, za pulpitem gwiezdnego pojazdu, będą urządzać sobie kosmiczne wojaże. W tym miejscu i ja pozwolę sobie zostać fantastą i stoję na stanowisku, że bardziej jest to możliwe w formie jakieś teleportacji, czy też zdematerializowanej przesyłki „ludzkiego” umysłu czy też fluidu. Można rozważać „wysyłkę” zapisu ludzkiego kodu genetycznego, z którego będzie można odtworzyć człowieka w miejscu docelowym. Wizja marsjańskich podróży jakie zaserwowali nam autorzy jako żywo przypomina mi niemy film z 1902 r. „Podróż na Księżyc”, gdzie gwiezdni podróżnicy zostali wystrzeleni pociskiem z „nieprawdopodobnie wielkiego działa” i na miejscu z cylindrach i parasolkach eksplorowali owego ziemskiego satelitę. Problem powrotu ekspedycji na Ziemię został rozwiązany za pomocą prostego fortelu, jakim było zepchnięcie pojazdu z księżycowej skarpy wprost na Ziemię ;)
Nie bądźmy jednak totalnymi sceptykami, w końcu kiedy Juliusz Verne pisał opowieść o swoim Nautilusie, też niejeden zadawał sobie pytanie „co autor wcześniej pił?”. Ciekawe co by powiedzieli, gdyby zobaczyli współczesne okręty atomowe o wielu pokładach i z 400 osobową załogą, które mogą pozostawać w zanurzeniu przez wiele lat.