"Listy z pudełka" to niezwykle pasjonująca historia dziewczynki - Sali, która znudzona prozą życia w ówczesnym Sosnowcu i ciekawa świata, sama zgłasza się do obozu pracy na miejsce swojej ukochanej siostry Rózi. Obiecany, kilkutygodniowy pobyt zamienia się w 5-letnią tułaczkę po siedmiu obozach. Siłę do życia dają jej liczne listy od rodziny i przyjaciółek, które dziewczynka z narażeniem życia przechowuje w wykopanym dołku za obozowym barakiem. Zawarte w nich, chwytające za serce słowa tęsknoty, miłości i nadziei stanowią świadectwo ludzkiego ducha, niepokonanego nawet w obliczu wielkiej potworności.
To wspaniała, wzruszająca książka. Najbardziej poruszył mnie jednak obraz wielkiej miłości rodzeństwa w tak trudnych czasach. Czytając, zdałam sobie sprawę, że Sala miała wyjątkowe "szczęście" na tle losów jej współbraci, tym niemniej ta indywidualna historia przybliża cierpienie tych ludzi, sprawia, że lepiej rozumiemy to, co się wtedy działo.
Jest to szczególna książka, dar Ann dla jej matki i wielki dar obu kobiet dla nas wszystkich.
Wysoka ocena należy się przede wszystkim za pracę jaką włożyła autorka w powstanie tej książki, jest ona bezsprzecznie jej największym atutem - atutem prawdy i faktu. Przyznaję, że na początku nie rozumiałam tłumaczonych listów, ale z czasem sama zaczęłam reagować kiedy siostra siostrze wyrzucała milczenie, zupełnie niezależne od jej możliwości. Więc doszłam do wniosku, że tej korespondencji nie należy rozumieć, ją trzeba poczuć, zwyczajnie przyjąć do świadomości. "Lity z pudełka" to piękny, rzetelny, historyczny ale i smutny materiał, który jest obrazem mało znanego świata niemieckich obozów pracy. Listy mimo, że pisane szyfrem, nie są pozbawione emocjonalności, która pozwoliła przetrwać niewielu. To niesamowite, że Sali udało się zachować ich w setkach, tak banalny dziś czyn wtedy graniczył z cudem.
Książka pozostawia taką sentencję, że na świecie nie ma sprawiedliwości, ale jest miłość i nadzieja i to właśnie dla niej warto żyć.