Najnowsze artykuły
- ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać278
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Mat Nować
Źródło: http://niebieskastudnia.pl/index.php?s=au&i=29
Znany jako: Mateusz Nować
3
7,6/10
Pisze książki: literatura piękna
urodzony w Lipsku, z dala od domu, w roku 1992, dokładnie 29 czerwca – wspomnienie apostołów Piotra i Pawła. Powinien nosić imię jednego z nich, jednak mama się uparła. Autor do dziś jej nie wybaczył. Jest absolwentem dziennikarstwa i komunikacji społecznej (ze wstydem) oraz historii i filologii polskiej (z dumą). Doktorant językoznawstwa na KUL-u, którego zainteresowania badawcze skupiają się wokół polskiej poezji najnowszej. Od kilku lat związany ze środowiskiem artystycznym i naukowym Lublina.
Prywatnie miłośnik książek, stały bywalec antykwariatów, księgarni i bibliotek, a także zacisznych kawiarni, które serwują spokój i japońską herbatę. Niegdyś uzależniony od wszystkiego, dziś stale na diecie. Były gitarzysta post-punkowy, który przed snem słucha jazzu lub muzyki klasycznej.
Prywatnie miłośnik książek, stały bywalec antykwariatów, księgarni i bibliotek, a także zacisznych kawiarni, które serwują spokój i japońską herbatę. Niegdyś uzależniony od wszystkiego, dziś stale na diecie. Były gitarzysta post-punkowy, który przed snem słucha jazzu lub muzyki klasycznej.
7,6/10średnia ocena książek autora
24 przeczytało książki autora
40 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Ludzie i pistolety Mat Nować
7,1
Muminek wiedział, że tam, gdzie Buka siedzi dłużej niż godzinę, nic już nigdy nie wyrośnie, bo ziemia zamiera z przerażenia. To trochę tak jak z Nowaciem. Ten wprawdzie ani myśli po buczemu tkwić czy powiewać spódnicami w głuchym milczeniu, on przeciwnie, wyprzedza na podwójnej ciągłej, jest mu śpieszno, nie poczeka, ale reszta jakby się zgadzała, to z tym niewyrastaniem z powodu zamierania. Najpiękniejsze pół godziny ich istnienia – już choćby to jedno, pierwsze z szeregu niezarastalne. Napięcie przy odbieraniu przesyłki, nie dochodzące listy z Afganistanu, siostra bliźniaczka nieboszczki, zwłaszcza ona. Granica, do której tekst nas dociska, a dociska bez krzty amortyzacji, jak u Krasznahorkaia albo nawet bardziej, pozostawi mat, szeroki pas matu.
Nować testuje naszą wytrzymałość. Miesza przemoc z refleksją. Kto wyciągnie jedno, kto drugie? Gdzieniegdzie do tekstu dodaje poduszkę powietrzną, przechodzi na czas przyszły. Padnie, ominiesz, zabraknie – a więc jeszcze nie teraz, może nawet nie większe, nie wcale. Potem dociera, że jednak. I tylko nie myśl, nie myśl, że. Nie myśl „uff! to nie to”, chciejczo i pochopnie. Bo zawrócił (nie zawróci). Przeskoczył (nie przeskoczy). Z pewnością nie jest to lektura bezinwazyjna.
Dokąd można się identyfikować z narratorem, aby móc wrócić niezmanipulowanym, z dna, zza krawędzi, do jakiego stopnia pozwolić się znieczulić? Jak obliczyć dystans? Jak zahartować hart?
Więc szukasz potwierdzenia, czegoś, co nie wykipi, nie eksploduje, rozwiercasz ziemię, ale zostaje ci dół, bo przykładałeś nie to, co trzeba. Może trzeba było kroić albo drążyć. Kopać. Więc próbujesz w innym miejscu. Na szutrze, na płocie, co istnieje w naszych głowach.
Mat Nować jest doskonałym pisarzem. Znakomicie kontroluje swój traktat w tej jakże trudnej stylistyce „naręcza trzewi”. W takiej formie można się spodziewać wszystkiego, odpłynięcia, pogubienia, a jest niesamowita dyscyplina, wątki się dopełniają, bohaterowie nie wypadają z ról. Bardzo lubię Nowaciowe dialogi, w których nikt nigdy nie dostaje forów i nie istnieją preferencyjne okienka tekstowo-czasowe dla takiego, co chciałby jak w bańce, jak sam. Ktoś mówi, ale też ktoś słucha, ktoś trawi, a potem się wcina, w duszność, w zdanie. I lądowanie nie takie twarde, jak się zapowiadało, zakuwające współwinę w gdyby, ładne. Przez wersy „Ludzi i pistoletów” z powrotem wierzę w sens czytania polskich autorów.
Punkt rosy Mat Nować
6,8
"Punkt rosy" zaintrygował mnie świetną, minimalistyczną okładką (brawo dla jej twórcy - Pawła Jońcy) i całkiem zagadkowym tytułem, który nabiera nowego znaczenia po przeczytaniu książki. Jeśli chodzi o autora, pod pseudonimem Mat Nować kryje się polski pisarz, co ciekawe - jest to jego literacki debiut (raczej bym na to nie wpadł, "Punkt rosy" zarówno w trakcie lektury, jak i po jej zakończeniu sprawia wrażenie bardzo dopracowanej i 'dojrzałej' historii). Niebieska Studnia nie wydaje nadzwyczaj wielu książek, ale kiedy już to robi... To nie jest opowieść, którą da się łatwo zapomnieć.
Albert J. Blume - najmłodszy oficer niemieckich obozów koncentracyjnych w Polsce. Tak przedstawia się główny bohater "Punktu rosy", będący również narratorem sporej części powieści. Wydarzenia felernej nocy, podczas zdawałoby się rutynowego procesu pozbycia się zwłok z obozu, uruchamiają lawinę nieprzewidzianych konsekwencji. Albert, razem z esesmanem Fritzem i kapo Gorsteinem, natrafiają na zakopaną skrzynię z sekretną zawartością. Mężczyźni postanawiają uciec z obozu zabierając znalezisko ze sobą, co wcale nie będzie łatwe. Właściwa historia przeplatana jest rozdziałami o rodzinnym domu Alberta, jego dzieciństwie pod opieką ciotki i obok matki - alkoholiczki, a także opisami koszmarnych snów, które dręczą młodego człowieka.
"Punkt rosy" nie jest ani lekką, ani łatwą, ani przyjemna lekturą. Wrażliwa dusza głównego bohatera i fragmenty ocierające się wręcz o surową poezję, roztrzaskują się o twardy mur zwierzęcego strachu. Realia obozu są jedynie odległym tłem dla piekła trawiącego umysły Alberta i Fritza. Każdy z nich ma swoje sekrety, są zupełnie różnymi ludźmi, ale łączy ich wspólny, paniczny lęk o własne życie. Czy komendant obozu Zimmler wie o skrzyni i przejrzał zamiary jej znalazców? Czy kontroluje każdy ich krok, żeby móc uderzyć w chwili, kiedy pomyślą, że im się udało? Poczucie osaczenia udziela się czytelnikowi i nie słabnie do samego finału. Ciężki klimat tworzą także dialogi, którym bliżej chwilami do urwanych szczeknięć z pobliskiej fermy lisów należącej do Zimmlera, niż do 'prawdziwej' ludzkiej rozmowy. Strach robi swoje. Ludzki umysł jest zdolny do nieobliczalnych reakcji... Jak poradzi sobie Albert, który budzi się z sennego koszmaru tylko po to, żeby zderzyć się z koszmarem rzeczywistości? Przeszłość zaczyna mieszać się z teraźniejszością, zaś każda kolejna droga ucieczki okazuje się zamknięta...
Mat Nować wykazał się pisarskim sprytem w swojej debiutanckiej powieści - ukrył sporo treści w momentach przemilczanych, dając niewielkie sugestie czytelnikowi, by ten podążał wskazanym przez niego torem. Te dopowiedzenia, które sobie tworzyłem podczas czytania, nie zawsze okazywały się trafne, jednak im bliżej końca lektury, tym więcej elementów wskakiwało w odpowiednie luki, a cała historia zaczęła zamykać się w kompletną całość. Sny i wspomnienia przeszłości uzupełniały rzeczywistość, i na odwrót. Bezsens wojny został skondensowany i umieszczony w umyśle bohatera, który targany skrajnymi emocjami, zaczyna gubić się we własnych uczuciach. Nawet pozornie rozsądne działania zdają się prowadzić tylko i wyłącznie do tragicznego końca, Albert staje się wbrew swojej woli trybikiem w maszynie samozniszczenia. Zakończenie nie napawa optymizmem, jednak czy można spodziewać się czegoś innego? Polecam miłośnikom mrocznej, dobrze napisanej prozy skupiającej się na tych aspektach ludzkiej natury, z której nie jesteśmy dumni, ale której nie możemy się wyprzeć. Być może czytanie tego typu książek 'na co dzień' nie jest najlepszym pomysłem (żeby się za bardzo nie dobić),ale raz na jakiś czas? Myślę, że to nawet wskazane. :)