Ministerstwo Prawdy. Biografia Roku 1984 Orwella Dorian Lynskey 7,7
ocenił(a) na 716 tyg. temu (2019)
[The Ministry of Truth: A Biography of George Orwell’s 1984]
„Rok 1984 nie tylko sprzedał się w milionach egzemplarzy, ale też przeniknął do świadomości niezliczonej ilości ludzi, którzy nigdy go nie przeczytali” (str. 10).
„Niniejsza książka to zatem historia Roku 1984. Istnieje kilka biografii George’a Orwella [1903-1950] oraz trochę akademickich badań nad intelektualnym kontekstem książki, nie było jednak jeszcze próby połączenia tych dwóch nurtów w jedną narrację przy jednoczesnym badaniu życia po życiu samej powieści. Biografia Orwella interesuje mnie głównie jako narzędzie do wyjaśniania przeżyć i idei składających się na jego osobisty koszmar, w którym wszystko, co cenił, stopniowo ulegało systematycznemu niszczeniu: szczerość, przyzwoitość, sprawiedliwość, pamięć, historia, klarowność, prywatność, zdrowy rozsądek, normalność, Anglia, miłość. Musimy zacząć więc od jego decyzji o wyjeździe na front hiszpańskiej wojny domowej w 1936 roku, bo tam po raz pierwszy stał się dobitnie świadom, jak polityczna potrzeba psuje uczciwość, język i samą prawdę. Pójdziemy za nim przez blitz [nazistowskie naloty bombowe, 1940-41], Home Guard, BBC, londyński półświatek literacki i powojenną Europę na [szkocką] wyspę Jura, gdzie wreszcie stworzył swoją powieść” (str. 11).
„Chcę zwrócić uwagę na to, co Orwell naprawdę myślał i dlaczego zaczął tak myśleć. […]
Jego książka była zwieńczeniem lat myślenia, czytania i pisania o utopiach, superpaństwach, dyktatorach, więźniach, propagandzie, technologii, władzy, języku, kulturze, klasie, płci, wsi, szczurach i wielu innych tematach – często do tego stopnia, że trudno przyporządkować jakąś frazę lub koncepcję do konkretnego źródła. Choć Orwell niewiele powiedział o rozwoju swojej powieści, pozostawił tropy liczące tysiące stron” (str. 12)*.
Z zachowanego rękopisu pierwotnej wersji Roku 1984 wynika, „że Orwell był konsekwentny i skoncentrowany na swoich zamiarach” (str. 247) – przy kolejnych modyfikacjach nie doszło do żadnej zmiany, żadnego przekonstruowania, które miało by wpływ na wymowę całości.
„[…] fakt, że powieść ta przemawia do nas tak głośno i wyraźnie w 2019 roku [tj. roku publikacji książki DL, a myśląc szerzej: współcześnie], jest straszliwym aktem oskarżenia pod adresem zarówno polityków, jak i obywateli. […] Nie jestem pewien, czy Rok 1984 jest dziś bardziej na czasie niż kiedykolwiek wcześniej, jednak na pewno jest bardziej na czasie, niż powinien być” (str. 17).
„W erze skrajnie prawicowego populizmu, autorytarnego nacjonalizmu, szalejącej dezinformacji i upadku wiary w liberalną demokrację nie możemy po prostu odrzucić przesłania Roku 1984. Zakładając, oczywiście, że możemy go przeczytać: w Chinach, gdzie panuje najbardziej wyrafinowany system cenzury na świecie, każda wzmianka o powieści Orwella jest usuwana z internetu razem ze wszystkimi innymi śladami oporu**.
[…] Z jednej strony [dzisiejszy] Zachód nie pogrążył się w totalitaryzmie; silnikiem światowej gospodarki stałą się konsumpcja, a nie wieczna wojna. Jednak [autor] nie przewidział trwałości rasizmu i religijnego ekstremizmu. Nie przewidział też, że zwykli ludzie oddadzą się dwójmyśleniu równie gorliwie co intelektualiści i że bez terroru ani tortur uwierzą, że dwa plus dwa to tyle, ile akurat powie im się, że ma być.
[…] Podczas zimnej wojny była to książka o totalitaryzmie. W latach osiemdziesiątych stała się ostrzeżeniem przed wszechobecną technologią. Dziś jest przede wszystkim obroną prawdy” (str. 383).
„[…] Rok 1984 to trwałe kompendium wszystkiego, czego [Orwell] dowiedział się o ludzkiej naturze w kontekście polityki: wszystkich uprzedzeń poznawczych, nieuświadomionych niechęci, moralnych kompromisów, językowych sztuczek i mechanizmów władzy, dzięki którym niesprawiedliwość może zatriumfować. Pozostaje też niezrównanym przewodnikiem po tym, czego należy się wystrzegać. Orwell pisał dla ludzi swojej epoki, ale też, jak Winston, dla ludzi »przyszłości, dla jeszcze nienarodzonych pokoleń«” (str. 387)***.
Jeśli komuś brakowało do tej pory obszernego komentarza do Roku 1984, ta książka jest dla niego. Wątki biograficzne wychodzą na pierwszy plan lub nikną z pola widzenia, kiedy przyglądamy się wydarzeniom z XX wieku i twórczości tych autorów, którzy wpłynęli na Orwellowski punkt widzenia, zapatrywania i refleksje. Książka podzielona na dwie części: pierwsza dotyczy życia pisarza, druga losów pośmiertnych jego opus magnum – jest niestety o wiele krótsza i nie wyczerpuje tematu, bo Orwell stał się inspiracją dla znacznie większej liczby twórców niż garstka omawianych, i nadal jest przywoływany („Orwell wiecznie żywy”). Lynskey przytacza przykłady z kręgu kultury anglosaskiej**** i skupia się wydarzeniach z UK i USA, wspominając o odbiorze za żelazną kurtyną, ale nie eksplorując tamtejszych tropów. A szkoda, bo w Polsce trafiłby na Janusza Zajdla (1938-1985).
„Życie Orwella i publiczne istnienie jego ostatniej powieści nakładały się tylko przez dwieście dwadzieścia siedem dni” (str. 278). Będąc świadomym swojego stanu zdrowia, jednocześnie wierzył, że ma przed sobą jeszcze sporo czasu, dostatecznie dużo by napisać kilka dobrych książek*****. Niestety, los chciał inaczej.
Wartość Roku 1984 jest bezdyskusyjna, i obok Nowego wspaniałego świata Huxleya oraz 451° Fahrenheita Bradbury’ego, stanowi pozycję obowiązkową, bez której nie będziemy w pełni rozumieć tego wszystkiego, co wyrosło z inspiracji tymi trzema powieściami.
_________________________
* Brzmi to jak wyjątkowa synteza o ponadprzeciętnym stopniu złożoności, ale każdy twórca który nie idzie na łatwiznę, nawet zestawiając swoje dzieło z dobrze znanych elementów – świadomie lub nie – stara się to robić tak, aby stworzyć nową jakość: aby jego inspiracje były jak nitki, a nie konkretne fragmenty materiału.
** Zajrzyj do: Chiny 5.0 – Jak powstaje cyfrowa dyktatura – Kai Strittmatter (2018).
*** „»Nie wierzę w to, że społeczeństwo jakie opisałem [w Roku 1984], p o w s t a n i e, sądzę jednak, że (…) coś podobnego mogłoby zaistnieć«. […] Zachód spodlił się i przepoczwarzył na wiele sposobów przez zimnowojenne machinacje, jednak nie stworzył podobnego despotyzmu. Z definicji kraj, w którym wolno czytać Rok 1984, nie jest krajem opisywanym w Roku 1984. […] Jak powiedziała [Ursula K. Le Guin w kontekście rozważań o Orwellu], fantastyka naukowa wykorzystuje metaforę, by powiedzieć co na temat »tu i teraz« […]” (str. 342).
**** „»Dla mnie [mówi Terry Gilliam] sednem [filmu] Brazil jest odpowiedzialność, zaangażowanie – nie możesz po prostu pozwolić, żeby świat robił to, co robi, i się nie angażować”. To także sedno V jak Vendetta” (str. 349). I Equlibrium (2002),które autor niestety pomija.
***** W Burzy. Ucieczce z Warszawy ‘40 Macieja Parowskiego (1946-2019),dosyć naiwnej, alternatywnej wizji w której III Rzesza ponosi klęskę i nie demontuje Polski do spółki z ZSRR, Orwell kuruje się nad Wisłą.
•
Lynskey nie brnie w intelektualne eksperymenty, ale posługuje się złożonymi zdaniami, a to wymaga wzmożonej uwagi. Regularnie korzysta z subtelnej ironii i sarkazmu. Pisze inteligentnie, i umiejętnie łączy niezliczone wątki. Całość jest bardzo ciekawa, choć nieco przytłaczająca, raczej dla dojrzałego czytelnika.
Tłumaczenie Grzegorza Kuleszy (2021) jest dobre, w pewnych fragmentach przydałby się drobne poprawki, niemniej nie ma to większego wpływu na odbiór książki.
•
„Tak jak bycie imperialistą nauczyło go nienawidzić imperializmu, bratanie z górnikami i włóczęgami dało mu poczucie niesprawiedliwości gospodarczej, a walki w Hiszpanii umocniły jego sprzeciw wobec zarówno faszyzmu, jak i komunizmu, tak praca propagandzisty – nawet względnie nieszkodliwego – obdarzyła go moralnym prawem do najostrzejszej krytyki propagandy” (str. 155).
Orwell, urodzony w biednych Indiach, uczęszczając do nielubianej szkoły, śledził echa rewolucji październikowej, a później narodziny faszyzmu i nazizmu. W Birmie, na służbie korony, zrozumiał, jak mechanizm imperium działa w praktyce. W Hiszpanii, jako ochotnik, wiele się nie nastrzelał, ale o mało nie zginął, a potem czekały go dalsze niespokojne lata na Wyspach. Takie życie zmuszało do refleksji i owocowało dwoma bestsellerami: Folwarkiem zwierzęcym (1945) i Rokiem 1984 (1949),których nie wypada nie znać. Pisarza zawłaszczała sobie i lewica, i prawica – jest to najdobitniejsze świadectwo uniwersalności przekazu, a także wiarygodności Orwella, który nawet siedem dekad po swojej śmierci, nie pozwala nam zapomnieć, że wolność nie jest dana raz na zawsze. Że trzeba o nią dbać, pilnować jej, i patrzyć władzy na ręce*.
_________________________
* Po ośmiu latach (2015-2023) rządów populistów z PiS, chorego Muppet Show z elementami pseudodyktatury, rozkradania państwa, bratania się z klerem i robienia prostym ludziom wody z mózgu, za pomocą wszechobecnej, prymitywnej propagandy, nie trzeba chyba do tego przekonywać.
•
Tytułowe Ministerstwo Prawdy, miejsce pracy Winstona z Roku 1984, to instytucja mająca monopol na „fakty” (tj. aktualnie obowiązującą wersję wydarzeń): „To, co w 1937 roku [w Hiszpanii, w czasie wojny domowej] było tylko przeczuciem, stało się przekonaniem leżącym u podwalin Ministerstwa Prawdy oraz prawdziwego źródła władzy angsocu: »kontroluje nie tylko przyszłość, ale i p r z e s z ł o ś ć. Jeśli Przywódca mówi, że takie a takie wydarzenie nigdy nie miało miejsca, to znaczy, że tak było. Jeśli twierdzi, że dwa plus dwa jest pięć, to znaczy, że istotnie tak jest. Perspektywa takiego świata przeraża mnie bardziej niż bomby – a po doświadczeniach ostatnich lat stwierdzenie to nie jest wcale błahe«.
[…] Wojna totalitaryzmu z rzeczywistością była bardziej niebezpieczna od tajnej policji, ciągłej inwigilacji oraz buta na twarzy, ponieważ tym »zmiennym, fantasmagorycznym światem, w którym to, co czarne może być jutro białe, a wczorajsza pogodę zmienia się w trybie dekretu«, nie rządzą żadne stałe zasady pozwalające na bunt – nie ma żadnego zakamarku umysłu, który nie byłby skażony i wypaczony przez państwo. To władza usuwa możliwość przeciwstawienia się władzy” (str. 156).
•
„Pod koniec 1945 roku czytelnicy »Tribune« ujrzeli posępny artykuł pod tytułem Almanach starego George’a przez Orwella ze szklanej kuli odczytany. Tytuł ten miał postawić w nieco bardziej komicznym świetle prognozy Orwella na rok 1946, do których należały między innymi gospodarcza katastrofa, powrót faszyzmu, »wojny, zamachy bombowe, egzekucje publiczne, głód, epidemie i odrodzenie religijne«” (str. 221).
Religijność jest tutaj wymieniona obok innych, zdecydowanie destrukcyjnych społecznie aspektów rzeczywistości. Dla tych, którzy dorastali w środowisku liberalnym, pod wpływem wartości humanistycznych, nie ma żadnych wątpliwości odnośnie takiej klasyfikacji. Jest to po prostu trzeźwa konstatacja wynikająca z ogólnej oceny wpływu społecznego, psychologicznego, ogromu wypaczeń, krzywd i patologii jakie niesie ze sobą religia. Ale wystarczy wejść w nieco inne grono, ludzi wywodzących się z prowincji, kształtowanych przez rodziców z niskim wykształceniem, nieczytających, często klepiących biedę, i tam Kościół, religijność, będą czymś zgoła odmiennym: kotwicą i drogowskazem, rogiem obfitości który wystarczy sprytnie uchylić. Dla nich żarliwa wiara i klepanie pacierzy na klęczkach jest czymś dobrym, zupełnie jak dla ogromnej części Europejczyków z XIX wieku, którzy wyśmiewali murzyńskie kulty, zwyczaje muzułmanów, buddystów czy syberyjskich szamanów, ale nie dostrzegali niczego dziwnego w obsesyjnej recytacji egzaltowanych formułek, adoracji krzyża, samoumartwieniu itp. praktykach, które pod kątem celu i formy są w pełni analogiczne, wyrastają z tych samych potrzeb i mają ten sam skutek. Czasami zapomina się o tym ciemnogrodzie, jednak wystarczy zmiana pracy czy wyjazd za miasto, by sobie przypomnieć, że tych ludzi jest naprawdę sporo i bardzo sprawnie produkują swoich następców. W przeciwieństwie do ludzi rozsądnych, którzy – niestety – mają mniej serca do rodzicielstwa.
(Ktoś może wywnioskować, że wzrost religijności będzie najczęściej wynikać z nagromadzenia negatywnych bodźców – w myśl porzekadła „jak trwoga to do Boga” – i jest to efekt wspomnianych „plag”, i tyle; jednak znając Orwella, jego poglądy i publicystykę, choć wchodzi ten mechanizm w grę, jest to jednocześnie zjawisko zdecydowanie ujemne, złe samo w sobie, i jako takie wymienione).
•
Rok 1984 przeczytałem w tłumaczeniu Mirkowicza (wyd. Muza, 2006),zapewne na studiach (2007? 2008?),bo pamiętam, że po latach, pracując już w Teleaudio, odsłuchiwałem audiobooka, aby sprawdzić na ile zapamiętałem książkę i czy coś mi nie umknęło. Niestety było to przed tym jak zacząłem umieszczać krótkie notatki na stronie jednej z księgarni internetowych, i lata przed rejestracją w tym serwisie. Wątpię aby były to szczególnie wartościowe zapiski, i pewnie zrobiłbym wiele aby nie ujrzały światła dziennego, ale byłoby to jakieś zatwierdzenie lektury. Świadectwo, że ta miała miejsce i była przemyślana.
Ekranizację z roku – nomen omen – ‘84 oglądałem w 2021, i oceniłem ją w prywatnym rankingu na 5.8/10 – zatem raczej nisko, chociaż świetnie oddaje klimat książki. Polecam natomiast muzykę duetu Eurythmics – nie był to raczej najlepszy wybór ścieżki dźwiękowej, ale synth-pop był wówczas brzemieniem dekady, a wątpliwe by ktoś brał pod uwagę Laibach. Nie pasuje, ale wpada w ucho.
•
UWAGI (wyd. I z 2021): str. 127 – „Chociaż film Niemca bazował na wellsowskiej w stylu i książce Thei von Harbou […]” (w stylu i… czym?, zbędne „i”?); str. 140 – Oczekuje nas (tu: Czeka nas – ale to błąd innego, cytowanego tłumaczenia); str. 218 – Hirosimę (tj. Hiroszimę, zapis oddaje lepiej nazwę japońską, gdzie nie ma SZ [広島]; str. 281 – Inicjał U zamiast N (duża litera na początku rozdziału); str. 298 – „Wymownie świadczy…” (pierwszym słowem w tym zdaniu powinno być TO – zabrakło doprecyzowania); str. 327 – „w »The Spectatorze«” (albo w „Spectatorze”, albo w „The Spectator”) + „The Daily Expressu” (The Daily Express – bez odmiany); str. 309/341/402 – Izaak Asimov (Isaac Asimov); str. 337 – a może i wcześniej – to co pada, brzmi tak, jakby dystopia Orwella miała charakter cybernetyczny; str. 366 – „The Guardianie” (The Guardian/Guardianie); str. 367/379 – „The New York Timesowi” (tak jak we wcześniejszych przypadkach, powinno być bez odmiany, a jeśli już koniecznie z, to bez „The” – w przypadkach wymienionych dalej to samo); str. 374 – „[…] wielkich kłamstw tak absurdalnych […]” (trzeba by tu dostawić przecinek po „kłamstw”, albo zmienić nieco szyk: tak wielkich, absurdalnych kłamstw); str. 379 – „The New York Timesa”; str. 383 – „The New Yorkera”; str. 390 – „The New Statesmana” + „The Guardiana”. Można odnieść wrażenie, że polski tłumacz przesadza z przecinkami (prawdopodobnie warto nieco zredukować ich liczbę, bo często wyhamowują czytelnika tam gdzie nie trzeba).