cytaty z książek autora "Kathy Reichs"
L'abonne que vous tentez de joindre... Abonent z którym usiłujesz się połączyć.... Chciałam się połączyć i udusić tę babę. W dwóch językach.
W sesji nagle zaczynają umierać bliscy, przeróżne problemy natury osobistej paraliżują studentów. Ta sesja nie była pod tym względem wyjątkowa
Przypomniało mi się to miejsce poniżej jego obojczyka, gdzie było zagłębienie, w które idealnie wpasowywał się mój policzek. Było mi wtedy tak dobrze. Tak bezpiecznie. Tak wspaniale.
-Możesz to robić dzień po dniu, rok po roku i nie stracić wiary w gatunek ludzki?
-Nie odpowiedział od razu.[...] Potem spojrzał mi w oczy.
-Od czasu do czasu gatunek ludzki wydaje drapieżników, którzy żerują na pozostałych. Oni nie należą do gatunku. Oni są mutantami. Moim zdaniem te osobniki nie mają prawa zużywać tlenu. Ale są tutaj, więc pomagam ich wsadzić za kratki, czyli tam, gdzie nie będą mogli szkodzić innym. Sprawiam, żeby żyło się bezpieczniej ludzziom, którzy wstają rano, codziennie chodzą do pracy, wychowują dzieci albo hodują pomidory czy rybki tropikalne i wieczorm oglądją mecz w telewizji. To oni są gatunkiem ludzkim.
Kobiety są słabsze. Przyśpieszają, słysząc za sobą kroki. Zanim otworzą drzwi, zerkają przez wizjer. Gdy jadą pustą widną, stoją zawsze przy przyciskach. Boją się ciemności. Czy Primrose była kolejną postacią w niekończącej się paradzie kobiecych ofiar?
Ryan pogłaskał moje ramie, przyciągnął mnie do siebie i przyłożył swój policzek do czubka mojej głowy. Poczułam, jak po moim ciele rozchodzi się fala ciepła.
- Kiedy zobaczyłem Cię leżącą na podłodze ostatniej nocy, obok broni i ciała, poczułem, że coś tracę.
Byłam zbyt zaskoczona, aby mówić. Może to najlepsze wyjście. Cokolwiek powiem, będzie prawdopodobnie złe.
- Zrozumiałem coś.
Głos Ryana brzmiał dziwnie. Przycisnął moją głowę do swojej piersi.
- Albo może w końcu przyznałem się sam przed sobą.
Ryan tulił się do moich włosów. Do czego? przyznał, do czego?
- Tempe...
Jego głos się łamał. (...)
- Widziałem w życiu zbyt wiele zła, by ufać ludziom. Nie wierzę w dobre zakończenia. - Poczułam, jak przełyka. - Ale wierzę w Ciebie.
Usiadł obok mnie na poduszce i pocałował mnie w czoło.
- Musimy wszystko przemyśleć.
Chcę porozmawiać...
- Pomyśl o tym. - Chabrowe oczy zaglądały w moją duszę.
Przepadłeś.
Brutalna prawda o upadku człowieczeństwa kłuje w oczy. Współczucie przynosi tylko niewielką ulgę.
Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Zbieg okoliczności wynika z nieznajomości wszystkich faktów. Czas na fakty.
- Brennan, od dwóch dni traktujesz mnie jak intruza. Właściwie, jeśli się nad tym zastanowić, warczysz na mnie już od kilku tygodni. W porządku. Przeżyję. - Ujął w dłonie moją twarz i spojrzał mi głęboko w oczy. - Ale jedno musisz wiedzieć. To, co się stało wczoraj nie było tylko chemią. Zależy mi na Tobie i cieszę się, że mogłem być tak blisko. Nie żałuję tego i nie mogę obiecać, że nie spróbuję ponownie. pamiętaj jednak, ze wszystko zależy od Ciebie - ja jestem głową, ale szyją jesteś Ty.
Przy stoliku położonym najdalej od ulicy siedziała kobieta o ramionach chudych jak patyki.W ciszy paliła papierosa i piła czarną kawę.Ubrana była w czerwoną bluzeczkę,którą moja matka nazwałaby szmatą(...)Na jej twarzy malował się obojętny wyraz osoby,która zbyt długo żyje na ulicy.Nie mogąc już konkurować z młodszymi dziewczynami,specjalizowała się zapewne w szybkich numerkach w zaułku albo robieniu laski na tylnym siedzeniu samochodu.Posezonowa wyprzedaż ciała po bardzo obniżonych cenach.
Od czasu do czasu lubię sobie udzielić dobrej rady. Na przykład: Nie irytuj się. Często ignoruję tę poradę.
Ci, którzy marnują mój czas, nie mogą się cieszyć słoneczną stroną mojego usposobienia.
-Może następnym razem?
Jasne, zaraz po tym, jak ponownie za sprawą Mojżesza morze się rozstąpi, pomyślałam.
Nie bałam się już tego, co miał przynieść dzień. Śmierć była wszechobecna, towarzyszyła nam w każdej minucie życia. Była częścią cyklu natury.
- Pracuję w biurze lekarza sądowego. Badałam ofiarę.
- Znaczy jej ciało?
Nie, geniuszu. Jej skarpetki w romby.
-Tora, Biblia, Koran. Każda z tych ksiąg oferuje receptę na duchowe zadowolenie, na nadzieję, miłość, kontrolowanie podstawowych ludzkich namiętności, każda przekonuje, że ta recepta pochodzi prosto od Boga, chociaż przesłana przez różnych posłańców. We wszystkich próbuje się przedstawić formułę na uporządkowane duchowe życie, ale jakimś sposobem przesłanie ulega wynaturzeniu jak komórki nowotworowe. Samozwańczy rzecznicy wyznaczają granice słusznej wiary, outsiderów uznają za heretyków, wzywają wierzących do walki z nimi. Nie wydaję mi się, że tak to miało być.
-Jak się masz?
-Świetnie. A ty?
- Nie mogę narzekać. Nawet gdybym to robił, nikt by nie słuchał.
Summer ułożyła próbki tkanin, jedna obok drugiej, poniżej szczęśliwych finalistów plebiscytu na najlepsze serwetki. Oczy moje i Pete'a spotkały się nad jej plecami. Podniosłam brwi. "Poważnie"? - "Jestem twoim dłużnikiem" - wymamrotał bezgłośnie Pete. Jasne. Summer wyprostowała się. - I co myślisz? Myślę, że Bóg obdarzył lepszym poczuciem estetyki babeczkę kukurydzianą.
Niespokojne niebieskie oczy dokładnie przebiegły wzrokiem po mojej twarzy. Jakby chciał zapamiętać szczegóły.
Coś ścisnęło mnie za serce.
- Podejdź do mnie. - Ryan rozłożył ramiona. - Obejmij mnie.
Zaskoczona, wstałam i wtuliłam policzek w jego klatkę piersiową. Tym objęciem złamaliśmy wszelkie narzucone przeze mnie zasady dotyczące zażyłości w miejscu pracy. Nie dbałam o to. Minęło zbyt wiele czasu. Była sobota. W budynku nikogo nie było.
Ramiona Ryana ogarnęły mnie. Jego podbródek spoczął na moich włosach. Poczułam, jak krew uderza mi do głowy, a po moim ciele rozchodzi się ciepło.
Wdychając znany mi zapach mydła i Acqua di Parma oraz czując znajome, umięśnione i wyrzeźbione ciało, zastanawiałam się, czy wcześniej mylnie odczytałam wyraz jego twarzy.
Potem usłyszałam słowa, które wyszeptał bardziej do siebie niż do mnie.
- Pewnie już nigdy więcej tego nie zrobisz.
Czułam się, jak wciśnięta pomiędzy dwa zadzierzyste łosie w rui.
Nie ma co spierać się z mózgiem, gdy jest w takim nastroju.
Przyszły były mąż chciał zaprosić mnie na obiad, żebym poznała Summer. Prędzej w szabas podadzą schabowe.
- Mężowie zdradzają. Kobiety mają swoje potrzeby.
- Pete jej nie zdradzał. - Tort wylądował z głośnym plaśnięciem na stole. [...] - Po prostu uznali razem z Tempe, że czas brać nogi za pas - stwierdziła i zwróciła się do mnie: - Zgadza się?
Spojrzałam w oczy tak błękitne, jak płomień palnika, a potem Ryana znikł w tłumie
Jestem kobietą, której nastrój zależy od pogody - podnosi się i spada razem z barometrem.
A jednak czuł wyrzuty sumienia. Dlaczego? Dlatego, że ją zranił? (...) żałował, że nie zwracał na nią uwagi. Pozwolił jej myśleć, że jest nieważna. W Wigilię jej śmierci nie chciał z nią porozmawiać, odwrócił się na drugi bok i zasnął. Nie pożegnał się rankiem i żył ze świadomością, że nigdy nie naprawi tego błędu