Najnowsze artykuły
- ArtykułyGwiazda Hollywood czyta Tokarczuk, a „Quo vadis” i „Heartstopper” wracają na ekranyAnna Sierant4
- Artykuły„Piszę takie powieści, jakie sama chciałabym czytać”: rozmawiamy z Agnieszką PeszekSonia Miniewicz4
- ArtykułyPrzyszłość należy do czytających. Weź udział w konferencji Literacy for Democracy & BusinessLubimyCzytać1
- Artykuły„Lata beztroski” – początek sagi o rodzinie Cazaletów, która wciągnie was jak serial „Downton Abbey”Marcin Waincetel2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
David Brewer
2
6,4/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,4/10średnia ocena książek autora
106 przeczytało książki autora
42 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Flash: Urodzony Sprinter Mark Waid
6,0
Komiks prezentuje początki kariery Wally'ego Westa jako Kid Flasha... i to w zasadzie tyle. Mamy jego origin i kilka lekko związanych ze sobą historyjek. Jest to forma trochę dziwna, bo wygląda to tak jakby autor miał zrobić dłuższy origin i po chwili stwierdził "ło cholera, za krótko mi to wyszło, walnijmy coś randomowego". Wszystko to nie jest złe, czyta się dobrze ale mam z tym mały problem. Według mnie, czytanie o początkach kariery jakiegokolwiek Flasha nie jest zbyt zajmujące. Ile razy można czytać o tym jak kogoś walnął piorun, uczy się swoich mocy i walczy z przeciwnikami, którzy nie stanowią dla niego większej przeszkody (no bo to pierwsi przeciwnicy - nie mogą być zbyt "niepokonani")? Wszystko jest mocno oklepane, ale ładnie to ilustruje charakter Wally'ego i jest dobrym wstępem do jego historii. Komiks jest jednak raczej tylko dla fanów Flasha, bo reszta odczuje tutaj mocne deja vu.
Minus za rysunki. Zwykle nie przeszkadza mi, że w jednym tomie jest kilku rysowników, ale tutaj zmieniają się co parę stron, co po pewnym czasie trochę irytuje. Dodatkowo strona wizualna mocno się waha - raz mamy "bezpieczną" kreskę bez eksperymentów, raz nie wiadomo po co styl kreskówkowy, a raz kreskę, którą nie umiem określić inaczej niż "brudna" (ciężko mi to ubrać w słowa - to trzeba zobaczyć). Oczywiście, to kwestia gustu artystycznego ale osobiście najbardziej mi się podobna styl pierwszej historii - reszta jest jakaś taka sobie.
Plus za tradycyjny staroć. O ile starocie w innych tomach bywają dla mnie nużące i czasem ciężko się je czyta, to tutaj wszystko było jakieś takie bardziej płynne. Oczywiście, to dalej naiwna Srebrna Era, ale dosyć przyjemna Srebrna Era.
Deadpool Classic, tom 5 Brian Smith
6,7
Mimo tego, że obiecałem sobie, że po kolejne wariacje na temat… nie sięgnę, postanowiłem jednak wziąć byka za rogi i przeczytać, a w większości obejrzeć kolejny tom przygód Deadpoola.
Tym razem jest to tom piąty”Deadpool Classic”. W sumie niczym się nie różni od poprzednich, w sensie tego co wyprawia główny bohater, jednak jakaś nowość to jest.
A kim jest ów Deadpool? Większość pewnie kojarzy tego byłego najemnika, który zyskał możliwość regeneracji, jednak jego twarz się nie zregenerowała. Możliwe że jest to gdzieś wyjaśnione, jednak ja nie mam bladego pojęcia dlaczego tak jest. Tak więc mamy antybohatera i jego nieustanną paplaninę, która robi się po jakimś czasie nużąca. A czego dowiemy się z nowego tomu jego perypetii?
Nasz bohater ma halucynacje objawiające się króliczkami, które byłyby nawet słodkie, gdyby nie były szablozębne. Poza tym historie są praktycznie takie same jak zawsze. Parę zadań do wykonania, żarciki którymi Wilson rzuca bez końca i próba walki z samym Wolverinem.
Przekonajcie się sami.
Słowem podsumowania. Gdyby nie to, że od strony graficznej ten komiks prezentuje się naprawdę ciekawie, nie było by do czego zaglądać. Oklepane żarty drażniły mnie od samego początku. Jego bezwzględność i krwawe jatki może kogoś bawią, jednak ja miałem z tym kłopot.
W tym albumie, doskonały jest jedynie dodatek na ostatnich stronicach. Jest to Deadpool dla młodych czytelników, a całość wywołała śmiech nawet u mnie. Dla samych ostatnich stron warto nabyć ten komiks. Mnie oprócz tego dodatku spodobało się przedstawienie Wilsona, kiedy nie był jeszcze najemnikiem i wiódł w sumie nudne, ale szczęśliwe życie u boku małżonki. Dziwne było go ujrzeć bez maski i w sytuacjach w których nie sypał swoimi żarcikami.