Profesor na Wydziale Nauk Kognitywnych Universytetu Kalifornijskiego w San Diego. Zajmuje się między innymi rolą ucieleśnionej symulacji i metafory w procesie rozumienia języka. Autor książki Latające świnie. Jak umysł tworzy znaczenie (CCPress 2017)
Wymęczyłam tę książkę. Zwłaszcza pierwsza połowa jest ciężka, interesująca chyba tylko dla językoznawców, i to jeszcze filologów angielskich, no bo jakoś rozważania ile liter mają przeciętnie angielskie przekleństwa, na jaką głoskę się kończą, jaka jest ich „klasyfikacja”, czy jak wyglądają reguły gramatyczne stosujące się do ich użycia - nie były dla mnie ciekawe. Lepiej jest, jeśli chodzi o aspekty psychologiczne, takie jak czy przekleństwa faktycznie negatywnie wpływają na dzieci, albo jaki wpływ mają na nas wyzwiska. Autor jest zdania, że przekleństwo to tylko słowo, takie jak każde inne, tylko to ludzie nadają mu negatywne znaczenie. Fakt. Ale nadal nie wiem co myśleć o zjawisku używania słowa na „k” co drugi wyraz i w charakterze przecinka. I o tym, że taki sposób wyrażania się wydaje mi się coraz bardziej powszechny. Czy aby na pewno jest to takie nieszkodliwe, jak chciałby autor? Zatem nie znalazłam tu odpowiedzi na pytanie zadane w tytule: co przeklinanie mówi o nas samych, a to jest dla mnie znacznie bardziej inteesujące, niż analizy językoznawcze.
"Najpotężniejszymi słowami zaś – tymi, które bezpośrednio łączą się z emocjami – są przekleństwa. To one w niezwykły sposób pozwalają nam wyrażać cierpienie lub zadawać je innym. To one nie mają sobie równych w werbalizowaniu frustracji, gniewu czy patosu".
Warto podszkolić się z wulgarów. Zwłaszcza, przyjmując naukowe podejście. Ważna konkluzja, nie każdy wulgaryzm jest zły, a są w życiu sytuacje w których jego funkcja jest bardzo istotna.