Węgierski fotoreporter. Jeden z najważniejszych fotografów XX wieku, autor zdjęć z pięciu wojen (hiszpańskiej wojny domowej, wojny chińsko-japońskiej, II wojny światowej, I wojny izraelsko-arabskiej i I wojny indochińskiej) oraz innych wydarzeń. Podczas hiszpańskiej wojny domowej wykonał jedno z najważniejszych zdjęć – „Padającego żołnierza”. Podczas II wojny światowej wraz z pierwszą grupą alianckich żołnierzy brał udział w lądowaniu w Normandii. Znany był z zamiłowania do hazardu, alkoholu i z licznych romansów. Zginął w wieku 41 lat, w wyniku wybuchu miny, fotografując przebieg wojny w Indochinach.
To trudny czas, by pisać o Rosji. Możliwe, że stoimy u progu historycznych na Polski wydarzeń. Ukraina walczy, a my widzimy w Rosjanach wyłącznie wrogów. Trudno zatem sympatyzować z nimi, utożsamiać się albo im współczuć. Do tego jednak skłania Steinbeck relacjonując swoją podróż życia, czyli na wschodni skraj Europy, do Rosji.
Słynny fotograf, Capa oraz niemniej popularny pisarz postanawiają zwiedzić największe państwo świata, czyli Związek Radziecki. Jest to podróż dwóch niezbyt ogarniętych turystów, których zaskakuje bardzo wiele przyziemnych rzeczy, ale równie mocno zaczynają sympatyzować z tubylcami. Ci z resztą traktują podróżnych jak delegatów, honorowych gości i starają się ich ugościć najlepiej jak potrafią.
Steinbeck opisuje jak wygląda życie po niedawno zakończonej wojnie. Opisuje zgliszcza miast, ale i cierpienie, trud odbudowy jakie widzi na twarzach zwykłych, prostych ludzi. Trudno im nie współczuć. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy żył jeszcze Stalin. Sowieci go uwielbiali! Steinbeck mógł się z nim nawet spotkać. I choć do tego nie doszło, to jednak widzimy jak wielkim kultem jest ów jegomość otoczony (wszędzie wiszą jego portrety, które nieraz dzieli z Leninem, Marksem lub Woroszyłowem).
Ciężko mi się odnieść do tej książki. Sam chciałbym kiedyś zwiedzić Rosję, ale raczej nie w stylu Steinbecka. Podróżuje on po największych miastach, odwiedza muzea, teatry i chadza na spotkania i bankiety. Jedyne, czemu mogę przytaknąć, to opisy Gruzji (w tamtym czasie należała do ZSRR),które oddają ducha nawet obecnych czasów w tym arcyciekawym państwie (miałem okazję zwiedzić niedawno Gruzję).
Książkę oczywiście polecam. Jest ciekawa, napisana w lekkim i humorystycznym stylu. Wydaje się w ogóle nie zdezaktualizowana.
Paweł
"ᴘʀᴀᴡᴅᴏᴘᴏᴅᴏʙɴɪᴇ ᴊᴇᴅɴᴀ̨ ᴢ ɴᴀᴊᴛʀᴜᴅɴɪᴇᴊꜱᴢʏᴄʜ ʀᴢᴇᴄᴢʏ ᴅʟᴀ ᴄᴢᴌᴏᴡɪᴇᴋᴀ ᴊᴇꜱᴛ ᴘʀᴏꜱᴛᴇ ᴏʙꜱᴇʀᴡᴏᴡᴀɴɪᴇ ʀᴢᴇᴄᴢʏᴡɪꜱᴛᴏꜱ́ᴄɪ ɪ ᴀᴋᴄᴇᴘᴛᴏᴡᴀɴɪᴇ ᴊᴇᴊ - ᴛᴀᴋᴀ̨, ᴊᴀᴋᴀ ᴊᴇꜱᴛ. ᴢᴀᴡꜱᴢᴇ ᴢɴɪᴇᴋꜱᴢᴛᴀᴌᴄᴀᴍʏ ᴊᴇᴊ ᴏʙʀᴀᴢ ᴡᴌᴀꜱɴʏᴍɪ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊᴀᴍɪ, ᴏᴄᴢᴇᴋɪᴡᴀɴɪᴀᴍɪ ʟᴜʙ ʟᴇ̨ᴋᴀᴍɪ."
⭐ John Steinbeck i Robert Capa zabrali mnie w piekielnie ciekawą podróż po Rosji. Niedługo po wojnie, uchylają rąbka tajemnic Związku Sowieckiego. Prawdziwa, barwna i żywa opowieść o miastach i wsiach, które wspaniale ze sobą kontrastują. Dowiedziałem się odrobinę o ich kulturze, o tym jak żyją, w co wierzą, i jakie różnice ich dzielą. Mówię o tym w czasie teraźniejszym ponieważ odnoszę wrażenie, że przez te 70 lat nie wiele zmieniło się w świadomości Rosjan, w dużej mierze za sprawą jeszcze mniej postępowych rządzących. Moje pierwsze zetknięcie z reportażem okazało się niezykle udane. Wpłynął na to także fakt, że napisał go jeden z moich ulubionych autorów.
⭐ Reportaż opowiada o dwumiesięcznej wyprawie autora wraz z fotografem za żelazną kurtynę. Do kraju, pełnego zakazów i obostrzeń, który od zawsze kojarzył mi się z przemocą i bezwzględnością. Steinbeck próbuje w obiektywny sposób ukazać obraz prawdziwej Rosji oraz prawdziwego obywatela, który w pocie czoła i pod czujnym okiem władzy, stara się jedynie żyć i cieszyć tym co ma. Steinbeck zawsze podchodził z wielką wrażliwością do ludzi i ich spaw, w rozczulający sposób pisał o ich cierpieniach i radościach, tym razem nie było inaczej. Pokładał ogromną wiarę w to, że nie taki diabeł straszny jak go malują. I jest w tym ziarno prawdy, to że ustrój jest wypaczony, nie oznacza że każdy obywatel jest zły do szpiku kości. Czasem gdy czytałem o tych historiach, wydawały się być nieprawdopodobne, jakby upiększone na potrzeby reportażu. Zdążyłem odrobinę poznać Steinbecka i jego wrażliwość, dlatego nie zdziwiłbym się gdyby dostrzegał dobro tam, gdzie najmniej powinno się go szukać. A wspaniałe zdjęcia Capy nadają reportażowi rzeczywistego wydźwięku.