Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński9
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ive Svorcina
3
6,5/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,5/10średnia ocena książek autora
205 przeczytało książki autora
36 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Angela Brian Michael Bendis
6,5
5/10 – PRZECIĘTNA
W wyniku rozdarcia kontinuum czasoprzestrzennego, w naszym świecie pojawia się całkiem nowa postać - tajemnicza Angela. Kim jest? Skąd pochodzi? Czemu interesuje się Ziemią? Wszystkie te pytania nurtują Strażników Galaktyki, dlatego też postanawiają wyjść na przeciw nieznajomemu przybyszowi. W międzyczasie Star-Lord udaje się na spotkanie z samym Thanosem, aby sprawdzić, czy to nie on jest odpowiedzialny za całe to zamieszanie.
„Angela” to króciutki komiks, będący pomostem między wydarzeniami opisanymi w „Erze Ultrona”, a serią o Strażnikach Galaktyki. Album ten ma tak naprawdę dwa cele – przygotowanie do kolejnego wielkiego wydarzenia w Uniwersum oraz wprowadzenie do tej historii postaci Angeli. Od razu muszę przyznać, że motyw rozdarcia kontinuum czasoprzestrzennego (wspomniana „Era Ultrona”) całkiem sensownie łączy się z wątkiem knowań Rady Imperium Galaktycznych. Wreszcie wszystkie te kosmiczne potęgi mają jakiś istotny powód, aby być wrogo nastawionym do Ziemi i jej mieszkańców. Tak samo jak w pierwszym tomie serii niewiele jednak się tutaj dzieje i aby uatrakcyjnić oraz przyspieszyć nieco tempo akcji, autorzy postanowili uraczyć czytelnika efektownym pojedynkiem Gamory z Angelą. Szkoda tylko, że potyczka ta kompletnie nie miała sensu. Strażnicy zachowali się jak dresiarze napotkani wieczorem w parku i zupełnie bez powodu zaatakowali nieznaną im, Bogu ducha winną kobietę. Być może według Bendisa tak właśnie powinni zachowywać się bohaterowie? Zamiast próbować nawiązać kontakt, lepiej od razu walić w pysk! Spoko, szanuję ten styl. Po raz kolejny potwierdza się też, że motyw Iron Mana w kosmosie w ogóle nie "trybi", a jego postać została wprowadzona do tej historii chyba tylko po to, by jeszcze mocniej powiązać ją z Ziemią. O ile pod względem fabuły album ten tyłka nie urywa, to graficznie jest małą perełką. Nad ilustracjami autorstwa Sary Pichelli można się rozpływać. Dziewczyna jest po prostu świetna. Zresztą tak samo jak Oliver Coipel, który narysował krótki epizod z Thanosem.
Seria „Guardians of the Galaxy” na razie zachwyca jedynie od strony wizualnej. Fabularnie jest raczej przeciętnie. Dałbym jednak Strażnikom jeszcze jedną szansę, ponieważ widzę w nich całkiem spory potencjał. Na razie polecić tę serię mogę jedynie największym fanom komiksów Marvela, którzy nie chcą przegapić żadnego szczegółu z wydarzeń dziejących się w Uniwersum.
Empress - Cesarzowa Mark Millar
6,2
Z twórczością Marka Millara zasadniczo jest tak, że albo się ją kocha, albo się jej nie znosi – przez lata pracy Szkot wypracował specyficzny styl, dzięki któremu część miłośników komiksu stoi za nim murem, podczas gdy inni nie dają się porwać proponowanej przez niego rozrywce. Kolejne pisane przez niego tytuły cechują się najczęściej dużą dozą przemocy i wieloma scenami bezkompromisowej rozwałki. Głębsza myśl zazwyczaj schodzi w związku z tym na dalszy plan. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego dzieła twórcy „Kick-Ass” i „Jupiter’s Legacy”.
Mężem Emporii jest kosmiczny despota, który najmniejszy przejaw nieposłuszeństwa swoich podwładnych karze śmiercią. Królowa postanawia zabrać ze sobą troje dzieci, uciec na drugi koniec galaktyki i zerwać z przeszłością. Osłaniani przez wiernego ochroniarza, Dane’a, rozpoczynają podróż, której celem jest umknięcie z rąk bezwzględnego Moraxa. Dzięki elementowi zaskoczenia i korzystaniu z najnowocześniejszego „statku”, początkowo zyskują przewagę nad ścigającą ich machiną zagłady, jednak pętla zaciska się z każdym kolejnym skokiem na nową planetę.
Na kartach „Empress” akcja prawie nigdy nie staje w miejscu. Cały czas coś się dzieje, a momenty wytchnienia można policzyć na palcach jednej ręki. Dzięki takiemu manewrowi Millar nie pozwala czytelnikowi na nudę. Ucieczka Emporii i jej rodziny zajmuje większość objętości albumu. Zbiegów czekają, zgodnie z regułami kosmicznej przygody, niespodziewane perypetie i trudności, ale ostatecznie, jak nietrudno zgadnąć, zawsze udaje im się umknąć przed niebezpieczeństwem. Dynamice opowieści sprzyja pomysł, by protagoniści korzystali z pomocy statku będącego w istocie teleporterem, co pozwala im błyskawicznie przenosić się z planety na planetę.
Różnorodna kosmiczna sceneria jest polem do popisu dla sprawnego autora, który może dzięki niej zaprezentować mnogość ras i w kreatywny sposób dodać ich przedstawicieli do fabuły. Mark Millar niestety nie wykorzystał tej możliwości, bo jeśli już natykamy się na interesujących obcych, są oni jedynie tłem dla perypetii głównych bohaterów. To duże rozczarowanie, ponieważ space opera jest gatunkiem, który niesie naprawdę duże możliwości, jeśli idzie o czystą przygodę. Tymczasem w „Empress” otrzymujemy de facto zlepek nie do końca do siebie pasujących scen – owszem, najczęściej efektownych, ale też dosyć ogranych.
Bohaterowie „Empress” nie wykraczają poza standardowy zestaw. Mamy tu silną kobietę, skrywającą niejedną tajemnicę. Mamy także dzieci, które także posiadają ukryte talenty, czasami błądzą, ale gdy trzeba, opowiedzą się po właściwej stronie. Jest także wierny ochroniarz, który odda życie w obronie tych, których ma chronić, a za swoją postawę może zostać w przyszłości nagrodzony czymś więcej niż samym podziękowaniem. Z kolei główny zły jest zły aż do szpiku kości. Moraxa bardzo mocno przerysowano, stał się przez to wręcz groteskowy. Stereotypy rzucają się w oczy przy każdej z postaci, jednakże Mark Millar jest twórcą na tyle doświadczonym, że stara się ten fakt ukryć pod zintensyfikowaną warstwą akcji i, trzeba to przyznać, zazwyczaj robi to skutecznie.
Wizualna strona „Cesarzowej” prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Stuart Immonen, znany przede wszystkim ze swoich prac w nurcie superhero, tym razem zabrał nas w wizualną podróż w odległe zakątki kosmosu. Poszczególne miejsca, w jakich rozgrywa się akcja, są naprawdę okazałe. Gdy trzeba, a przy tym konkretnym scenariuszu trzeba właściwie cały czas, ilustracje są dynamiczne i efektowne. Uwagę zwraca udane rysowanie twarzy, najczęściej dobrze oddające emocje bohaterów. Dotyczy to jednak tylko bliższych planów, bo przy dalszych szczegółowość mimiki odchodzi już w niebyt. Większych zastrzeżeń nie można mieć także do teł poszczególnych kadrów, które na szczęście nie są zbyt monotonne.
Największym (i zarazem jednym z nielicznych) atutów „Empress – Cesarzowej” jest wspomniana wcześniej akcyjność. To na tym elemencie od samego początku skupił się autor i musi go również zauważyć czytelnik, żeby po lekturze nie poczuć rozczarowania. Mark Millar ma w swoim dorobku sporo o wiele lepszych tytułów i w porównaniu z nimi jego najnowsza propozycja prezentuje się, niestety, dosyć blado. Brakuje w niej lekkości i humoru, a fabuła wydaje się wyjątkowo sztampowa – jej przebieg jest łatwy do przewidzenia dla każdego, kto przeczytał w życiu więcej niż jedną powieść lub komiks z gatunku space opera. Mimo to, dzięki rzemieślniczej sprawności Millara, lektura przebiega bez większego bólu, trzeba się tylko nastawić na to, że na kartach „Empress” nie ma niestety „efektu wow”.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - http://zlapany.blogspot.com/2018/02/empress-cesarzowa-tom-recenzja.html
oraz na łamach serisu Szortal - http://szortal.com/node/13690