W królestwie monszatana. GMO, gluten i szczepionki Marcin Rotkiewicz 7,4
Przeczytałam tę książkę w zasadzie jednym ciągiem i się sfrustrowałam. Nie samą treścią merytoryczną, ale z rzeczywistością, którą przedstawia, w którą romantycznie i idealistycznie nie chciałabym wierzyć.
W zasadzie Rotkiewicz na równi rozprawia się z mitami GMO, co z mentalnością społeczeństwa i polityczno-ekonomiczno-ideologicznymi powiązaniami.
Przyznaję się bez bicia, że na początku byłam sceptyczna. Glifosat (RoundUp) nietoksyczny i łatwo biodegradowalny? Co za brednie, przecież WIADOMO, że to nieprawda. W związku z czym postanowiłam to sprawdzić, po przeszperaniu internetu dowiedziałam się, że wszyscy się go boją, ale dowodów na jego toksyczność nie ma. Czyli się myliłam, bo uległam opinii publicznej (podzielanej nawet przez prowadzących moje zajęcia na studiach),nie sprawdzając sama informacji.
Dalej było tylko gorzej (dla mojego ego rzecz jasna). Otóż okazuje się, że wszystkie głosy przeciwko nowoczesnej biotechnologii, które wydawały mi się całkiem logiczne, zostały wymyślone praktycznie przez jednego człowieka, który pozyskał, z niezrozumiałych dla mnie teraz przyczyn, szeroką rzeszę wyznawców. Organizacje pozarządowe z Greenpeacem na czele i mniej lub bardziej zależni od nich politycy rozpętali burzę dezinformacji, przez którą fakty się nie mogą przebić do dnia dzisiejszego. Sami ludzie, którzy zaczęli wprowadzać tą technologię, spaprali sprawę w ten czy inny sposób.
Królestwo monszatana, to kraina, w której wszyscy wszystkich uważają za niekompetentnych i głupich, w której doświadczenie i wykształcenie są niczym w porównaniu do zmyślnie poprowadzonej retoryki ideologicznej i gdzie nikt nie ponosi odpowiedzialności za konsekwencje swoich krucjat, gdzie hipokryzja jest tak codzienna, że nikt jej nawet już nie dostrzega. Królestwo monszatana to USA, to Unia Europejska łącznie z Polską oczywiście.
Nie mogę uczciwie powiedzieć, że po lekturze stałam się entuzjastką GMO, uważam, że w dalszym ciągu jest wymagana pewna ostrożność. Jednak jestem zwolenniczką dawania ludziom wyboru, przecież lepszą alternatywą jest jedzenie "nienaturalnego" ryżu wzbogconego o witaminę A, niż patrzenie jak dzieci umierają na jej niedobór. Po za tym i zdrowotnie i środowiskowo mamy naprawdę większe problemy, niż żywność GMO. Jakoś wszyscy wiemy, że alkohol, papierosy i nadmierne spożycie słodyczy i fastfoodów jest niezdrowe i jakoś nikomu nie przeszkadza ich używanie regularnie i świadomie.
I ciekawa jestem czy zagorzali przeciwnicy GMO w przypadku zachorowania na cukrzycę, męczeńsko oddaliby życie za sprawę nie przyjmując insuliny produkowanej przez zmodyfikowane genetycznie bakterie.
Jeżeli ktoś dotarł aż tutaj, to dziękuję bardzo za wyczytanie mojej frustracji. Niech szczęście Ci sprzyja dobry człowieku ;)