Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Stanisław Szymański
1
7,0/10
Pisze książki: powieść historyczna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
88 przeczytało książki autora
116 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Osadnicy. Nowe życie kresowiaków na ziemiach zachodnich. Nadzieje i niemoc wobec władzy ludowej
7,0 z 71 ocen
200 czytelników 12 opinii
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Osadnicy. Nowe życie kresowiaków na ziemiach zachodnich. Nadzieje i niemoc wobec władzy ludowej Michał Sobków
7,0
Osadnicy, uchodźcy, przesiedleńcy i najbardziej nieadekwatne dla Kresowian – repatrianci. To najczęściej używane określenia ludności, która opuszczała od 1943 roku wschodnie tereny należące przed II wojną światową do Polski, udając się na tereny zachodnie przyłączone do niej po wojnie. Na tak zwane Ziemie Odzyskane, jak określała je nowa władza komunistyczna. Świadomie nie użyłam określenia „musiała”, ponieważ obok zdecydowanej większości zmuszonej wyjechać, istnieli i tacy, którzy "znaleźli się na Zachodzie powodowani ciekawością czy chęcią łatwego zysku", jak pisze Agnieszka Knyt – autorka wstępu "Od Karty". Nie zmienia to jednak faktu, że migracja ludności cywilnej była efektem zmian politycznych przesuwających granice naszego kraju.
Skutki ustaleń i decyzji podjętych przez Wielką Trójkę w Teheranie, Jałcie i Poczdamie odczuwam do dzisiaj również ja.
Jestem trzecim pokoleniem Kresowian i mogłabym dopisać w imieniu moich dziadków kolejny rozdział do tej antologii wspomnień spisanych przez uczestników przesiedleń lub ich bliskich. Siedem relacji nieróżniących się przebiegiem wysiedlenia – przyczyną wyjazdu, samą podróżą w towarowych wagonach i ogromnym ładunkiem emocji człowieka skrzywdzonego materialnie, poniżonego moralnie i nierzadko oszukanego w rekompensacie utraconego majątku, ale przede wszystkim ogarniętego lękiem przed nieznanym. Różniących się natomiast celem podróży (każdy z bohaterów przyjechał do innej miejscowości – między innymi Szczecinka, Legnicy, Wrocławia, Strzelc),miejsca zamieszkania (dom na wsi, willa lub mieszkanie w mieście),stanu i zasobności zastanego majątku, postawą wobec mienia poniemieckiego i samych Niemców oraz podjętą pracą w nowym miejscu zamieszkania. Każde z tych wspomnień akcentowało jeden z wymienionych elementów, dając mi różnorodny i jednocześnie pełny obraz jednego zjawiska oraz skrajności ludzkich zachowań. Uważnie wsłuchiwałam się w relacje świadków nie tylko z powodu ciekawości ówczesnych formalnych procedur i nieformalnej strony ich przebiegu, ale i interesującego etapu funkcjonowania państwa tuż po zakończeniu wojny, kiedy na ziemiach zachodnich panował chaos informacyjny. Byłam nie tyle zaskoczona, ile przerażona totalnym bezprawiem, w którym "niedostatek jedzenia kompensowała nieograniczona wolność. Nie było żadnej władzy. Nie obowiązywało żadne prawo poza moralnym. Nie było własności prywatnej zatruwającej stosunki między ludźmi. Wszystko należało do wszystkich i do nikogo. Można było brać w posiadanie, nie odbierając innemu. Można było niszczyć, nie niszcząc cudzego". Włącznie z życiem. Również brakiem organizacji, sprzecznością polskich i sowieckich interesów, polityką silniejszego uzbrojonego w broń, grabieżą i wywozem wszystkiego, co wartościowe, do ZSRR, masowym szabrownictwem przez ludność cywilną ogarniętą „germanożerstwem” i „gorączką złota”. "To bogactwo, którego można było brać, ile się chciało, ale które miało wartość przysłowiowych diamentów na pustyni, wielu ludziom odbierało rozum. […] Nawet ja, choć z doktorskiej rodziny, traciłem chwilami zdrowy rozsądek na widok tych nagromadzonych przez wieki dóbr…" – wspominał Jan, opisując zasiedlanie Legnicy. Może dlatego niektórzy z opowiadających odważyli się mówić publicznie o tamtych czasach po bardzo wielu latach. Mój dziadek nie mówił o tym do śmierci. Babcia, w rzadkich chwilach słabości i przytłaczającej ją tęsknocie, wspominała jedynie z nostalgią pozostawiony orzechowy sad, którego nie mogła odżałować. Historię rodziny poznałam z relacji mamy, ale bardzo okrojoną i widzianą oczami malutkiej dziewczynki, pamiętającej przede wszystkim powszechny głód. Pamiętam emocje, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam rodzinne strony mojej mamy na zdjęciach zrobionych przez wujka, który pojechał na Kresy.
Wykorzenienie – tak ujęłabym to, co poczułam.
Poza emocjami ta antologia dostarczyła mi również informacji na temat wzorcowego wykorzystania człowieka, pełnego energii i wiary w odbudowę kraju, do własnych interesów ludzi władzy i partii. Przewrotność systemu socjalistycznego, który pozwalał najpierw zrobić obywatelowi najtrudniejsze, by potem uczynić go wrogiem ludu działającym na szkodę państwa. Prześledziłam dwa mechanizmy niszczenia człowieka i specyfiki działania układów partyjnych, za którymi stała żądza władzy i zysku. Jeden ze wspominających odbudowywał szkołę, a drugi młyn. Za sukcesy, praktycyzm i logiczne myślenie można było ostatecznie trafić do więzienia. Nic dziwnego, że dopiero teraz jeden z nich mógł jawnie podsumować tamte lata pracy dla ludowego państwa – "straciłem wszystko, co miałem – na wschodzie i na zachodzie – i jeszcze mam dług na 22,5 kwintala żyta. Oto dorobek mojego życia". Rozgoryczanie Kresowian nie dotyczyło tylko wysiedlenia. Ono tam się dopiero zaczynało, budując poczucie żalu, który czuli do śmierci.
I w jakimś wymiarze trwa on do dzisiaj, dziedziczony z pokolenia na pokolenie.
Jestem tego przykładem. Warto czytać takie pozycje, by zrozumieć geografię podziałów politycznych na mapie Polski najbardziej uwidaczniających się podczas wyborów. By pojąć moje i mnie podobnym poczucie życia na cudzym, które czułam od zawsze. Budowano we mnie tożsamość, ucząc ogólnej historii Polski, bo ta regionalna jakoś tak zawsze, prędzej czy później, kończyła się na Niemcach. W szkole uczyłam się tańców narodowych od oberka na krakowiaku i kujawiaku skończywszy, bo jakiż to taniec regionalny był kultywowany na Pomorzu Zachodnim? Wielkie banery, które jeszcze w latach 80. widziałam w Szczecinie, zapewniające o polskości ziem trąciły fałszem, kiedy spod tynków domów w moim mieście do dzisiaj wyłażą niemieckie napisy,
a na które, jako dzieci, natykaliśmy się stale. A piękny park, do którego chodzą właściciele z psami na „poranną i wieczorną toaletę”, to niemiecki cmentarz, którego części grobów jeszcze tu i ówdzie wystają spod ziemi, a których elementy zostały rozniesione po okolicy do różnych celów. Jeden z nich służy jako stoper przed wjazdem między garaże. Na szczęście polityka „germanożerności” już minęła. Jest dużo lepiej. O niemieckiej przeszłości mojego miasta mówi się wprost, a nawet pielęgnuje. Nawiązujemy przyjaźnie między miastami. Jdnak najciekawsze w tym wszystkim jest to, że dorastałam z Ukraińcami z akcji „Wisła”, będącymi w podobnej sytuacji, jak moja rodzina. Trochę groteskowej – my z Kresów uciekający przed Ukraińcami, Ukraińcy przesiedleni na siłę tak, jak my i oba narody na poniemieckich ziemiach. Nikt tak naprawdę u siebie. Takiego u siebie, z taką pewnością swojego z dziada pradziada, jak na przykład Podhalanie. I, mimo że jest już tyle lat po wojnie, moje odczucia nie różnią się od tych odczuwanych tuż po niej przez jednego ze wspominających na temat przesiedlanych Niemców – "Świadom byłem, że w jakimś stopniu łączy nas wspólny nieszczęśliwy los. Nas, zmuszonych przez banderowców do ucieczki z rodzinnych stron, i ich, którzy ponoszą teraz konsekwencje rozpętania wojny przez jednego diabła". Może dlatego tak bardzo utożsamiam się ze słowami jednej z relacjonujących kobiet – "Wędrówka, te wszystkie zabiegi, żeby urządzić się na Ziemiach Zachodnich, zasiedlając cudze kąty, jest bezsensowna, niesprawiedliwa. Sprawiedliwe jest powrócić do rodzinnego domu".
Tylko, gdzie jest ten mój rodzinny dom Wyszyńskich?
naostrzuksiazki.pl
Osadnicy. Nowe życie kresowiaków na ziemiach zachodnich. Nadzieje i niemoc wobec władzy ludowej Michał Sobków
7,0
Zasiedlanie Ziem Zachodnich po wojnie to temat b.ciekawy dla mnie osobiście, bo jestem potomkiem osadników. Niewiele jest poważnych książek na ten temat, a wyobraźnię masową kształtuje głównie znakomita komedia `Sami swoi', którą znam na pamięć.
W tej skromnej książeczce dostajemy wybór wspomnień osadników; wyłania się z niej obraz całkiem różny od `Samych swoich'. Przede wszystkim mamy gehennę samych przesiedleń, jazdę miesiącami w bydlęcych wagonach na zachód, stanie tygodniami na stacjach, głód, rabunki.
Mamy też wielką tęsknotę za rodzinnymi stronami i pozostawionymi tam krewnymi. Wspomina Michał Sobków: „Zostawiliśmy na wschodzie dom. Był ulepiony z gliny, pokryty strzechą, z klepiskiem zamiast podłogi, z dwoma izbami przedzielonymi sienią, ale nasz własny, rodzinny. Ten, w którym teraz mieszkamy, jest w porównaniu z nim pałacem, a mimo wszystko dziwnie obcy.”
Powszechne są bestialstwa Armii Radzieckiej, która rabuje, podpala, kradnie, gwałci, pije na umór, jest prawdziwym dopustem bożym przesiedleńców. I jeszcze, bogate, zadbane, niezniszczone przez wojnę miasta (Legnica),które dość szybko stają się łupem szabrowników i żołnierzy sowieckich, po pewnym czasie już takie bogate i zasobne nie są.
Jest wreszcie powojenny bandytyzm: morderstwa, kradzieże, szabry, powszechne zdziczenie obyczajów. Nikt nie jest pewien jutra.
W tym ciemnym obrazie wyróżniają się pozytywne opowieści: Cyryla Priebke który tworzył od podstaw szkołę w Drezdenku, i Stanisława Szymańskiego który uruchomił młyn poniemiecki. Ale bardzo szybko dobre rzeczy się kończą: Priebkego wyganiają towarzysze bo jest niepewny politycznie, a młynarza władza ludowa niszczy domiarami i wypędza z młyna...
Tak, że zamiast komedii mamy obraz raczej smutny, ale daleko bardziej prawdziwy.