Najnowsze artykuły
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński6
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać9
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Biblioteczka
Filtry
Książki w biblioteczce
[4]
Generuj link
Zmień widok
Sortuj:
Wybrane półki [1]:
Przeczytała:
2018-06-04
2018-06-04
Średnia ocen:
8,4 / 10
47248 ocen
Oceniła na:
9 / 10
Na półkach:
Czytelnicy: 71644
Opinie: 2391
Średnia ocen:
6,6 / 10
115 ocen
Na półkach:
Czytelnicy: 586
Opinie: 26
Przeczytała:
2017-12-19
2017-12-19
Cykl:
Elantris (tom 1)
Średnia ocen:
8,0 / 10
4292 ocen
Oceniła na:
9 / 10
Na półkach:
Zobacz opinię (8 plusów)
Czytelnicy: 8192
Opinie: 452
Zobacz opinię (8 plusów)
Popieram
8
Przeczytała:
2017-10-24
2017-10-24
Średnia ocen:
7,2 / 10
1982 ocen
Oceniła na:
9 / 10
Na półkach:
Czytelnicy: 4428
Opinie: 179
Brandon Sanderson to autor, który nieustannie mnie zaskakuje. Kiedy już myślę, że mniej więcej wiem, czego spodziewać się po jego książkach, to i tak za każdym razem dostaję coś innego, choć pewne elementy dla jego prozy są wspólne. Niemniej jednak nie ma w niej schematów i za każdym razem czeka nas nowa, wyjątkowa fabuła z oryginalnym systemem magii i postaciami, do których mimowolnie się przywiązujemy. Sanderson pisze o problemach i rozterkach zwykłych ludzi, ale w otoczce epickiej fantasy. A po skończeniu każdej jego książki pozostaje niesamowity smutek i żal, że się do tych ostatnich stron dobrnęło.
"Elantris" jest debiutem autora, ale trzeba tu zaznaczyć, że książka ta po prostu została wydana jako pierwsza. Z postscriptum na końcu książki dowiadujemy się, że kiedy autor zaczął pisać "Elantris" miał już napisanego "Zrodzonego z Mgły" i ukończył już pierwszą wersję "Drogi Królów". "Elantris" jest też pierwszą książką, w której Sanderson świadomie zawarł elementy cosmere. Jest to więc powieść ważna i przełomowa, ma ogromną rzeszę fanów, chociaż jej fabuła nie jest ani pełna porywającej akcji, ani widowiskowych bitew. Mimo tego "Elantris" hipnotyzuje rozgrywającymi się wydarzeniami — i to hipnotyzuje już od pierwszych stron.
Przede wszystkim fenomenalny jest pomysł. Zrodził się on w głowie Sandersona wtedy, kiedy pomyślał on o wizji więziennego miasta dla trędowatych zombie. I w pewnym sensie takich zombie w książce mamy — są nimi Elantryjczycy zamknięci w dawnej stolicy Arelonu, czyli w Elantris. Miasto niegdyś było potężne, olbrzymie, piękne, rozświetlone blaskiem i zachwycające przepychem. Wśród tego piękna i chwały stąpali równie piękni Elantryjczycy o skórze barwy świetlistego, bladego srebra i białych włosach. Mieli w sobie moc, która płonęła w ich oczach i wypełniała ich ruchy. Błogosławionym, niemal bogiem mógł zostać każdy, ponieważ przeobrażenie - shaod — nie wybierało i dotykało ludzi losowo, niezależnie od ich statusu społecznego. Niestety pewnego dnia dziesięć lat temu coś się zmieniło i Elantryjczycy z bogów zmienili się w przeklętych. W żywych zombie, ponieważ teoretycznie byli martwi — ich serce nie biło, ciało umierało, a ból od najmniejszego nawet stłuczenia nigdy nie ustawał. Miasto upadło.
Książka rozpoczyna się w momencie, w którym książę i następca tronu Arleonu, Raoden, zostaje przeklęty i wtrącony do "Elantris". Raoden nie jest jednak z tych, którzy łatwo poddadzą się swojemu losowi, i z miejsca zaczyna działać, by życie w tym miejscu uczynić znośniejszym. To ten typ bohatera, który zaraża innych swoim optymizmem i nigdy się nie poddaje, w każdym i wszędzie dostrzegając dobro. Równolegle z jego wątkiem obserwujemy losy Sarene, młodej księżniczki ze sprzymierzonego państwa, która przybyła do Arleonu, by wziąć ślub z Raodenem i z przykrością odkrywa, że jej małżonek umarł jeszcze zanim na dobre się nim stał. Trzecim wątkiem jest historia wysoko postawionego kapłana, Hrathena, który przeżywa kryzys wiary, a jednocześnie gorąco pragnie nawrócić mieszkańców Arleonu na swoją wiarę.
"Elantris" nie jest przepełnione akcją, jest za to książką bardzo spokojną, której fabuła rozwija się powoli, ale za to przedstawione tutaj wątki wciągają tak mocno, że nie sposób się od tej książki oderwać. Przyznam, że trochę obawiałam się tej lektury, ponieważ słyszałam mnóstwo narzekań na "Elantris", ale obawy te były zupełnie bezpodstawne. Już od samego początku intryguje nas los Elantryjczyków i gnębi nas pytanie, o co właściwie chodzi z ich przekleństwem. Raoden zaś jest na tyle sympatycznym i kochanym księciem, że nie da się nie kibicować zarówno jemu, jak i grupce, którą wokół siebie zebrał. Tym bardziej że Elantryjczycy mimowolnie wzbudzają w nas współczucie i chcemy dla nich jak najlepiej. Wątek Sarene i Hrathena wprowadza z kolei bardzo dużo polityki do książki, więc przygotujcie się, że politycznych spisków i intryg będzie tutaj mnóstwo, poczynając od naprawy państwa, a na wpływach religijnych kończąc.
Być może po tylu przeczytanych książkach Sandersona wreszcie zaczęłam być choć trochę krytyczna względem jego prozy, bo tym razem w jego powieści dostrzegłam też pewne wady. Przede wszystkim na nerwy działała mi nieco Sarene, z której Sandersonowi wyszła taka trochę Mary Sue. Księżniczka jest piękna, inteligentna i przebiegła, zna się na polityce i doskonale manipuluje ludźmi, a wszystko nieco zbyt łatwo jej idzie — przynajmniej do pewnego momentu. Sarene ma jednak też wady i nie wszytko potrafi najlepiej, a jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że trochę z nią autor przesadził. Identyczne spostrzeżenie miałam z księciem Raodenem. Wyłapałam też kilka irytujących powtórzeń w takim sensie, że autor kilka razy informuje nas o tym samym fakcie. Nie są to jednak rzeczy, które mocno wpłynęłyby na mój odbiór lektury, bo książką i tak jestem zachwycona.
Wspomnieć trzeba jeszcze o systemie magii i w tym miejscu muszę zaznaczyć, że magii w "Elantris" prawie w ogóle nie ma. Jej system opiera się na rysowanych znakach, dawnym, zapomnianym języku, którego poszczególne słowa dają określony efekt. Skąd Sanderson wziął na to pomysł? Ze sposobu, w jaki koreański i chiński oddziałują na siebie nawzajem jako pisane języki. Autor po raz kolejny udowadnia, że pomysły można czerpać absolutnie ze wszystkiego.
"Elantris" jest też bardzo pięknie wydane. Książka jest w twardej oprawie i z tasiemką, a w środku znajdziemy kolorową mapkę jako wklejkę, dowcipną przedmowę przyjaciela Sandersona (z której dowiadujemy się, że miasto pierwotnie miało nazywać się Adonis i autor kompletnie zapomniał, że jest to postać z mitologii greckiej. Po prostu słowo mu fajnie brzmiało), standardowo Ars Arcanum, a także wycięte sceny z "Elantris", ciekawe postscriptum od autora oraz krótki rozdział z Hoidem na samym końcu.
Książkę oczywiście gorąco polecam, bo to fenomenalna powieść, a samo nazwisko Sandersona gwarantuje już określoną jakość z najwyższej półki. Na koniec zacytuję fragment z przedmowy, bo Dan Wells idealnie ujął to, czego sama nie potrafiłabym przekazać: Brandon zawdzięcza dużą część swojego sukcesu — powiedzmy połowę — uporowi, by to malutkie opowieści o ludziach wewnątrz epickiej historii czyniły ją wartą czytania. (...) Brandon opowiada wielkie historie, ale ich fundamentem są te małe i osobiste. I takie właśnie jest Elantris.
Tekst opublikowany również na http://misieczytaniepodoba.blogspot.com
Brandon Sanderson to autor, który nieustannie mnie zaskakuje. Kiedy już myślę, że mniej więcej wiem, czego spodziewać się po jego książkach, to i tak za każdym razem dostaję coś innego, choć pewne elementy dla jego prozy są wspólne. Niemniej jednak nie ma w niej schematów i za każdym razem czeka nas nowa, wyjątkowa fabuła z oryginalnym systemem magii i postaciami, do...
więcej Pokaż mimo to