-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
-
ArtykułyO matko i córko! O premierze „I dlatego nie masz męża” Teatru Nowego w PoznaniuEwa Cieślik1
-
ArtykułyZapowiedzi książek: gorące premiery czerwca. Część 2LubimyCzytać3
Biblioteczka
2024-05-15
2024-04-04
Po co komu geniusz zbrodni, jeśli nie ma nikogo, kto mógłby go docenić?
Kto zna oryginalną historię ten wie, że Sherlock musiał pojawić się i tutaj... A spotkanie obu panów było wyjątkowo przypadkowe i niepozorne. Wręcz urocze mogłabym powiedzieć. Gdyby sytuacja w tle była inna, to bez dwóch zdań ta dwójka zostałaby najlepszymi przyjaciółmi. Jednocześnie podobni, ale też wystarczająco różni, aby świetnie się dogadywać. Wspólnie byliby siłą nie do powstrzymania... A tak możemy oglądać wielce interesującą potyczkę dwóch nietuzinkowych umysłów!
Ale to w przyszłości – konflikt obu panów tu dopiero kiełkuje. I powiem szczerze, że do tej pory moją ulubioną interpretacją Sherlocka był ten z serialu z Cumberbatchem, ale Sherlock z Moriarty'ego pewnie go wyprzedzi. Ten Holmes jest... sympatyczniejszy. Nadal ma zryty beret i narażanie ludzi dla swojego planu to dla niego nic, jednak nie patrzy na innych z taką wyższością. W sumie ma w nosie ludzi, dla niego mogłoby ich nie być, ale też nie przeszkadzają mu co krok. A niektórych nawet lubi. Trochę z niego takie duże dziecko – genialne, ale potrzebuje kogoś odpowiedzialnego pod ręką, co by go pilnował.
A sama ,,większa" akcja, którą po raz pierwszy przeprowadza Moriarty? Tym razem się podziało! Całość dosłownie zagrała jak najwyższej klasy przedstawienie. Nie dziwię się, że Sherlock tak łatwo dał się wkręcić w to wszystko. Zagadka zaiste godna najlepszego (podobno) detektywa na świecie!
Po co komu geniusz zbrodni, jeśli nie ma nikogo, kto mógłby go docenić?
Kto zna oryginalną historię ten wie, że Sherlock musiał pojawić się i tutaj... A spotkanie obu panów było wyjątkowo przypadkowe i niepozorne. Wręcz urocze mogłabym powiedzieć. Gdyby sytuacja w tle była inna, to bez dwóch zdań ta dwójka zostałaby najlepszymi przyjaciółmi. Jednocześnie podobni, ale też...
2024-03-26
Już od dawna miałam tę mangę na oku z bardzo prozaicznego powodu – spodobała mi się kreska (dużo ładnych panów, no heloł!). No i temat też ciekawy, a do tego dostałam dodatkową zachętę w postaci pierwszego tomu na urodziny...
Tak, przeleżał swoje, zanim sobie o nim przypomniałam. Ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że już kompletuję resztę!
Na pewno większość zna postać Sherlocka Holmesa w jakiejś jego odsłonie: czy to z książek, gier, filmów, seriali. Genialny i ekscentryczny detektyw, który rozwiąże każdą sprawę!
A gdyby tak zamiast z jego perspektywy, poznać historię od strony zupełnie przeciwnej?
Poznać tę historię oczami genialnego mordercy?
Na pewno na pierwszy plan wychodzą postaci – a szczególnie tytułowy bohater. William ma to, co kwalifikuje postać do moich ulubionych: geniusz i przekrój odcieni moralności skrywane pod sympatyczną, czasem błazeńską maską. On nie jest zły ani dobry – można powiedzieć, że robi tylko to, co trzeba, aby wizja jego świata się spełniła. Wizja piękna, acz jak to mówią: dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Jest w Williamie coś pociągającego, przez co trudno go nie polubić, ale również niepokojącego – ta niewiadoma, do czego tak naprawdę jest w stanie się posunąć. To geniusz rozgrywający każdą sytuację jak partię szachów.
Ale, co najlepsze, pozostali bohaterowie wcale nie giną na jego tle. Albert, Louis oraz ich przyjaciele – to ciekawy przekrój charakterów. Jedynie ,,antagoniści" nie wydają się szczególnie ciekawi. Charakterystyczni, tak, tylko wiadomo od razu, że są do odstrzału. Czy mi to przeszkadzało? A skąd! Crème de la crème jest tu cała droga prowadząca do rozwiązania sprawy i przygotowania ,,morderstwa doskonałego".
Na razie to tylko wstęp do historii, ale wstęp jakże zachęcający! Czy to intrygującymi bohaterami, czy ciekawymi intrygami – oraz wspaniałym celem, gdzieś na horyzoncie. Na pierwszy rzut oka wszystko może tu wydawać się czarno białe... ale gdyby się nad tym zastanowić, pojawiają się szarości. Na pewno nie będą to głębokie, egzystencjalne rozważania, to manga czysto rozrywkowa, która dodatkowo może skłonić do jakiś refleksji.
Już od dawna miałam tę mangę na oku z bardzo prozaicznego powodu – spodobała mi się kreska (dużo ładnych panów, no heloł!). No i temat też ciekawy, a do tego dostałam dodatkową zachętę w postaci pierwszego tomu na urodziny...
Tak, przeleżał swoje, zanim sobie o nim przypomniałam. Ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że już kompletuję resztę!
Na pewno większość zna postać...
2024-02-11
Nadal uważam, że Turniej z anime lepszy… co nie zmienia faktu, że mangowa wersja też ma swoje momenty. Jednak w porównaniu z ostatnim tomem, to głównie ,,momenty” grają tu jakąś większą rolę. Jak na Turniej takiej skali wszystko poszło nieoczekiwanie… szybko.
W każdym razie z czystym sercem mogę w końcu powiedzieć, że tutaj Jiren stał się trochę bardziej interesujący. Choć nie z samego faktu, że pokazał coś interesującego, co końcowy etap turnieju pozostawił już tylko paru zawodników - za to tych najbardziej charakterystycznych, mających bardzo różne spojrzenia na świat i walkę. I to właśnie zderzenie tych - czasem skrajnie - różnych podejść jest tu najciekawsze. Jiren, Frizer, Siedemnastka i w końcu Goku z Vegetą. Każdy z nich ma rację, bo każdy ma swoją własną ścieżkę rozwoju, która działa tylko u niego.
I choć lubię Goku, tak w pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że chłop to już jest trochę przehajpowany. Mimo to w momencie, gdy Roshi tuż przed wyrzuceniem z areny przypomniał Goku to, czego go uczył… No, przyznaję bez bicia, że się wzruszyłam. W miejscu, gdzie rozgrywały się losy nie jednego, ale wszystkich wszechświatów, po tym, co Goku doświadczył do tej pory, z kim walczył i u kogo trenował - nadal z dumą przyznaje, że przede wszystkim jest uczniem Żółwiego Pustelnika. Można rzecz - małego człowieczka na tle tego, co właśnie się rozgrywało oraz na tle kolejnych nauczycieli Goku. Jednak to właśnie ten mały człowieczek go ukształtował - i Goku nigdy o tym nie zapomni.
Ale na tym, co się odwaliło w anime, to ja już bez skrępowania beczałam.
Ja wiem, że cały ten Turniej, to jeden wielki fanserwis - ale nie mam nic przeciwko! Bo obecna ścieżka rozwoju tego uniwersum może mi się podobać, albo nie, jednak mimo wszystko to nadal ci sami bohaterowie, którzy - jakby nie patrzeć - wychowywali mnie za dzieciaka. Jedni zmienili się (czasem na gorsze…), inni zupełnie nie, a jeszcze inni choć dorośli, tak pozostało w nich coś znajomego.
Nadal uważam, że Turniej z anime lepszy… co nie zmienia faktu, że mangowa wersja też ma swoje momenty. Jednak w porównaniu z ostatnim tomem, to głównie ,,momenty” grają tu jakąś większą rolę. Jak na Turniej takiej skali wszystko poszło nieoczekiwanie… szybko.
W każdym razie z czystym sercem mogę w końcu powiedzieć, że tutaj Jiren stał się trochę bardziej interesujący. Choć...
2024-01-28
Taikōbō pomimo porażki w walce z Dakki - a może właśnie dzięki niej? - bierze się w garść i zamiast rozpaczać zaczyna działać. Do walki z królową będzie potrzebował potężnych sojuszników, choć nie tylko w dosłownym, fizycznym znaczeniu. Co prawda trzonem tego tomu jest trójka silnych i zdolnych wojowników, których Taikōbō rekrutuje, ale tak naprawdę coraz wyraźniej widać, że w całej tej grze przewagę ma nie ten, kto mocniej pieprznie, a ci odznaczający się sprytem i posiadający dobry plan.
Bo to nie jest samo mordobicie, ale krok za krokiem wchodzimy w kolejne intrygi i politykę. Bardziej niż typowy shonen zaczyna to przypominać baśń - trochę pokręconą, bo od czasu do czasu łamiącą czwartą ścianę… ale mimo wszystko baśń z dzielnymi wojownikami, złymi królowymi, demonami i wielką wojną wiszącą w tle.
Szczególnie mocno to widać przy trójce bohaterów, których rekrutuje Taikōbō. Nie tylko w schemacie - przekonałeś mnie do siebie, ale na razie muszę odejść trenować, ale kiedy będziesz mnie potrzebował wrócę i stanę u twego boku. Same ich historie mają coś z baśniowości (nie tylko przez czterdziestomiesięczną ciążę…). W tym świecie Nieśmiertelni co chwilę wtrącają się w ludzkie życia. I choć dają im w zamian wielką moc, tak mimo wszystko ludzie służą tylko jako… narzędzia. Historie Nataku i Raishinshiego za przykład - i jeden, i drugi na swój sposób byli tylko eksperymentami dla Nieśmiertelnych. Zdobyli siłę, której pragnęli - to fakt - ale jednocześnie przestali rozumieć czym ostatecznie się stali.
Potworami? Mutantami?
I w tym momencie spotkali Taikōbō, który może i nie poradził sobie z Dakki, ale ludzi i otaczający go świat rozumie lepiej niż mało kto. Co prawda wszystko, co robił było tak naprawdę zaplanowane i Nataku z Raishinshim (oraz Yozenem) działali jak po sznurku, według planu. Jednak to nie Taikōbō przedstawiał im wnioski, ale pozwolił dojść do nich samodzielnie. Wszystko, co inscenizował nie miało na celu ich oszukać i zmusić do współpracy, ale samodzielnie rozpracować to, co ich trapi. Taikōbō nawet należąc do świata Nieśmiertelnych nie chce sterować ludzkim losem, ale oddać go właśnie w ręce ludzi i to im pozostawić ostateczną decyzję, co z nim zrobią.
No ale Dakki też w międzyczasie nie próżnuje…
Choć nowszą wersję anime uważam za lepszą, tak miałam po niej ogromny niedosyt. W dwudziestu-paru odcinkach nie da się zmieścić z należytą starannością ogromu wątków tak, aby cała historia była w pełni zrozumiała. Stara wersja masę rzeczy pozmieniała, a nowsza - musiała ciąć, żeby wyrobić się w czasie. Stąd cieszę się, że seria doczekała się wydania w Polsce. Może nie być najlepszą tego typu na rynku, jednak na pewno jest godna uwagi.
Taikōbō pomimo porażki w walce z Dakki - a może właśnie dzięki niej? - bierze się w garść i zamiast rozpaczać zaczyna działać. Do walki z królową będzie potrzebował potężnych sojuszników, choć nie tylko w dosłownym, fizycznym znaczeniu. Co prawda trzonem tego tomu jest trójka silnych i zdolnych wojowników, których Taikōbō rekrutuje, ale tak naprawdę coraz wyraźniej widać,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-06
Z jednej strony rozpoczęcie Turnieju było świetne - ale z drugiej, pamiętając anime wiem, że mogło być zdecydowanie lepiej… choć manga i anime to dwa zupełnie różne media, więc starałam się chwilowo zapomnieć wersję z anime. Bo mimo wszystko zostaje sporo dobrego mięcha.
Bohaterami tomu są dla mnie Siedemnastka i… Frizer!
Siedemnastka - wiadomo - już od samego początku jest MVP naszego składu. Bez sentymentu i wahania eliminuje kolejnych zawodników. Można powiedzieć, że jest bezduszny… ale dla mnie to on działa jak najbardziej logicznie. W sumie może nawet ZA logicznie, jak na Dragon Balla (piję trochę do anime, bo tam pokazał jeszcze więcej).
A Frizer? Stary, dobry, wredny szczwany lis, który może sobie pobyć wrednym, szczwanym lisem. Choć nie uważam, aby oszukanie Frosta to było jakieś osiągnięcie (bo to tylko baaardzo słaba, smarkata podróbka), to Frizer pięknie to rozegrał na korzyść naszych bohaterów. I przez cały czas nie idzie zapomnieć, że on nie jest przyjacielem Goku i spółki, ale ma w tym Turnieju wspólny interes i będzie dążył do wygranej za wszelką cenę. Nawet, jeśli chwilowo musi sympatyzować z tymi ,,głupimi małpami”.
Jednak dalej mimo wszystko mam mały problem z Jirenem… Jak w pełni kupuję pomysł takiej ,,ściany” dla Goku, z którą zderzenie zabolało i wydaje się nie do przebicia, tak gdyby chociaż Jiren… wyglądał. Jakoś. Bo nie dość, że mdły z charakteru (choć jak trochę się rozkręci, to jest lepiej), tak jego tyłek ma ciekawszy projekt niż on sam w całości. Jedyny plus, jaki choć stoi koło Jirena, to walka z Hitem. Hit jak skończył, tak skończył, ale przynajmniej zadziało się coś ciekawego.
W ogóle trochę szkoda, że co niektórzy tak szybko odpadli i nawet nie mieli okazji zawalczyć. I ja wiem, że taki Kuririn za wiele to by nie zdziałał, ale w anime miał przynajmniej jakąś ciekawą walkę…
Z jednej strony rozpoczęcie Turnieju było świetne - ale z drugiej, pamiętając anime wiem, że mogło być zdecydowanie lepiej… choć manga i anime to dwa zupełnie różne media, więc starałam się chwilowo zapomnieć wersję z anime. Bo mimo wszystko zostaje sporo dobrego mięcha.
Bohaterami tomu są dla mnie Siedemnastka i… Frizer!
Siedemnastka - wiadomo - już od samego początku...
2023-12-27
Superbohaterowie klasy S stają do walki z potężnymi najeźdźcami z kosmosu. Tymczasem Saitama dostaje się na statek wrogów, by stawić czoło ich przywódcy, Borosowi. Ten jednak okazuje się tak silny, że zmusza naszego herosa do potraktowania tej walki NAPRAWDĘ serio! Czy to wystarczy!? Czy i tym razem uda się ocalić ziemię!?
Że też potrafiłam kogoś bardziej znielubić niż Puri-Puri Prisonera…
Tom zdecydowanie wygrywa walka Saitamy z Borosem. Przez pewien czas można nawet odnieść wrażenie, że ten pojedynek jest całkiem wyrównany i Saitama w końcu doczekał się godnego siebie przeciwnika… tylko że nie. Nasz łysy bohater może co prawda niechcący odwiedził księżyc, ale wyzwania nie miał żadnego - choć starał się to ukryć i nawet na koniec stwierdził (może z szacunku dla przeciwnika), że to była dobra walka. Niestety Boros nie dał się nabrać na to kłamstwo, choć mam wrażenie, że umierał bez żalu - w końcu on dostał to, co chciał. Pojedynek, przy którym naprawdę mógł pójść na całość i przegrana nie przyniosła mu wstydu.
A co z resztą? Pozostali bohaterowie S klasy na początku radzili sobie gorzej, aczkolwiek i oni nieźle sobie poradzili. Tylko że później przyszedł Słodka Maska, w eleganckiej marynareczce i miał do nich pretensje, gdy sam sobie serial kręcił…
Z jednej strony ma trochę racji - mógł sobie pozwolić na inne zajęcie, bo w końcu nie jest jedynym silnym bohaterem, mógł zostawić ratowanie miasta innym. Tylko że w swoim podejściu do bycia superbohaterem doszedł już do granicy fanatyzmu… a może i ją przekroczył. Fajnie by było, aby każda akcja kończyła się nie tylko zwycięstwem, ale i brakiem nawet zadrapania. Same motylki i iskierki, jak w bajce albo do idealnego zdjęcia na pierwszą stronę gazety. Ale nie zawsze tak się da. Bo superbohater ma przede wszystkim dbać o życie i bezpieczeństwo ludzi - a nie o to, jak wypadnie i czy przypadkiem kostiumu nie zabrudził, bo wstyd.
W kontrze do tego staje jedna z historii pobocznych pod koniec tomu, gdzie Saitama ratuje posterunek policji przed potworem. Jego słowa na koniec świetnie obnażają zepsucie POSSu jak i całej organizacji superbohaterów - bo superbohater powinien działać nie dlatego, że prosi się go o pomoc lub pragnie podziwu (albo kasy), ale dlatego, że to jego rola.
Superbohaterowie klasy S stają do walki z potężnymi najeźdźcami z kosmosu. Tymczasem Saitama dostaje się na statek wrogów, by stawić czoło ich przywódcy, Borosowi. Ten jednak okazuje się tak silny, że zmusza naszego herosa do potraktowania tej walki NAPRAWDĘ serio! Czy to wystarczy!? Czy i tym razem uda się ocalić ziemię!?
Że też potrafiłam kogoś bardziej znielubić niż...
2023-11-29
Sentyment? Jak najbardziej. Choć po obejrzeniu anime (2003) autentycznie jeszcze bardziej wkręciłam się w ten świat. Z jednej strony bardzo klasyczny - z demonami, magiczną bronią i prostym podziałem na dobro i zło. A z drugiej im bardziej się go poznaje, tym bardziej dziwaczny się wydaje.
Ale po kolei.
Taikōbō to bohater, za którym bez dwóch zdań chcę podążać. Generuje sporo gagów, czasem może i męczących, ale jednocześnie co chwilę udowadnia, że zwykle kryje się za tym coś jeszcze i jego frywolna natura to raz że sposób na radzenie sobie z otaczającym światem, a dwa - fasada skrywająca prawdziwe intencje i plan. Co świetnie się sprawdziło nie raz, nie dwa, gdzie Taikōbō był w stanie pokonać zdawałoby się o wiele silniejszych przeciwników samym tylko sprytem. No i serducho też ma po odpowiedniej stronie. Nawet jeśli nie zawsze jest miły czy chętny do pomocy, tak nigdy nie zostawi nikogo w potrzebie i w obronie ludzi jest gotów zaryzykować własnym życiem.
Zbierając to wszystko razem jego zderzenie z Dakki było dosłowne jak zderzenie ze ścianą.
Taikōbō dał się poznać jako ktoś, kto może i pajacuje, ale sroce spod ogona nie wypadł, a i tak z Dakki nawet przez moment nie miał najmniejszych szans… Od początku rozgrywka szła według jej reguł i to ona tu rozstawiała pionki. Może i nie jest to najlepsza antagonistka, jaką znam - ale z pewnością jedna z najgroźniejszych. I moment, gdy zwykła przygoda ,,w obalenie złej królowej" w jednej chwili zmieniła się w rzeź zwyczajnie mnie zmroził.
A to dopiero początek przygody, która doprowadzi jeszcze do niejednej wojny...
Ale i tak na ten moment moją ulubioną postacią jest Shinkohyo (do momentu, aż pojawi się pewna inna). Nie nazwałabym go neutralnym - bo pomaga i jednej i drugiej stronie tylko dlatego, aby jeszcze bardziej wszystko komplikować... dla zabawy. Troll jak się patrzy, do tego może na to sobie pozwolić, bo siłą mało kto mu dorównuje. Spokojnie samodzielnie mógłby pokonać obie strony konfliktu, ale woli trzymać się na uboczu i wszystko dokładnie obserwować. I mącić od czasu do czasu, co by nudno nie było.
Sentyment? Jak najbardziej. Choć po obejrzeniu anime (2003) autentycznie jeszcze bardziej wkręciłam się w ten świat. Z jednej strony bardzo klasyczny - z demonami, magiczną bronią i prostym podziałem na dobro i zło. A z drugiej im bardziej się go poznaje, tym bardziej dziwaczny się wydaje.
Ale po kolei.
Taikōbō to bohater, za którym bez dwóch zdań chcę podążać. Generuje...
2023-11-16
Przyznaję się bez bicia, że oceniam wyżej niż powinnam między innymi z powodu Siedemnastki. Ale o tym, dlaczego wolę jego wersję z Super niż tę z GT może innym razem.
Jeśli chodzi o czystą akcję, to nie można powiedzieć, aby w tym tomie podziało się za wiele. Jednak jeśli chodzi o znaczenie wydarzeń, które miały tu miejsce... sprawa ma się trochę inaczej. W końcu zapowiedź turnieju, od którego zależy istnienie całego wszechświata to nie byle co! Szczególnie jeśli spojrzeć na to, do czego zostali zmuszeni nasi bohaterowie, aby zebrać odpowiednio silną drużynę.
Dobra, ja też sobie śmieszkuję, ile to jeszcze razy będą wskrzeszać tego biednego Freezera, ale tym razem nie mam z tym żadnego problemu. Wręcz przeciwnie. Fakt, że Goku i spółka oraz Lodówka są zmuszeni do współpracy, aby przetrwać prowokuje zaistnienie paru ciekawych kwestii.
To nigdy nie będą przyjaciele, ale jednocześnie łączy ich pokręcona i nierozerwalna relacja. I jedna i druga strona miała ogromny wpływ na siebie nawzajem. I tak samo - i jednej i drugiej stronie najbardziej opłaca się współpracować. Na razie...
Przyznaję się bez bicia, że oceniam wyżej niż powinnam między innymi z powodu Siedemnastki. Ale o tym, dlaczego wolę jego wersję z Super niż tę z GT może innym razem.
Jeśli chodzi o czystą akcję, to nie można powiedzieć, aby w tym tomie podziało się za wiele. Jednak jeśli chodzi o znaczenie wydarzeń, które miały tu miejsce... sprawa ma się trochę inaczej. W końcu zapowiedź...
2023-11-02
It’s over 9000 na 10
Czy najrozsądniejszym byłoby pozbycie się Piccolo raz na zawsze, nawet za cenę życia Kamiego? Logicznie rzecz biorąc - tak! Tylko że Goku używa własnej logiki, która czasem może porażać… ale i tak zazwyczaj działa!
Choć nie uprzedzajmy faktów, kim w przyszłości stanie się Piccolo Junior i jaką jeszcze rolę odegra.
Pojedynek, który tytuł tomiku - Starcie potęg - opisuje idealnie. Nawet jeśli Piccolo dał się parę razy podejść Goku, to sam też w tym względzie nie pozostał dłużny. To przeciwnik, który może być sobie pewny siebie, ale też jednocześnie uszy się i tak jak jego ojciec - niweluje wcześniej popełnione błędy, rozwijając się w jeszcze bardziej niebezpiecznego wroga niż sam Piccolo Daimao.
Tylko że Goku też nie pozostał w tyle przez te trzy lata i nadal chce pokonać go samodzielnie. W dużej mierze przez chęć wygrania Turnieju (mówiłam o jego logice…), jednak nie da się zaprzeczyć, że to jest sprawa tylko między tą dwójką i nikt inny nie ma tu nic do gadania. I jeden, i drugi ostatnie lata spędził na treningu właśnie dla tej chwili
I, o cholercia, było warto! Miałam też wrażenie, że i sam Piccolo dobrze się bawił - bo to naprawdę pojedynek równego z równym. Choć, jak twierdzi, Goku ma jedną poważną słabość, której Piccolo nie nie boi się wykorzystywać - skrupuły i sentyment. Choć czy powinien narzekać? Gdyby Goku nie zależało na przyjaciołach i ludziach ogólnie, to Piccolo mógłby mieć o wiele gorszą przeprawę…
Swoją drogą, to trochę zabawne, że Piccolo wytyka Goku skrupuły jako jego największą słabość… a za parę lat sam stanie się obrońcą ludzkości, któremu - swoją drogą - bardziej będzie zależało na ludziach. I będzie wychodził z siebie za wszystkie durne akcje Goku, gdy ten dekiel będzie dla funu narażał Ziemię i przyjaciół…
It’s over 9000 na 10
Czy najrozsądniejszym byłoby pozbycie się Piccolo raz na zawsze, nawet za cenę życia Kamiego? Logicznie rzecz biorąc - tak! Tylko że Goku używa własnej logiki, która czasem może porażać… ale i tak zazwyczaj działa!
Choć nie uprzedzajmy faktów, kim w przyszłości stanie się Piccolo Junior i jaką jeszcze rolę odegra.
Pojedynek, który tytuł tomiku -...
2023-10-25
Bohaterowie klasy S oraz Saitama zostają pilnie wezwani do głównej siedziby Stowarzyszenia. Tam dowiadują się o tajemniczej przepowiedni, którą przed śmiercią pozostawiła wielka prorokini Siwababa. Wygląda na to, że Ziemi zagraża kolejne niebezpieczeństwo! Co to takiego!? Czy elitarni bohaterowie połączą siły, by ocalić świat!?
Kolejny tom, który tak naprawdę jest dopiero preludium do ciekawszych rzeczy. No i bohaterowie klasy S mogą pokazać się w pełnej krasie - czyli jako nadęte dupki z wybujałym ego! Nie wszyscy oczywiście, jednak bardzo szybko da się wyłapać, że klasa S to nie tylko pewien poziom siły, ale również stan umysłu. Chociaż czy choć trochę nie można im wybaczyć odrobiny arogancji? Są wysyłani do najgorszych, najniebezpieczniejszych misji - do takich, przy których niektórzy srają po gaciach na samą myśl. Chyba dobrym stwierdzeniem będzie, że to są ,,potwory” służące do radzenia sobie z jeszcze większymi potworami.
Dobra - klasa S klasą S, ale co tam u Saitamy? Po staremu! Wbija na statek kosmitów i idzie przez niego jak wichura, niszcząc i mordując co mu w drogę wlezie. Aż w końcu natrafia na głównego bossa - Borosa.
Kosmiczni piraci i galaktyczny przerażający imperator… okey, ale dizajn Borosa jest ZA-JE-BI-STY. Don’t change my mind. W każdym kadrze wyglądał przekozacko, nawet gdy dostał ,,plaskacza” od Saitamy. Większość potworów - nie wyłączając Króla Głębin - była przedstawiana dość… frywolnie, że tak powiem. Nawet sam Król miał niezupełnie poważny projekt wyglądu (co i tak nie przeszkadzało mu w byciu groźnym przeciwnikiem). Jednak wystarczy jedno spojrzenie na Borosa i wiadomo, że tym razem ma się do czynienia z czymś zupełnie innym. Czy będzie to godny przeciwnik dla Saitamy? Kto wie, ale dla czytelnika pojedynek zapowiada się naprawdę ciekawie!
Tylko ta okładka…
Bohaterowie klasy S oraz Saitama zostają pilnie wezwani do głównej siedziby Stowarzyszenia. Tam dowiadują się o tajemniczej przepowiedni, którą przed śmiercią pozostawiła wielka prorokini Siwababa. Wygląda na to, że Ziemi zagraża kolejne niebezpieczeństwo! Co to takiego!? Czy elitarni bohaterowie połączą siły, by ocalić świat!?
Kolejny tom, który tak naprawdę jest dopiero...
2023-10-25
11/10
23. Turniej jest pierwszym i ostatnim, który reprezentował taki poziom. Wiadomo, że im dalej, tym bohaterowie będą silniejsi, jednak chyba żaden nie miał tak mocnego składu. Co jeden pojedynek to lepszy, każdy coś wnosił do historii i żaden z przegranych nie miał się czego wstydzić - nawet Yamcha, biorąc pod uwagę fakt, z kim tak naprawdę walczył.
A co najlepsze wśród zawodników znalazła się też Chi Chi… Powiem szczerze, że z czasem, gdy robi się z niej kura domowa, zapomina się trochę o tym, że ona też świetnie zna się na sztukach walki. Co prawda z takim składem nie miała większych szans - wśród najpotężniejszych wojowników, jakich poznaliśmy do tej pory - ale i tak jest jedną z niewielu kobiet, które w ogóle coś osiągnęły na Turnieju.
No i zdobyła upragnionego męża, więc na pewno nie ma na co narzekać!
Oczywiście tom wygrywa pojedynek Goku z Tienem. Można powiedzieć, że runda druga po ostatnim Turnieju. I jeśli wcześniej Tien wygrał dosłownie o włos, tak tym razem nie miał najmniejszych szans. Goku nie tylko urósł w siłę i zdobył niebywałą odporność - jego intuicja w walce też jeszcze bardziej się polepszyła!
Co można powiedzieć o Goku, to że może i w życiu codziennym jest kretynem (zresztą - oświadczył się publicznie Chi Chi nadal nie do końca pojmując, co to w ogóle jest ,,małżeństwo”), ale w walce potrafił używać głowy jak mało kto. A teraz, gdy miał za sobą lata treningów i doświadczenia to już nie jest tylko sprytny dzieciak, ale wojownik jak się patrzy, którego należy brać na poważnie.
No i jak mogłabym nie wspomnieć o Piccolo! Co prawda główna walka z Goku jeszcze przed nim, ale już teraz szacun za to, że docenił Kuririna. Arogancki z niego dupek? Tak, jednak nadal potrafi ocenić swoje możliwości i nie płacze, że ktoś ośmielił się go uderzyć.
11/10
23. Turniej jest pierwszym i ostatnim, który reprezentował taki poziom. Wiadomo, że im dalej, tym bohaterowie będą silniejsi, jednak chyba żaden nie miał tak mocnego składu. Co jeden pojedynek to lepszy, każdy coś wnosił do historii i żaden z przegranych nie miał się czego wstydzić - nawet Yamcha, biorąc pod uwagę fakt, z kim tak naprawdę walczył.
A co najlepsze...
2023-10-24
Ostateczna walka z Zamasu! Która - niestety - nie była w pełni satysfakcjonująca, bo zakończenie wszystko zepsuło…
Stwórz jednego z ciekawszych villeinów w Dragon Ballu.
Rozwiń go w najtrudniejszego przeciwnika, z jakim bohaterowie do tej pory walczyli. Ups, nie wiadomo jak to wszystko zakończyć? Na cheatach! I to hardych. To ma nawet swoją nazwę - deus ex machina. I nawet jeśli Dragon Ball nie jest tego pozbawiony, to chyba jeszcze nigdy nie było to tak perfidnie w twarz, po linii najmniejszego oporu.
No denerwuje mnie, że nie mogli wymyślić czegoś godniejszego - i dla Zamasu, i dla naszych bohaterów.
Ale tradycyjnie - nieważne ile ponarzekam, na koniec stwierdzę, że i tak mi się podobało. Cóż, trudna miłość, co zrobić. Szczególnie że Turniej Mocy tuż tuż, ale najpierw muszę zadowolić się przystawką w postaci starcia wszystkich Bogów Zniszczenia. Choć na razie wygląda to dość biednie, bo jak na Bogów Zniszczenia większość z nich - nawet w walce - wydaje się nijaka. Aczkolwiek Belmod nie ustępuje charakterkiem Beerusowi. Czy go lubię? Nie wiem, jednak jest jednym z ciekawszych bogów i przynajmniej zachowuje się jak spodziewałoby się po Bogu Zniszczenia, a nie jak jakiś przedszkolak.
Swoją drogą Beerus tak narzeka, że Goku ciągle sprawia problemy, a wychodzi na to, że sam nie lepszy!
Ostateczna walka z Zamasu! Która - niestety - nie była w pełni satysfakcjonująca, bo zakończenie wszystko zepsuło…
Stwórz jednego z ciekawszych villeinów w Dragon Ballu.
Rozwiń go w najtrudniejszego przeciwnika, z jakim bohaterowie do tej pory walczyli. Ups, nie wiadomo jak to wszystko zakończyć? Na cheatach! I to hardych. To ma nawet swoją nazwę - deus ex machina. I nawet...
2023-10-01
Z jednej strony Zamasu - jeden z ciekawszych antagonistów w Dragon Ballu. Ktoś, kogo nie można nazwać złym z samego faktu bycia złym, ale popadania w coraz większą obsesję. Ten tom to dosłownie peak jego szaleństwa i obserwowanie jak z chwili na chwilę coraz bardziej w nim się zatraca, aż do momentu, gdy zyskuje ogromną siłę… i jakiekolwiek hamulce, które mógł mieć do tej pory pękają. On nie był potworem, on się nim dopiero stał i mogliśmy cały czas oglądać tę drogę.
Z drugiej jednak strony… im bardziej zaczęłam się zastanawiać CO dokładnie się dzieje, tym bardziej miałam ochotę dać komuś w łeb. Ja wiem, że logika w świecie DB jest czasem traktowana jak szmata do podłogi, jednak tym razem zbliżyło się to do granicy mojej cierpliwości. W czym problem? Choćby w Mafubie. Jak cieszę się, że w końcu przypomniano sobie, że bohaterowie mają takiego asa w rękawie… tak byłoby za prosto, no nie? To zdecydowanie technika zbyt OP i użycie jej pozamiatałoby. Tylko szkoda było kończyć historię w takim momencie. Więc sprawę Mafuby trzeba było jakoś załatwić - tylko czemu w tak idiotyczny sposób!
Ale przede wszystkim - GDZIE, DO CHOLERY, JEST ZENO? Serio nie zauważył, że wszyscy bogowie nie żyją i zrobił się jakiś taki, no nie wiem, pierdolnik?
Tylko że koniec końców, nieważne jak zła bym była na głupotę scenariusza… Zamasu i walka z nim znów mnie udobruchały. Bo głupoty głupotami, ale cała ta walka była po prostu świetna! Vegeta, który może i użył wcześniejszego pomysłu Goku, ale był w stanie go udoskonalić. I znów - pomimo całej swojej dumy - wiedział, kiedy przestać i cofnąć się o krok dając pole Goku. Najpierw w sprawie fuzji, później przyznając, że tylko on ma szanse wygrać. Można to nazwać powtórką z sagi Buu, ale ja patrzę na to jak na dowód, że Vegeta odrobił tamtą lekcję i naprawdę jest innym człowiekiem. Nadal dumnym i upartym, ale przyznającym, że są rzeczy ważniejsze od jego dumy.
Z jednej strony Zamasu - jeden z ciekawszych antagonistów w Dragon Ballu. Ktoś, kogo nie można nazwać złym z samego faktu bycia złym, ale popadania w coraz większą obsesję. Ten tom to dosłownie peak jego szaleństwa i obserwowanie jak z chwili na chwilę coraz bardziej w nim się zatraca, aż do momentu, gdy zyskuje ogromną siłę… i jakiekolwiek hamulce, które mógł mieć do tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-23
Już widzę, że seria Super to będzie mi fundować istny rollercoaster… Na pierwszy tom patrzyłam przychylnym okiem, bo sentyment. Drugi - mimo swoich głupot - bardzo mi się podobał. A teraz? Mam spory dylemat. Bo tym razem trudno mi z czystym sercem przymknąć oczy na ilość durnot i to, jak potraktowano bohaterów. Choć z drugiej strony Zamasu i Black robią robotę…
Co najbardziej mnie boli to to, że bohaterowie skretynieli i cofnęli się w rozwoju. Już wcześniej było to widać, ale tu wyszło pełne nagromadzenie. Shin? Zupełnie zapomniał jak używa się mózgu. Vegeta? Cofnął się w rozwoju. Goku? Kombo cofnięcia w rozwoju i zapomnienia używania mózgu. Future Trunks podobnie, ale jego ratuje trochę fakt, że nadal jest w ten swój sposób uroczy. O Beerusie i Whisie już nawet nie wspominam. Przecież kombo Shin, Beerus i Whis powinni połączyć wszystkie fakty z palcem w dopie, a koniec końców wyszło, że cała zagadka została rozwiązana przypadkiem. Noż kierwa mać.
Tylko że gdy Zamasu i Black weszli na scenę, to trochę mnie urobili… Zamasu może nie jest najbardziej spektakularną postacią, jednak pozostaje całkiem interesującym bohaterem - również przez to, jak niepozorny wydaje się na początku. Jego zwichrzona psychika i zakrzywione postrzeganie dobra oraz zła, ludzi jako takich i swojej roli jako boga to jedno. Mniej oczywiste mogło wydawać się to, że plan Zamasu… udał się w pełni. Jak sam stwierdził - był dopracowany i nie miał żadnych luk. I to biorąc pod uwagę fakt, że Zamasu nawet nie spodziewał się interwencji Goku i Vegety! Można wiele o nim powiedzieć, ale chłop ma łeb na karku nie od parady.
Więc koniec końców… trochę się krzywiąc, ale nadal stwierdzam, że tom 3 był w porządku. Mam dużo uwag, jednak całość ratuje Zamasu.
I tak, to już z mojej strony jakaś toksyczna miłość… denerwuję się, ale nadal kocham.
Już widzę, że seria Super to będzie mi fundować istny rollercoaster… Na pierwszy tom patrzyłam przychylnym okiem, bo sentyment. Drugi - mimo swoich głupot - bardzo mi się podobał. A teraz? Mam spory dylemat. Bo tym razem trudno mi z czystym sercem przymknąć oczy na ilość durnot i to, jak potraktowano bohaterów. Choć z drugiej strony Zamasu i Black robią robotę…
Co...
2023-07-30
Po rozczarowującym tomie pierwszym, tom drugi jest... stwierdzenie ,,lepszy" to będzie spore niedopowiedzenie!
To prawda, że były momenty żenujące (walka Vegety z Auto Magettą, albo poniewieranie Piccolo), ale zdecydowanie więcej było tych pozytywnych. Nawet jeśli niektóre mogły być naciągane (znów Vegeta - ale tym razem z Cabbą), ale to w ogóle nie psuło wydźwięku tych konkretnych scen. Turniej Szóstego i Siódmego Wszechświata spełnił oczekiwania na dobrą, dragonballową naparzankę, gdzie nie tylko siła była ważna, ale bohaterowie czasem musieli wykazać się odrobiną sprytu.
Kolejnym ogromnym plusem (z mojej strony) jest powrót Future Trunksa i pociągnięcie jego historii dalej. Niezbyt przyjemne, trzeba przyznać, bo jeśli ostatnio androidy nieźle mu życie sponiewierały... tak teraz jest jeszcze gorzej! Ale tak to już jest w Dragon Ballu, tu zawsze prędzej czy później pojawi się jeszcze silniejszy przeciwnik...
Po rozczarowującym tomie pierwszym, tom drugi jest... stwierdzenie ,,lepszy" to będzie spore niedopowiedzenie!
To prawda, że były momenty żenujące (walka Vegety z Auto Magettą, albo poniewieranie Piccolo), ale zdecydowanie więcej było tych pozytywnych. Nawet jeśli niektóre mogły być naciągane (znów Vegeta - ale tym razem z Cabbą), ale to w ogóle nie psuło wydźwięku tych...
2023-01-23
Przyznam się bez bicia, że przynajmniej jedna gwiazdka więcej za sam fakt, że to Dragon Ball (nostalgia mocno). Choć pod koniec już naprawdę - i bez żadnych różowych okularów - wciągnęłam się naprawdę.
Goku... pozostaje Goku i nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale miło wrócić do przygód tego półgłówka i jego ekipy. Choć boli tak szybkie załatwienie kluczowych spraw - jak wprowadzenie nowych i naprawdę ważnych dla serii form dosłownie offscreenen, jednym-dwoma panelami od narratora... No bieda totalna. Trudno powiedzieć o tym ,,do wybaczenia", jednak jak już wspominałam wcześniej z rozdziału na rozdział zaczęłam się w to wkręcać i choć to ewidentne olanie tematu uwiera, tak pozostałe aspekty trochę wszystko osładzają. A na pewno robią to Beerus i Whis.
Przyznam się bez bicia, że przynajmniej jedna gwiazdka więcej za sam fakt, że to Dragon Ball (nostalgia mocno). Choć pod koniec już naprawdę - i bez żadnych różowych okularów - wciągnęłam się naprawdę.
Goku... pozostaje Goku i nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale miło wrócić do przygód tego półgłówka i jego ekipy. Choć boli tak szybkie załatwienie kluczowych spraw - jak...
2023-10-13
Wieża Sztuczek naprawdę dużo powiedziała o bohaterach. Szczególnie fakt, że potrafili zaryzykować i zgodzić się na pomysł Gona… Tak naprawdę każdy z nich miał o co walczyć w egzaminie na Łowcę i każdy na dobrą sprawę miał prawo wybrać prostszą drogę, nie oglądając się za siebie. Jednak gdy pojawiła się szansa - nawet niewielka - że mogą dalej współpracować, to idą na to. Myślę, że to nie jest zasługa tylko ,,siły przyjaźni”, ale przede wszystkim wartości, jakie chłopcy wyznają - tylko potrzebowali, by Gon im o tym lekko przypomniał.
Co do reszty tomu - nie mogę mówić o rozczarowaniu. Bardziej jest to cisza przed burzą. Chwila zwolnienia, choć na pewno nie oddechu, nie dla bohaterów. Zaczął się kolejny test, teraz bardziej ,,łowiecki”, gdzie kandydaci dosłownie muszą polować na siebie. Na szczęście żaden z naszej paczki nie trafił na siebie i znów możemy liczyć na jakąś ich współpracę. Gdzie drużyna Kurapika plus Leorio jest… ciekawa.
Ja się po prostu nie dziwię, że powstał ten ship.
A Gon, cóż, może przez to, że dobrze znam dalszą historię zapowiedź starcia Gon vs Hisoka nie rusza mnie tak, jak powinno, ale bezsprzecznie to jest DUŻE wydarzenie. Coś, co na długo wyznaczy Gonowi cel do podążania… oj, za daleko wybiegam w przyszłość!
Przy okazji miałam też takie małe przemyślenie - Gon jest chyba jednym z bardziej wartościowych bohaterów shonenów. Może i naiwny chłopaczek z niego, ale kto jak kto - potrafi bardzo przekonująco poprowadzić czytelnika w tym, że aby coś osiągnąć trzeba na to zapracować. Im większy cel, tym cięższa droga, ale i nagroda bardziej satysfakcjonująca. Gon nie dostaje siły z dupy, a na każde swoje zwycięstwo zapracował - czy to ciężką pracą, czy sprytem. Ma w tym ogromną przewagę chociażby nad takim Goku, bo jest bardziej ,,przyziemny”. To tylko zwykły chłopiec bez super mocy i kosmicznego pochodzenia, ale za to z wielkim marzeniem.
Wieża Sztuczek naprawdę dużo powiedziała o bohaterach. Szczególnie fakt, że potrafili zaryzykować i zgodzić się na pomysł Gona… Tak naprawdę każdy z nich miał o co walczyć w egzaminie na Łowcę i każdy na dobrą sprawę miał prawo wybrać prostszą drogę, nie oglądając się za siebie. Jednak gdy pojawiła się szansa - nawet niewielka - że mogą dalej współpracować, to idą na to....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-19
Niby objętościowo ten tom nie różni się od pozostałych, a działo się... dużo.
Pokonanie Piccolo Daimao, trening u Kamiego oraz kolejny Turniej i to nie byle jaki! Goku potrafi szybko zdobywać przyjaciół - ale też równie szybko wrogów. Wychodzi na to, że Piccolo Junior nie jest jedynym, który bierze udział w zawodach by zabić Goku... I tak, Chi Chi też liczę jako potencjalnego mordercę. Również ma dobry powód, aby wściekać się na Goku!
Nie wiem, który moment lubię bardziej. Jednym z wyborów na pewno jest pierwsze pojawienie się Piccolo Juniora - jeszcze jako smarkacza i w sumie wypłoszowego kurdupla, tak różnego od tego, co później z niego wyrośnie.... Jednak chyba największe wrażenie zrobiło na mnie pojawienie się Goku po 3 latach treningu u Kamiego. Ten moment bardziej podobał mi się w anime, ale sam sens tej sceny i w mandze ma te same znaczenie. A nawet nie jest jakaś długa czy epicka - Goku po prostu wraca do przyjaciół po dłuższej nieobecności.
Ale to nie jest już ten sam mały Goku. Ten Goku już dorósł. Może nie do końca... ale nie tylko jego wzrost się zmienił. Przyjaciele też to zauważają - to nie jest już nadpobudliwy dzieciak, ale doświadczony wojownik.
I w ten sposób, całkiem niepozornie, zakończył się ostatecznie pewien etap.
Niby objętościowo ten tom nie różni się od pozostałych, a działo się... dużo.
Pokonanie Piccolo Daimao, trening u Kamiego oraz kolejny Turniej i to nie byle jaki! Goku potrafi szybko zdobywać przyjaciół - ale też równie szybko wrogów. Wychodzi na to, że Piccolo Junior nie jest jedynym, który bierze udział w zawodach by zabić Goku... I tak, Chi Chi też liczę jako...
2023-08-27
Nadszedł czas kolejnego epickiego starcia! Saitama musi stawić czoła potwornemu przywódcy morzan, który pokonał już niejednego superherosa. Czy i tym razem jeden jego cios wystarczy, by powalić bestię!? Jaką rolę odegra sympatyczny Rower Ranger!?
Wcześniej stwierdziłam, że nie przepadam za ksywkami przedstawionymi w polskiej wersji… ale Rower Ranger akurat jest bardzo spoko (i prowokuje parę dobrych sucharów związanych z Power Rangers).
A samemu tomowi dałabym 20/10.
Nadal twierdzę, że Król Głębin jest jednym z najciekawszych potworów - do tego jednym z najważniejszych. Nie z powodu samej siły i zadymy, jaką zrobił, bo tak naprawdę był tylko przystawką przed tym, co miało nadejść. Bo to właśnie Król Głębin stał się dla bohaterów lekcją o samych sobie i tym, jak są postrzegani. Lekcją, która będzie się za nimi jeszcze długo ciągnęła i którą będą musieli przepracować.
Król Głębin przez długi czas jest jak ściana nie do ruszenia - nieważne jak wielu i jak mocno bohaterowie go atakują, nic nie robi na nim wrażenia. Są dla niego jak muchy, które bez trudu mógłby od razu zgnieść, ale najpierw woli się pobawić. Czy w takim wypadku mają prawo uciec? Wiedząc, że nie mają w tym starciu żadnych szans? Czy mimo wszystko ich obowiązkiem jest pozostanie na placu boju i ochrona ludzi, nawet za cenę życia?
Dlaczego w ogóle zostali bohaterami?
Rower Rangera od początku trudno brać na poważnie - ot, chłop na rowerze. Do tego ma pełną świadomość, że nikt w niego nie wierzy. Jednak nie został bohaterem dla poklasku - został nim, bo chciał. I w tym względzie są z Saitamą identyczni.
Bo hej - Saitama mógł mieć w dupie to, że ludzie narzekali, że tyle zeszło się bohaterom z tym potworem. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Jednak Saitama nie został bohaterem, by być podziwianym, ale dlatego, że to on podziwiał bohaterów. I nawet jeśli koniec końców sam zebrał cały hejt, to myślę, że był zadowolony.
Bo jego wielkość wcale nie polega na tym, że pokonuje przeciwników jednym ciosem…
Nadszedł czas kolejnego epickiego starcia! Saitama musi stawić czoła potwornemu przywódcy morzan, który pokonał już niejednego superherosa. Czy i tym razem jeden jego cios wystarczy, by powalić bestię!? Jaką rolę odegra sympatyczny Rower Ranger!?
Wcześniej stwierdziłam, że nie przepadam za ksywkami przedstawionymi w polskiej wersji… ale Rower Ranger akurat jest bardzo...
Nie miałam większych oczekiwań, przez co jeszcze milej się zaskoczyłam. Nie jest to najoryginalniejsza pozycja, wiele tu jest do przewidzenia, ale dostarcza kupę frajdy - czy to przez akcję, humor, a i nawet całą tą ,,tajemnicę", która dla kogoś, kto choć trochę czyta i ogląda fantastykę tajemnicza bardzo nie jest, ale dla samych bohaterów miło ją śledzić.
No i kreska strasznie przypadła mi do gustu.
Plus szanuję za szczerość, że mamy simpować do Sho!
To jest trochę takie ,,Faceci w Czerni" ale w Japonii. I z nastolatkami. Akira jest pechowcem i przez jego nieporadność wpada sporo zabawnych akcji, ale jednocześnie to nie idiota. Gdy dostaje cel gotów jest ze strachu zejść na zawał... ale też nie cofa się przed wyzwaniem. Nie płacze po niepowodzeniu, tylko zbiera się (z trudem) do kupy i prze dalej. Teraz może być jeszcze za słaby, ale od siedzenia na pewno tej siły nie nabierze.
Sho za to, jako ,,pan idealny" działa nie tylko jako przeciwwaga dla tej pierdoły, ale też jako ktoś, kto wprowadza Akirę w ten świat i jak na razie sprawuje nad nim opiekę. Jest... dziwny, ale widać, że dobry z niego chłopak, nawet jeśli może trochę za mocno trzymać się zasad.
Świat – choć nie jest oryginalny – to w miarę ciekawy, a i bohaterom naprawdę chce się kibicować i darzyć sympatią. Trochę akcji, trochę humoru, do tego jest na czym zawiesić oko. Dobry, solidny shonenik na zasadach Facetów w Czerni. Ja kupiona po pierwszym tomie.
Nie miałam większych oczekiwań, przez co jeszcze milej się zaskoczyłam. Nie jest to najoryginalniejsza pozycja, wiele tu jest do przewidzenia, ale dostarcza kupę frajdy - czy to przez akcję, humor, a i nawet całą tą ,,tajemnicę", która dla kogoś, kto choć trochę czyta i ogląda fantastykę tajemnicza bardzo nie jest, ale dla samych bohaterów miło ją śledzić.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNo i kreska...