rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Chyba każdy słyszał już o książce lub filmie Do wszystkich chłopców, których kochałam. Ja zaczęłam od ekranizacji, a dopiero potem zabrałam się za oryginalną historię. Chciałam mieć porównanie zwłaszcza, że opinie były różne. Jedni woleli powieść, inni wręcz przeciwnie. Ja zdecydowanie należę do pierwszej grupy. Fabuła w filmie została bardzo spłycona i skrócona o wiele ważnych elementów. Nie oznacza to, że produkcja Netflixa mi się nie podobała. Dlatego już teraz chciałabym polecić Wam obie wersje.

Przyznam, że nie spodziewałam się kierunku, w jakim potoczy się ta historia. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie jej rozwój. Jestem pozytywnie zaskoczona pomysłem autorki. Niejednokrotnie Jenny Han bardzo mnie zaintrygowała! Do tego całość jest, według mnie, niezmiernie oryginalna. Nie spotkałam się dotychczas z pomysłem tego typu, tak fajnie wykorzystanym.

Bardzo polubiłam Larę Jean. Zazwyczaj takie bardzo nieśmiałe i aspołeczne bohaterki są w książkach po prostu nudne albo przezroczyste. Lara była ich przeciwieństwem i została świetnie wykreowana. Mimo, że nie uważam się za nieśmiałą osobę, łatwo było mi się z nią identyfikować. Myślę, że nie tylko mnie.

Jenny Han ma bardzo przyjemny i naturalny styl pisania. Czytając książkę rzeczywiście miałam wrażenie, jakby historia była opowiedziana przez nastolatkę. Autorka nie wstawiała na siłę "mądrych" słów, których w realnym życiu żadna dziewczyna w myślach by nie użyła. Dodaje to historii wiarygodności.

Do wszystkich chłopców, których kochałam jest niezwykle uroczą książką. Czytając ją świetnie się bawiłam. Od pewnego czasu rzadziej sięgam po młodzieżówki, bo wydają mi się nieco infantylne i zbyt schematyczne.Ta zdecydowanie taka nie jest. Historia Lary Jean powinna spodobać się zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom. Ja już nie mogę doczekać się kontynuacji. Pozostaje mi tylko ją Wam polecić!

Chyba każdy słyszał już o książce lub filmie Do wszystkich chłopców, których kochałam. Ja zaczęłam od ekranizacji, a dopiero potem zabrałam się za oryginalną historię. Chciałam mieć porównanie zwłaszcza, że opinie były różne. Jedni woleli powieść, inni wręcz przeciwnie. Ja zdecydowanie należę do pierwszej grupy. Fabuła w filmie została bardzo spłycona i skrócona o wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W życiu nie spotkałam się z książką o podobnej tematyce. Uważam to za duży plus, ponieważ zdecydowanie nie można uznać jej za schematyczną. Kulti nie jest kolejnym tuzinkowym romansem. Jego fabuła nie kręci się tylko wokół związku między głównymi bohaterami. Jest dużo bardziej rozbudowana. Znajduje się tutaj wiele wątków, których bym się w książce nie spodziewała, a ostateczne okazały się niezwykle ciekawe! Do tego mimo swojej długości, historia nie jest nudna.

Autorka świetnie oddała klimat piłki nożnej. Mimo, że w książce nie ma za wiele opisów, czytelnikowi łatwo wczuć się w to środowisko. W dodatku, wszystko dzieje się w lidze kobiet, a o tej stronie tego sportu nie słyszy się zbyt często.

Mariana Zapata ma bardzo przyjemny styl pisania. Proporcje między opisami, dialogami oraz przemyśleniami bohaterki są wręcz idealne. Rzadko zdarzają się książki, w których autor potrafi tego dokonać.

Uwielbiam Sal. Jej charakter i fantastyczne poczucie humoru to chyba najlepsze, co znajdziecie w tej książce. Takie bohaterki mogłyby, jak dla mnie, być w każdej książce. Kulti natomiast był... dziwny? Pod koniec go co prawda polubiłam, jednak przez praktycznie całą historię nieźle mnie irytował.

Kulti ma jeden ogromny minus. Główna bohaterka na co drugiej stronie (dosłownie!) wspomina o kupie. Przypominała sobie w ten sposób, że Kulti jest zwykłym człowiekiem, który tak jak inni załatwia swoje potrzeby. Brzmi to irracjonalnie, ale taka jest prawda. Za pierwszym razem było to nawet zabawne, jednak z każdym kolejnym po prostu niesmaczne i irytujące. Najgorsze jest jednak to, że Sal wspomina o tym praktycznie do końca książki! Szkoda, bo powieść dużo na tym traci.

Ostatecznie nie wiem czy mogę polecić Wam tę książkę. Historia co prawda bardzo mi się podobała, jednak wątek kupy... bardzo ostudził ten mój zachwyt. Jeśli nie straszne są Wam takie rzeczy, śmiało możecie sięgać po Kultiego.

W życiu nie spotkałam się z książką o podobnej tematyce. Uważam to za duży plus, ponieważ zdecydowanie nie można uznać jej za schematyczną. Kulti nie jest kolejnym tuzinkowym romansem. Jego fabuła nie kręci się tylko wokół związku między głównymi bohaterami. Jest dużo bardziej rozbudowana. Znajduje się tutaj wiele wątków, których bym się w książce nie spodziewała, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Show fabułą przypomina mi bardzo Rywalki. Dlatego spodziewałam się, że historia będzie nieco sztampowa. Nie oczekiwałam też po niej czegoś głębszego, bo przecież cóż takiego można wpleść do książki o telewizyjnym show? Jak się okazało, bardzo wiele. Vi pozytywnie mnie zaskoczyła. Oprócz przyjemnej lektury, znajdziemy tu bowiem przekazanych wiele wartości. Szczególnie podobał mi się wątek więzi rodzinnych.

Historia Kate niesamowicie wciąga i ma się ochotę ją czytać aż do ostatniej strony. Od tej książki po prostu nie da się oderwać! Dodatkowo dreszczyku emocji dodatkowo zakazana miłość, która jest tutaj wyraźnie zarysowana. Cały czas się denerwowałam, czy główni bohaterowie nie zostaną przyłapani!

Przyznam, że do tej pory nie jestem pewna, którego z głównych bohaterów wolę. Zazwyczaj w książkach z wątkiem trójkąta miłosnego od początku jestem zagorzałą fanką tylko jednego z nich. Drugiego darzę nienawiścią lub totalnie olewam. Tym razem było zupełnie inaczej. Nie miałam pojęcia, komu kibicować. Wbrew pozorom wcale nie dla tego, że obaj byli fatalni. Bardzo polubiłam zarówno Coopera, jak i Flynna. Nie mogłam się zdecydować, który z nich jest lepszy. W dodatku Kate jest taka słodka i kochana! To trio to po prostu świetne połączenie.

Bardzo polecam Wam Show. Mimo, że historia pod pewnymi względami jest schematyczna, uważam że warto ją przeczytać. Trzyma w napięciu już od pierwszych stron i wywołuje ogrom emocji. Zapewniam Was, że przez pół książki będziecie się nieźle stresować tym, jak się zakończy. Do tego Ci wszyscy cudowni i niesamowicie różnorodni bohaterowie! Jak wielokrotnie wcześniej, nie zawiodłam się na Vi Keeland!

Show fabułą przypomina mi bardzo Rywalki. Dlatego spodziewałam się, że historia będzie nieco sztampowa. Nie oczekiwałam też po niej czegoś głębszego, bo przecież cóż takiego można wpleść do książki o telewizyjnym show? Jak się okazało, bardzo wiele. Vi pozytywnie mnie zaskoczyła. Oprócz przyjemnej lektury, znajdziemy tu bowiem przekazanych wiele wartości. Szczególnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Panuje powszechne przekonanie, że polscy autorzy nie mogą być dobrzy. Wielu z nich pisze pod pseudonimem, aby swoim pochodzeniem nie zrazić potencjalnego czytelnika. Wstyd się przyznać, ale sama z tego powodu niejednokrotnie odrzuciłam książkę. W ostatnim czasie zaczęłam dawać im szansę. I wiecie co? Nie tylko się nie zawiodłam, ale nawet bardzo pozytywnie zaskoczyłam.

Z popiołów to kolejna powieść spod pióra polskiej autorki, którą przeczytałam. I już na wstępie chcę Wam powiedzieć, że jestem w niej zakochana. Styl Martyny Senator jest niesamowicie lekki i w żadnym stopniu nie odbiega od tego, który zapewniają nam tak popularni amerykańscy pisarze. Także fabuła ma poziom równy zagranicznym hitom. Jest może trochę schematyczna. Poza tym przeszłość Sary czytelnik przewiduje zbyt szybko, ale nie uważam tego za wadę.

Akcja w książce toczy się wolno i bez większych fajerwerków. Martyna Senator nie wprowadziła szokujących zwrotów akcji. Mimo to Z popiołów niesamowicie wciąga. Nie mogłam się oderwać od historii Sary i Michała, która wydaje mi się bardzo realistyczna. Zarówno ich relacja, jak i pozostałe wątki są niewymuszone. Sprawiają wrażenie, jakby faktycznie mogłyby się wydarzyć. Dodatkowo, autorka świetnie oddała klimat Krakowa.

Bardzo polubiłam głównych bohaterów mimo, że są oni według mnie trochę wyidealizowani. Szczególnie Michał został przedstawiony bez jakichkolwiek wad. Nie ważne co się stało, on i tak podchodził do tego w najlepszy z możliwych sposobów. Przyznam, że momentami trochę mnie to denerwowało.

Mam mieszane uczucia w stosunku do okładki. Przód bardzo mi się podoba. Zazwyczaj nie jestem zwolenniczką zdjęć osób. Ta jest jednak intrygująca, a ciekawa kolorystyka zdecydowanie przyciąga oko. Natomiast tył książki zupełnie nie wpasował się w mój gust. Całość wygląda sztucznie, a poza chłopaka wydaje się być wymuszona.

Serdecznie polecam!

Panuje powszechne przekonanie, że polscy autorzy nie mogą być dobrzy. Wielu z nich pisze pod pseudonimem, aby swoim pochodzeniem nie zrazić potencjalnego czytelnika. Wstyd się przyznać, ale sama z tego powodu niejednokrotnie odrzuciłam książkę. W ostatnim czasie zaczęłam dawać im szansę. I wiecie co? Nie tylko się nie zawiodłam, ale nawet bardzo pozytywnie zaskoczyłam.

Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Seria Sexy Bastard opowiada o czwórce najlepszych przyjaciół. Każda z książek przedstawia historię jednego z nich. Pierwszy tom bardzo mi się podobał, drugi już niekoniecznie. Sięgając po Knoxa byłam ciekawa, w którą stronę pójdzie część trzecia.

Przeczytałam tę książkę w zaledwie parę godzin w trakcie trwania maratonu u Karoliny z @come.book. Zwyczajnie nie mogłam się od niej oderwać. Według mnie ta historia wciąga dużo bardziej od swoich poprzedniczek. Zauważyłam jednak, że we wszystkich częściach fabuła jest zbudowana na podobnej zasadzie, dzięki czemu dużo łatwiej przewidywałam różne zwroty akcji. Mimo, że nie uważam tego za wadę, trochę przeszkadzało mi to w czytaniu.

Sięgając po Knoxa zdawałam sobie sprawę, że jest to erotyk. Dlatego nie byłam zdziwiona pikantnymi scenami łóżkowymi. Mam jednak wrażenie, że w tej części autorka trochę z nimi przesadziła. Było ich po prostu za dużo, szczególnie na początku książki. Owszem, wszystkie były napisane ze smakiem, ale w pewnym momencie mi się przejadły. Całe szczęście, że wraz z rozwojem fabuły Eve Jagger trochę je ograniczyła.

Natomiast bardzo podobała mi się relacja głównych bohaterów. Nie była wymuszona, żadna ze stron nie starała się też na siłę dominować. Ich związek opierał się nie tylko na seksie, jak mógłby sugerować poprzedni akapit, bo Knox i Shelby byli przede wszystkim przyjaciółmi. Bardzo przyjemnie mi się o tym czytało.

Eve Jagger zdecydowanie złamała schemat pokazywania w książkach sportowców. Knox jest zupełnym przeciwieństwem mięśniaka, któremu wydaje się, że każda dziewczyna przybiegnie do niego na skinienie palcem. To mężczyzna, który jest tajemniczy, czuły i potrafi rozśmieszyć. Do tego jest jeszcze niesamowitym przyjacielem. Można byłoby powiedzieć, że to facet idealny, gdyby nie to, że czasami zachowuje się jak ciepła klucha. Shelby jest natomiast twardo stąpającą po ziemi kobietą. Odnosi sukcesy zawodowe i wie czego chce od życia. Uwielbiam ten typ bohaterek.

Nie mogę nie wspomnieć o wątku starszego brata. Jak zapewne wiecie, uwielbiam o tym czytać, co powoduje że takie książki biorę w ciemno. Tym razem jednak trochę się na nim zawiodłam. Jackson, czyli brat Shelby, był strasznie upierdliwy! Coś nie pasowało mi w ich relacji. Pod koniec autorka co prawda wytłumaczyła nam jego podejście, jednak i tak uważam, że wszystko to było jakieś naciągane.

Przez trzy tomy nie zauważyłam postępu w warsztacie autorki. Wszystkie części są praktycznie na takim samym poziomie. Szkoda, bo miło byłoby zobaczyć, że Eve Jagger się rozwija. Nie mogę się z kolei przyczepić do jej stylu, który jest niesamowicie lekki i przyjemny w odbiorze.

Knox to według mnie najlepszy tom z serii Sexy Bastard. Fabuła oraz bohaterowie są dużo lepiej stworzeni w stosunku do poprzednich części i dlatego jestem strasznie ciekawa historii Jacksona. Gorąco polecam Wam tę powieść!

Seria Sexy Bastard opowiada o czwórce najlepszych przyjaciół. Każda z książek przedstawia historię jednego z nich. Pierwszy tom bardzo mi się podobał, drugi już niekoniecznie. Sięgając po Knoxa byłam ciekawa, w którą stronę pójdzie część trzecia.

Przeczytałam tę książkę w zaledwie parę godzin w trakcie trwania maratonu u Karoliny z @come.book. Zwyczajnie nie mogłam się od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z Laurelin Paige miałam do czynienia tylko przy dwóch pierwszych częściach serii Uwikłani (trzecia nadal przede mną). Nie zrobiły one na mnie większego wrażenia. Po prostu przyjemnie spędziłam przy nich jedno popołudnie, więc nie spodziewałam się niczego więcej po Twardzielu...

Na początku nie bardzo miałam ochotę czytać tę książkę. Pierwszych kilkadziesiąt stron bardzo mi się dłużyło. Potem nagle się w nią wkręciłam i skończyłam w mgnieniu oka. Wydaje mi się, że dużą rolę odegrał tutaj styl autorki, który jest bardzo niewymuszony. Tej książki się nie czyta, przez nią się po prostu płynie! Do tego dodajmy jeszcze świetnie oddany klimat Hollywood i otrzymujemy historię, od której nie można się oderwać.

Laurelin Paige bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie stworzoną przez siebie fabułą. Przyznam się, że po Twardzielu spodziewałam się raczej przeciętnego erotyku, bez trudniejszej tematyki. Do tej historii autorka wprowadziła jednak bardzo ważne tematy, które ciężko znaleźć w innych książkach tego typu. Szczególnie istotne są według mnie kwestie różnic społecznych oraz oceniania innych po pozorach. Zostały one świetnie wplecione do całej historii. Nie były ani zbyt nachalne, ani zbyt płytkie.

Historia przedstawiona w Twardzielu toczy się raczej bez gwałtowniejszych zwrotów akcji. Nie ma tu niespodziewanych sekretów, a większość "dram" można łatwo przewidzieć. Nie zaważyło to znacząco na mojej ocenie tej książki, jednak szkoda, że brakuje w niej jakiegokolwiek elementu zaskoczenia.

Polubiłam zarówno Heather, jak i Setha. Nie staną się co prawda moimi ulubionymi bohaterami, nie znajdą się nawet w pierwszej piętnastce, ale zyskali moją sympatię. Są oni zupełnie różni, dzięki czemu książka po prostu zyskuje. Heather to kobieta, która za wszelką cenę chce być postrzegana, jako silna i niezależna. Stara się udawać divę, mimo że już na początku historii zaznacza jak bardzo nie lubi tego robić. Seth natomiast to ciepły i poczciwy chłopak, który jednocześnie nie jest ciapą.

Podsumowując, książka bardzo mi się podobała. Ma co prawda pewne wady, ale przeważają w niej jednak zalety. Szczególnie podoba mi się powiew świeżości, jaki Laurelin Paige wprowadziła do tego typu literatury. Zazwyczaj w erotykach brakuje mi wątku, poprzez który autor chce przekazać coś wartościowego. Najlepiej w lekki i przyjemny sposób. Gorąco polecam Wam Twardziela!

Z Laurelin Paige miałam do czynienia tylko przy dwóch pierwszych częściach serii Uwikłani (trzecia nadal przede mną). Nie zrobiły one na mnie większego wrażenia. Po prostu przyjemnie spędziłam przy nich jedno popołudnie, więc nie spodziewałam się niczego więcej po Twardzielu...

Na początku nie bardzo miałam ochotę czytać tę książkę. Pierwszych kilkadziesiąt stron bardzo mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zakazany Układ, czyli pierwsza część serii Mafijnej od K.N. Haner zrobił na mnie ogromne wrażenie. Historia Marcusa i Nicole wyróżniła się spośród innych romansów, co w obecnych czasach nie jest takie proste. Gatunek ten ma niestety to do siebie, że wszystko jest w nim niezwykle odtwarzalne. Łatwo wpleść utarte już schematy i tym samym stworzyć kolejnego przysłowiowego "Greya".

W Piekielnej miłości mamy o wiele więcej akcji niż w tomie pierwszym. Właściwie na każdej stronie dzieje się coś nowego. Najlepsze jest jednak to, że wszelkie zwroty akcji są po prostu nie do przewidzenia. Autorka sprawiła, że czytelnik ma mętlik w głowie i w pewnym momencie nie wie już kto jest dobry, a kto zły. Jest to świetny zabieg, dzięki któremu nie można się od książki oderwać, dopóki nie pozna się jej zakończenia.

Bohaterowie zmienili się w Piekielnej miłości o sto osiemdziesiąt stopni. Marcus, który wcześniej myślał tylko o zemście, nareszcie kierował się w swoich działaniach czymś innym, niż tylko agresją. Stał się też trochę łagodniejszy w stosunku do Nicole,nie tracąc jednocześnie na swojej męskości. Jego przemianę oceniam na bardzo pozytywną. Naprawdę miło czytało mi się sceny z jego udziałem. Natomiast nie do końca wiem, jak mam ocenić Nicole. Z jednej strony strasznie mnie w tej części denerwowała, z drugiej darzyłam ją współczuciem. Jej postępowanie w większości przypadków wydawało mi się głupie i bezsensowne. Jednak nie jestem pewna, jak sama postąpiłabym w sytuacjach, w których znalazła się główna bohaterka...

Tym razem narracja nie jest prowadzona tylko z punktu widzenia Marcusa i Nicole, ale także Alexandra i Diego. Bardzo mi się to spodobało. Dzięki temu książka stała się różnorodna. Szczególnie fascynowały mnie rozdziały opowiadane z perspektywy Alexandra. Sposób, w jaki autorka przedstawiła jego psychikę jest wręcz niesamowity.

Zakazany Układ to według mnie świetna książka. Piekielna miłość jest natomiast fenomenalna. Każdy element tej części jest jeszcze bardziej interesujący i lepiej dopracowany. Sięgając po książkę nie spodziewałam się, że autorka może w tak dużym stopniu wzbogacić tę historię. K.N. Haner stworzyła zakończenie, o jakim marzy chyba każdy czytelnik, pełne emocji, akcji i przede wszystkim nie do zapomnienia.

Zakazany Układ, czyli pierwsza część serii Mafijnej od K.N. Haner zrobił na mnie ogromne wrażenie. Historia Marcusa i Nicole wyróżniła się spośród innych romansów, co w obecnych czasach nie jest takie proste. Gatunek ten ma niestety to do siebie, że wszystko jest w nim niezwykle odtwarzalne. Łatwo wpleść utarte już schematy i tym samym stworzyć kolejnego przysłowiowego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z twórczością Tijan miałam styczność przy dwóch książkach: Fallen Crest. Akademia oraz Antybrat. Druga z nich bardzo mi się podobała. Pierwsza- niekoniecznie. Posiadała, według mnie, wiele wad. Momentami nie miała sensu. Mimo to sięgnęłam po jej kontynuację. Byłam bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy głównych bohaterów.

Drugi tom serii Fallen Crest jest zdecydowanie mniej absurdalny, niż pierwszy. Nie pojawiają się tutaj sytuacje niczym z książek fantasy. Jest on też mniej chaotyczny. Nie musiałam się cofać o kilka stron, żeby zrozumieć co się wydarzyło, tak jak to miało miejsce w przypadku Fallen Crest. Akademia. Cieszę się, że Tijan to zmieniła.

Bardzo podobał mi się wątek rodziny wpleciony w fabułę. Autorka w ciekawy sposób pokazała, że nie są potrzebne więzy krwi, aby dbać o siebie nawzajem. Chyba każdy może pozazdrościć więzi pomiędzy Sam, Masonem, Loganem i Natem. Dodatkowo, podobnie jak w tomie pierwszym miłość nie odgrywa tutaj głównej roli. Tijan skupiła się bardziej na relacji Sam z matką, tajemnicach z przeszłości oraz wcześniej wspomnianym ukazaniu rodziny.

Większość bohaterów nie zmieniła się za bardzo w tej części. Jedynie Sam uległa przemianie i to o sto osiemdziesiąt stopni. W tomie pierwszym można ją określić jako "badass". Nie dawała sobą "pomiatać" i potrafiła się odgryźć, kiedy była taka potrzeba. Jednak w drugiej części straciła swoją drapieżność. Ciągle płakała i nie potrafiła sobie poradzić w żadnej trudniejszej sytuacji. Zupełnie nie widziałam już u niej charakterku, za który tak bardzo ją polubiłam. Wielka szkoda, bo sposób, w jaki została wykreowana był dużym atutem.

Według mnie Fallen Crest. Rodzina jest dużo lepsze od poprzedniego tomu. Mam wrażenie, jakby autorka zmieniła lub poprawiła wszystko, co mi wcześniej nie pasowało. Czytając tom pierwszy męczyłam się. Tym razem tak nie było. Mogę zdecydowanie polecić Wam tę książkę!

Z twórczością Tijan miałam styczność przy dwóch książkach: Fallen Crest. Akademia oraz Antybrat. Druga z nich bardzo mi się podobała. Pierwsza- niekoniecznie. Posiadała, według mnie, wiele wad. Momentami nie miała sensu. Mimo to sięgnęłam po jej kontynuację. Byłam bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy głównych bohaterów.

Drugi tom serii Fallen Crest jest zdecydowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę owijać w bawełnę i już na wstępie powiem Wam, że ta książka jest genialna. Dlatego ogłaszam, że Chłopak taki jak Ty to moja nowa miłość. Historia Joss i Wesa skradła mi serce i jestem pewna, że zamieszka w nim na długo. Jeśli jednak to za mało, żeby Was przekonać zapraszam na dalszą cześć wpisu.

Zacznę być może dość mocno, ale fabuła jest moim zdaniem przewidywalna. Z wyjątkiem zakończenia brakuje w tej historii większych zwrotów akcji. (Bo musicie wiedzieć, że nie ma opcji, abyście przewidzieli to, jak zakończy się książka). Wydarzenia płyną raczej powoli, co nie znaczy że są nudne. Zdecydowanie nie można też powiedzieć, że nic się tutaj nie dzieje. Wręcz podoba mi się, że Ginger Scott nie śpieszy się z wyjaśnianiem pewnych spraw. Z drugiej strony nie przedłuża ich też na siłę. Czasami autorzy stosują taki zabieg, aby seria miała więcej części. To chyba najgorsze, co można zrobić książce.

Chłopak taki jak Ty to jedna z mądrzejszych książek, jakie w ostatnim czasie miałam okazję przeczytać. Porusza ona wiele bardzo ważnych tematów. Najważniejsze z nich, alkoholizm oraz adopcja, zostały naprawdę rzetelnie opisane. Zauważyłam, że autorzy coraz częściej starają się wpleść do fabuły tego typu problematykę. Nie wszyscy jednak potrafią ją odpowiednio rozwinąć. Ginger Scott to się udało. W przypadku tej książki ani przez moment nie miałam wrażenia, że trudne problemy zostały potraktowane "po macoszemu".

Autorka wykreowała świetnych bohaterów. Przede wszystkim dlatego, że są oni nietuzinkowi. Najbardziej polubiłam Joss, która przedstawiona jest jako silna, niezależna, a co najważniejsze niegrzeczna. Zazwyczaj to chłopak jest "bad boyem", czyli tym, który pali, rzuca wredne żarty a nawet manipuluje innymi. Tutaj jednak autorka łamie stereotypy, co strasznie mi się podoba! Mam nadzieję, że nie zmieni się to w kolejnym tomie, bo Josselyn jest po prostu fantastyczna. Jeśli chodzi o Wesa to na pierwszy rzut oka mógłby wydawać się nudny i mdły, jednak absolutnie tak nie jest. Chłopak ma charakter, bo kiedy jest na to czas potrafi nieźle się odgryźć, a nawet przyłożyć. Jest jednak jednocześnie bardzo... porządny? Właściwie nie wiem, jak powinnam go opisać. Może jest taki, jak w marzeniach wszystkich kobiet?

Chłopak taki jak Ty to książka, za którą obowiązkowo powinien zabrać się każdy fan tego gatunku. Ja z chęcią przeczytam ją jeszcze raz... no dobrze, pewnie parę razy... Jestem naprawdę ciekawa, co autorka zaplanowała dla nas w następnej części. Po zakończeniu tego tomu wiem, że nie ma opcji, żebym była w stanie to przewidzieć. Dlatego, Drogie Wydawnictwo Kobiece, bardzo proszę o kolejny tom na „już”! A mi nie pozostaje nic innego jak tylko gorąco polecić Wam tę książkę...Historia Wesa i Josselyn jest zdecydowanie warta poznania.

Nie będę owijać w bawełnę i już na wstępie powiem Wam, że ta książka jest genialna. Dlatego ogłaszam, że Chłopak taki jak Ty to moja nowa miłość. Historia Joss i Wesa skradła mi serce i jestem pewna, że zamieszka w nim na długo. Jeśli jednak to za mało, żeby Was przekonać zapraszam na dalszą cześć wpisu.

Zacznę być może dość mocno, ale fabuła jest moim zdaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Srebrny Łabędź mimo, że bardzo mi się podobał, nie był według mnie wybitną książką. Był raczej tzw. "guilty pleasure", które wzbudzało wiele emocji, niestety nie zawsze pozytywnych. Zaczynając Marionetkę miałam nadzieję, że Amo Jones wyeliminuje większość minusów i drugi tom tej serii stanie się jedną z moich ulubionych książek. Czy dostałam to, czego oczekiwałam?

Fabuła Marionetki jest tak samo zawiła, jak w przypadku Srebrnego Łabędzia. Co rusz mamy tutaj jakąś nową tajemnicę, bohaterów, czy wątek. To wszystko jest jednak dużo mniej chaotyczne, niż w pierwszym tomie. Amo trochę "uspokoiła" swój styl pisania i przestała skakać pomiędzy wydarzeniami. Jednak poza tym pióro pisarki za bardzo się nie zmieniło. Pod tym względem obie książki są porównywalne. W dalszym ciągu mamy mroczny klimat i lekkie, ale obrazowe opisy. Ponownie też historię się pochłania i nie ma opcji oderwania się od niej, aż do ostatniej strony.

Na początku pierwszego tomu bardzo lubiłam Madison. Potem nagle stała się jedną z tych dziewczyn, które dają sobą pomiatać i robią wszystko, co się im powie. Całe szczęście, że w drugiej części z powrotem zmieniła się w pewną siebie i silną kobietę. Nadal jednak niesamowicie mnie wkurzała, zwłaszcza tym, że podejmowała decyzje pod wpływem chwili. Była też strasznie lekkomyślna.

Po pierwszym tomie autorka pozostawiła nas z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. Nie wyjaśniła praktycznie niczego i przyznam, że niesamowicie mnie wtedy to zdenerwowało. Oczywiście był to specjalny zabieg, aby czytelnik sięgnął po następną część. Jednak ja osobiście, strasznie tego nie lubię. Dlatego miałam nadzieję, że pisarka nie zrobi tego ponownie w Marionetce. Niestety pod tym względem się rozczarowałam. I tym razem Amo Jones pozostawiła czytelnika z mnóstwem niewyjaśnionych spraw, nie tylko z tej części, ale także poprzedniej.

Mimo, że Marionetka, podobnie jak Srebrny Łabędź, ma swoje wady, chciałabym bardzo polecić Wam tę powieść. Czytałam ją z zapartym tchem i tak, jak poprzedni tom spowodowała u mnie książkowego kaca. Po jej skończeniu moja szczęka sięgała podłogi. Naprawdę długo nie mogłam się po niej pozbierać. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć: Koniecznie przeczytajcie Marionetkę!

Srebrny Łabędź mimo, że bardzo mi się podobał, nie był według mnie wybitną książką. Był raczej tzw. "guilty pleasure", które wzbudzało wiele emocji, niestety nie zawsze pozytywnych. Zaczynając Marionetkę miałam nadzieję, że Amo Jones wyeliminuje większość minusów i drugi tom tej serii stanie się jedną z moich ulubionych książek. Czy dostałam to, czego oczekiwałam?

Fabuła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lawless to trzeci tom serii King. Dwa poprzednie bardzo mi się podobały i zdecydowanie znajdują się w topce najlepszych książek z tego gatunku. Mimo, że tematyka jest raczej oklepana, pomysł w jaki autorka opisała świat gangsterów jest naprawdę świetny. Zabierając się jednak za Lawless nie byłam do końca przekonana do historii Beara. Nota wydawnicza mnie nie porwała, miałam wręcz wrażenie, że coś w tym stylu czytałam już wielokrotnie. Zachęcona jednak poprzednimi częściami stwierdziłam, że warto sprawdzić, czy i tym razem T.M. Frazier mnie nie zawiedzie.

Bear'a miałam okazję poznać już w dwóch poprzednich tomach - King i Tyran. Polubiłam go i częściowo właśnie z jego powodu sięgnęłam po tę książkę. Byłam bardzo ciekawa, jak autorka rozwinie jego wątek. Szczególnie interesowało mnie, jak przedstawi jego charakter. Wcześniej nie dowiedzieliśmy się o nim za wiele i szczerze mówiąc z tej części też nie. Mam nadzieję, że autorka trochę bardziej przybliży go w następnym tomie. Dużo lepiej została wykreowana Thia, jako strasznie lekkomyślna i podejmująca decyzje pod wpływem chwili dziewczyna. W niektórych momentach było to niesamowicie denerwujące! Oprócz tego bardzo ją polubiłam.

Słabą stroną jest strasznie przewidywalna fabuła Lawless. Praktycznie od początku wiedziałam, jak książka się zakończy i niestety się nie pomyliłam. Zdecydowanie odebrało mi to część przyjemności z czytania. Praktycznie każdego zwrotu akcji się spodziewałam. Przez to, książka ta nie wzbudziła we mnie za wiele emocji. Nie mogę jednak odmówić jej humoru. Powieść obfituje w śmieszne sceny oraz teksty i dzięki temu dobrze się przy niej bawiłam.

Przyznam, że jestem trochę rozczarowana Lawless. Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego i ciekawszego. Mimo to mogę śmiało polecić Wam tę książkę. Można przy niej miło spędzić czas i wielokrotnie nieźle się uśmiać. Nie oczekujcie jednak cudu, bo w tej części go nie dostaniecie. Mam wrażenie, że jest to bardziej zapowiedź Soulless, które będzie dużo lepsze.

Lawless to trzeci tom serii King. Dwa poprzednie bardzo mi się podobały i zdecydowanie znajdują się w topce najlepszych książek z tego gatunku. Mimo, że tematyka jest raczej oklepana, pomysł w jaki autorka opisała świat gangsterów jest naprawdę świetny. Zabierając się jednak za Lawless nie byłam do końca przekonana do historii Beara. Nota wydawnicza mnie nie porwała, miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kochanka księcia, czyli pierwszy tom serii Royals bardzo mnie rozczarował. Uważam, że był on dość słaby i absolutnie nie miałam ochoty sięgać po kontynuację. Dlatego odkładałam przeczytanie Sekretu Księcia jak tylko mogłam. Wreszcie nadszedł moment i na niego, bo przecież nie można bać się książki... Podeszłam jednak do niej z dużym dystansem i nie oczekiwałam absolutnie niczego szczególnego. Bardzo się z tego cieszę, bo po skończeniu tej historii byłam naprawdę mile zaskoczona!

Jeśli chodzi o początek Sekretu Księcia, czyli około 50 stron, niesamowicie mnie wymęczył. Ten fragment ograniczał się właściwie tylko do użalania się nad sobą głównej bohaterki. Dodatkowo, wszystko było opisane strasznie wydumanym językiem. Zupełnie mi to nie pasowało. Potem nastąpił przełom i wreszcie zaczęło się wiele dziać. Zmienił się też styl Genevy Lee, który stał dużo przyjemniejszy. Całe szczęście!

W drugim tomie serii Royals jest zdecydowanie ciekawiej. Fabuła nie kręci się już tylko wokół relacji Clary i Alexandra, jak to było w pierwszej części. Autorka rozwinęła wątek Daniela, byłego chłopaka głównej bohaterki, jak również księcia Edwarda. Bardzo się z tego cieszę, bo te dwie postaci szczególnie mnie zainteresowały.

Duża zmiana na lepsze nastąpiła w bohaterach. Alexander, który wcześniej strasznie mnie irytował swoim zachowaniem, stał się bardziej odpowiedzialny. Przestał też mieć co drugą stronę książki inne humory. Jeśli chodzi o Clare to nadal nie stała się moją ulubioną postacią. Owszem, była trochę bardziej znośna, a momentami nawet naprawdę fajna, ale potem zawsze robiła coś okropnie głupiego.

Zabierając się za Sekret Księcia trzeba mieć świadomość, że jest to erotyk. Dlatego zdecydowanie nie polecam tej książki osobom, które rażą śmiałe i bardzo pikantne sceny seksu. Jest ich w tej części dużo, nawet bardzo dużo i stanowią one ważny jej element. Nie są jednak napisane wulgarnym językiem. W pierwszym tomie zabrakło mi w nich namiętności. Tutaj zdecydowanie nie mogę na to narzekać...

Nie spodziewałam się, że tak bardzo spodoba mi się ta cześć. Szczególnie po początku, który czytałam chyba ze trzy lata ;) Spędziłam przy tej książce naprawdę miło czas i już nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Jestem strasznie ciekawa jak zakończy się wątek Clary oraz czy główni bohaterowie nareszcie będą razem, w szczęśliwym związku. Z czystym sumieniem mogę Wam polecić Sekret Księcia, nawet za cenę przemęczenia się przez pierwszy tom.

Kochanka księcia, czyli pierwszy tom serii Royals bardzo mnie rozczarował. Uważam, że był on dość słaby i absolutnie nie miałam ochoty sięgać po kontynuację. Dlatego odkładałam przeczytanie Sekretu Księcia jak tylko mogłam. Wreszcie nadszedł moment i na niego, bo przecież nie można bać się książki... Podeszłam jednak do niej z dużym dystansem i nie oczekiwałam absolutnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorce zdecydowanie nie można odmówić fajnego pomysłu na fabułę. Mimo, że akcja tocząca się w branży muzycznej, czy spontaniczny ślub w Vegas, nie są zbyt oryginalne, sposób w jaki to wszystko zostało połączone jest dość ciekawy. Na pomyśle jednak się kończy. Akcja jest niezbyt dynamiczna i bez polotu. Przez niemal cały czas miałam wrażenie, że pisarka nie wiedziała jak rozwinąć tę historię. Szkoda, bo miała spory potencjał...

Kylie Scott nie można za to odmówić przyjemnego stylu. Nie wplata ona zbyt dużo opisów, a całość zdecydowanie nie jest przegadana. Potrafi też świetnie wprowadzić w muzyczny świat. Koncerty, paparazzi, alkohol, fanki... Wszystko to i wiele więcej jest przedstawione wręcz doskonale. Nietrudno jest się wczuć w ten klimat, co uważam za ogromny plus.

Sposób wykreowania bohaterów można porównać do fabuły. Pomysł fajny, wykonanie już średnie. Widać, że Kylie Scott starała się rozwinąć ich charaktery, choć dla mnie byli oni po prostu płytcy. Ich działania wydawały mi się wymuszone i często bez sensu, a to tylko pogarszało moją o nich opinię. Dużo ciekawsze wydawały mi się postaci drugoplanowe oraz ich historie. To na fragmenty z nimi najbardziej czekałam, ale chyba nie o to powinno chodzić.

Lick z serii Stage Dive miało duży potencjał, ale został on słabo wykorzystany. Było w tej książce parę fajnych momentów. Mimo to nie mogę jej Wam polecić. Całość strasznie mi się ciągnęła i nie zachęcała do czytania następnych stron. Mam nadzieję, że kolejny tom okaże się lepszy...

Autorce zdecydowanie nie można odmówić fajnego pomysłu na fabułę. Mimo, że akcja tocząca się w branży muzycznej, czy spontaniczny ślub w Vegas, nie są zbyt oryginalne, sposób w jaki to wszystko zostało połączone jest dość ciekawy. Na pomyśle jednak się kończy. Akcja jest niezbyt dynamiczna i bez polotu. Przez niemal cały czas miałam wrażenie, że pisarka nie wiedziała jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Play jest drugą częścią serii Stage Dive. W pierwszej było parę fajnych momentów, ale ostatecznie nie podobała mi się za bardzo. Miałam jednak nadzieję, że drugi tom będzie lepszy i się nim nie zawiodę. Przyznam, że moje oczekiwania nieco wzrosły ze względu na głównego bohatera, którym jest Mal. Jako czytelnik miałam okazję poznać go w Lick.

Już na początku powiem, że nie polubiłam żadnego z głównych bohaterów. O ile w pierwszym tomie Mal wzbudził we mnie dużą sympatię, tutaj zupełnie ją stracił. Zachowywał się jak niezdecydowany nastolatek. Cały czas strzelał fochy i rzucał seksualne aluzje. Właściwie dominująca część rozmów pomiędzy nim, a Annie toczyła się wokół spraw erotycznych. Annie natomiast była nie tylko naiwna, ale też płytka. Niczym szczególnym się nie wyróżniała, a tylko się kreowała.

Wydaje mi się, że kiedyś już czytałam coś z podobną fabułą. Być może akcja nie toczyła się w świecie muzyki, ale pomysł zdecydowanie nie jest oryginalny. Aczkolwiek ciężko jest obecnie wymyślić coś niepowtarzalnego i z tego powodu raczej nie skreślam danej książki. Zdecydowanie przeszkadza mi natomiast, gdy historia jest absurdalna, a tak było w tym przypadku. Większość wydarzeń w Play nie ma sensu i są one po prostu głupie. Świetnym przykładem jest to, że główna bohaterka pozwoliła wprowadzić się Malowi do swojego mieszkania dzień po tym jak go poznała, a właściwie rozmawiała z nim dosłownie chwilę na imprezie. Dodam, że nie była wtedy do końca trzeźwa. Poza swoją absurdalnością fabuła Play jest po prostu nudna. W tej książce praktycznie nic się nie dzieje!

Niestety drugi tom serii Stage Dive niesamowicie mnie rozczarował i dlatego nie mam zamiaru sięgać po następny. Czytając Play większość czasu czułam się zgorszona, zażenowana oraz rozbawiona absurdalnością tej książki. Ciężko mi było przez nią przebrnąć i po skończeniu czułam jedynie ulgę.

Play jest drugą częścią serii Stage Dive. W pierwszej było parę fajnych momentów, ale ostatecznie nie podobała mi się za bardzo. Miałam jednak nadzieję, że drugi tom będzie lepszy i się nim nie zawiodę. Przyznam, że moje oczekiwania nieco wzrosły ze względu na głównego bohatera, którym jest Mal. Jako czytelnik miałam okazję poznać go w Lick.

Już na początku powiem, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam tę książkę! Kocham tylko tak jest absolutnie niesamowite i niepowtarzalne. Właściwie na tym mogłabym zakończyć moją recenzję. Jeśli to Wam wystarczy, żeby po nią sięgnąć możecie spokojnie nie czytać dalszej części wpisu. Zamiast tego szybko biegnijcie do księgarni lub kupujcie ją przez internet. Jeśli jednak potrzeba Wam więcej argumentów to zapraszam do dalszej lektury.

Nota wydawnicza nie mówi właściwie za wiele. Nie zdradza fabuły i całe szczęście, bo dzięki temu książka jest jeszcze bardziej tajemnicza. Właściwie do końca czytelnik nie jest w stanie domyślić się rozwiązania pewnych wątków. Jest to duży plus. Zdecydowanie nie można się nudzić przy tej powieści. Oprócz tego Kate Sterritt wprowadziła świetnie opisany wątek artystyczny. Dla głównych bohaterów sztuka była bardzo ważna i dlatego stanowiła sporą część fabuły.

Kocham tylko tak czyta się niezwykle szybko. Dzięki lekkiemu językowi oraz niesamowicie ciekawej fabule od tej książki nie można się po prostu oderwać. Do tego mamy jeszcze świetnych bohaterów. Zarówno Emerson, jak i Josh są bardzo naturalni. Nie zostali wyidealizowani przez autorkę i sprawiali wrażenie niemal realnych.

Brawa dla Wydawnictwa Kobiecego za okładkę. Jestem nią absolutnie oczarowana. Świetnie oddaje klimat książki, a w dodatku bardzo kojarzy mi się z wakacjami. Za sprawą morza w tle, promieni słonecznych i złotych tatuaży na ciele modelki nie można od niej oderwać wzroku.

Bardzo polecam Wam tę książkę. Jest ona po prostu genialna i zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Szczególnie teraz w okresie letnim będzie się ją przyjemnie czytało. Jeśli miałabym polecić jakąś książkę na wakacje, to ta znajdowałaby się na szczycie listy.

Uwielbiam tę książkę! Kocham tylko tak jest absolutnie niesamowite i niepowtarzalne. Właściwie na tym mogłabym zakończyć moją recenzję. Jeśli to Wam wystarczy, żeby po nią sięgnąć możecie spokojnie nie czytać dalszej części wpisu. Zamiast tego szybko biegnijcie do księgarni lub kupujcie ją przez internet. Jeśli jednak potrzeba Wam więcej argumentów to zapraszam do dalszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Vi Keeland to zdecydowanie jedna z moich ulubionych autorek. Jeszcze nigdy nie zawiodłam się na jej książce, a parę mam już za sobą. Szczególnie pozytywnie zaskoczył mnie wydany w marcu Egomaniac. Wprowadził on powiew świeżości do jej twórczości, którą wcześniej kojarzyłam tylko z historii o sportowcach. Dlatego, gdy usłyszałam o premierze Bossmana niemal przebierałam nogami z niecierpliwości w jego oczekiwaniu. W końcu "niegrzeczny romans biurowy" to coś idealne w moim klimacie...

Już od pierwszej strony napotykamy typowy dla Vi humor oraz niesamowicie lekki styl. Zawsze powtarzam, że jej książki czytają się same. Sposób, w jaki autorka pisze, jest naprawdę przyjemny. Jeśli do tego dodamy dowcip głównego bohatera, mamy niemal książkę idealną. Szczególnie fajną na okres letni.

Fabuła jest nieco oklepana. Wiadomo, że romans z szefem nie jest niczym nowym w literaturze. Do tego parę innych wątków było równie schematycznych. Mimo to całość oceniam bardzo pozytywnie, a kilka motywów mnie wręcz zaskoczyło. Szczególnie podobał mi się ten o bezdomnych. Autorka wprowadziła ważne przesłanie, że nie wszyscy z nich są menelami, którym nie chce się pracować. Niezwykle ciekawe były również retrospekcje Chase'a. Nie zdradzały one za dużo na raz i nie były w ogóle nudne. Przyznam, że z niecierpliwością na nie czekałam.

Na okładce możemy znaleźć napis jasno dający do zrozumienia, że jest to erotyk. W końcu słowa "niegrzeczny romans biurowy" mówią same za siebie. Dlatego też spodziewałam się pikantnych opisów i dużej ilości scen seksu. Jednak bardzo się zdziwiłam, bo nie znalazłam ich w Bossmanie wcale tak wiele. Do tego nie były one zbyt śmiałe. Myślę, że tę historię mogą przeczytać również osoby, które nie przepadają za literaturą erotyczną.

Po raz kolejny mogę Wam polecić książkę Vi Keeland. Bossman jest świetną lekturą i słowo daję, że dobrze spędzicie przy niej czas. Niejednokrotnie nieźle się uśmiejecie. Będą jednak też momenty wzruszenia, a nawet smutku. Krótko mówiąc tej powieści niczego nie brakuje. Koniecznie ją przeczytajcie!

Vi Keeland to zdecydowanie jedna z moich ulubionych autorek. Jeszcze nigdy nie zawiodłam się na jej książce, a parę mam już za sobą. Szczególnie pozytywnie zaskoczył mnie wydany w marcu Egomaniac. Wprowadził on powiew świeżości do jej twórczości, którą wcześniej kojarzyłam tylko z historii o sportowcach. Dlatego, gdy usłyszałam o premierze Bossmana niemal przebierałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawo miłości jest ostatnim tomem serii Domniemanie Niewinności. Dwa poprzednie są właściwie bardziej nowelkami, bo mają zaledwie po sto stron. Natomiast tę część można już uznać za "normalną" książkę. Bardzo się z tego cieszę, bo dzięki temu dużo przyjemniej się ją czytało.

Fabuła kręci się właściwie wokół tych samych wątków, co w poprzednich częściach. Nareszcie zostaje rozwiązana sprawa dotycząca rodziców Aubrey oraz przeszłości Andrew. Whitney G. wprowadziła także więcej baletu, który wiele znaczył dla Aubrey. Mimo to całość była moim zdaniem zbyt płytka. Autorka bowiem ponownie za bardzo skupiła się na relacji między głównymi bohaterami, przez co inne tematy potraktowała po macoszemu….

W Oskarżycielu i Niewinnej coś nie pasowało mi w relacji Aubrey i Andrew. Tutaj nie odniosłam takiego wrażenia. Była ona naturalna i wszystkie opisy jej dotyczące czytałam z przyjemnością. Muszę jednak zaznaczyć, że w Prawie Miłości jest mnóstwo „dram” między głównymi bohaterami. Na początku napędzały one fabułę, jednak z czasem stały się męczące.

Andrew zdecydowanie się zmienił w tej części. Nadal strzelał fochy, jednak zaczął zachowywać się także bardziej odpowiedzialnie. Przestał też uciekać od problemów i brał odpowiedzialność za swoje czyny. Aubrey z kolei stała się bardziej konsekwentna. Nie zmieniała już co chwilę zdania. Co wpłynęło pozytywnie odbiór jej osoby.

Uważam, że warto przeczytać serię Domniemanie Niewinności. Przedstawia ona naprawdę fajną historię, która w dodatku jest dość nietypowa. Prawo miłości jest jej idealnym zakończeniem. Czytając tę książkę nieustannie miałam uśmiech na ustach.

Prawo miłości jest ostatnim tomem serii Domniemanie Niewinności. Dwa poprzednie są właściwie bardziej nowelkami, bo mają zaledwie po sto stron. Natomiast tę część można już uznać za "normalną" książkę. Bardzo się z tego cieszę, bo dzięki temu dużo przyjemniej się ją czytało.

Fabuła kręci się właściwie wokół tych samych wątków, co w poprzednich częściach. Nareszcie zostaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kochanka księcia to debiut literacki Genevy Lee. Początki kariery mają to do siebie, że albo są świetne, albo po prostu kiepskie. Zaczynając pierwszy tom serii Royals, nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Sam pomysł jednak od razu mi się spodobał. No bo która z nas nie marzy o własnym, niegrzecznym księciu? Do tego ten zakazany, przepełniony emocjami związek... Czego chcieć więcej?

Już od pierwszych stron książki odniosłam wrażenie, że autorka bardzo wzorowała się na Pięćdziesięciu twarzach Greya. Nie chodzi mi tylko o wątek dominacji w seksie, ale również kreacji bohaterów, a nawet niektórych wydarzeń. Podobieństwo między relacją Clary i Alexandra oraz Greya i Any jest wręcz rażące.

Sceny erotyczne napisane są z wyczuciem i nie są w żadnym stopniu gorszące. Jednocześnie zabrakło im pikanterii, której oczekiwałam. I tutaj pojawia się pewien problem. Kochanka księcia w ogóle nie wzbudza za wiele emocji. Nie tylko w scenach łóżkowych, ale także w całej historii. Mam wrażenie, że wynika to z tego, że fabuła jest po protu płytka. Nie mogę tego inaczej określić. Autorka bardzo skupiła się na relacji Alexandra i Clary, ale tym samym zapomniała o wprowadzenia wątków pobocznych. Co prawda próbowała wpleść motyw dotyczący brata księcia, Edwarda, ale było to nijakie. A szkoda, bo miało potencjał.

Kochanka księcia nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nie mogę powiedzieć, żebym źle spędziła przy niej czas, ale dobrze też nie. Jest to taka typowa książka na "odmóżdżenie". Nie wniesie ona do Waszego życia absolutnie nic i niestety nie zapadnie w pamięć. Mimo to czekam na następny tom. Zdecydowanie zachęca do tego otwarte zakończenie książki. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że druga część okaże się lepsza.

Kochanka księcia to debiut literacki Genevy Lee. Początki kariery mają to do siebie, że albo są świetne, albo po prostu kiepskie. Zaczynając pierwszy tom serii Royals, nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Sam pomysł jednak od razu mi się spodobał. No bo która z nas nie marzy o własnym, niegrzecznym księciu? Do tego ten zakazany, przepełniony emocjami związek......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znacie takie książki, które mają mnóstwo wad, ale i tak je uwielbiacie? Cóż, ja mam tak w przypadku Srebrnego Łabędzia. Czytając tę powieść wielokrotnie miałam ochotę jednocześnie rzucić nią o ścianę i przytulić (co chyba jest niewykonalne). Dawno żaden romans nie wywołał we mnie tak wielu sprzecznych emocji. Amo Jones potrafi świetnie wprowadzić czytelnika w wykreowany świat i oddać jego mroczny klimat. Jej opisy są tak dobre, że wyobrażenie sobie bohaterów, czy miejsc nie sprawiło mi niemal żadnego problemu. Ale to nie oznacza, że książka jest nimi przepełniona niczym Krzyżacy. Zdecydowanie nie! Autorka ma niesamowicie lekki styl, dzięki czemu powieść czyta się praktyczni sama. Nie mogę również pominąć tego, jak trzyma ona w napięciu. Praktycznie przez całą lekturę się denerwowałam i siedziałam jak na szpilkach.

Bardzo podoba mi się pomysł autorki na fabułę. Niesamowity jest wątek z Elite Kings Club i wszystkie wiążące się z nim sekrety. Mimo to uważam, że Amo Jones nie do końca wiedziała, jak to wszystko opisać. W każdym kolejnym rozdziale pojawiały się nowe tajemnice, które prowokowały do stawiania pytań. Na początku był to sprytny zabieg, dzięki któremu od Srebrnego Łabędzia nie można się było oderwać. Z czasem jednak, zaczęło mnie to męczyć. Przewracałam kolejne strony, ale nie dostawałam żadnych odpowiedzi. W pewnym momencie nawet trochę się pogubiłam i zupełnie nie mogłam zrozumieć tego, co się dzieje. Liczyłam na to, że autorka wyjaśni trochę więcej, a nie że praktycznie wszystkie wątki pozostaną otwarte. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie się to zmieni.

Problematyczni są dla mnie także bohaterowie tej książki. Początkowo każdy z nich zyskał moją sympatię, ale z upływem czasu stali się nie do zniesienia. Ich charaktery odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko, co wydawało się atutem, w mgnieniu oka stało się wadą. Szczególnie zawiodłam się na Madison, którą polubiłam już od pierwszych stron. Bardzo imponowała mi jej siła oraz niezależność. Nie wiem, co nagle jej "odbiło", ale w pewnym momencie stała się jedną z tych dziewczyn, która daje sobą pomiatać i robi wszystko, co jej się powie.

Książce nie można odmówić pięknego wydania. Zarówno okładka, jak i środek są wykonane z niezwykłą dbałością o szczegóły. Każdy rozdział rozpoczyna się czarną kartką z białym tekstem oraz rysunkiem diademu. Obwoluta natomiast idealnie oddaje klimat tej powieści. Jest mroczna i tajemnicza.

Jak zauważyliście, książce nie brakuje wad. Mimo to uważam, że jest naprawdę warta przeczytania. Historia Madison oraz chłopaków z Elite Kings Club pochłonęła mnie i nie mogłam się od niej oderwać, aż do ostatniej strony. Natomiast po jej skończeniu miałam ogromny mętlik w głowie. Nie było mowy o położeniu się spać, a już tym bardziej zaczęciu innej powieści. Właśnie dlatego chcę Was zachęcić do sięgnięcia po Srebrnego Łabędzia. Ponieważ nie każda książka wywołuje tyle emocji...

Znacie takie książki, które mają mnóstwo wad, ale i tak je uwielbiacie? Cóż, ja mam tak w przypadku Srebrnego Łabędzia. Czytając tę powieść wielokrotnie miałam ochotę jednocześnie rzucić nią o ścianę i przytulić (co chyba jest niewykonalne). Dawno żaden romans nie wywołał we mnie tak wielu sprzecznych emocji. Amo Jones potrafi świetnie wprowadzić czytelnika w wykreowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo zwlekałam z napisaniem opinii, ponieważ mam ogromny problem, aby jednoznacznie ocenić tę książkę. Zazwyczaj po skończeniu jakiejś historii od razu wiem, czy mi się podobała i mogę ją z czystym sumieniem polecić. W przypadku Fallen Crest. Akademia nie jestem w stanie tego zrobić. Wybaczcie, jeśli mój wpis będzie pełen sprzeczności, ale właśnie taka jest ta książka.

Fabuła powieści być może nie jest wyszukana, ale bardzo mi się podobała. Autorka wprowadziła wiele wątków, które naprawdę przyjemnie się śledziło. To, co rzuciło mi się w oczy, to słabo rozbudowany motyw romansu. Zdecydowanie spodziewałam się, że to właśnie on będzie główną osią fabuły. Tymczasem dopiero po połowie książki zaczęłam zauważać jakąś głębszą relację między Sam, a jednym z braci Kade. Początkowo nie byłam do tego przekonana. Teraz jednak uważam, że był to doskonałe posunięcie. Dzięki temu Fallen Crest. Akademia wyróżnia się na tle innych powieści New Adult. Daje też czytelnikowi poczucie, że więź powstała między głównymi bohaterami jest realistyczna.

Czytając książkę miałam jednak wrażenie, że jest ona bardzo chaotyczna, a momentami wręcz nielogiczna. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy jest to wina autorki, czy tłumacza, ale zwyczajnie mi to przeszkadzało. Czasem musiałam czytać ten sam fragment parę razy, aby zrozumieć co się stało. Według mnie jest to duży minus tej powieści. Mimo to, czytało się ją szybko, a styl, choć dziwny, był równocześnie lekki.

Sam to postać jakiej nie znajdziecie w pierwszej lepszej książce. Nie jest ona przysłowiową szarą myszką, czy jedną z wrednych, ale popularnych dziewczyn. Nie daje sobą rządzić, a jednocześnie nie rzuca się w ramiona każdemu przystojnemu chłopakowi, jakiego napotka na swojej drodze. Nie działa też pochopnie, pod wpływem emocji. Między innymi właśnie za to tak bardzo ją polubiłam. Stwierdzam, że mogłabym się z nią łatwo zaprzyjaźnić. Grzechem byłoby nie wspomnieć o braciach Kade, którzy również skradli moje serce. Mason, jak i Landon to faceci niemal idealni. Nie chcę jednak zdradzać na ich temat za wiele, bo odkrycie ich charakteru to według mnie ważny element książki.

Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Kobiece zdecydowało się na subtelniejszą okładkę, niż dwóch nagich facetów. W ostatnim czasie mamy wysyp tego typu obwolut i przyznam, że powoli zaczyna mnie to męczyć. Wydaje mi się jednak, że w książce brakuje jakiegoś "rozdzielenia" pewnych fragmentów. Gdyby niektóre sceny były pisane jako osobny akapit lub zastosowano pomiędzy nimi drobne grafiki, np. w postaci gwiazdek, całość czytałoby się dużo łatwiej.

Tak jak wspomniałam na początku, nie potrafię jednoznacznie polecić Wam tej książki. Była ona nieco dziwna i miała kilka minusów. Równocześnie znalazłam w niej wiele pozytywów. Moim zdaniem jest ona warta przeczytania, ale nie należy oczekiwać po niej za wiele. Mimo wszystko, czekam na tom drugi i mam nadzieję, że jeszcze pokocham tę serię.

Długo zwlekałam z napisaniem opinii, ponieważ mam ogromny problem, aby jednoznacznie ocenić tę książkę. Zazwyczaj po skończeniu jakiejś historii od razu wiem, czy mi się podobała i mogę ją z czystym sumieniem polecić. W przypadku Fallen Crest. Akademia nie jestem w stanie tego zrobić. Wybaczcie, jeśli mój wpis będzie pełen sprzeczności, ale właśnie taka jest ta książka....

więcej Pokaż mimo to