-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2016-01-22
2016-01-17
Po więcej recenzji zapraszam na: http://book-wszechmogacy.blogspot.com/
Każdy ma takie książki, które leżą u niego na półce i leżą, i leżą i się kurzą. No może nie każdy, ale ten wstęp miał być taki klimatyczny.
Pomarudzę sobie trochę na okładkę. Każdy ma inny gust, ale okładka mi się nie podoba. A już na pewno nie podoba mi się w porównaniu z okładkami Zwiadowców tego samego autora. Podejrzewam, że wynika to z naprawdę jaskrawego tytułu Wyrzutki. Nie lepiej, gdyby bardziej wpasował się w ogólną kolorystykę okładki? No i ta czcionka też jakaś lewa. Ta na oryginalnej okładce prezentowała się dużo lepiej.
Polska wersja Wyrzutków została wydana przez wydawnictwo Jaguar. Tłumaczyła Zuzanna Byczek - tak, to ta od Zwiadowców. Samo tłumaczenie jest dobre (choć "wyszczerzanie się" w każdym rozdziale mogło irytować). Bardziej przeszkadza mi korekta, która wydaje się nieco bardziej niechlujna od "zwiadowczej". Dość często - jak na taką książkę - zdarzały się literówki i poprzekręcane imiona. Ja posiadam wydanie pierwsze, więc może poprawiono to w następnych.
Książka ma czterysta czterdzieści stron, więc wydaje się gruba, ale to pozory - czcionka i marginesy są dość duże. Ta historia zmieściłaby się na trzystu stronach. Nie jest to wada. Dużą czcionkę przyjemniej się czyta, a wedle moich danych - grube książki lepiej się sprzedają.
Przejdźmy jednak do meritium, czyli świata przedstawionego. Zacznijmy od bohaterów.
Bohaterowie to mocny punkt tej książki. W przeciwieństwie do Zwiadowców autor w tej książce zręcznie unika marysuizmu, choć nadal niezbyt dobrze sobie radzi z postaciami żeńskimi. Każda z postaci ma swoje własne wady i zalety, a ich osobowość nie zmienia się ze strony na stronę bez większego powodu. Jedyne, co mam w tej kwestii do zarzucenia, to niesamowite podobieństwo niektórych postaci do tych ze Zwiadowców.
Hal - Will (tak samo jak on jest raczej słabowity, ale inteligentny).
Thorn - Halt (nieco mroczny mentor z tajemniczą przeszłością).
Stig - Horace po przemianie (wierny, osiłkowaty kumpel protagonisty).
Thursgud - Horace przed przemianą (wkurzający, nie za mądry, ciągle wywyższający się osiłek).
Lotte - Alyss (bez komentarza. Podobieństwo jest oczywiste).
Przejdźmy dalej - fabuła. Skandia jest chyba moim ulubionym terenem położonym w świecie Flanagana, a umiejsowienie w niej akcji było świetnym pomysłem. Tytułowe drużyny wydawały mi się ciekawe, ale szkolenie na wojowników miejscami przypominało raczej obóz harcerski niż prawdziwy, wojskowy trening. Antagoniści w książkach pana Flanagana nigdy nie byli zbyt dobrze wykreowani i ta książka nie zmienia mojej opinii. Zarówno Thursgud, jak i Zavac nie mają żadnych dobrych cech i mogliby z powodzeniem grać czarne charaktery w disneyowskich produkcjach.
Za to wielki plus należy się autorowi za zakończenie. Z jednej strony mamy sytuację, przez którą naprawdę jest nam głównych bohaterów szkoda, ale ostatni rozdział napisany jest w taki sposób, aby czytelnik czuł się usatysfakcjonowany.
Podsumowując: książka dobra, ale nie genialna. Fanom Zwiadowców powinna się spodobać.
Cierpię na hiperflanaganozę, więc raczej nie zobaczycie prędko niczego tego autora z mojej strony. Ale nie martwcie się - następna recenzja jest już w drodze!
Po więcej recenzji zapraszam na: http://book-wszechmogacy.blogspot.com/
Każdy ma takie książki, które leżą u niego na półce i leżą, i leżą i się kurzą. No może nie każdy, ale ten wstęp miał być taki klimatyczny.
Pomarudzę sobie trochę na okładkę. Każdy ma inny gust, ale okładka mi się nie podoba. A już na pewno nie podoba mi się w porównaniu z okładkami Zwiadowców tego...
2016-01-08
Niedawno przyszła do mnie tajemnicza, złota paczka - co to może być? Tata poinformował mnie, że to od mojej cioci, od której dostałam książkę Świat Zofii, wieć byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Po zdjęciu papieru ukazała mi się dość chuda książka Dziewczyna z pomarańczami. Jak wrażenia?
Zacznijmy może od okładki, która zauroczyła mnie w pierwszej kolejności. Jest biała, matowa i miła w dotyku. Srebrne litery są polakierowane. Co ciekawe, okładka składa się z dwóch części - pierwsza biała, z tytułem, autorem i okienkiem, druga przedstawia pomarańczę na tle nocnego nieba.
Książka autorstwa Josteina Gaardera została wydana przez wydawnictwo Czarna Owca. Lubię okładki z tego wydawnictwa, zazwyczaj są proste, ale bardzo eleganckie. Tłumaczką została Iwona Zimnicka - nie przepada za tłumaczeniami tej pani, bo mają dużo niekonsekwencji, ale książkę czyta się przyjemnie. Nie jest gruba, ma zaledwie sto czterdzieści cztery strony, przeczytałam ją w jeden wieczór. Oryginał, Appelnsinpiken, został wydany w 2003 roku, polska wersja pierwszy raz pojawiła się rok później.
Ojciec piętnastoletniego Georga zmarł jedenaście lat temu. Chłopak już dawno pogodził się ze stratą, ale jego babcia znajduję przedśmiertny list od ojca dla syna. Jan Olav opowiada o swoim życiu i swojej miłości do tajemniczej Dziewczyny z Pomarańczami.
Przejdźmy jednak do fabuły, bo to ona jest tutaj najważniejsza. Lubię happy-endy, więc zaczniemy od największych minusów. A jest jeden.
DIALOGI.
Dialogi to zdecydowanie największa wada tej książki. Często wydają się sztuczne i niepotrzebnie patetyczne, a wszyscy bohaterowie mówią zdaniami iście literackimi, a nawet wielokrotnie złożonymi. W zwykłej rozmowie! A to przecież mógł być taki dobry sposób na przestawienie psychologii bohaterów z nieco innej strony. Na szczęście, w książce wielu dialogów nie uświadczymy, więc nie jest to duża wada. A teraz przejdźmy do tego, dlaczego uważam tę książkę za wybitną.
Z jednej strony dialogi nie oddają emocji postaci. Ale opisy to rekompensują w stu procentach! Czytając list Jana Olava do młodego Georga naprawdę czuć, co przeżywał nasz bohater. Uczucia opisane są naprawdę realistycznie. Choć czasem wydają się dziwne, to czytelnik naprawdę może się wczuć. Dodatkowo, podobają mi się opisy tytułowej Dziewczyny z Pomarańczami. Autor znalazł idealny balans pomiędzy zachwytami Jana a obiektywizmem. Dzięki temu Dziewczyna nie wydaje się Mary Sue.
Bałam się, że książka będzie opierać się na "Georg czyta list i komentuje". Tak się na szczęście nie stało. W fabułę wplecione jest ŻYCIE Georga, historia jego ojczyma i tajemnicza Isabelle/Kari. To bardzo dobry zabieg. Sprawia, że nasz narrator nie wydaje się tylko pustą marionetką.
Styl Josteina Gaardera jest prosty i za to go lubię, Potrafi w niesamowicie łatwy sposób opowiedzieć o tematach trudnych. Wątek teleskopu Hubble'a jest ciekawy i, o dziwo, ma swoje uzasadnienie. Dialogi mogłyby być lepsze, ale nie ujmuje to wiele.
Ta książka jest wybitna. Polecam każdemu.
A ja naprawdę nie lubię romansów.
Niedawno przyszła do mnie tajemnicza, złota paczka - co to może być? Tata poinformował mnie, że to od mojej cioci, od której dostałam książkę Świat Zofii, wieć byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Po zdjęciu papieru ukazała mi się dość chuda książka Dziewczyna z pomarańczami. Jak wrażenia?
Zacznijmy może od okładki, która zauroczyła mnie w pierwszej kolejności. Jest biała,...
Po więcej moich recenzji zapraszam na: http://book-wszechmogacy.blogspot.com/
Są takie książki, które ocenić trudno. Zazwyczaj są to dobre książki. Bo kto czytałby recenzje, która tylko i wyłącznie wychwala dane dzieło? Jeszcze ktoś stwierdzi, że recenzent nie potrafi wskazać wad w książce.
"What if?" to jedna z tych książek.
Książka została wydrukowana na białym papierze nakładem wydawnictwa Czarna Owca. Okładka jest kremowa z kilkoma czarnymi rysunkami, obwoluta wygląda podobnie (ale na niej widnieje tytuł, autor i opis). Okładka mi się wyjątkowo podoba, ale ostrzegam - błyszczący tytuł może łatwo się zetrzeć. Tłumaczem został Sławomir Paruszewski.
W książce autor odpowiada na najbardziej absurdalne pytania, jakie można było wymyślić. Ja się na dziedzinach prezentowanych przez pana Randalla, niestety, zbytnio nie znam (choć może to skutkować tym, że nie uda mi się znaleźć wszystkich wad), ale wszystko udało mi się zrozumieć. To chyba zaleta?
Lubię zaczynać recenzje od największych wad. Mówiąc szczerze, mam problem. Bo czytam. I czytam. I czytam.
I za nic nie mogę nic znaleźć!
W końcu, po wielu intelektualnych bojach, znalazłam jedną rzecz - czasami nie rozumiałam obliczeń i omijałam nawet pół strony, by zobaczyć uproszczoną wersję. Ale to chyba nawet nie jest wada.
Przejdźmy zatem do zalet! Już na wstępie książka zachwyciła mnie samym pomysłem. Recenzje na okładkach książek bywają złudne, ale pozytywna opinia Billa Gatesa wydała mi się dość solidna. Zakupiłam książkę i już wracając samochodem do domu zaczęłam ją czytać.
Zacznę od świetnego, niesamowicie przystępnego stylu. Tak właśnie powinno się pisać książki popularnonaukowe. Łopatologicznie. Bo czytelnika nauką się zainteresuje i nie będzie on musiał co chwila spoglądać do słownika. "What if?" to produkt łatwo przyswajalny i to jego główny atut.
Dalej - humor. Obrazki mnie po prostu zauroczyły. Styl rysowania pana Munroe może nie zachwyca (choć jest sympatyczny), ale nadrabia to humorem i urokiem. Przedstawienie trudnych zagadnień w formie rysunków wyszło autorowi na dobre i pozwoliły mi zrozumieć nawet najbardziej skomplikowane tematy.
Bardzo dobrym pomysłem było umieszczenie w książce przerywników w postaci "Dziwnych (i niepokojących) pytań z >>What If?<<". Były to pytania, na które autor nie udzielał długiej, skomplikowanej odpowiedzi, tylko komentował krótkim celnym spostrzeżeniem albo w ogóle zostawiał pytanie bez odpowiedzi. Mówiąc szczerze, niektóre z tych pytań były... naprawdę dziwne i niepokojące.
Podsumowując, książka What if? ląduje na mojej liście ulubionych książek i mam nadzieję, że szybko ujrzymy polskie wydanie drugiej książki tego autora.
Po więcej moich recenzji zapraszam na: http://book-wszechmogacy.blogspot.com/
więcej Pokaż mimo toSą takie książki, które ocenić trudno. Zazwyczaj są to dobre książki. Bo kto czytałby recenzje, która tylko i wyłącznie wychwala dane dzieło? Jeszcze ktoś stwierdzi, że recenzent nie potrafi wskazać wad w książce.
"What if?" to jedna z tych książek.
Książka została wydrukowana na białym...