-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2022-09-21
2019-03-10
"– Jedno musisz mi jeszcze wyjaśnić – powiedziałam do Sebastiana. – Gdy José przeniósł cię do teraźniejszości przez bramę czasu w Santo Stefano, czas biegł tam dalej, prawda? A przecież mówiłeś kiedyś, że używając czerwonej gondoli w czasie zmiany faz księżyca można wrócić jedynie do tego momentu, z którego się wyruszyło. – To prawda – potwierdził Sebastiano. – To znaczy, że gdy wróciłeś umierający do teraźniejszości, czas biegł tam dalej. A gdzie ja byłam? Przecież ja też musiałam tam być, bo zaraz wrócę do chwili, gdy stamtąd zniknęłam. To znaczy, że od dawna już tam będę, kiedy ty wrócisz chory kilka tygodni później, tak? – Podekscytowana ciągnęłam ten wątek dalej. – Mogę cię odwiedzić w szpitalu? Ale jak to ma być? Przecież przez ten cały czas byłam tutaj w przeszłości. A może jest nas dwie? A ty jesteś z powrotem zdrowy! Jak za kilka tygodni możesz być chory? – W głowie mi się kręciło od tych wszystkich sprzeczności. – Oho, właśnie odkryła złożony problem paradoksu – powiedział José. – Czy to ma coś wspólnego z fizyką albo matmą? – spytałam zatroskana. – Niestety tak – przyznał Sebastiano. – Wytłumacz mi to. – To bardzo skomplikowane. Jeśli w ogóle, będę ci mógł to wytłumaczyć dopiero później."
Jak widać mistrz jest tylko jeden...
Kolejna książka o podróżach w czasie. Kolejna, o której myślałam, że będzie choć trochę podobna do mojej ukochanej Trylogii czasu.
Cóż za rozczarowanie! Biedy czytelnik nastawia się na przygodę, epicką miłość i może trochę intrygi... A co dostaje?
Długie dywagacje odnośnie korzystania z wychodków oraz luksusów dwudziestego pierwszego wieku, które na skutek nieszczęśliwszych okoliczności zostały bohaterce odebrane.
I to właściwie mogłoby być na tyle.
Ale... ponieważ nie byłabym sobą gdybym na tym zakończyła oraz dlatego, że pragnę abyście zrozumieli powody mojej głęboko zakorzenionej frustracji, wytłumaczę.
Pierwszym rozczarowaniem był początek. I nie dlatego, że był zły. Wręcz przeciwnie. Wstęp zapowiadał całkiem niezłą przygodę, lepszą tym bardziej, że na początku poznajemy bohaterkę, która ma cięty język, poczucie humoru i bywa brutalnie szczera. Szanuję.
Jedyne co pozostało, to czekać na moment podróży w czasie.
Jednak kiedy wreszcie nadszedł owy wyczekiwany moment, stało się coś zupełnie niespodziewanego... Umówmy się. Chwila, w której bohaterka cofa się w czasie jest również momentem, w którym książka cofa się ze swoim poziomem fabularnym.
Ponieważ odkąd Anna trafia do piętnastowiecznej Wenecji, aż do samiutkiego końca nie działo się absolutnie NIC.
Nie było ani ułamka akcji jakiej się spodziewałam.
Nie można również pominąć faktu, że Eva Völler podobnie jak Alexandra Bracken totalnie zagubiła się się w czasie. Do czego na samym końcu nawet się przyznała, próbując wszystkie nieścisłości tłumaczyć czasowym paradoksem. Choć jak dla mnie nie musiała dobijać leżącego i rozczarowanego czytelnika, bo już wcześniej miernie funkcjonujące zasady świata przedstawionego jakie próbowała narzucić w swojej powieści były nie tylko śmieszne, ale i kompletnie irracjonalne.
No i oczywiście nie obyłoby się bez mojego ulubionego tematu. Mianowicie "miłości z powietrza". Jak?, pytam się, jak można tak schrzanić relację między dwojgiem ludzi sprowadzając ją do najprostszego możliwego schematu?
No tak. on jest super przystojny, ale zważając na fakt, że Anna rozmawiała z nim jakieś dwa razy i opiekowała się nim w chorobie, są dla siebie kompletnie obcy. Aż tu nagle "pstryk", między nimi nagle, z powietrza wybucha płomienna miłość.
I w ten oto magiczny sposób wątek miłosny zostaje odhaczony. Cyk. Idziemy spieprzyć kolejne rzeczy. Finał chociażby.
Zabijcie mnie.
Kończąc, magiczna gondola została spaprana po całości. I była najzwyczajniej w świecie nudna.
Nie polecam. No chyba, że ktoś lubuje się w opowieściach typu gdzie coś stało i jak wyglądało.
"– Jedno musisz mi jeszcze wyjaśnić – powiedziałam do Sebastiana. – Gdy José przeniósł cię do teraźniejszości przez bramę czasu w Santo Stefano, czas biegł tam dalej, prawda? A przecież mówiłeś kiedyś, że używając czerwonej gondoli w czasie zmiany faz księżyca można wrócić jedynie do tego momentu, z którego się wyruszyło. – To prawda – potwierdził Sebastiano. – To znaczy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-05
"A może stać nas na to, żeby poczekać. Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni, albo trzy tysiące, albo dziesięć - tyle czasu, że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli, że możesz pozwolić, by przesypywał ci się przez palce jak monety. Tyle czasu, że możesz go marnować. Ale dla niektórych istnieje tylko dziś. I tak naprawdę nigdy nie wiadomo."
"A może stać nas na to, żeby poczekać. Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni, albo trzy tysiące, albo dziesięć - tyle czasu, że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli, że możesz pozwolić, by przesypywał ci się przez palce jak monety. Tyle czasu, że możesz go marnować. Ale dla niektórych istnieje tylko dziś. I tak naprawdę nigdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-03
"Z początku obserwowanie biesiadników prowadzących swoją męską grę było niemal zabawne – te niemiłosiernie uprzejme słówka brzmiały absurdalnie, wypowiedziane głosem ociekającym nienawiścią. Wytrawny gracz potrafił zmieszać oponenta z błotem, nie łamiąc reguł savoir-vivre’u."
Podróżne w czasie...
Potężny artefakt, którego wszyscy szukają...
Wpływowa rodzina...
I wredny dziadek, pragnący podporządkować sobie innych...
Brzmi znajomo?
Brzmi jak...no nie wiem... Trylogia czasu Kerstin Gier?
Jeśli tak, to bardzo dobrze, bo oto mamy przed sobą Pasażerkę czyli nieudolną amerykańską wersję niemieckiej Trylogii czasu.
I cóż by tu więcej dodawać?
Ostatnio mam pecha, bo trafiam na same buble. Książki w najlepszym wypadku średniej jakości, co bardzo boli moje czytelnicze serce. (Oraz roczne statystyki, bo jak coś jest nudne, to szybko tego nie przeczytam.) Tak samo było z Pasażerką, która na dobrą sprawę nie jest nawet godna porównywania do znakomitej Trylogii czasu. Mimo iż inaczej się nie dało, bo wspólnych motywów było aż nazbyt wiele.
Nowa powieść Alexandry Bracken strasznie mnie wynudziła. I tak niby ładnie napisana, ale niewzbudzająca żadnych emocji. (I już nigdy sobie nie pomyślę, że skoro książka nie wciągnęła mnie od samego początku to może rozkręci się później, bo na ogół tak nie jest.) Zbyt dużo opisów miejsc, które i tak nie oddały ich atmosfery, niepotrzebnych wewnętrznych przemyśleń i prób rozkminiania jak działają owe przejścia w czasie i osie czasu.
A skoro o podróżach mowa.
Kolejna kwestia, w której Kerstin Gier spisała się o niebo lepiej od Bracken, która chyba pogubiła się nieco w tym czasowym rozgardiaszu i choć próbowała nadać temu jakieś zasady i pozoru ładu i tak wszystko spaliło na panewce.
Wątek miłosny również na dobrą sprawę był - wybaczcie wyrażenie - do dupy. A skoro nawet wątek romantyczny był słaby to w Pasażerce naprawdę nie ma nic, co mogłoby mnie zachęcić do przeczytana finału.
Choć był jeden ciekawy aspekt... Mam tu na myśli postać Sophii, o której myślałam, że autorka pokaże jej powolną przemianę z naiwnie posłusznej dziewczyny w świadomą swojej wartości kobietę, a przy okazji doda do tego zawarcie przyjaźni z główną bohaterką, ale... ten wątek został poprowadzony całkowicie nie po mojej myśli, a co za tym idzie całkowicie spartaczony, więc zostaję przy tym, że w Pasażerce nie było nic, co zaciekawiłoby mnie na tyle, bym chciała się dowiedzieć jak to wszystko się skończy.
Kończąc, Pasażerka mnie zawiodła i okazała się być czymś zupełnie innym niż to, na co miałam nadzieję, a szkoda, bo po Mrocznych umysłach nie spodziewałam się takiej porażki. Podobno autor z biegiem czasu szlifuje swój warsztat literacki, ale...
Dobra, krótko mówiąc z tego całego kwartetu przyjaciółek autorek można kolejno zaufać Sarze J. Mass i Victorii Aveyard, mieć wątpliwości co do Alexandry Bracken i absolutnie nie zbliżać się do twórczości Susan Dennard.
Dziękuję za uwagę.
(Proszę, niech To, co zostawiła będzie lepsze, bo nie zniosę kolejnego literackiego rozczarowania.)
"Z początku obserwowanie biesiadników prowadzących swoją męską grę było niemal zabawne – te niemiłosiernie uprzejme słówka brzmiały absurdalnie, wypowiedziane głosem ociekającym nienawiścią. Wytrawny gracz potrafił zmieszać oponenta z błotem, nie łamiąc reguł savoir-vivre’u."
Podróżne w czasie...
Potężny artefakt, którego wszyscy szukają...
Wpływowa rodzina...
I wredny...
2013-03
2013-03
2013-04
"Skacz i lecąc w dół pozwól aby wyrosły ci skrzydła."
"Skacz i lecąc w dół pozwól aby wyrosły ci skrzydła."
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"- Ale na pewno nie czytasz książki tylko dlatego, że ma ładną okładkę. - To prawda - potwierdził. - Chociaż jest to część składowa tego doświadczenia. Ale owszem, przyznaję, ten czytelnik często się zastanawiał, dlaczego czyta, dlaczego tak chętnie przewraca kolejną kartkę, dlaczego tak pokrzepiające jest dla niego ciągłe powracanie do bohaterów, jakby odwiedzał dawnych szkolnych kolegów, albo dlaczego ekscytują go spotkania z nowymi postaciami. Jedyną właściwą odpowiedzią wydaje się ta, że pomijając czystą przyjemność płynącą z lektury, czytanie historii sprawia, że ten czytelnik nie czuje się samotny, wiedząc, że jego myśli i uczucia zostały już kiedyś pomyślane i przeżyte. Czytanie sprawia, że człowiek czuje się połączony z doświadczeniami innych i dzięki temu mniej dziwny."
Litości...
To była najnudniejsza książka, przez którą udało mi się przebrnąć. Do tego z niegasnącą, trwającą aż do samego końca nadzieją, że wreszcie coś ciekawego się wydarzy.
Mój błąd. Powinnam była dać sobie spokój.
Nieskończoność urzekła mnie opisem. Miało być o podróżach w czasie, o przyszłości, przeszłości i o miłości.
I teoretycznie wszystkie te rzeczy występowały.
W istocie jednak Nieskończoność była o niczym.
Nic się w niej nie działo. Nie budziła żadnych emocji, ani żadnej ciekawości. To prosta historia, w której możemy śledzić bohatera, który jest nijaki, opisuje otaczający go świat, który nie wzbudza zainteresowania, mnogość opisów rzeczy nuży, a jakiejkolwiek akcji nawet takiej, która byłaby oparta na emocjach brakuje. Miłość jest, ale równie dobrze mogłoby jej nie być, bo między bohaterami nie ma żadnej chemii, żadnych wzlotów i upadków, żadnych uniesień.
Wszyto było poprawne do bólu i nużące.
I aż do ostatniej strony, do ostatniego zdania, trzymałam się tej kruchej nadziei, że może na koniec, przynajmniej ostatnie zdanie odmieni tą historię, przyda jej innego spojrzenia.
A tymczasem pozostało mi tylko przewrócić oczami i zabrać się ze inne książki i znów... z nadzieją, że będą lepsze.
"- Ale na pewno nie czytasz książki tylko dlatego, że ma ładną okładkę. - To prawda - potwierdził. - Chociaż jest to część składowa tego doświadczenia. Ale owszem, przyznaję, ten czytelnik często się zastanawiał, dlaczego czyta, dlaczego tak chętnie przewraca kolejną kartkę, dlaczego tak pokrzepiające jest dla niego ciągłe powracanie do bohaterów, jakby odwiedzał dawnych...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to