Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Ileż pełni w pustostanach, zabawności w depresji, życia w martwocie! Jakby autorka weszła w szczeliny codzienności, znajdując w nich subwersywno-regresywne źródła wszelkiej kreatywności. Piękne, wzruszające zmurszałą ścianę naszych językowych i życiowych przyzwyczajeń, i przede wszystkim uspokajające - skoro, jak głosi okładkowy opis: "Można kupić i czytać zamiast żyć - świetny pomysł na każdą porę roku".

Ileż pełni w pustostanach, zabawności w depresji, życia w martwocie! Jakby autorka weszła w szczeliny codzienności, znajdując w nich subwersywno-regresywne źródła wszelkiej kreatywności. Piękne, wzruszające zmurszałą ścianę naszych językowych i życiowych przyzwyczajeń, i przede wszystkim uspokajające - skoro, jak głosi okładkowy opis: "Można kupić i czytać zamiast żyć -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Księga przejścia" -- jak pisze w posłowiu Marta Koronkiewicz. Przy czym "niepewność, kim się jest, nie stanowi w tej opowieści -- jak w setkach innych -- przeszkody czy kryzysu do przezwyciężenia. Jest wyzwoleniem, momentem otwarcia oczu, czymś, co należy odzyskać ". Bardzo otwierająca perspektywa; i migotliwa, niejednoznaczna, komplikująca sytuację liryczną poezja, w której za sam poemat "Fenomenologia gniewu" dałabym retroaktywnie Nobla -- tu pierwsza, maleńka cząstka utworu:

1. Wolność do cna szalonej
która pozwala jej kalać własne szaleństwo zabawiać się nim
pisać unurzanymi w nim palcami
po całym pokoju

nie jest oczywiście twoją wolnością
gdy idziesz Broadwayem
i możesz zatrzymać się zawrócić pójść dalej
dziesięć przecznic; dwadzieścia

wzbudza być może zawiść
u chorej

skulonej w łożysku realnego
które miało ją karmić, a które ją dusi.

"Księga przejścia" -- jak pisze w posłowiu Marta Koronkiewicz. Przy czym "niepewność, kim się jest, nie stanowi w tej opowieści -- jak w setkach innych -- przeszkody czy kryzysu do przezwyciężenia. Jest wyzwoleniem, momentem otwarcia oczu, czymś, co należy odzyskać ". Bardzo otwierająca perspektywa; i migotliwa, niejednoznaczna, komplikująca sytuację liryczną poezja, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

MAŁE FORMY NIE-DO-WOLNOŚCI

„stworzono mnie do małych śmiesznie małych rzeczy” – brzmi jedna z pierwszych wypowiedzi podmiotu/podmiotki. A może zasadniejsza byłaby forma: „podmiocia”? Tego samego, które pewnego razu

„po prostu: zgubiło się,
nie wiem, gdzie może być,
nie wiem, szukałem już wszędzie,
szukałem we wszystkich słownikach
(...)”

Czym/kim jest owo „ono”? Ideą i praktyką pierwotnego androginicznego nieoddzielenia, nierugowania z siebie żadnej z płci? Neutralizacją doświadczenia dychotomicznie płciowego? Wewnętrznym i zewnętrznym dzieckiem, które „marzy (…) / o coraz szczęśliwszym dzieciństwie”, a które ostatecznie skazane jest na „męczeństwo Piotrusia Pana”:

„gdy nie pamiętam usta
otwiera jak do krzyku
i zeskakuje z okna
choć nie potrafi już latać”

i/lub przynajmniej na „przepotwarzanie się”:

„skulone embrionalnie
udaję wciąż poczwarkę”

?

Niezależnie (a może właśnie: zależnie?), czy i jak owo „ono” nazwiemy – „przepadło jak kamień w ogień”, a, chociaż „dawniej rozmawialiśmy z kamieniami”, to „dziś kamień (…) / milczy”, nie wypowiadając nawet zwyczajowego „nie mam drzwi”,

„i nie da się podnieść
lub drzemie w pięść zawinięty
w kieszeniach dzieci
czeka”

Zostają więc „gry dziecięce”: „konik szachowy skacz[ący] / z pokoju do niepokoju”, „pałka / zapałka dwa kije / kto się nie schowa / nie żyje”, „aż nas wyzwoli przypadek”. Bo przecież nawet „na samym dnie / łóżka” można „odkry[ć] mały żywioł wulkan”, a w „rozbolałym żołądku” – „nigdy do końca nie spożyty / głód”...

MAŁE FORMY NIE-DO-WOLNOŚCI

„stworzono mnie do małych śmiesznie małych rzeczy” – brzmi jedna z pierwszych wypowiedzi podmiotu/podmiotki. A może zasadniejsza byłaby forma: „podmiocia”? Tego samego, które pewnego razu

„po prostu: zgubiło się,
nie wiem, gdzie może być,
nie wiem, szukałem już wszędzie,
szukałem we wszystkich słownikach
(...)”

Czym/kim jest owo „ono”? Ideą i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnęłam po "Taking The Arrow Out Of The Heart" jako po tomik dawnej partnerki Tracy Chapman (mojej ukochanej z dawien dawna wokalistki) oraz autorki "Koloru purpury" -- cudownej książki (niestety mocno okrojonej i ocenzurowanej w ekranizacji Spielberga). Znalazłam teksty, głównie zaangażowane politycznie, w których pobrzmiewa gniewne echo tamtych protest songów, zwłaszcza gdy chodzi o komentarze do sytuacji Afroamerykanów, uchodźców w Europie, czy mieszkańców Strefy Gazy (jakie to porażająco aktualne!). Jeden z wierszy -- pod znaczącym tytułem "Imagine" -- stanowi spekulację, jakie to mądre rzeczy mieli(by) sobie do powiedzenia Fidel Castro i papież Franciszek. Autorka, oprócz podobnych politycznych i egzystencjalnych "bieżączek", porusza też jednak szereg innych tematów, jak np. duchowość czy odchodzenie bliskich. Do mnie najbardziej przemówił wiersz "Here it is!", którego końcowy fragment brzmi:

"Try to think bigger than you ever have
or had courage enough to do:
that blackness is not where whiteness
wanders off to die: but that it is
like the dark matter
between stars and galaxies in
the Universe
that ultimately
holds it all
together".


Myślę, że również homoseksualizm może być w tym kontekście postrzegany nie w kategoriach "separatyzmu" względem heteroseksualnej większości, ale jako "ukryta siła" przyciągania "podobnego przez podobne" (którą, kto wie, może lada dzień odkryje fizyka?).

Sięgnęłam po "Taking The Arrow Out Of The Heart" jako po tomik dawnej partnerki Tracy Chapman (mojej ukochanej z dawien dawna wokalistki) oraz autorki "Koloru purpury" -- cudownej książki (niestety mocno okrojonej i ocenzurowanej w ekranizacji Spielberga). Znalazłam teksty, głównie zaangażowane politycznie, w których pobrzmiewa gniewne echo tamtych protest songów, zwłaszcza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zbiór krótkich scenko-obserwacjo-refleksji z psychiatryka, które jednak czyta się zdecydowanie lepiej niż wielotomowe, "panoramiczne" dzieła (no dobra: przynajmniej osobie uczulonej na tzw. przepastne narracje ;)

Do tego: kopie. Mocno. Gdy prawda wybrzmiewa wewnątrz obłędu, bo (przecież!) obłęd okazuje się prawdą.

Kopie. Kiedy (uwaga, spojler) na końcu i zupełnie jak gdyby od niechcenia narratorka ujawnia istnienie, przez czas trwania całej opisanej historii, damsko-męskiej relacji z własnym udziałem. Bo przecież oczekujemy (my, czytelnicy), że kobieta "wyspowiada się" przed nami przede wszystkim ze swojego życia intymnego, a szpitalny panoptikon gotowi jesteśmy pomylić z pragnieniem bigbrotherowej sławy. Kopie, bo (niespodzianka!) okazuje się, że nigdy nie dowiedzielibyśmy się o chłopaku narratorki, gdyby nie popełnił on samobójstwa. Zupełnie tak, jak w świecie pozaliterackim nie dowiadujemy się o istnieniu milionów anonimowych (także -- z powodu uprzedzeń społecznych -- na własne życzenie) pacjentek, które połyka szpitalny moloch.

Zbiór krótkich scenko-obserwacjo-refleksji z psychiatryka, które jednak czyta się zdecydowanie lepiej niż wielotomowe, "panoramiczne" dzieła (no dobra: przynajmniej osobie uczulonej na tzw. przepastne narracje ;)

Do tego: kopie. Mocno. Gdy prawda wybrzmiewa wewnątrz obłędu, bo (przecież!) obłęd okazuje się prawdą.

Kopie. Kiedy (uwaga, spojler) na końcu i zupełnie jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„ROBI SIĘ BOSO”, CZYLI CZASOPRZESTRZEŃ JOGICZNA


Rządzi nią, niczym najpiękniejszymi galaktykami, holistyczna spiralność: „wszystko jest światem jest wszystko”. Czas płynie („po ziarnku się dozbieraj”), zmiana jest jedynym constans – a jednak panuje w niej przemożny spokój: „to nie musi być dziś / a tym bardziej wczoraj”. Bo przecież, co byśmy nie robili, i tak – „spóźniliśmy się na przeszłość”. Autorka, zamiast gonitwy, proponuje więc uważne wsłuchanie we własne ciało. W fizyczność świata w ogóle:

„(…)

o czym jesteśmy w tym drzewie
na ubitej ziemi

(…)

wszystko w naszych nogach
niewiele w naszych rękach”

W tak >>ciałościowej<< czasoprzestrzeni powstają „samospełniające wiersze”. Liryki, które „losowaliśmy jak wróżby / nie wiadomo skąd przychodziły”, aż, za sprawą łowiącego własny cień kota, nasuwa się podejrzenie: „czy naprawdę wiersze pisze się ze słów / czy z polowania na cień” (?). Kot jest ważnym bohaterem tej poezji, ale nie tylko bohaterem – jest też jej (u)ważnym ucieleśnieniem:

„przysiada na otwartych zeszytach
w linie czy kratkę nie wchodząc do nich
jakby był moim wierszem”

Cień natomiast – okazuje się niezbędnym wymiarem świata; bez jego nieuprzedzonego przyjęcia trudno mówić zarówno o wewnętrznej dojrzałości, jak i o prawdziwym obrazie rzeczywistości. To dzięki akceptacji istnienia ciemnej strony możliwe są emanujące ciepłem wyznania, takie jak: „zadzwoń do mnie / gdy przestaniesz kochać”, empatyczne nastawienie wobec cierpienia każdej najmniejszej istoty:

„słońce rzuca podejrzenie na tych którzy
podczas jogi na trawie skarżą się na trawę
a słuchając o ahimsie zabijają mrówkę i komara”,

otwartość i jednocześnie umiejętność >>obudowania skórą<< trudnego/wymagającego doświadczenia („powstrzymaj moją dłoń / szerzej rozstaw palce”). Tak jak autorka obudowuje flegmatycznym – a zarazem dodającym precyzji – dystansem nag(ł)ą konstatację:

„może ma jakieś znaczenie
że to wydarza się naprawdę”

____________________________________
Cytaty w cudzysłowach pochodzą z tomu "Om".

„ROBI SIĘ BOSO”, CZYLI CZASOPRZESTRZEŃ JOGICZNA


Rządzi nią, niczym najpiękniejszymi galaktykami, holistyczna spiralność: „wszystko jest światem jest wszystko”. Czas płynie („po ziarnku się dozbieraj”), zmiana jest jedynym constans – a jednak panuje w niej przemożny spokój: „to nie musi być dziś / a tym bardziej wczoraj”. Bo przecież, co byśmy nie robili, i tak –...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sejpak Elżbieta Michalska, Katarzyna Ewa Zdanowicz
Ocena 7,5
Sejpak Elżbieta Michalska,...

Na półkach: , , ,

Poetycka, wielowątkowa rozmowa Katarzyny Ewy Zdanowicz i Elżbiety Michalskiej. Dialog na wiele żakardów i wiele akordów. Szczególne to tkanie. Czujne, czułe, uważne i spójne, ale czy całkiem spoiste? Chyba nie do końca, skoro

„(...) cisza –
ciemna gwiazda pająka
wisi na futrynie”

i da się przez nią podejrzeć zarówno przeszłość, jak i przyszłość, a także ten niejasny stan między nimi, w którym porte parole jednej z poetek

„[b]iega od okna do okna
czarodziejską różdżką ściąga pajęczynę”.

Bo to jest tomik w moim odczuciu przede wszystkim o tym, jak przeżywają (w nas) małe dziewczynki, czego najpiękniejszy wyraz znalazłam w wierszu Katarzyny Ewy Zdanowicz:


***

znam takich
którzy utonęli
– ale z tego wyszli

i mają teraz
zadbane paznokcie
jasne twarze
i dzieci w przedszkolach

w ich domach
dywany są jak dno jeziora
pachnie krwią i miętą
(choć to nie jej pora)

kiedyś powiedziałam im że ja też...
i wtedy odcięli mnie
ze wszystkich wspólnych sieci jak zepsutą rybę

potem zadzwonił prawnik
zapytał skąd wiem

więc powiedziałam prawdę

– że piłam wodę która ich topiła
– płynęłam dalej gdy wszystko straciłam

Poetycka, wielowątkowa rozmowa Katarzyny Ewy Zdanowicz i Elżbiety Michalskiej. Dialog na wiele żakardów i wiele akordów. Szczególne to tkanie. Czujne, czułe, uważne i spójne, ale czy całkiem spoiste? Chyba nie do końca, skoro

„(...) cisza –
ciemna gwiazda pająka
wisi na futrynie”

i da się przez nią podejrzeć zarówno przeszłość, jak i przyszłość, a także ten niejasny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

O ile poszczególne stwierdzenia i wywody wydawały mi się punktowo (bo brak mi kompetencji do orzekania o prawidłowości całości ich myślowej drobiazgowości czy o ich naukowym podbudowaniu) prawdziwe, o tyle ostatni rozdział -- "Metafora zwana istnieniem" -- przynosi olśniewającą teorię łączącą to wszystko ze sobą. Powstaje wszechogarniająca teoria zestawiająca obiektywne z subiektywnym, jednostkowe ze zbiorowym, fizyczność z duchowością, mikroskalę ze skalą makro, przeszłość z przyszłością w taki sposób, że ich dualistyczny charakter zaciera się, okazują się one zjawiskami nie tylko komplementarnymi, ale przenikającymi się w stopniu najwyższym. To, co istnieje jest według Falkiewicza metaforą, tj. nieustannym procesem transgresji na styku odmiennych zjawisk, środowisk i istnień. I już wiadomo, po co było autorowi to posuwanie się w żółwim tempie od przesłanki przez lemat i dygresje do twierdzenia, zahaczające o wszystkie możliwe rodzaje wiedzy. Otóż -- do pokazania, na jakim to żółwiu długowiecznej, a arbitralnej (nie uniwersalnej) dychotomizującej decyzji językowej opiera się całość zachodniej nauki, kultury i cywilizacji. I w jak fascynującym morzu przeźroczystej dla nas jedności wszelkiego bytu ten przedawniony "gad" się unosi...

O ile poszczególne stwierdzenia i wywody wydawały mi się punktowo (bo brak mi kompetencji do orzekania o prawidłowości całości ich myślowej drobiazgowości czy o ich naukowym podbudowaniu) prawdziwe, o tyle ostatni rozdział -- "Metafora zwana istnieniem" -- przynosi olśniewającą teorię łączącą to wszystko ze sobą. Powstaje wszechogarniająca teoria zestawiająca obiektywne z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Próby negocjacji. Szkice o laureatach Konkursu im. Jacka Bierezina Tomasz Fijałkowski, Monika Glosowitz, Karolina Górnicka, Weronika Janeczko, Paweł Kaczmarski, Marta Koronkiewicz, Dawid Kujawa, Agata Ludwikowska, Anna Mochalska, Sonia Nowacka, Przemysław Owczarek, Teresa Radziewicz, Rafał Różewicz, Karolina Sałdecka, Jakub Skurtys, Bartosz Suwiński, Mirosława Szott, Antonina M. Tosiek, Michał Trusewicz
Ocena 9,0
Próby negocjac... Tomasz Fijałkowski,...

Na półkach:

Must read dla wszystkich, którzy interesują się poezją współczesną. Multum ciekawych i wnikliwych odczytań, które pozwalają zobaczyć poezję laureatów łódzkiej Nagrody im. Bierezina w nowym świetle, z pomocą różnorodnych narzędzi krytycznych i z nieoczekiwanych perspektyw. Najbardziej lubię, gdy jedno trafnie użyte przez recenzenta słowo zmienia ogląd całości, stąd mój faworyt to szkic Dawida Kujawy o (świetnym skądinąd) tomie Macieja Konarskiego pt. "Nauki przyrodnicze", w którym to szkicu pada, przecinające wszystkie, układające się koncentrycznie, systemy wiedzy-władzy, słowo "podmiotowość", i już wiadomo, że tom Konarskiego został przez Kujawę nie tylko omówiony, ale porządnie stematyzowany i sproblematyzowany, nieledwie, wizualnie. Udało mi się polubić wiersze poetów, których nie znałam, jak to się stało np. z poezją Pawła Tomanka dzięki empatycznemu i wnikliwemu odczytaniu Agaty Ludwikowskiej. Do wyjątków należy szkic Weroniki Janeczko, który, krytyczny wobec konstrukcji i schematyzmu tomu "Boję się o ostatnią kobietę" Joanny Bociąg, nie zdołał przekonać mnie do twórczości tej poetki, na co po cichu, wiedziona pełnym nadziei przypuszczeniem, że może czegoś po prostu w tej poezji nie rozumiem, liczyłam.

Must read dla wszystkich, którzy interesują się poezją współczesną. Multum ciekawych i wnikliwych odczytań, które pozwalają zobaczyć poezję laureatów łódzkiej Nagrody im. Bierezina w nowym świetle, z pomocą różnorodnych narzędzi krytycznych i z nieoczekiwanych perspektyw. Najbardziej lubię, gdy jedno trafnie użyte przez recenzenta słowo zmienia ogląd całości, stąd mój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To tom, w którym rządzi wszechobecna katechreza. Groteskowa ze swojej natury nie mniej niż pojawiająca się w jednym z wierszy katecheza, ale też i wyjątkowo celna. Łapanie za słówka jak za guzik na widok kominiarza -- na szczęście, gdy "gołosłowność napawa [...] wstydem". Inwencja, z jaką można pisać o pisaniu: "uparcie czekając na choćby diakrytyczny znak życia".

To tom, w którym rządzi wszechobecna katechreza. Groteskowa ze swojej natury nie mniej niż pojawiająca się w jednym z wierszy katecheza, ale też i wyjątkowo celna. Łapanie za słówka jak za guzik na widok kominiarza -- na szczęście, gdy "gołosłowność napawa [...] wstydem". Inwencja, z jaką można pisać o pisaniu: "uparcie czekając na choćby diakrytyczny znak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Splot słów, życia i ciała -- bardzo sugestywny, jak w początku wiersza:

"spóźnia mi się debiut
oznajmiła z lękiem poetka"

Najmocniejsze okazały się dla mnie właśnie fragmenty zanurzone w seksualności i/lub fizyczności, jak choćby:

"zastałam go gdy pocierał
swe uniesienie klasowe"

Całość skupiona jest na detalu i kontestacji Wielkich Pojęć, w myśl wyrażonej wprost krytyki tych ostatnich:

"a jeśli wielkie idee
są śmiercią i dobro zabija
piękno nieludzko tężeje
a mowa umiera w prawdzie"

Z kolei we fragmencie:

"nie chcieliśmy wejść po raz drugi
do tej samej rzeki więc rzeki
przyszły do naszych miast same"

widać, jak przebijają się do tej "poezjowieści"* reminiscencje wielkiej powodzi z 1997 r. (ale też pierwszych pokomunistycznych wyborów prezydenckich czy debat nad wchodzeniem Polski do UE). Jednak te gazetowe "wersaliki" to jedynie punkty orientacyjne, będące tłem dla dwóch dominant tekstu: treściowej -- dotyczącej doświadczenia kobiecości, mającego miejsce w pewnych konkretnych okolicznościach społeczno-historycznych i poddającego dyskusji tak kobiece archetypy, jak i stereotypy; i kompozycyjnej, związanej z wykorzystaniem do maksimum wieloznaczności i pojemności słowa, a więc -- z dominacją funkcji poetyckiej. O ile zatem neologizm "poezjowieść" konotuje walor informatywny książki, o tyle, gdyby ktoś kazał mi doprecyzować gatunek, powiedziałabym raczej, że to "poezja autobiografki", wysuwając w ten sposób na pierwszy plan poetyckie ukształtowanie tekstu. Przez to ostatnie rozumiem za Adamem Kulawikiem takie funkcjonowanie tekstu, w którym nadrzędną rolę semantyczną odgrywa pauza międzywyrazowa. Szostak bowiem konsekwentnie i przemyślanie posługuje się pauzami realizowanymi poprzez przerzutnie i -- czasami nawet podwójne -- nawiasy.

Czym jednak "poezja autobiografki" różni się od "autobiografii poetki"? Przede wszystkim tym, że słówko "poezja" sugeruje fikcjonalność dzieła, zaś sama autobiografka też jest postacią fikcyjną, instancją wewnątrztekstową, wprowadzoną, tak jak zwykle w powieściach autor wprowadza narratora, i od tego autora różną. Jak jednak autor mógł się dopuścić tak poważnego zniekształcenia konwencji autobiografii na poziomie jej odniesienia do rzeczywistości pozatekstowej? Ano mógł, i nie jemu pierwszemu się ta sztuka udała -- wystarczy wspomnieć świetną awangardową "Autobiografię Alicji B. Toklas" Gertrudy Stein.


*Określenie Jarosława Borszewicza nieźle tu pasuje.

Splot słów, życia i ciała -- bardzo sugestywny, jak w początku wiersza:

"spóźnia mi się debiut
oznajmiła z lękiem poetka"

Najmocniejsze okazały się dla mnie właśnie fragmenty zanurzone w seksualności i/lub fizyczności, jak choćby:

"zastałam go gdy pocierał
swe uniesienie klasowe"

Całość skupiona jest na detalu i kontestacji Wielkich Pojęć, w myśl wyrażonej wprost...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zgadzam się z opinią, że nieco za dużo tu jazdy na wk*rwie, a za mało -- wbrew deklaracjom -- "dystychów // krzywych / jak kręgosłup". Ale trochę jednak tych drugich się znajdzie. I chyba najlepiej wychodzą, kiedy wk*rw im towarzyszący okazuje się natury mniej indywidualnej, bardziej kolektywnej/społecznej.

Zgadzam się z opinią, że nieco za dużo tu jazdy na wk*rwie, a za mało -- wbrew deklaracjom -- "dystychów // krzywych / jak kręgosłup". Ale trochę jednak tych drugich się znajdzie. I chyba najlepiej wychodzą, kiedy wk*rw im towarzyszący okazuje się natury mniej indywidualnej, bardziej kolektywnej/społecznej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam trzy definicje.

Pierwsza, taka najbardziej oczywista czy powierzchowna, brzmiałaby:
Poezja to prawda wsłuchania w naturę. Jakby podmiotka nie chciała (tu cytat z Macieja Woźniaka) przeszkadzać „ziemi mówić jej własnym, wilgotnym językiem”. I ta niechęć do „wchodzenia naturze w słowo” ma jak dla mnie genialny wyraz już na poziomie interpunkcji – nawiasy w tytułach! – jakby autorka wiedziała, że gest nazywania wiąże się z symboliczną przemocą, więc zamiast tego pozwala przyrodzie przemówić (przede wszystkim poprzez bardzo kojący, wyciszony rytm) i tylko nieznacznie jej wtóruje.

To zatopienie w przyrodzie czuć w takich frazach jak:

„nie wiem [...] czyimi płucami oddycham”

czy:

„ziemia na współ ziemia”

Jednocześnie poprzez to imaginarium przyrody te wiersze w absolutnie cudowny dla mnie sposób wyrażają jedność narodzin i śmierci, np. we fragmentach:

„oddech obieg ziemi
połączenia atomów i rozpad wpływanie
tlenu bulgotanie wody wdech
fotosynteza zanikanie tkanek”

„gdy rośnie las las umiera”

„nie da się oddzielić
zranione od niezranionego żywicą”

Druga definicja: poezja to prawda języka uchwyconego in statu nascendi, wyłaniania się języka z nicości. Pod względem totalności doświadczenia mogłabym porównać projekt Pauliny Pidzik tylko z „Falami” Virginii Woolf. Podobny jest rytm, duża liryczność, zanurzenie w przyrodzie, i podobny jest też punkt wyjścia, taka jakaś dziecięca naiwność i bezbronność percepcji, jakby uczenie się świata od początku:

„pierwsze jest granatowe gdzie mnie nie było gdzie
zabrakło przybyło na ileś z dlaczego
próbuję zapamiętać to które zaczynało ale nie znam jeszcze
słów”
(z wiersza „(odpamiętywanie pierwsze)”)

U PP to stwarzanie świata na nowo wiąże się oczywiście z nazywaniem po raz pierwszy, ale inaczej niż u Adama w Biblii, nie jest to akt narzucający, despotyczny, tylko raczej dialogizujący:

„przesuwamy łóżka dłonie splatamy przeciw
jakby to mogło ochronić
tamto to niebo tamte jesiony”

Pytania, jakie mi się nasunęły przy lekturze tego tomu, to m.in.: jaka jest relacja człowieka do przyrody? Co było pierwsze: język czy świat? Czy śmierć jest końcem/przeciwieństwem życia, czy jego częścią?

Trzecia definicja pochodzi od poetki Laury Riding Jackson, która pisała:

„wiersz jest odsłonięciem prawdy tak fundamentalnego i ogólnego rodzaju, że poza słowem >>poezja<< żadna nazwa nie jest tu adekwatna oprócz słowa >>prawda<<”.

Mam trzy definicje.

Pierwsza, taka najbardziej oczywista czy powierzchowna, brzmiałaby:
Poezja to prawda wsłuchania w naturę. Jakby podmiotka nie chciała (tu cytat z Macieja Woźniaka) przeszkadzać „ziemi mówić jej własnym, wilgotnym językiem”. I ta niechęć do „wchodzenia naturze w słowo” ma jak dla mnie genialny wyraz już na poziomie interpunkcji – nawiasy w tytułach! –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mało esencjonalne, co jest dość logiczne, bo Derrida wypowiadał się przeciw esencjalizmowi ;)
Filozof tropi metafizykę w pozytywnym waloryzowaniu mowy (kontra pismo), ducha (kontra ciało), czy uogólniając oba te przypadki: wnętrza (kontra zewnętrza), i w przypisywaniu pierwszym członom tych opozycji pierwotności. Pokazuje, jak w tradycji "ontoteologicznej" (ale też np. językoznawczej) pismo stało się "głównym podejrzanym", które należy poddać egzorcyzmom w celu przywrócenia "naturalnego"(sic!) stosunku między głosem a jego zapisem. Postuluje jednak nie przywrócenie/wykazanie niewinności pisma, a pokazanie, że "istnieje źródłowa przemoc pisma, ponieważ język jest przede wszystkim -- w sensie, w jakim stopniowo będzie się odsłaniał -- pismem. >>Uzurpacja<< zawsze już się zaczęła". Jako fance pisma nieświętego (i antyfance natury) bardzo mi się takie podejście podoba.

Mało esencjonalne, co jest dość logiczne, bo Derrida wypowiadał się przeciw esencjalizmowi ;)
Filozof tropi metafizykę w pozytywnym waloryzowaniu mowy (kontra pismo), ducha (kontra ciało), czy uogólniając oba te przypadki: wnętrza (kontra zewnętrza), i w przypisywaniu pierwszym członom tych opozycji pierwotności. Pokazuje, jak w tradycji "ontoteologicznej" (ale też np....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Poród jako uniwersalne doświadczenie egzystencjalne, przeżywane zarówno przez matkę, jak przez dziecko, zarówno w sferze symbolicznej, jak i modus vivendi ("Akt wychodzenia z ukrycia, z zamaskowania prowadzi do nagości prawdy egzystencjalnej, która okazuje się tautologiczna: celem dążenia jest bycie tym, kim się jest. Ale z drugiej strony ruch rodzenia się wskazuje przejściowość formy, jaką jesteśmy. Nawet nasza tożsamość nie wydaje się stała. Raczej wyłania się, niż jest. Zatem wysiłek rodzenia się może być znamieniem trwale nadanym naszemu istnieniu. Nie jesteśmy istotami wyłonionymi, lecz wyłaniającymi się, skazanymi na trud stanowiący naszą szansę. Musimy stale się rodzić, jeśli chcemy istnieć"). W ten sposób filozofka pokazuje, że feminizm to nie tylko jedna z (nie)cnót niewieścich rozwijanych gdzieś na marginesie "poważnej" dyskusji filozoficznej, ale stanowi samo centrum i zaczyn filozofii. W tym widzę główny walor i nowatorstwo tej książki, obfitującej w podobnie refleksyjne, indukcyjne wędrówki "od szczegółu do ogółu" (skądinąd aż ciekawe, ile uniwersaliów da się wyciągnąć z konkretu...)

Poród jako uniwersalne doświadczenie egzystencjalne, przeżywane zarówno przez matkę, jak przez dziecko, zarówno w sferze symbolicznej, jak i modus vivendi ("Akt wychodzenia z ukrycia, z zamaskowania prowadzi do nagości prawdy egzystencjalnej, która okazuje się tautologiczna: celem dążenia jest bycie tym, kim się jest. Ale z drugiej strony ruch rodzenia się wskazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka kulinarna (kulunarna?), w której zachodzą psychoanaliza (Powiedz mi, co dusisz, a powiem ci, kim jesteś!) i psychosynteza. A wychodzą przepysznie wypieczone (czy, jak chcieliby niektórzy: wypaczone*) psychedelicje.

* "dewię znaczy zostaję przez dowiadywanie". Dzięki temu liczne, niestety, "wonczasy", z jakich zdaje sprawę autorzę, przeobrażają się w niesłychanie wonny i wenny "wończas".

Książka kulinarna (kulunarna?), w której zachodzą psychoanaliza (Powiedz mi, co dusisz, a powiem ci, kim jesteś!) i psychosynteza. A wychodzą przepysznie wypieczone (czy, jak chcieliby niektórzy: wypaczone*) psychedelicje.

* "dewię znaczy zostaję przez dowiadywanie". Dzięki temu liczne, niestety, "wonczasy", z jakich zdaje sprawę autorzę, przeobrażają się w niesłychanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rewelacja, i przy okazji dowód, że nie trzeba wcale zapisywać się na "kursy kreatywności" -- ta ostatnia czyha bowiem w szczelinach codzienności. Jeśli szukacie czegoś, co jest jednocześnie oryginalne, poruszające i przydatne, eseistycznie "rozmaszyste", metaforycznie skondensowane, precyzyjnie naukowe i poetycko niedookreślone, to that's the thing!

Rewelacja, i przy okazji dowód, że nie trzeba wcale zapisywać się na "kursy kreatywności" -- ta ostatnia czyha bowiem w szczelinach codzienności. Jeśli szukacie czegoś, co jest jednocześnie oryginalne, poruszające i przydatne, eseistycznie "rozmaszyste", metaforycznie skondensowane, precyzyjnie naukowe i poetycko niedookreślone, to that's the thing!

Pokaż mimo to

Okładka książki Romantyczność 2022. Współczesne ballady i romanse inspirowane twórczością Adama Mickiewicza Kacper Bartczak, Miłosz Biedrzycki, Dariusz Bugalski, Helena Burdzińska, Aleksandra Byrska, Łukasz Cabajewski, Jacek Dehnel, Michał Domagalski, Janka Harasimowicz, Anouk Herman, Roman Honet, Kamila Janiak, Aleksandra Kasprzak, Bogusław Kierc, Katarzyna Klein, Adrian Korlacki, Jakub Kornhauser, Maria Krzywda, Jakub Kurzyński, Natalia Malek, Karol Maliszewski, Piotr Matywiecki, Joanna Mueller, Katarzyna Ożgo, Zofia Pacześna, Edward Pasewicz, Anna Podczaszy, Jakub Pszoniak, Natalia Roguz, Bianka Ronaldo, Joanna Roszak, Karolina Sałdecka, Piotr Śliwiński, Katarzyna Szaulińska, Daniel Tamkun, Maciej Topolski, Antonina Tosiek, Grzegorz Wróblewski
Ocena 7,5
Romantyczność ... Kacper Bartczak, Mi...

Na półkach: , , ,

Pierwsze czytelnicze pokłosie kołobrzeskiego Festiwalu TransPort Literacki 2022. Antologia złożona z samych smakowitości, z których wybrałam trzy najulubieńsze. Nie wiem, czy to pięć dni spędzonych z dala od pobliskiego łódzkiego zieleniaka zadecydowało o tym, że wybrałam w dużej części wiersze drzewno-warzywnicze; w każdym razie ta zielenina jest bogato reprezentowana pod postacią natki pietruszki, jak również cebuli (o ile pietruszka jest tu dość humorystycznym ozdobnikiem, o tyle motyw cebuli w moim ulubionym wierszu Antologii pod względem siły rażenia może moim zdaniem równać się tylko z wierszem "Valentine" autorstwa Carol Ann Duffy). Mój absolutny trójmiejscowy minitop wyglądałby następująco:

3. Bogusław Kierc, "A kto dziewczyna? -- ja nie wiem" (a dokładniej: końcowe 2/3 utworu)
2. Miłosz Biedrzycki, "2.0, 22"
1. Aleksandra Kasprzak , "Szczotka mojej matki".

Pierwsze czytelnicze pokłosie kołobrzeskiego Festiwalu TransPort Literacki 2022. Antologia złożona z samych smakowitości, z których wybrałam trzy najulubieńsze. Nie wiem, czy to pięć dni spędzonych z dala od pobliskiego łódzkiego zieleniaka zadecydowało o tym, że wybrałam w dużej części wiersze drzewno-warzywnicze; w każdym razie ta zielenina jest bogato reprezentowana pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo dotkliwa – za sprawą ciężkiego sensualnie obrazowania – wierszowa opowieść o własnym (łemkowskim) pochodzeniu, wiązanym z nim wstydzie i marazmie, ale także o tego dziedzictwa przekraczaniu poprzez docieranie do jego pogańskich pierwocin. Nie jest to jednak opowieść etnograficzna, peelka jest raczej, zgodnie z tytułem, wiedźmą własnej kultury, wbijającą w nas szpilki okrutnych, przeszywających aż do szpiku wspomnień. Lektura nie jest więc łatwa, chociaż miałam jednocześnie wrażenie, że ta "niesympatyczna magia" nie jest li tylko pozą czy efekciarskim sztafażem – lektura staje się dzięki niej naprawdę (czarno)magiczna.

Bardzo dotkliwa – za sprawą ciężkiego sensualnie obrazowania – wierszowa opowieść o własnym (łemkowskim) pochodzeniu, wiązanym z nim wstydzie i marazmie, ale także o tego dziedzictwa przekraczaniu poprzez docieranie do jego pogańskich pierwocin. Nie jest to jednak opowieść etnograficzna, peelka jest raczej, zgodnie z tytułem, wiedźmą własnej kultury, wbijającą w nas szpilki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niesamowite: autorka stwarza, od nowa i na własny użytek, świat każdym ruchem stóp wspinających się na monolit granitowej ściany. Odkrywa za Norwidem, że "przecież i ja / ziemi tyle mam / ile jej stopa ma pokrywa / dopokąd idę". Chyba nigdzie odniesienia biblijne nie były tak senso- i motoryczne. Świetna lektura!

Niesamowite: autorka stwarza, od nowa i na własny użytek, świat każdym ruchem stóp wspinających się na monolit granitowej ściany. Odkrywa za Norwidem, że "przecież i ja / ziemi tyle mam / ile jej stopa ma pokrywa / dopokąd idę". Chyba nigdzie odniesienia biblijne nie były tak senso- i motoryczne. Świetna lektura!

Pokaż mimo to