Przyznaję, że być może za mało czytam poezji, żeby w pełni docenić tę antologię. Natomiast odebrałam ją bardzo dziwnie. Część utworów do mnie trafiła, przy innych zastanawiałam się nad słynnym pytaniem: "co autorka miała na myśli?". Język też mnie nie zachwycił. Raz są przekleństwa, które akurat mi się spodobały, bo były nośnikiem emocji. Innym razem słownictwo jest na tyle pretensjonalne, że zdania nic nie wnoszą, poza bełkotem i pustosłowiem.
Najlepsze utwory to te, które należą do cyklu "Gift z Podlasia". O reszcie nie warto wspominać.
Tomik zbyt współczesny i podobny do innych żeby mi się spodobał. Zupełnie nie czuję większości wierszy, ale uczciwie przyznam, że pani Kulikowska potrafi pisać całkiem sprawnie i przekazywać to co chce zawrzeć w wierszach bez napuszenia i wodolejstwa. Doceniam poczucie humoru w kilku miejscach, szczególnie autoironię, i sensowne cytowanie innych twórców.