rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Pierwszy kryminał spod ręki Carla-Johana Vallgrena, to mroczna opowieść snująca się jak tytułowy cień pomiędzy ciemnymi sztokholmskimi uliczkami, do których lepiej nie zaglądać po zmroku. Oprócz umieszczenia nieodzownego w takiej powieści wątku kryminalnego, autor porusza także ważne, lecz nierzadko traktowane jak tabu, kwestie; to narkomania, wychodzenie z kompletnego dna i beznadziei oraz tajemnicze zaginięcia ludzi, po których ślad się dosłownie urywa.

W "Człowieku, który zostawił po sobie cień", najważniejszym wątkiem jest zaginięcie 7-letniego Kristoffera Klingberga w czerwcu 1970 roku. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nic nie zapowiada tragedii, która aż do śmierci będzie spędzać sen z powiek rodziców chłopca. Tego feralnego dnia Kristoffer wraz z ojcem i młodszym bratem śpieszy się do metra na pociąg, który lada chwila ma się pojawić na peronie. Ojciec chłopców jest zły sam na siebie, bo w oczekiwaniu na Kristoffera (którego odbierał z urodzin kolegi) zdążył wypić kilka piw i teraz nie czuł się najlepiej. W pewnym momencie starszy syn prosi, by pozwolił mu zjechać na peron windą, podczas gdy on z młodszym dzieckiem pojadą ruchomymi schodami. W panującym wokół zamęcie ojciec przystaje na propozycję. Prosi Kristoffera, by ten zaczekał na nich na dole. Kiedy jednak zjeżdża z Joelem (drugim synem) na peron, 7-latka nie ma. Zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.

Tak oto zaczyna się tragiczna historia rodziny Klingbergów, którzy już zawsze będą cierpieć po utracie syna, wnuka i brata. Vallgren w kolejnych rozdziałach przenosi fabułę do czasów współczesnych, a głównym bohaterem ustanawia Danny'ego Katza - lingwistycznego i komputerowego geniusza, byłego tłumacza w siłach zbrojnych, z mroczną przeszłością. Tak mroczną, że aż dziw bierze, iż udało mu się wykaraskać z bagna, w którym przez lata żył.

Danny Katz to obecnie zwyczajny człowiek, który prowadzi niewielkie biuro tłumaczeń w Sztokholmie. Żyje skromnie i spokojnie, bez szaleństw starcza mu na życie i drobne przyjemności. Burzliwa młodość wciąż jednak daje o sobie znać; nie tak łatwo bowiem zapomnieć kilkanaście lat życia na krawędzi - kradzieży, włamań i uzależnienia od heroiny. Traumatyczne wspomnienia wciąż dają o sobie znać, Katz czasem nawet śni, że znów jest uzależniony od narkotyków.

Równie ważnym bohaterem jest Joel, czyli młodszy z Klingbergów. Katz poznaje go w trakcie nauki w szkole wojskowej. Obaj nastolatkowie z miejsca stają się przyjaciółmi. Po latach ich znajomość jednak zaniknie, a wszystkie wspomnienia wrócą, kiedy Joel Klingberg także zaginie. Wówczas o pomoc Katza prosi żona Klingberga, Angela. Ma nadzieję, że Katz będzie w stanie jej pomóc. Główny bohater chwilę się waha, ostatecznie jednak wyraża zgodę. Odnalezienie Joela (lub przynajmniej jego zwłok) nie będzie jednak łatwe. Katz sam stanie się ofiarą wysoko postawionych ludzi, po których nigdy by się nie spodziewał, że mogą być w tę sprawę zamieszani.

Powieść Vallgrena czyta się szybko i łatwo, choć pod koniec akcja nieco spowalnia, jakby w obawie przed rychłym zakończeniem. Mimo iż przez 3/4 książki bohaterem pierwszoplanowym jest Katz, to później na jego miejsce wskakują także inne osoby. Nie jest to oczywiście złe, bo akcja wciąż pędzi do przodu i logicznie trzyma się faktów, ale jednak wolałbym przez całą książkę mieć do czynienia wyłącznie z samym Katzem.

Carl-Johan Vallgren, wydając "Człowieka, który zostawił po sobie cień", zapowiedział początek serii z Dannym Katzem. W Szwecji wydaje ją pod pseudonimem Lucifer.

Pierwszy kryminał spod ręki Carla-Johana Vallgrena, to mroczna opowieść snująca się jak tytułowy cień pomiędzy ciemnymi sztokholmskimi uliczkami, do których lepiej nie zaglądać po zmroku. Oprócz umieszczenia nieodzownego w takiej powieści wątku kryminalnego, autor porusza także ważne, lecz nierzadko traktowane jak tabu, kwestie; to narkomania, wychodzenie z kompletnego dna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym miał młodsze rodzeństwo (takie w wieku gimnazjalnym), bez wahania poleciłbym mu tę książkę. Sygnowany pseudonimem 50 Centa "Szacunek ulicy" to nie tylko produkt marketingowy, lecz przede wszystkim świetna, pouczająca opowieść o chłopcu zagubionym w świecie dorosłych.

Głównym bohaterem "Szacunku ulicy" jest Buła - czarnoskóry 13-latek oraz Liz - pani psycholog, do której chłopiec jest zmuszony uczęszczać po pewnym szkolnym incydencie. Rodzice Buły jakiś czas wcześniej rozwiedli się i właściwie od tego momentu Buła nieustannie pakuje się w kłopoty. Choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy, rozwód rodziców jest dla niego traumatycznym przeżyciem, o którym wciąż trudno mu zapomnieć. Buła przeprowadza się bowiem z metropolii do małego miasteczka (którego szczerze nienawidzi), cierpi z braku stałego kontaktu z ojcem, a w dodatku swemu jedynemu przyjacielowi spuszcza bez powodu łomot, dodajmy - dość wymyślny łomot...

Przez większość krótkich rozdziałów obserwujemy rozmowy pomiędzy Bułą a Liz, do której gabinetu chłopiec przychodzi dwa razy w tygodniu. Niechętnie opowiada o sobie, o swoich troskach i radościach, choć czytelnik bez problemu jest w stanie zinterpretować większość zachowań Buły. Chłopiec nie docenia wysiłków matki, która haruje po kilkanaście godzin dziennie, by jakoś związać koniec z końcem, natomiast niemal pod niebiosa wynosi swego ojca; nieodpowiedzialnego lowelasa, który syna ma tak naprawdę gdzieś; często wyśmiewa jego otyłość, a jego samego traktuje jak piąte koło u wozu. Z tego prawdopodobnie wynikają kompleksy chłopca. Oczywiście Buła to wszystko widzi, lecz i tak ojciec jest dla niego najważniejszy.

Przez długi czas niewiele się w życiu Buły zmienia; chłopiec nie umie się dogadać z matką, nie ma kolegów, lunche jada w... szkolnej toalecie dla niepełnosprawnych, a na dodatek wkurza się, że musi chodzić na spotkania z psychologiem. Coś się jednak zmienia w jego zachowaniu dopiero, kiedy zaprzyjaźnia się z Nią - koleżanką ze szkoły, która Bule się bardzo podoba. Trochę jakby dojrzewa? A może dostrzega, jakie dotąd przykrości wyrządzał innym ludziom? Trochę tak jest - chłopiec nawet chce zyskać zaufanie dziewczyny, lecz wszystko z własnej winy psuje w ciągu jednej chwili... Od tej chwili czuje się jeszcze parszywiej.

W "Szacunku ulicy" akcja, mimo że jej praktycznie nie ma, bo wszystko niemal rozgrywa się w gabinecie Liz, jest wartka i kilka razy zapiera dech w piersiach; za każdym bowiem razem Buła opowiada pani psycholog najważniejsze wydarzenia mijającego tygodnia. To bardzo ciekawa rzecz. Chłopiec uważa się za silnego i dorosłego mężczyznę, zupełnie nie żywi sympatii do Liz, ale to właśnie rozmowy z nią, a raczej wygłaszane przez Bułę monologi, pozwalają mu pozbyć się skłębionych w środku, złych emocji. Nawet, gdy Liz przez całą godzinę milczy. Chłopiec, trochę odtrącony przez ojca i nie czujący wsparcia od zapracowanej matki, potrzebuje po prostu, by go ktoś wysłuchał. Tylko tyle i aż tyle.

W pewnym momencie "Szacunku ulicy" następuje zwrot akcji, którego sam zupełnie się nie spodziewałem (choć powinienem, bo sam wątek przewija się dość regularnie). Nie mogę jednak zdradzić o co chodzi, ponieważ jest to dość ważny element fabuły, zmieniający w życiu Buły dosłownie wszystko - powiem tylko, że na lepsze. Jakkolwiek jednak by nie było, jest ów wątek dość kontrowersyjny i zapewne nie wszystkim się czytelnikom takie rozwiązanie się spodoba.

"Szacunek ulicy" 50 Centa i widniejącej wewnątrz książki Laury Moser, tak jak wspomniałem, jest świetną pozycją przede wszystkim dla młodszych czytelników. Oni najlepiej zrozumieją codzienne problemy Buły, takie jak odrzucenie przez grupę, kompleksy, pasję czy pierwsze zauroczenie. Starszym czytelnikom książka także może przypaść do gustu, choć będą oni zapewne nieco inaczej postrzegać Bułę; jako wymagającego uwagi zagubionego chłopca, który początkowo wydaje się nie doceniać wysiłków matki, by koniec końców zrozumieć, jak bardzo go ona kocha.

Gdybym miał młodsze rodzeństwo (takie w wieku gimnazjalnym), bez wahania poleciłbym mu tę książkę. Sygnowany pseudonimem 50 Centa "Szacunek ulicy" to nie tylko produkt marketingowy, lecz przede wszystkim świetna, pouczająca opowieść o chłopcu zagubionym w świecie dorosłych.

Głównym bohaterem "Szacunku ulicy" jest Buła - czarnoskóry 13-latek oraz Liz - pani psycholog, do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie ma nic dziwniejszego, niż zabrać się za ponury kryminał w środku lata, w piękny i słoneczny dzień. Nie ma też nic dziwniejszego, niż historię dziejącą się zimową porą w przysypanej śniegiem Finlandii czytać w trzydziestostopniowym upale nad morzem. A tak właśnie pochłanianie tej książki wyglądało w moim przypadku.

"Pochłanianie" to w przypadku tej powieści słowo kluczowe. Świetnie się czyta ten debiutancki kryminał Jamesa Thompsona - Amerykanina z urodzenia, który przed 14. laty spakował bagaże i przeniósł się do stolicy Finlandii. Z notki biograficznej zamieszczonej w "Aniołach śniegu" można się dowiedzieć, że Thompson (niestety, już świętej pamięci...) studiował w Finlandii filologię angielską i fińską, a pracował długo m.in. jako barman, sprzedawca numizmatów i żołnierz. I widać wyraźnie, że pisząc "Anioły śniegu" czerpał garściami ze swoich bogatych doświadczeń.

Bohaterem powieści jest Kari Vaara - fiński inspektor o twardym charakterze i smutną przeszłością. Przed laty bowiem żona zostawiła go dla innego, a jeszcze wcześniej, w dzieciństwie, Vaara był świadkiem śmierci swojej siostry. Do dziś ma z tego powodu traumę, a najgorsze jest to, że nawet własny ojciec posądza go o jej śmierć... Dodatkowo atmosfera niewielkiego miasteczka Kittila, w której mieszka i pracuje Vaara, działa na wszystkich przytłaczająco. Wielkim problemem mieszkańców jest szerzący się alkoholizm oraz sama mieścina, w której przez większą część roku pada śnieg, jest zimno i ciemno. Wyraźnie da się odczuć ową ciężką atmosferę, czytając poczynania inspektora Vaary (powieść napisana jest w pierwszej osobie).

Mundurowy mimo wszystko radzi sobie całkiem nieźle. Ma piękną żonę, Amerykankę, z którą wkrótce spodziewa się dziecka. Dobrze żyje mu się w Kittilii, choć żona, Kate, nie podziela jego entuzjazmu; drażni ją pogoda, panujące obyczaje (z książki można się naprawdę wiele dowiedzieć o mentalności Finów, np. o tym, jak bardzo są małomówni i zamknięci w sobie), i w ogóle najchętniej wróciłaby do rodzinnej Ameryki. Vaara nawet rozważa przeprowadzkę, choć gdy pewnego dnia w sennej Kittillii dochodzi do tragedii, plany zostają przełożone na inną porę.

Dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem (pora ta nazywana jest "Kaamos" - czyli połączenie paraliżującego mrozu i nieustających ciemności) pewien mężczyzna odnajduje zwłoki czarnoskórej kobiety. Szybko okazuje się, że jest nią międzynarodowej sławy somalijska aktorka. Morderstwo jest niezwykle okrutne - Sufii Elmi zabójca m.in. wydłubał oczy, prawdopodobnie także ją zgwałcił. Opisy Thompsona, (szczególnie miejsca zbrodni i kostnicy) są niezwykle plastyczne, więc czytelnicy o słabszych nerwach powinni przygotować się na naprawdę mocne doznania.

Inspektor Vaara krąży, rozmawia, snuje teorie... Kiedy wydaje się, że rozwiązanie jest tuż tuż, okazuje się, że trop był całkowicie błędny. A dochodzi nawet do tego, że oskarżonymi o morderstwo są była żona inspektora oraz jej kochanek, bogaty biznesmen, który lubi korzystać z usług prostytutek. Wychodzi także na jaw nieszczęśliwa historia zamordowanej Sufii Elmi; choć wszystkim wydaje się, że sławna aktorka zarabiała ogromne pieniądze, to prawda jest zgoła inna. Czarnoskóra piękność z Somalii zarabiała na życie jako luksusowa prostytutka, a wszyscy "klienci" traktowali ją jak niepotrzebnego śmiecia...

"Anioły śniegu" to dobry, mroczny kryminał. Fabuła jest dobrze poprowadzona, a zakończenie zaskakujące. Dodatkowo cieszy fakt, że autor poruszył także wątek mentalności Finów, bo w Polsce chyba jednak niewiele o nich wiemy. A mimo względnego spokoju, jaki tam panuje, dramaty ludzkie wszędzie są podobne; a zwłaszcza, gdy codzienna aura za oknem także nie powoduje uśmiechu na ustach...

Pisząc tę recenzję, zrobiłem mały research w Internecie. I natknąłem się na, niestety, smutną informację. Otóż, James Thompson zmarł niespodziewanie 5 dni temu w swoim domu w Lahti. Miał 49 lat. Na razie nie wiadomo, czy jego ostatnia książka pt. "Helsinki Dead" ujrzy światło dzienne.

Nie ma nic dziwniejszego, niż zabrać się za ponury kryminał w środku lata, w piękny i słoneczny dzień. Nie ma też nic dziwniejszego, niż historię dziejącą się zimową porą w przysypanej śniegiem Finlandii czytać w trzydziestostopniowym upale nad morzem. A tak właśnie pochłanianie tej książki wyglądało w moim przypadku.

"Pochłanianie" to w przypadku tej powieści słowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z twórczością Sławomira Kopra po raz pierwszy zetknąłem się w zeszłym roku, przy okazji wizyty w bibliotece. Wypożyczyłem wówczas "Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej", potem trafiłem jeszcze na "Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej" oraz "Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej". Jak się później dowiedziałem, wszystkie te książki cieszą się sporą popularnością z racji tego, że historie w nich zawarte opisane są w interesujący sposób, czasem z wielkich, rzekłbym, "bohaterów narodowych", czyniąc ludzi z krwi i kości, a nie tylko nadając im nazwiska i wyrywkowe daty.

Tą popularną naukowością ujęły i mnie, dlatego z przyjemnością sięgnąłem po "Afery i skandale...". Książka ta co prawda ukazała się już trzy lata temu, ale warto tu wspomnieć, że niedawno pojawiła się na stoisku książkowym sieci marketów "Piotr i Paweł" w cenie 12,99 zł. Grzechem byłoby więc nie skorzystać z okazji...

Przechodząc jednak do meritum: co tym razem zaserwował swoim czytelnikom Koper? Opisy afer kryminalnych, obyczajowych i politycznych, między którymi przewija się wspólny element łączący każdą historię, a mianowicie - ówczesne mass media. Dziennikarze występujący jako kreatorzy opinii, nie zawsze zresztą sprawiedliwych, czasem wręcz aroganckie zachowanie "pismaków", gdy w opisywanej tu sprawie Gorgonowej wydali wyrok wcześniej, niż sam sąd... Oczywiście wyłaniający się z tego obraz nie jest zaskakujący; ówczesnym mediom, tak jak i dzisiejszym, chodziło o wywołanie skandalu lub afery, a co za tym idzie - zwiększenie nakładu prasy. Z jednej strony smutne, z drugiej natomiast możemy pocieszać się myślą (z przymrużeniem oka), że niezależnie od epoki, człowiek żyje w parszywych czasach.

"Afery i skandale..." podzielone są na 11 rozdziałów, większość z nich odnosi się do ówczesnych polityków i sytuacji panującej na salonach. To fakty, domysły i analiza ciemnych kart z życia znanych chyba każdemu Polakowi osób - Piłsudskiego i piłsudczyków, Mościckiego, Boya-Żeleńskiego (TAKA biografia, a na j. polskim praktycznie się go pomija), ówczesnych fabryk i afer z nimi związanych. Wiele z tych historii do złudzenia przypomina współczesne problemy, np. machlojki w należącej do Francuzów fabryce w Żyrardowie i wyzysk Polaków...

Co ważne, Koper mimo poruszanych problemów nie tworzy książki ciężkiej, ponurej czy nudnej; nawet gdy pisze o polityce, robi to z polotem, którego mógłby mu pozazdrościć niejeden historyk akademicki.

Z twórczością Sławomira Kopra po raz pierwszy zetknąłem się w zeszłym roku, przy okazji wizyty w bibliotece. Wypożyczyłem wówczas "Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej", potem trafiłem jeszcze na "Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej" oraz "Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej". Jak się później dowiedziałem, wszystkie te książki cieszą się sporą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Świetnie napisane, tę książkę czyta się jak najlepszą powieść przygodowo-podróżniczą" - twierdzi na tylnej stronie okładki niejaka Kasia. I grzech byłoby się z nią nie zgodzić. "Busem przez świat" to relacja z podróży kolorowym busem, która równie dobrze mogłaby uchodzić za świetną powieść przygodową.

W 2010 roku pięciu chłopaków ze Świdnicy wymyśliło sobie, że niewielkim kosztem zwiedzą Europę. Odłożyli trochę pieniędzy, kupili zdezelowanego busa pamiętającego jeszcze lata 80., i postanowili ruszyć w świat. Niektórzy pukali się w głowę. Nie wierzyli, że ich kumplom, przyjaciołom, członkom rodziny, uda się podróż ze Świdnicy... na Gibraltar. Zgodnie twierdzili, że to niemożliwe; jedni byli pewni, że coś się zepsuje (zepsuło), inni, że brak doświadczenia u Krzyśka, Karola, Michała, Marka i Wojtka przeszkodzi w kontynuowaniu podróży (czasami przeszkadzał). Bo przecież skoro nikomu się to wcześniej nie udało, to przecież im także, prawda?

Wbrew negatywnym opiniom - udało się. Młodzi Świdniczanie odwiedzili m.in. Pragę, Innsbruck, Barcelonę, Walencję oraz... upragniony Gibraltar. Zobaczyli Lazurowe Wybrzeże, gwiazdę Johna Travolty w Cannes i grad wielkości pięści na Costa Brava. W deszczową noc pili wino ze szwajcarskim pastorem, a w Pradze uznano ich za hipisów (kolorowy bus to symbol hipisów z lat 70.) i pytano, czy nie mają skrętów na sprzedaż. A to wszystko spotkało ich w ciągu trzydziestu pełnych wrażeń dni.

Dziś projekt, który narodził się w głowie autora książki, Karola Lewandowskiego, jest znany w całej Polsce. "Busem Przez Świat" zgromadziło na Facebooku prawie 40 tysięcy osób, a według obliczeń chłopaków, w ciągu 4 lat udało im się zobaczyć 36 państw w ciągu 9 wypraw, i przejechać ponad 100 tysięcy kilometrów. Wszystko to 25-letnim busem, który - gdyby nie ekipa "Busem Przez Świat" - niszczałby dalej w jakimś zapyziałym garażu na końcu świata.

Tę 312-stronicową opowieść podzieloną na 54 krótkie rozdziały, czyta się jednym tchem. I aż zazdrość człowieka ogarnia, że nie uczestniczył w tej przygodzie! Od swojskiej Świdnicy po tonącą w upale Hiszpanię i - rzecz jasna - Gibraltar, śledzimy wydarzenia, w których udział brali studenci. Na szczęście książka "Busem przez świat" jest napisana tak, że można choć przez chwilę poczuć się jak jeszcze jeden uczestnik wyprawy. Sądzę, że spora w tym zasługa redaktora książki - Łukasza Orbitowskiego, znanego przecież w Polsce pisarza.

Co ważne - książka porusza także temat relacji pomiędzy uczestnikami. Wyobraźcie sobie pięciu chłopa skazanych na własne towarzystwo przez cały miesiąc. Straszne, prawda? Prędzej czy później komuś na pewno odbije. Tak oczywiście było i w tym przypadku, choć nawet czytając o spięciach i konfliktach, czytelnik śmieje się sam do siebie. Cała opowieść jest bowiem podana w lekki i przystępny sposób, i trudno się od niej oderwać.

Jak wspomniałem wcześniej - "Busem przez świat" to nie tylko relacja z podróży czy powieść przygodowa, ale również swoisty motywator, który powinien zainspirować do działania wszystkich tych, którzy nie wierzą we własne siły; w to, że mogą coś osiągnąć. W tym przypadku, choć wydawało się, że wszystko jest przeciwko podróżnikom z Polski, udało się osiągnąć założony cel. Oczywiście nie obyło się bez licznych problemów, ale koniec końców - powtórzę to raz jeszcze - udało się. I nawet czas spędzony w areszcie nie wydaje się jakiś najgorszy. Ale o tym, dlaczego Świdniczanie byli zmuszeni oglądać świat zza krat, dowiecie się, czytając tę książkę.

"Świetnie napisane, tę książkę czyta się jak najlepszą powieść przygodowo-podróżniczą" - twierdzi na tylnej stronie okładki niejaka Kasia. I grzech byłoby się z nią nie zgodzić. "Busem przez świat" to relacja z podróży kolorowym busem, która równie dobrze mogłaby uchodzić za świetną powieść przygodową.

W 2010 roku pięciu chłopaków ze Świdnicy wymyśliło sobie, że niewielkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie będę owijał w bawełnę: do sięgnięcia po książkę Marty Mizuro zachęciła mnie głównie... okładka. Projekt graficzny "Cichej przystani" jest jednym z najlepszych, jakie widziałem. Niewiele dziś wydaje się tak ładnych graficznie książek, a na "Cichą przystań" po prostu nie mogę się napatrzeć. Od razu jednak trzeba dodać, że to nie jedyny atut tego kryminału.

"Cicha przystań" jest specyficzna. Z jednej strony nasuwają się skojarzenia z "The Killing" lub "Miasteczkiem Twin Peaks" (inspiracje tym drugim, kultowym serialem podkreśla sama autorka), z drugiej - gdyby wyeliminować momentami wulgarny język - powieść Mizuro mogłaby uchodzić za "Pana Samochodzika dla dorosłych". Zaskoczeni? Otóż, w "Cichej przystani" jest wszystko, czego potrzebują czytelnicy książek przygodowych - mała wieś, jezioro, wyraziści bohaterowie (nawet drugo- i trzecioplanowi) oraz wątek kryminalny. Oczywiście to porównanie z "Samochodzikiem" proszę traktować z przymrużeniem oka.

Główną bohaterką "Cichej przystani" jest Zuzanna Bylińska - młoda wrocławska prokuratorka, która niejedno w życiu prywatnym i zawodowym już przeszła. Zuza (nie lubi, gdy się na nią mówi "Zuzia") początkowo nie wzbudziła mojej sympatii; to szorstka, momentami złośliwa baba, która właściwie o nikim nie ma dobrego zdania. Do malowniczego Łagowa przyjeżdża na urlop, a wybór miejsca wypoczynku nie jest przypadkowy, ponieważ rok wcześniej w tej miejscowości zginęła jej przyjaciółka Basia. Zuza żałuje, że wcześniej nigdy nie wybrała się do niej z wizytą, dlatego teraz, po jej śmierci, postanawia poznać miejsce, w którym przyjaciółka spędzała każde wakacje. Bohaterka zatrzymuje się nawet w tym samym ośrodku (i w tym samym pokoju!), co Basia. Zmęczona wielkomiejskim hałasem, planuje wyłącznie odpoczywać, a z pozoru spokojny Łagów idealnie się do tego nadaje; można się opalać, pływać i łowić ryby. Dla Zuzy to pierwszy taki urlop od lat.

Pani prokurator nie jest jedyną bohaterką tej powieści. Drugą - równie ważną - jest Dorota, miejscowa dziewczyna, której życie to istne piekło. Dawniej tutejsza piękność, dziś bita i poniżana przez najbliższych, nawet nie szuka u nikogo pomocy; wydaje jej się, że tak musi być, że nic dobrego już jej nie spotka. Bardzo ciekawą Marta Mizuro wykreowała postać, w pewnym momencie ukazując także pewien syndrom, nazywany w psychologii "sztokholmskim". Otóż, Dorota po ucieczce z domu męża, zaczyna się zastanawiać, "jak oni wszyscy dają sobie beze mnie radę" (!). Oto fikcja literacka zabarwiona smutną rzeczywistością, w której życie wiele kobiet.

Tymczasem położony nad pięknymi jeziorami Trześniowskim i Łagowskim Łagów, nie jest wcale, jak mogłoby się wydawać, takim cudownym miejscem. W ciągu zaledwie kilku tygodni ginie tu dwu mężczyzn, rzekomo w wyniku samobójstwa. Zastanawiające jest to, że obaj byli dobrymi znajomymi.

"Cicha przystań" nabiera rozpędu od drugiej połowy. To wtedy wiele istotnych faktów wychodzi na jaw; nie tylko związanych z samobójcami, ale i ze świętej pamięci Basią oraz jej relacjami z Zuzą. Używanie wulgarnego języka przez główną bohaterkę także zaczyna być zrozumiałe; Zuza to kobieta po przejściach, skrzywdzona przez mężczyznę, a jej często dość specyficzne zachowanie to według mnie pancerz, który przywdziała, by chronić się przed światem i ludźmi. W rzeczywistości nie jest zła, ani niedostępna, tylko nie do końca szczęśliwa. Jej krótki pobyt w Łagowie naprawdę wiele zmieni (a życie niektórych mieszkańców wsi wręcz wywróci do góry nogami).

Marta Mizuro ma za sobą jeden kryminał pt. "Kogo kocham, kogo lubię" napisany wespół z Robertem Ostaszewskim, lecz "Cichą przystań" można uznać za jej pełnoprawny solowy debiut. Uważam, że jest on jak najbardziej udany. Opisany przez Mizuro Łagów podoba mi się, tym bardziej, że lubię opowieści, gdzie wszystko jest wspaniałe tylko na pierwszy rzut oka... Dokładnie tak, jak w "Miasteczku Twin Peaks" i "The Killing". Ciekawi mnie tylko jedna rzecz: co na to wszystko mieszkańcy prawdziwego Łagowa?

Nie będę owijał w bawełnę: do sięgnięcia po książkę Marty Mizuro zachęciła mnie głównie... okładka. Projekt graficzny "Cichej przystani" jest jednym z najlepszych, jakie widziałem. Niewiele dziś wydaje się tak ładnych graficznie książek, a na "Cichą przystań" po prostu nie mogę się napatrzeć. Od razu jednak trzeba dodać, że to nie jedyny atut tego kryminału.

"Cicha...

więcej Pokaż mimo to