"...Nic się nie martw.
No już. No już. No już.
Już się nie złość. Już się nie martw. Już się nie bój.
Już. Już.
Ale cię kocham.
Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.Wszyscy
cię kochają.Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.
Już się nie martw. Już się nie złość.
Już się nie bój.
Już wiem. Już rozumiem.
Już się nie bój..."
Ostatnia książka i to dobra książka, która zamyka ten rok.
Zacznę od okładki, białe tło, prostota, minimalizm, klasyka, imię i nazwisko autora w kolorze czarnym, a tytuł wkracza w kobaltowe barwy z brakiem litery kończącej wyraz M...Okładka stanowi o zawartości i głębi eseju, krótkich, nieregularnych, skrawków utkanych z historii jednej rodziny, idealizm powierzchowny podszyty kołtunerią, ironią i doskonałym humorem.
"...Moja matka uwielbiała zakupy. W najszczęśliwszych latach swego życia codziennie po południu wyruszała do sklepów. "Chodźmy na miasto" - rzucała.
Kupowali z ojcem niepotrzebne drobne przedmioty. Imbryczki. Scyzoryki. Lampy. Automatyczne ołówki. Latarki. Nadmuchane podgłówki, pojemne kosmetyczki i różne pomysłowe gadżety, które mogą się przydać w podróży. Było to dziwne, ponieważ nigdzie się nie wybierali.
Potrafili wędrować przez pół miasta w poszukiwaniu ulubionego gatunku herbaty lub nowej powieści Martina Amisa.
Mieli ulubione księgarnie. Ulubione sklepy z zabawkami. Ulubione punkty napraw. Zawierali przyjaźnie z różnymi - zawsze bardzo, bardzo miłymi - ludźmi. Panią z antykwariatu. Panem od scyzoryków. Panem od jesiotra. Małżeństwem od lapsang souchong.
Każdemu nabytkowi towarzyszył rytuał. Zauważali jakiś nadzwyczajny egzemplarz - w sklepie z używanymi lampami, gdzie urzędował pan od lamp, bardzo sympatyczny obywatel - żeby użyć dziarskiego określenia mojego ojca.
Oglądali. Pytali o cenę. Dochodzili do wniosku, że ich nie stać. Wracali do domu. Cierpieli. Wzdychali. Kręcili głowami. Obiecywali sobie, że kiedy będą przy pieniądzach, co powinno nastąpić już wkrótce, to wtedy muszą koniecznie...
Przez kolejne dni rozmawiali o tej niedostępnej lampie. Zastanawiali się, gdzie ją ustawić. Upominali się wzajemnie, że jest zbyt droga. Lampa żyła z nimi. Stawała się częścią gospodarstwa.
Ojciec opowiadał o jej nadzwyczajnych cechach. Szkicował na serwetce, jak wyglądała (miał świetna pamięć wzrokową), wskazując na oryginalność pewnych rozwiązań. Podkreślał, że kabel ma tekstylną izolację, prawie nie przetartą. Zachwalał bakelitowy włącznik (już widziałem, jak będzie go rozkręcał jednym ze swoich śrubokrętów).
Czasem jeździli ją odwiedzić. Popatrzeć. Podejrzewam, że nigdy wpadli na to, żeby przy okazji negocjować cenę. W końcu kupowali..."
Niezwykły opis idealizowania i celebrowania przedmiotu przez konsumentów.
Zakup, gromadzenie, otaczanie ciepłem i znalezienie odpowiedniej jak w reklamie, szuflady na dynksy, przydasie, wihajstry...
"...Szuflady wypełnione ładowarkami od starych telefonów, zepsutymi piórami, wizytówkami sklepów. Stare gazety. Zepsuty termometr. Wyciskacz do czosnku, tarka i to, jak to się nazywa, śmialiśmy się z tego słowa, tyle razy się powtarzało w przepisach, mątewka.
Mątewka.
I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwe miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem.
Wkrótce nikt nie będzie pamiętał, co zostało kupione w ośrodku węgierskim. Co w desie. Co w cepelii. Co w antykwariacie, w czasach prosperity.(...) Nikt już nie będzie pamiętał. Nikt nie powie, że trzeba skleić tę filiżankę. Wymienić kabel (gdzie taki znaleźć?). Tarki, miksery i sitka zamienią się w śmieci. Zostaną w masie spadkowej.
Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Moja matka szykowała się do walki.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady..."
Wchodzimy w świat intymny przedmiotów, które pozostają po bliskiej osobie, zaczynamy otwierać szuflady, przyglądać się, zastanawiać, dotykać...metafizyczne doznania nadawane przedmiotom, niczym w poezji Szymborskiej, Twardowskiego, Białoszewskiego czy mistrza grozy Kinga, nadające symboliczny wymiar rzeczom, które należały, były użytkowane i dostarczają nam swoją historię i opowieść o właścicielu przedmiotów, matce autora.
Misternie utkana opowieść o matce, którą poznajemy w różnych rolach : kobiety, żony, matki, osoby towarzyskiej, konsumentki poznajemy jej cechy charakteru, osobowość, zalety i wady. Obcujemy z kameralnym obrazem więzi matki i syna, obrazem dzieciństwa chronionego przed Żydami, niewygodna prawdą, zafałszowanie, zawoalowanie pewnych faktów, niedopuszczanie "niepożądanych" zjawisk. Dorosłość, zmierzenie się z przeszłością, niedopowiedzeniami, okrojonymi fotografiami, analizowanie:
"...A teraz nie żyje. Siedzę w jej mieszkaniu. Wszystko zniknęło. Zostały tylko książki.
Były naszym tłem. Tkwiły w każdym kadrze. Znałem ich grzbiety, zanim rozpoznałem w czarnych znakach litery. Całe życie z nich wróżyłem. Szukałem puent..."
"...- Ale ty nie umrzesz? - spytałem kiedyś.
- Umrę. Każdy umrze.
- Ale ty nie umrzesz?
- Umrę, ale dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował..."
"...Nic się nie martw.
No już. No już. No już.
Już się nie złość. Już się nie martw. Już się nie bój.
Już. Już.
Ale cię kocham.
Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.Wszyscy
cię kochają.Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.
Już się nie martw. Już się nie złość.
Już się nie bój.
Już wiem. Już rozumiem.
Już się nie...
"...Nic się nie martw.
No już. No już. No już.
Już się nie złość. Już się nie martw. Już się nie bój.
Już. Już.
Ale cię kocham.
Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.Wszyscy
cię kochają.Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.
Już się nie martw. Już się nie złość.
Już się nie bój.
Już wiem. Już rozumiem.
Już się nie bój..."
Ostatnia książka i to dobra książka, która zamyka ten rok.
Zacznę od okładki, białe tło, prostota, minimalizm, klasyka, imię i nazwisko autora w kolorze czarnym, a tytuł wkracza w kobaltowe barwy z brakiem litery kończącej wyraz M...Okładka stanowi o zawartości i głębi eseju, krótkich, nieregularnych, skrawków utkanych z historii jednej rodziny, idealizm powierzchowny podszyty kołtunerią, ironią i doskonałym humorem.
"...Moja matka uwielbiała zakupy. W najszczęśliwszych latach swego życia codziennie po południu wyruszała do sklepów. "Chodźmy na miasto" - rzucała.
Kupowali z ojcem niepotrzebne drobne przedmioty. Imbryczki. Scyzoryki. Lampy. Automatyczne ołówki. Latarki. Nadmuchane podgłówki, pojemne kosmetyczki i różne pomysłowe gadżety, które mogą się przydać w podróży. Było to dziwne, ponieważ nigdzie się nie wybierali.
Potrafili wędrować przez pół miasta w poszukiwaniu ulubionego gatunku herbaty lub nowej powieści Martina Amisa.
Mieli ulubione księgarnie. Ulubione sklepy z zabawkami. Ulubione punkty napraw. Zawierali przyjaźnie z różnymi - zawsze bardzo, bardzo miłymi - ludźmi. Panią z antykwariatu. Panem od scyzoryków. Panem od jesiotra. Małżeństwem od lapsang souchong.
Każdemu nabytkowi towarzyszył rytuał. Zauważali jakiś nadzwyczajny egzemplarz - w sklepie z używanymi lampami, gdzie urzędował pan od lamp, bardzo sympatyczny obywatel - żeby użyć dziarskiego określenia mojego ojca.
Oglądali. Pytali o cenę. Dochodzili do wniosku, że ich nie stać. Wracali do domu. Cierpieli. Wzdychali. Kręcili głowami. Obiecywali sobie, że kiedy będą przy pieniądzach, co powinno nastąpić już wkrótce, to wtedy muszą koniecznie...
Przez kolejne dni rozmawiali o tej niedostępnej lampie. Zastanawiali się, gdzie ją ustawić. Upominali się wzajemnie, że jest zbyt droga. Lampa żyła z nimi. Stawała się częścią gospodarstwa.
Ojciec opowiadał o jej nadzwyczajnych cechach. Szkicował na serwetce, jak wyglądała (miał świetna pamięć wzrokową), wskazując na oryginalność pewnych rozwiązań. Podkreślał, że kabel ma tekstylną izolację, prawie nie przetartą. Zachwalał bakelitowy włącznik (już widziałem, jak będzie go rozkręcał jednym ze swoich śrubokrętów).
Czasem jeździli ją odwiedzić. Popatrzeć. Podejrzewam, że nigdy wpadli na to, żeby przy okazji negocjować cenę. W końcu kupowali..."
Niezwykły opis idealizowania i celebrowania przedmiotu przez konsumentów.
Zakup, gromadzenie, otaczanie ciepłem i znalezienie odpowiedniej jak w reklamie, szuflady na dynksy, przydasie, wihajstry...
"...Szuflady wypełnione ładowarkami od starych telefonów, zepsutymi piórami, wizytówkami sklepów. Stare gazety. Zepsuty termometr. Wyciskacz do czosnku, tarka i to, jak to się nazywa, śmialiśmy się z tego słowa, tyle razy się powtarzało w przepisach, mątewka.
Mątewka.
I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwe miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem.
Wkrótce nikt nie będzie pamiętał, co zostało kupione w ośrodku węgierskim. Co w desie. Co w cepelii. Co w antykwariacie, w czasach prosperity.(...) Nikt już nie będzie pamiętał. Nikt nie powie, że trzeba skleić tę filiżankę. Wymienić kabel (gdzie taki znaleźć?). Tarki, miksery i sitka zamienią się w śmieci. Zostaną w masie spadkowej.
Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Moja matka szykowała się do walki.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady..."
Wchodzimy w świat intymny przedmiotów, które pozostają po bliskiej osobie, zaczynamy otwierać szuflady, przyglądać się, zastanawiać, dotykać...metafizyczne doznania nadawane przedmiotom, niczym w poezji Szymborskiej, Twardowskiego, Białoszewskiego czy mistrza grozy Kinga, nadające symboliczny wymiar rzeczom, które należały, były użytkowane i dostarczają nam swoją historię i opowieść o właścicielu przedmiotów, matce autora.
Misternie utkana opowieść o matce, którą poznajemy w różnych rolach : kobiety, żony, matki, osoby towarzyskiej, konsumentki poznajemy jej cechy charakteru, osobowość, zalety i wady. Obcujemy z kameralnym obrazem więzi matki i syna, obrazem dzieciństwa chronionego przed Żydami, niewygodna prawdą, zafałszowanie, zawoalowanie pewnych faktów, niedopuszczanie "niepożądanych" zjawisk. Dorosłość, zmierzenie się z przeszłością, niedopowiedzeniami, okrojonymi fotografiami, analizowanie:
"...A teraz nie żyje. Siedzę w jej mieszkaniu. Wszystko zniknęło. Zostały tylko książki.
Były naszym tłem. Tkwiły w każdym kadrze. Znałem ich grzbiety, zanim rozpoznałem w czarnych znakach litery. Całe życie z nich wróżyłem. Szukałem puent..."
"...- Ale ty nie umrzesz? - spytałem kiedyś.
- Umrę. Każdy umrze.
- Ale ty nie umrzesz?
- Umrę, ale dopiero kiedy nie będziesz mnie potrzebował..."
"...Nic się nie martw.
więcej Pokaż mimo toNo już. No już. No już.
Już się nie złość. Już się nie martw. Już się nie bój.
Już. Już.
Ale cię kocham.
Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.Wszyscy
cię kochają.Wszyscy cię kochają. Wszyscy cię kochają.
Już się nie martw. Już się nie złość.
Już się nie bój.
Już wiem. Już rozumiem.
Już się nie...