-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2020-01-16
2016-01-09
2016-01-06
2016-01-08
2014-06
2015-12-06
Przeczytałem se książkę. Powieść, do której zabierałem się od bardzo dawna, głównie ze względu na osobę autorki. Że Donna Tartt tworzy tylko rzeczy doskonałe, dopracowane w stu procentach, monumentalne i genialne - z tym nie ma co dyskutować. A nagrodzony Pulitzerem "Szczygieł" idealnie wpasowuje się w schemat jej dzieł: pisanych lat milion, wyczekiwanych jeszcze dłużej, zachwycać zaś mogących wiecznie. Kilkaset stron powolnej, kunsztownej narracji hipnotyzuje powoli - najpierw czytelnik wlecze się, przyzwyczaja do głównego bohatera, ale gdzieś tak w połowie po prostu nim przesiąka, zaczyna myśleć jak on, podobnie odbierać bodźce, szczególnie te estetyczne. A do tego jeszcze to swobodne żonglowanie tematyką, tworzenie iluzji za iluzją, przenikanie wydarzeń banalnych z niesamowitymi splotami okoliczności. Chyba druga najlepsza książka, jaką miałem okazję w tym roku przeczytać.
Przeczytałem se książkę. Powieść, do której zabierałem się od bardzo dawna, głównie ze względu na osobę autorki. Że Donna Tartt tworzy tylko rzeczy doskonałe, dopracowane w stu procentach, monumentalne i genialne - z tym nie ma co dyskutować. A nagrodzony Pulitzerem "Szczygieł" idealnie wpasowuje się w schemat jej dzieł: pisanych lat milion, wyczekiwanych jeszcze dłużej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-14
Książkę se przeczytałem. "Wieloryby i ćmy" Szczepana Twardocha, dziennik jego, przez wielu czytelników oraz komentatorów życia literackiego uznany za rzecz skandaliczną. Nie ze względu na treść, ze względu na samo bycie dziennikiem - bo jakże to tak, wydawać zapis wydarzeń minionych koło czterdziestki! I w ogóle wszystkie zarzuty wobec "Wielorybów i ciem" wydają się być konstytuowane na tej straszliwie mieszczańskiej, niegodnej człowiekowi kultury zasadzie: nie powinien, nie wypada, nie może. Czemu autor koło czterdziestki nie może pisać z perspektywy doświadczonego człowieka? Czemu nie wypada mu opisywać drogiego i wystawnego jedzenia? Czemu nie może sobie odpocząć od długich (i w sumie przynudnych) powieści tworząc coś lekkostrawnego? Całe wiadro pomyj wylane na Twardocha pokazuje, że problem stanowi archetyp Autora oraz jakieś wyobrażenia na temat jego społecznej roli, a nie treść dzienników. Ta jest zaś po prostu kiepska, jest nudna, jest powtarzalna, jest taka stuprocentowo twardochowa. Czyli niby okej, niby może być, ale jednak szkoda czasu.
Książkę se przeczytałem. "Wieloryby i ćmy" Szczepana Twardocha, dziennik jego, przez wielu czytelników oraz komentatorów życia literackiego uznany za rzecz skandaliczną. Nie ze względu na treść, ze względu na samo bycie dziennikiem - bo jakże to tak, wydawać zapis wydarzeń minionych koło czterdziestki! I w ogóle wszystkie zarzuty wobec "Wielorybów i ciem" wydają się być...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-24
Książkę se przeczytałem, „Kapitalizm drobnego druku” Szahaja. I jest to lektura bardzo fajna, bo do cna hejterska, przez dwieście stron krytykujący i wytykająca. Autor wpada niemal na samym początku w trans i wymieniać zaczyna kolejne niedoróbki i usterki państwa polskiego, niczym wieszczka kumejska rozrysowuje czarne scenariusze, podając miliony przykładów na degrengoladę społeczno-ekonomiczną kraju i w miażdżącej większości trudno nie przyznać mu racji (jeżeli abstrahujemy oczywiście od proponowanych przez niego rozwiązań, najczęściej ograniczonych do prostackiego „rozdajmy więcej hajsu, w Skandynawii to działa”). Najbardziej podoba mi się jednak fakt, że Szahaj stara się widzieć w ekonomii coś wykraczającego poza samą tę dziedzinę, że nadaje podejmowanym tematom charakter interdyscyplinarny (xDDD), że wytrwale stara się osadzać zagadnienia ekonomiczne w kontekście społecznym, filozoficznym, czy może nawet trochę szerzej – humanistycznym. Ilekroć wpadały w moje ręce opracowania dotyczące zagadnień społeczno-gospodarczych, zawsze zżymałem się na ich oderwanie od rzeczywistości, traktowanie integralnych elementów życia ludzkiego jak czegoś kompletnie odseparowanego od człowieka. Ba, ja nawet w tym momencie jebnę cytatem, bo tak mi się spodobał, że aż go zapisałem: „Jest to przykład naturalizowania procesów, które mają charakter procesów politycznych, czy szerzej społecznych. Naturalizacja ta polega na tym, że to, co znajduje się de facto w zasięgu ludzkiej woli czy ingerencji czyni się elementem procesów o charakterze fatalistycznym, równych procesom przyrodniczym, na które człowiek nie ma wpływu (burze, powodzie, trzęsienia ziemi).” Z prawdziwą przyjemnością czytałem te fragmenty, w których autor starał się udowodnić mi, że jednak nie jestem jednostką bezużyteczną. Nie do końca w zapewnienia Szahaja wierzę, ale jednak promyk nadziei mi dał, a każdy taki promyk jest w tych smutnych dniach na wagę złota. Boli za to strona edytorska, sporo w „Kapitalizmie drobnego druku” błędów interpunkcyjnych, co zapewne widzicie w powyższym cytacie, lecz nie udało się również wyłapać korekcie kilku literówek czy pomyłek fleksyjnych. Ale poza tym – kapitalna lektura, kolejna dobra rzecz w pakiecikach BookRage.
Książkę se przeczytałem, „Kapitalizm drobnego druku” Szahaja. I jest to lektura bardzo fajna, bo do cna hejterska, przez dwieście stron krytykujący i wytykająca. Autor wpada niemal na samym początku w trans i wymieniać zaczyna kolejne niedoróbki i usterki państwa polskiego, niczym wieszczka kumejska rozrysowuje czarne scenariusze, podając miliony przykładów na degrengoladę...
więcej mniej Pokaż mimo to2010
2010
2010
Ocena dziesięć, ponieważ lubię wszystko i wszystko uważam za zajebiste :D Sama zaś książka "Tajemnice Google'a" raczej nieznanych lądów przede mną nie odkryła (cóż, ogromna międzynarodowa korporacja jest ogromną międzynarodową korporacją, a biznes is biznes), ale czytało się ją naprawdę spoko. W idealnym świecie wolałbym mieć tę wiedzę podaną w formie nieco bardziej uporządkowanej, jednak gawędziarstwo autora też ma swoje zalety.
Historię oraz modus operandi takiego giganta jak Google trzeba ponadto poznać, jeżeli interesujemy się branżą medialną - we wszystkich jej aspektach, bo na wszystkie aspekty firma z Mountain View ma przemożny wpływ. Sporą zaletą książki jest dodatkowo brak pitolenia o wielkich spiskach i konspiracjach (co sugerować może podtytuł).
Warto przy zakupie brać też pod uwagę fakt, że została ona wydana w 2011 roku, więc dobrze mieć już sporą wiedzę o rozwoju branży internetowej w minionej dekadzie, żeby nie poczuć się zawiedzionym perspektywą autora.
Pytania? :D
Ocena dziesięć, ponieważ lubię wszystko i wszystko uważam za zajebiste :D Sama zaś książka "Tajemnice Google'a" raczej nieznanych lądów przede mną nie odkryła (cóż, ogromna międzynarodowa korporacja jest ogromną międzynarodową korporacją, a biznes is biznes), ale czytało się ją naprawdę spoko. W idealnym świecie wolałbym mieć tę wiedzę podaną w formie nieco bardziej...
więcej Pokaż mimo to