rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Bogna Tyrmanda. Nastolatka, która rozkochała w sobie pisarza Krystyna Okólska, Michał Wójcik
Ocena 6,0
Bogna Tyrmanda... Krystyna Okólska, M...

Na półkach:

gdyby skupić się na historii relacji Bogny i Tyrmanda całość pomieściłaby się w... może 30 stronach?
świetny warsztat językowy autora sprawił, że przeczytałam książkę chętnie od początku do końca. mimo że w większości opowiadała o Warszawie lat powojennych i Tyrmandzie samym w sobie.

gdyby skupić się na historii relacji Bogny i Tyrmanda całość pomieściłaby się w... może 30 stronach?
świetny warsztat językowy autora sprawił, że przeczytałam książkę chętnie od początku do końca. mimo że w większości opowiadała o Warszawie lat powojennych i Tyrmandzie samym w sobie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

książka kompletnie... dziwna. zagadnienie mocne i trudne, ale treść sama w sobie bardzo słaba i pogmatwana, czasem odbiegająca zupełnie od myśli przewodniej. autorka całkiem nieźle obrazuje słowem atak paniki, ale warto mieć na uwadze fakt, że każdy może przeżyć i odczuć go inaczej. początek lektury zapowiadał się obiecująco, ale im dalej tym większe rozczarowanie. nie sądzę, że książka wnosi cokolwiek w życie i proces terapii osoby z zaburzeniem lękowym / lękiem panicznym. po przeczytaniu traktuję ją z przymrużeniem oka. może autorka "nośny" temat potraktowała jako "dźwignię dla marketingu" swojego dzieła? to pytanie jest retorycznym. ;)

książka kompletnie... dziwna. zagadnienie mocne i trudne, ale treść sama w sobie bardzo słaba i pogmatwana, czasem odbiegająca zupełnie od myśli przewodniej. autorka całkiem nieźle obrazuje słowem atak paniki, ale warto mieć na uwadze fakt, że każdy może przeżyć i odczuć go inaczej. początek lektury zapowiadał się obiecująco, ale im dalej tym większe rozczarowanie. nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

reportaż? super. ostro i szczerze o kulisach policji? świetnie. zachęcił mnie opis na okładce, standardowa procedura. wypożyczyłam zatem książkę z biblioteki. jako że jestem fanką literatury faktu, już sam wstęp mnie mocno zniechęcił, ale postanowiłam czytać dalej, z nadzieją, że będzie lepiej - jak to często bywa z początkami książek...
dalej było jeszcze gorzej. sam autor zaznacza, że jego dzieło może być grafomaństwem - no i właśnie jest. ilość wulgaryzmów kompletnie mi nie przeszkadza, ale sam koncept, rozwój książki, sposób pisania - totalnie do mnie nie przemawia. czyta się na siłę, nie wiadomo po co w ogóle książka powstała, bo totalnie niczego nie wnosi i nie obnaża. może któreś z zachowań faktycznie mają miejsce, ale w książce są kompletnie przerysowane i wypadają karykaturalnie, a nie rzeczywiście - jak to powinno mieć miejsce w literaturze faktu.
bardziej przypomina to opowieść wyssaną z palca, żeby zrobić z policjantów patałachów w oczach społeczeństwa. zmiany perspektyw opisu, jakoby z punktu widzenia zupełnie innych bohaterów, zabieg zbyteczny - każdy z nich myśli i komunikuje w ten sam sposób.
jeśli ktoś ma ochotę przeczytać reportaż o kulisach policji i dostawania się na służbę - moim zdaniem - tutaj się mocno rozczaruje.
podsumowując: do połowy i z poczuciem straty czasu. co więcej, zostaje w głowie jakiś niesmak i... żenada. o tak, tak bym nazwała "folwark komendanta" autorstwa norberta g. kościesza - ŻENADA.

reportaż? super. ostro i szczerze o kulisach policji? świetnie. zachęcił mnie opis na okładce, standardowa procedura. wypożyczyłam zatem książkę z biblioteki. jako że jestem fanką literatury faktu, już sam wstęp mnie mocno zniechęcił, ale postanowiłam czytać dalej, z nadzieją, że będzie lepiej - jak to często bywa z początkami książek...
dalej było jeszcze gorzej. sam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

ogromne rozczarowanie... niestety, rozczarowało mnie wszystko. przede wszystkim forma opowieści. rozumiem, że autor nie miał okazji bywać na wczasach czy koloniach, ale sposób przedstawienia słownego tej "nostalgii" trąca o prostactwo, nie tęsknotę.
po drugie - brak historii. ktoś powie, że przecież coś tam, gdzieś tam napomknięto o tym, czy innym ośrodku. jak dla mnie, zdecydowanie zbyt mało i zbyt płytko. rozumiem, że to miał być jakiś tam wytwór według jakiejś tam wizji... nie trzeba pisać opowieści historycznej, żeby nakreślić rys historii danego obiektu w ciekawy, współczesny i nawet nowatorski sposób. tutaj czytelnik został zignorowany i potraktowany jak ta ameba scrollująca instagrama i lajkująca "ładne zdjęcia", łykając najgorszą miernotę zlepka słów.
po trzecie - same zdjęcia. oczywiście, mogą być nostalgiczne i dla kogoś piękne. to, że większość z nich wykonywana była bezśnieżną zimą, wczesną wiosną czy późną jesienią - dla mnie również nie mają znamiona i klimatu "wczasów", kojarzących się z latem, z zielenią, ze słońcem. nie podważam profesjonalizmu, ale po prostu dla mnie zdjęcia są szare, ponure i kompletnie nie mają wczasowego, kolonijnego, tego dla większości mimo wszystko kolorowego i radosnego czasu.
bardzo trudno było mi czytać wymyślone opowiastki, którymi uraczył nas autor. miałam poczucie straty czasu, który mogłam przeznaczyć na inną, wartościową książkę. a mam już tak, że jak czytam, to czytam do końca, żeby dać nawet milion szans - tu niemal wszystkie zostały zmarnowane.
jest mi przykro, bo temat jest szalenie intrygujący i ma ogromny potencjał. pozostaje duży niesmak (te przekleństwa, śliskie teksty...) i ogromny niedosyt. SZKODA.

ogromne rozczarowanie... niestety, rozczarowało mnie wszystko. przede wszystkim forma opowieści. rozumiem, że autor nie miał okazji bywać na wczasach czy koloniach, ale sposób przedstawienia słownego tej "nostalgii" trąca o prostactwo, nie tęsknotę.
po drugie - brak historii. ktoś powie, że przecież coś tam, gdzieś tam napomknięto o tym, czy innym ośrodku. jak dla mnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

bardzo trudno czytać książki, które w jakikolwiek sposób dotykają tego, co czujesz. w bohaterce widziałam siebie, zupełnie jakbym spojrzała w lustro. naznaczona alkoholem, niepokojem matki, a finalnie jej samozatraceniem w nałogu. bolała mnie ta książka i wciąż boli...

bardzo trudno czytać książki, które w jakikolwiek sposób dotykają tego, co czujesz. w bohaterce widziałam siebie, zupełnie jakbym spojrzała w lustro. naznaczona alkoholem, niepokojem matki, a finalnie jej samozatraceniem w nałogu. bolała mnie ta książka i wciąż boli...

Pokaż mimo to


Na półkach:

deszcze, deszcze i kawa w termosie - tak mogłabym podsumować lekturę książki. miałam na nią tak ogromny apetyty, a tak bardzo się rozczarowałam... nie przeszkadzały mi nazwy mijanych miasteczek (miały swój urok!), nie przeszkadzał mi przydługi opis wycieczki z gibusiami, ba!, nie przeszkadzały mi nawet pierogi z zestawem surówek, ale to urwane zakończenie, tak bezsensowne, bezrefleksyjne, konsumpcjonistyczne, w sumie tak przepełnione ignorancją... spodziewałam się więcej po tej książce. więcej ludzi, więcej wsi, więcej anegdot i zdjęć. te obrazujące drogę asfaltową wśród drzew i znak z nazwą miejscowości jakoś do mnie mało przemawiały. no, nic ta książka nie wniosła. deszcze, deszcze i kawa w termosie. cóż.

deszcze, deszcze i kawa w termosie - tak mogłabym podsumować lekturę książki. miałam na nią tak ogromny apetyty, a tak bardzo się rozczarowałam... nie przeszkadzały mi nazwy mijanych miasteczek (miały swój urok!), nie przeszkadzał mi przydługi opis wycieczki z gibusiami, ba!, nie przeszkadzały mi nawet pierogi z zestawem surówek, ale to urwane zakończenie, tak bezsensowne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

myślałam, że uda mi się od tego uciec. chciałam być wolna. chciałam być normalna. i kiedy miałam już nadzieję, że to ten czas, ten moment, ta chwila - sznury zacisnęły się mocniej. obrosłam bluszczem współuzależnienia. jestem dzieckiem 40% butelki. z niewidocznym tatuażem na czole. naznaczona smrodem wódki. dorosłą dziewczynką z dysfunkcyjnego domu. dzieckiem - bohaterem. tak, wstydzę się. nigdy nie mówiłam o tym głośno. a jest to ze mną od lat. setek tygodni, milionów dni i miliardów minut. ściągam maskę z twarzy. nie mam już kamuflażu. ta książka jest o mnie. rozdrapałam strupy wspomnień z przeszłości i znowu sączy się łzawa krew. ta książka mnie boli. przeszywa na wskroś. stygmaty...

myślałam, że uda mi się od tego uciec. chciałam być wolna. chciałam być normalna. i kiedy miałam już nadzieję, że to ten czas, ten moment, ta chwila - sznury zacisnęły się mocniej. obrosłam bluszczem współuzależnienia. jestem dzieckiem 40% butelki. z niewidocznym tatuażem na czole. naznaczona smrodem wódki. dorosłą dziewczynką z dysfunkcyjnego domu. dzieckiem - bohaterem....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem Izabela Meyza, Witold Szabłowski
Ocena 6,8
Nasz mały PRL.... Izabela Meyza, Wito...

Na półkach: ,

czy da się odtworzyć PRL w latach 2000? na taki pomysł wpadła dziennikarska para Szabłowski & Meyza. po miesiącach przygotowań z wygodnego mieszkania w centrum warszawy, internetu, centrów handlowych i wszechobecnego dobrobytu przenieśli się na pół roku do ursynowskiego M3, wyjętego z lat 80 - z boazerią na ścianach, fiatem 126P pod blokiem, maszyną do pisania i sernikiem z białego twarogu i ziemniaków na deser po zupie nic na obiad. jak odnaleźli się w tej nowej, komunistycznej rzeczywistości? jak wpłynęła ona na ich relacje ze społeczeństwem, przyjaciółmi i rodziną, a w końcu: samymi sobą? jak poradzili sobie z prozą codzienności bez kapitalistycznych zdobyczy cywilizacyjnych, czasem tak podstawowych i prozaicznych jak pralka, podpaski czy... banany?

miałam nieco większe oczekiwania związane z lekturą tej książki. czasem rozdziały dłużyły się i nie wnosiły niemal niczego nowego, oprócz kolejnych cytowanych dzieł i artykułów. owszem, nieco nadgryziony jest PRL i jego ówczesny klimat. ale spodziewałam się większej ilości anegdot z codziennego życia, na jego różnych płaszczyznach.

dużym plusem jest spora ilość zdjęć, które faktycznie mocno przypominają fotografie wykonane w latach 80. na plus są też autentyczne przepisy i tipy prosto z wydań "pani domu", drukowanych do roku 1983. czyta się szybko i lekko, język jest dogodny i dostosowany dla każdego czytelnika. 🙂

jeśli zatem komuś marzy się podróż w czasie lub poznanie polskich realiów w latach komunizmu - to na pewno dobra pozycja wyjściowa!

czy da się odtworzyć PRL w latach 2000? na taki pomysł wpadła dziennikarska para Szabłowski & Meyza. po miesiącach przygotowań z wygodnego mieszkania w centrum warszawy, internetu, centrów handlowych i wszechobecnego dobrobytu przenieśli się na pół roku do ursynowskiego M3, wyjętego z lat 80 - z boazerią na ścianach, fiatem 126P pod blokiem, maszyną do pisania i sernikiem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

każdy film ma swojego reżysera i aktora. tak jest też w "scenach rozbieranych", gdzie każda z historii skupia się na innej osobie i jej oświetlonej reflektorem scenie. w jednej podglądamy zza kurtyny młodziutką aktorkę, pierwszy raz rozbierającą się przed kamerami. w kolejnej, ukrywając się wśród gęstych kwiatów, zaglądamy w okno domku, gdzie umierająca matka tuli swojego syna-artystę, prosząc, by zakopał ją w ogródku po śmierci, jak powstańca, którego tak właśnie odnaleziono po latach. jeszcze inna scena rozgrywa się podczas pogrzebu wielkiej aktorki, dla której reżyser stworzył rolę-marzenie i ofiarował nowiutkie sztuczne rzęsy, w których finalnie została też pochowana.
życie składa się właśnie z takich scen. intymnych, wstydliwych, sensualnych, dotykających do bólu i rozkoszy. rozbieramy nie tylko ciało, ale przede wszystkim duszę. wśród zbioru opowieści piwowarskiego odnalazłam całą gamę emocji i uczuć. czasem parskałam cicho śmiechem, uśmiechałam się przelotnie, czasem ziewnęłam znudzona - tak też się zdarza i to zupełnie normalne!, współczułam i płakałam rzewnymi łzami.
właśnie dlatego żyjemy i jesteśmy. dla tych uczuć, dla tych chwil, świateł reflektorów i głośnego: cisza na planie, akcja! życie toczy się dalej.

każdy film ma swojego reżysera i aktora. tak jest też w "scenach rozbieranych", gdzie każda z historii skupia się na innej osobie i jej oświetlonej reflektorem scenie. w jednej podglądamy zza kurtyny młodziutką aktorkę, pierwszy raz rozbierającą się przed kamerami. w kolejnej, ukrywając się wśród gęstych kwiatów, zaglądamy w okno domku, gdzie umierająca matka tuli swojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nora, u schyłku swoich dni, w otoczeniu innych podobnie do siebie wyglądających pomarszczonych twarzy i dłoni pensjonariuszy domu spokojnej starości, pokazuje nam kilka najintymniejszych obrazów ze swojego życia. Widzimy miłość, przyjaźń, oddanie, ale też samotność, przemijanie i smutek. Jednak czyż właśnie nie z emocji składa się nasze życie?
Zmieniające się pory roku zaglądają mimochodem w okna domu Marianny i Ludwika. Obserwują narodziny ich córki, jej pierwsze kroki, kłótnie małżeńskie i finalną wyprowadzkę.
Autorka w szalenie mądry, lekki i bogaty w przepiękne metafory sposób pokazuje przemijanie i nieuchronność życiowych zmian, z którymi przychodzi nam wszystkim mierzyć się na co dzień.
Dokąd doprowadzą wspomnienia Nory? Czy Marianna i Ludwik uratowali swoje małżeństwo? Jak potoczyło się życie ich córki, Tuni?

Nora, u schyłku swoich dni, w otoczeniu innych podobnie do siebie wyglądających pomarszczonych twarzy i dłoni pensjonariuszy domu spokojnej starości, pokazuje nam kilka najintymniejszych obrazów ze swojego życia. Widzimy miłość, przyjaźń, oddanie, ale też samotność, przemijanie i smutek. Jednak czyż właśnie nie z emocji składa się nasze życie?
Zmieniające się pory roku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uporządkuj mentalny bałagan. Tak podsumowałabym lekturę książki "Jak żyć bez lęku", autorstwa Tanyi J. Peterson. Na niemal 240 stronach znajduje się 101 przydatnych technik na pozbycie się niepokoju i paniki. Każdy z nich jest na swój sposób banalny w prostocie, nieco prozaiczny i niebywale istotny zarazem. Czasem trudno jest poradzić sobie samemu, doskonale znam to uczucie. Często piszecie do mnie "co robić?". Sama bardzo chciałabym znać na to pytanie odpowiedź. Może zatem zacznijmy od małych kroków? Od mikro sposobów, które wchodzą w nawyk i w efekcie niosą ogromne zmiany? Ta książka to kompendium wiedzy, przedstawionej bez patosu, w dogodny i przystępny sposób. Może zacznij właśnie od niej? I uporządkuj swój mentalny bałagan.

Uporządkuj mentalny bałagan. Tak podsumowałabym lekturę książki "Jak żyć bez lęku", autorstwa Tanyi J. Peterson. Na niemal 240 stronach znajduje się 101 przydatnych technik na pozbycie się niepokoju i paniki. Każdy z nich jest na swój sposób banalny w prostocie, nieco prozaiczny i niebywale istotny zarazem. Czasem trudno jest poradzić sobie samemu, doskonale znam to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Galeria. Na ścianach obrazy i zdjęcia. Ktoś ucieka wzrokiem, ktoś powstrzymuje łzy, ktoś uśmiecha się szeroko, mimo widocznych na twarzy, otwartych ran. Portrety. Zatrzymane w bezruchu twarze. Ale jeśli podejdziesz bliżej, zatrzymasz się na chwilę i postarasz wsłuchać - przemówią. Z pozoru statyczne malunki opowiedzą ci historię. Swoją historię.

Poli Ann, w swojej książce zatytułowanej "Portrety", zawarła kilkanaście opowiadań o ludziach - zupełnie takich samych jak ja i ty. Możesz mijać ich na ulicy, w centrum handlowym czy autobusie, możesz siedzieć obok nich w poczekalni do lekarza, mieszkać w tym samym bloku, a nawet od lat się przyjaźnić. Każdy z nich skrywa, pod portretem, który nakłada na twarz, swój sekret, swoje małe zwycięstwo, szczęście, traumę czy fobię.

Narracja płynie składnie i konkretnie. Autorka nie zarzuca nas tuzinem nieistotnych opisów i anegdot. Pisze prosto do celu. Wciąga i sprawia, że chce się chłonąć jeszcze więcej i szybciej. Dotyka też problemów społecznie istotnych i otaczających nas każdego dnia. Poznajemy dziewczyny, których pierwsze litery imion tworzą znamienne słowo: GWAŁT. Przyglądamy się historiom anorektyczki, bulimiczki i bigorektyka. Podglądamy losy trzech osób, uwikłanych w zdradę. Zaglądamy do myśli i emocji rodziców homoseksualnego syna.

Ania Bałuta w sposób mistrzowski dotyka stereotypów, funkcjonujących w dużych miastach i na małych wsiach. Z kretesem też je łamie i uczy, jak inność, wyjątkowość jednostki może stać się źródłem jej siły.

Autorka, swoimi opowiadaniami, podnosi na duchu każdą ze zbłąkanych lub cierpiących dusz. Na przemian płaczesz nad losem bohatera opowiadania, by za chwilę uśmiechać się na szczęście innego z nich. "Portrety" Poli Ann są plastrem ratunkowym na rany i serdecznym uściskiem, przekonującym, że z każdej sytuacji jest wyjście, że nie jest się z problemem całkowicie samemu .

Książka dotknęła mnie szczególnie czule, gdyż w każdym z porterów widzę cząstkę siebie. Porozrzucane na kartach opowiadań puzzle tworzą całość: mój własny portret.
Polecam ją każdemu bez wyjątku. To szczególna lekcja człowieczeństwa.

Galeria. Na ścianach obrazy i zdjęcia. Ktoś ucieka wzrokiem, ktoś powstrzymuje łzy, ktoś uśmiecha się szeroko, mimo widocznych na twarzy, otwartych ran. Portrety. Zatrzymane w bezruchu twarze. Ale jeśli podejdziesz bliżej, zatrzymasz się na chwilę i postarasz wsłuchać - przemówią. Z pozoru statyczne malunki opowiedzą ci historię. Swoją historię.

Poli Ann, w swojej książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Musiałam przespać kilka nocy, by móc wydobyć z siebie choć parę słów na temat "Pestek" ze zdjęcia. Czytałam i czułam dogłębną gorycz. Płakałam. To niewyobrażalnie, do szpiku kości, prawdziwy obraz mnie samej. Jakbym stanęła naga przed lustrem i spojrzała na odbicie tej dziewczyny, którą w nim widzę. Zasypanej pestkami - lękami, rozrastającymi się w moim brzuchu i zamieniającymi mnie w drzewo. Drzewo samotności i inności. Ciarkowska oddaje na nasze ręce pesteczki - krótkie formy prozy, z perfekcyjnym wyczuciem (uczuciem!) trafiając w punkt naszych dziecięcych, nastoletnich i dorosłych lęków. Mistrzowskie puenty, życie sauté, mieszanka uczuć i fenomenalne ułożenie słów w dosadność metafory - rozbiła, i jednocześnie podbiła, moje serce. Kartki pozaginane - na pewno wrócę do słów na nich kreślonych.

Musiałam przespać kilka nocy, by móc wydobyć z siebie choć parę słów na temat "Pestek" ze zdjęcia. Czytałam i czułam dogłębną gorycz. Płakałam. To niewyobrażalnie, do szpiku kości, prawdziwy obraz mnie samej. Jakbym stanęła naga przed lustrem i spojrzała na odbicie tej dziewczyny, którą w nim widzę. Zasypanej pestkami - lękami, rozrastającymi się w moim brzuchu i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tylko mnie pogłaszcz… Listy do Haliny Poświatowskiej Ireneusz Morawski, Mariola Pryzwan
Ocena 7,1
Tylko mnie pog... Ireneusz Morawski, ...

Na półkach:

On - niewidomy literat. Ona - poetka chora na serce. Połączyło ich coś szczególnego, co nawet z perspektywy lat trudno jest określić jednym słowem. "Tylko mnie pogłaszcz..." to zbiór listów Ireneusza Morawskiego do Haliny Poświatowskiej. Listów początkowo pełnych czułości i nadziei, a z czasem - niejakiej goryczy, niedosytu i pustki. Listów nasączonych pędem wiatru, cichym szeptem i majowym zapachem bzu. Całość publikacji uzupełniają fotografie i skany wierszy Haśki oraz opowiadań Morawskiego. Zbieg okoliczności sprawił, że Ireneusz urodził się 16 maja - zupełnie tak, jak ja. Już od pierwszych listów wyczułam jakąś nić porozumienia i sympatię do tego gościa - przypadek?

On - niewidomy literat. Ona - poetka chora na serce. Połączyło ich coś szczególnego, co nawet z perspektywy lat trudno jest określić jednym słowem. "Tylko mnie pogłaszcz..." to zbiór listów Ireneusza Morawskiego do Haliny Poświatowskiej. Listów początkowo pełnych czułości i nadziei, a z czasem - niejakiej goryczy, niedosytu i pustki. Listów nasączonych pędem wiatru, cichym...

więcej Pokaż mimo to