Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Rzadko kiedy zdarza mi się mieć aż tyle negatywnych odczuć czytając reportaż - uwielbiam ten gatunek literacki i zawsze chętnie po niego sięgam (niezależnie od tematu, autora czy formatu). W przypadku "Podróży z Herodotem" lektura nie była jednak ani przyjemna, ani owocna, a jedynie dojmująca i z jakiegoś nieokreślonego powodu niezmiernie męcząca.

Nie wiem, czy wynika to z faktu, że Herodotem, jego dziejopisarstwem i każdym problematycznym aspektem "Dziejów" przyszło mi się zmierzyć na płaszczyźnie akademickiej?

Może po prostu nie odpowiadał mi format obrany przez autora, w którym więcej było z analizy antycznych źródeł niż dywagacji na temat własnych podróży i spotkań z innymi kulturami?

"Podróże z Herodotem" wcale mnie nie zachwyciły - szczególnie biorąc pod uwagę postawę i perspektywę autora, którym, zdaje się, udało się umknąć przed postkolonialnym dyskursem i okopać się cytatami Herodota.

Rzadko kiedy zdarza mi się mieć aż tyle negatywnych odczuć czytając reportaż - uwielbiam ten gatunek literacki i zawsze chętnie po niego sięgam (niezależnie od tematu, autora czy formatu). W przypadku "Podróży z Herodotem" lektura nie była jednak ani przyjemna, ani owocna, a jedynie dojmująca i z jakiegoś nieokreślonego powodu niezmiernie męcząca.

Nie wiem, czy wynika to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Kierunek Bagdad" to hybryda książki podróżniczej i reportażu z Bliskiego Wschodu. To także książka, która miała bardzo duży potencjał literacki, który został przez autora zmarnowany.

W swojej relacji z kilkunastomiesięcznej podróży, autor opisuje wyprawę przez Bliski Wschód - od Turcji po Izrael. Opisuje także swoje przeżycia, wspomina ludzi, których poznał oraz snuje refleksje nad różnicami w sposobie postrzegania tego regionu, a jego faktycznym obliczem. Warto jeszcze wspomnieć, że autor jest artystą malarzem, który pragnie podczas tej podróży stworzyć kolekcję prac, która miałaby oddawać specyfikę tego zakątka świata.

Tak streszczona fabuła zachęca do lektury i poniekąd obiecuje wspaniałą literacką przygodę, która nie tylko będzie miała w sobie coś z powieści akcji, ale także zmusi do refleksji na temat kultury i swoistej dychotomii Wschód-Zachód, która towarzyszy nam przecież w życiu codziennym. Jednak pomimo tak ogromnego potencjału książka przynosi ze sobą niemałe rozczarowanie. Autor dosyć często wygłasza na stronach swej książki stwierdzenia, które mogą irytować. Miota się w świecie, którego nie rozumie i w którym jest obcy. Jest zupełnie wyjęty z jakiegokolwiek kontekstu historycznego tego regionu (jak sam stwierdza jest ignorantem i ta właśnie ignorancja ma być pomocna w procesie twórczym), zachowuje się dosyć często jak słoń w składzie porcelany (można by było pomyśleć, że przed tak wymagającą podróżą przydałoby się dowiedzieć czegoś o poszczególnych krajach i ich kulturze), a samą sztukę traktuje w dziwny sposób.

Książka jest ogólnie dobrze napisana, choć fragmentaryczna w swojej wybiórczej narracji, której rytm jest często szarpany i nierówny.

"Kierunek Bagdad" to hybryda książki podróżniczej i reportażu z Bliskiego Wschodu. To także książka, która miała bardzo duży potencjał literacki, który został przez autora zmarnowany.

W swojej relacji z kilkunastomiesięcznej podróży, autor opisuje wyprawę przez Bliski Wschód - od Turcji po Izrael. Opisuje także swoje przeżycia, wspomina ludzi, których poznał oraz snuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Owa książka jest jakoś tak dziwnie przyswajalna. Niby styl i tropy literackie te same, co zwykle i jakże znajome z tylu poprzednich dzieł Marqueza, które wypadło mi przeczytać, ale coś w tej książce się poniekąd nie udało. Czegoś zabrakło. Jakiś czas temu czytałam "Miłość w czasach zarazy" przy której to książce popłakałam się rzewnie i której to dwa wydania mam teraz na półce. Wcześniej jeszcze miałam w rękach "Sto lat samotności" i mogę śmiało powiedzieć, że w porównaniu z nimi "Rzecz o mych smutnych dziwkach" jest niezwykle płytka, pozbawiona tego "magicznego trzeciego wymiaru" znanego mi ze wspomnianych wyżej dzieł Marqueza.
"Rzecz o mych smutnych dziwkach" nie jest sama w sobie książką złą, ale jeśli rozpatrujemy ją w kontekście innych dzieł Marqueza staje się jasne, że wiele jej brakuje, że wydaje się być niedopracowana.

Owa książka jest jakoś tak dziwnie przyswajalna. Niby styl i tropy literackie te same, co zwykle i jakże znajome z tylu poprzednich dzieł Marqueza, które wypadło mi przeczytać, ale coś w tej książce się poniekąd nie udało. Czegoś zabrakło. Jakiś czas temu czytałam "Miłość w czasach zarazy" przy której to książce popłakałam się rzewnie i której to dwa wydania mam teraz na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Miłość w czasach zarazy" to jedna z tych powieści, która sprawia fizyczny ból podczas lektury. To książka, która wywołuje silne emocje, doprowadza do płaczu i śmiechu, a przede wszystkim pozostaje w pamięci na długo po tym , jak skończy się ją czytać.
Historie miłosne bywają różne, najczęściej są nużące, powtarzalne i wykazują dalece posunięty brak oryginalności. Nie w tym przypadku jednak. Opowieść o miłości niespełnionej i odtrąconej, o miłości, która jest codzienną torturą przyprawiającą o bóle głowy, skręty kiszek i bezsenność, jest historią wyjątkową. Książka Marqueza to kronika powolnego i agonalnego spalania się w jej ogniu, który nie wygasa nawet po ponad pięćdziesięciu latach.

"Miłość w czasach zarazy" to jedna z tych powieści, która sprawia fizyczny ból podczas lektury. To książka, która wywołuje silne emocje, doprowadza do płaczu i śmiechu, a przede wszystkim pozostaje w pamięci na długo po tym , jak skończy się ją czytać.
Historie miłosne bywają różne, najczęściej są nużące, powtarzalne i wykazują dalece posunięty brak oryginalności. Nie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Po książki o Percym Jacksonie sięgnęłam dopiero w liceum. Nigdy nie pożałuję tej decyzji - zaczęła się wtedy niesamowita, tryskająca humorem i pełna ironii przygoda, która zakończyła się dla mnie parę dni temu. Każdy nowy tom witałam z przyspieszonym biciem serca i wielką radością, że w końcu będę mogła śledzić losy postaci, których kreacja literacka była po prostu rewelacyjna i z którymi po trochu się nawet utożsamiałam.
"Krew Olimpu" to wielkie finale - nie zabraknie tu rozstrzygających wszystko bitew, walki na śmierć i życie, przyjaźni, nadprzyrodzonych istot i wspaniałych przygód. Autor zdecydował się podsumować serię otwartym zakończeniem - każdy czytelnik może niejako wybrać sobie satysfakcjonującą go opcję. Od razu zaznaczę, iż nie jest to jakoś wyjątkowe zakończenie - ot typowy happy-ending, gdzie wszystko tak na prawdę dobrze się kończy, a antagonista przechodzi katharsis i umiera w imię słusznej sprawy.
Niestety nie mogę dać tej książce 10 gwiazdek. Chociaż rozdziały, w których narratorami byli Nico i Reyna podbiły moje serce, o reszcie nie mogę tego samego powiedzieć. Niektóre wątki są niedopracowane, jakby urwane na prędce bez żadnego widocznego powodu. Wszyscy moi ulubieni bohaterowie, a w szczególności Percy, Frank i Hazel, stracili coś ze swojej oryginalności - to niestety nie te same postaci. Tak zwany "character development" nie tyle poszedł w tej książce w złą stronę, co w ogóle nie zaistniał. Jedynym bohaterem, którego "Krew Olimpu" nam przybliżyła, był trener Hedge. Z bohatera trzecioplanowego, którego przez większość pentalogii najlepiej opisywały okrzyki typu "Zaraz zabiję te potwory/naszych wrogów!" lub "Użyjmy balisty!" stał się on wspaniałą drugoplanową postacią, której urok osobisty i troska o innych po prostu rozczulają. Niektóre sceny są nielogiczne - poświecenie Oktawiana niczego moim zdaniem nie wnosi, jest tylko uśmierceniem "kozła ofiarnego" - ktoś przecież musiał umrzeć, bo inaczej książka byłaby zbyt infantylna (czasem jednak lepiej nadać scenie charakter delikatnie infantylny i pozwolić takiemu delikwentowi zmierzyć się ze swymi czynami).
"Krew Olimpu" po części mnie rozczarowała. Nadal darzę tę serię wielkim sentymentem, ale ostatni tom nie spełnił moich oczekiwań.

Po książki o Percym Jacksonie sięgnęłam dopiero w liceum. Nigdy nie pożałuję tej decyzji - zaczęła się wtedy niesamowita, tryskająca humorem i pełna ironii przygoda, która zakończyła się dla mnie parę dni temu. Każdy nowy tom witałam z przyspieszonym biciem serca i wielką radością, że w końcu będę mogła śledzić losy postaci, których kreacja literacka była po prostu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Beatrice and Virgil" to druga książka Yanna Martela, którą przyszło mi przeczytać. Mam z jej oceną ogromny problem. Z jednej strony utkwiła ona mocno w mojej pamięci - nadal odczuwam ukłucie niepokoju, kiedy wracam do niej myślami, a z drugiej czuję się nieco zawiedziona, bo nie tego się spodziewałam.
Fabuła opowiada o pisarzu imieniem Henry - utalentowanym, znającym cztery języki, oczytanym, grającym na instrumentach i w amatorskim teatrze. Po sukcesie swojej pierwszej książki i porażce odniesionej przy pracy nad drugą, postanawia on zerwać ze swoim wcześniejszym życiem. Zaczyna od nowa, w nowym mieście i wśród nowych ludzi (umiłowanie autora do powtarzania kilka razy tych samych informacji w jednym akapicie jest widoczne i może zdenerwować). Towarzyszy mu nijaka małżonka, o której wiemy raczej niewiele (ma na imię Sarah, przez większą część książki spodziewa się dziecka i bywa często śpiąca), kot i pies (cóż za oryginalność!). Henry otrzymuje list od czytelnika, w którym oprócz opowiadania Flauberta jest też urywek sztuki teatralnej. Zaciekawiony, Henry nawiązuje znajomość z kimś, kto okazuje się być wypychaczem zwierząt...
"Życie Pi" bardzo mi się podobało, dlatego bez wahania sięgnęłam po "Beatrice and Virgil". Oczekiwałam po tej książce smutnej, ale przewrotnej i prowokującej do myślenia metafory Holocaustu, a otrzymałam dodatkowo (i muszę przyznać, że niepotrzebnie) wzbudzający obrzydzenie i niesmak psychothriller, który pojawia się znikąd po koniec książki i znika po kilku akapitach. Sceny brutalne nie sprawiają, że odkładam książkę i nie jestem w stanie już do niej wrócić. Jednak sceny, w których mam do czynienia z przejawami brutalności, która nie ma żadnego wytłumaczenia w fabule i nie wnosi nic do charakterystyki żadnej z postaci, są dla mnie niepotrzebne i niezrozumiałe. Niektóre wątki nie zostały rozwinięte, co w pewnych momentach powoduje bezcelowość opisanych zdarzeń.
Cała historia byłaby wspaniała, gdyby autor nie uczynił wypychacza zwierząt kimś innym, kim nie powinien być - każdy szczegół fabuły wskazywał na to, że będzie on ocalałym z Zagłady. Czekałam prawie sto stron, żeby przekonać się, jak płonne były moje nadzieje na takie zakończenie. Milczący staruszek okazał się nikim innym, jak Nazistą, który na chwilę przed swym samobójstwem staje się także nożownikiem, czyhającym na nieuważnych autorów. Zamiast opowieści o aspołecznym człowieku, który przeżył Holocaust i próbuje desperacko uwolnić się spod brzemienia wspomnień, otrzymujemy historię osoby, która pisze tę wspaniałą sztukę (ile bym dała, by autor opublikował tylko ją) w niewiadomym celu. Ta niekonsekwencja i marnotrawstwo tak długo budowanej fabuły bolą chyba najbardziej.
Najlepszą częścią książki są "gry dla Gustava" - gdyby nie one, nie oceniłabym tej książki tak wysoko. Są wspaniałe dzięki swej krótkiej formie, lakoniczności i fatalizmowi, który odbija się w każdym słowie składającym się na te kilkanaście "gier".

"Beatrice and Virgil" to druga książka Yanna Martela, którą przyszło mi przeczytać. Mam z jej oceną ogromny problem. Z jednej strony utkwiła ona mocno w mojej pamięci - nadal odczuwam ukłucie niepokoju, kiedy wracam do niej myślami, a z drugiej czuję się nieco zawiedziona, bo nie tego się spodziewałam.
Fabuła opowiada o pisarzu imieniem Henry - utalentowanym, znającym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Gwiazd naszych wina" opowiada o wielu rzeczach, które każdego z nas kiedyś spotkają, okaleczą i może nawet odmienią - cierpieniu, stracie bliskich nam osób, śmierci i pogodzeniu się z nią. Główni bohaterowie są od początku na przegranych pozycjach, szanse na wyzdrowienie nadal oczywiście jakieś są, ale żadne z nich nie ufa podstępnym statystykom medycznym. Zawsze można być przecież w tych 15% czy 30%, które przegrają walkę z chorobą.
Zarówno fabuła jak i sylwetki bohaterów są nakreślone bardzo dobrze, głównym motywem jest tutaj śmierć i wszystko, co z nią związane. Jedyne, co nie przypadło mi do gustu, to poczucie, że autor za wszelką cenę chciał pokazać, jak bardzo bezpretensjonalna, "prawdziwa" i pozbawiona stereotypów jest ta powieść.
Niestety nie uroniłam przy niej ani jednej łzy. Wszystkie czytelnicze łzy wypłakałam na klasyce.

"Gwiazd naszych wina" opowiada o wielu rzeczach, które każdego z nas kiedyś spotkają, okaleczą i może nawet odmienią - cierpieniu, stracie bliskich nam osób, śmierci i pogodzeniu się z nią. Główni bohaterowie są od początku na przegranych pozycjach, szanse na wyzdrowienie nadal oczywiście jakieś są, ale żadne z nich nie ufa podstępnym statystykom medycznym. Zawsze można być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Cienie w mroku" to książka stylizowana na dziennik jednego z uczestników wyprawy za koło podbiegunowe. Jack, bo tak ma na imię owy śmiałek, spisuje swoje przeżycia, które prezentują cały wachlarz odczuć: od zachwytu zorzą i krajobrazem, aż do panicznego strachu.
Wraz z następnymi, jakże nieszczęśliwymi zbiegami okoliczności, tylko on pozostaje w stacji badawczej. Za oknem panuje niekończący się mrok. A w mroku czai się coś złego...
Z twórczością Michelle Paver spotkałam się już dużo wcześniej - "Kroniki pradawnego mroku" bardzo mi się podobały. "Cienie w mroku" zaskoczyły mnie i muszę przyznać, że czytałam tę książkę nie tylko z rosnącym zainteresowaniem ale i przyspieszonym tętnem. Autorka tworzy w tej książce niezwykle przytłaczającą i klaustrofobiczną atmosferę - mrok nie tylko oddziela głównego bohatera od cywilizacji, ale także spycha go w świat tytułowych cieni - w domenę przeszłości i duchów.

"Cienie w mroku" to książka stylizowana na dziennik jednego z uczestników wyprawy za koło podbiegunowe. Jack, bo tak ma na imię owy śmiałek, spisuje swoje przeżycia, które prezentują cały wachlarz odczuć: od zachwytu zorzą i krajobrazem, aż do panicznego strachu.
Wraz z następnymi, jakże nieszczęśliwymi zbiegami okoliczności, tylko on pozostaje w stacji badawczej. Za oknem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Gdy słońce było bogiem" to niezobowiązująca lektura, którą przyjemnie się czyta. Książka ta stanowi zbiór anegdot i ciekawostek, często bardzo zręcznie zbeletryzowanych przez autora, na temat archeologii i najważniejszych jej odkryć. Choć momentami miałam dosyć komunistycznych "wstawek", nie mogę odmówić temu zbiorkowi opowieści swoistego uroku. Większość danych i teorii zaprezentowanych na stronach tej książki, choćby nie była nawet nacechowana komunistycznie, jest aktualnie uważana za przestarzałe i anachroniczne. Jednak autor nie ma wcale zamiaru przedstawiać ściśle naukowych faktów - pokazuje, jak wspaniała jest archeologia i historia.

"Gdy słońce było bogiem" to niezobowiązująca lektura, którą przyjemnie się czyta. Książka ta stanowi zbiór anegdot i ciekawostek, często bardzo zręcznie zbeletryzowanych przez autora, na temat archeologii i najważniejszych jej odkryć. Choć momentami miałam dosyć komunistycznych "wstawek", nie mogę odmówić temu zbiorkowi opowieści swoistego uroku. Większość danych i teorii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka Gabriela Garcii Marqueza "Nie ma kto pisać do pułkownika" jest opowiadaniem o losach tytułowego wojskowego, któremu jesień swego życia przyszło spędzić w małym miasteczku, do którego listy dopływają na barkach lub przylatują aeroplanem. Nie dane mu jednak spokojnie dogorywać w zaciszu własnego domu z astmatyczną małżonką u boku. Ich syn zostaje pewnego dnia zabity, a parze staruszków nie pozostaje nic innego, jak walczyć o zapewnienie sobie podstaw bytu.
Powyższe opowiadanie jest przede wszystkim przejmującym i jednocześnie niepokojącym studium samotności. Pułkownik obraca się wśród ludzi przyjaznych, którzy pomagają mu jakoś wiązać koniec z końcem, lecz tak na prawdę jest sam. Nikt bowiem nie przeżył tego, co on wędrując ze złotem dla Aureliano Buendii i nikt nie zrozumie bólu, jaki odczuwa po stracie syna.

Książka Gabriela Garcii Marqueza "Nie ma kto pisać do pułkownika" jest opowiadaniem o losach tytułowego wojskowego, któremu jesień swego życia przyszło spędzić w małym miasteczku, do którego listy dopływają na barkach lub przylatują aeroplanem. Nie dane mu jednak spokojnie dogorywać w zaciszu własnego domu z astmatyczną małżonką u boku. Ich syn zostaje pewnego dnia zabity,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Borges w najlepszym, najbardziej intrygującym i po części niepokojącym wydaniu.
Każdy esej w tym zbiorze to maleńkie arcydzieło, z którego mogłaby powstać oddzielna książka. Autor koncentruje się na swoich ulubionych motywach: czasie, językach germańskich, książkach, świecie islamu i filozofii. One wszystkie były już obecne w poprzednich opowiadaniach Borgesa i jak widać, autor nadal jest w stanie przedstawić je w sposób ciekawy i zachwycający. Jego styl pisarski pełen jest erudycyjnych odniesień, a przy tym nie traci nic ze swojej lekkości i niesamowitej "organiczności", która sprawia, że odbieramy narrację jako swoje własne myśli.

Borges w najlepszym, najbardziej intrygującym i po części niepokojącym wydaniu.
Każdy esej w tym zbiorze to maleńkie arcydzieło, z którego mogłaby powstać oddzielna książka. Autor koncentruje się na swoich ulubionych motywach: czasie, językach germańskich, książkach, świecie islamu i filozofii. One wszystkie były już obecne w poprzednich opowiadaniach Borgesa i jak widać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książka została napisana merytorycznie, chociaż autorka koncentruje się przede wszystkim na architekturze i rzeźbie, zaniedbując trochę malarstwo. Także rozdział o sztuce koptyjskiej mógłby być lepszy, gdyż wyrażone w nim opinie nie są zbyt trafne. Dużą zaletą jest wprowadzenie zawierające ogólne informacje o starożytnym Egipcie.

Książka została napisana merytorycznie, chociaż autorka koncentruje się przede wszystkim na architekturze i rzeźbie, zaniedbując trochę malarstwo. Także rozdział o sztuce koptyjskiej mógłby być lepszy, gdyż wyrażone w nim opinie nie są zbyt trafne. Dużą zaletą jest wprowadzenie zawierające ogólne informacje o starożytnym Egipcie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Jesień patriarchy" to przerażające studium władzy dyktatorskiej, która zostaje tutaj ukazana jako karykatura nie tylko wszelkiego systemu politycznego, ale przede wszystkim człowieczeństwa. Autor pokazuje "lewą"/"podszewkową" stronę życia znaną jedynie despocie, w którego chorym umyśle prawda i fałsz, zło i dobro, konieczność i kaprys zlewają się w jedno i pozostawiają go obojętnym na niesprawiedliwość i cierpienie, które zadaje innym ludziom.
Marquez w swojej książce używa formuły dobrze znanej w Ameryce Południowej - powieści o dyktatorach, która zostaje jednak przez niego zmieniona w straszliwą baśń, gdzie nie tylko wątki narracyjne, czy czas akcji ulegają zdeformowaniu - cała rzeczywistość zdaje się być tylko gorączkowym snem.

"Jesień patriarchy" to przerażające studium władzy dyktatorskiej, która zostaje tutaj ukazana jako karykatura nie tylko wszelkiego systemu politycznego, ale przede wszystkim człowieczeństwa. Autor pokazuje "lewą"/"podszewkową" stronę życia znaną jedynie despocie, w którego chorym umyśle prawda i fałsz, zło i dobro, konieczność i kaprys zlewają się w jedno i pozostawiają go...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Książka ta należy do jednych z moich ulubionych opracowań na tematy oscylujące wokół historii sztuki. Oprócz oczywistych wartości merytorycznych, ma ona dla mnie walory czysto sentymentalne - była ona jedną z pierwszych książek, z którymi zaczynałam swoją przygodę z historią sztuki.

Książka ta należy do jednych z moich ulubionych opracowań na tematy oscylujące wokół historii sztuki. Oprócz oczywistych wartości merytorycznych, ma ona dla mnie walory czysto sentymentalne - była ona jedną z pierwszych książek, z którymi zaczynałam swoją przygodę z historią sztuki.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Coś mnie w Borgesie przeraża i jednocześnie przyciąga z niesamowitą siłą. Jego opowiadania wzbudzają we mnie irracjonalny lęk i przeczucie zbliżania się do jakiejś nieuchwytnej idée fixe, która stanowi klucz do wszystkich opowiadań tego autora.

Coś mnie w Borgesie przeraża i jednocześnie przyciąga z niesamowitą siłą. Jego opowiadania wzbudzają we mnie irracjonalny lęk i przeczucie zbliżania się do jakiejś nieuchwytnej idée fixe, która stanowi klucz do wszystkich opowiadań tego autora.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mogłabym napisać, że ta książka jest wzruszająca, albo kunsztownie napisana, równie dobrze opisać ją za pomocą słów "zapadająca w pamięć", ale nie oddadzą w pełni tego, jakie i jak silne uczucia wywołuje ta powieść.
Jamie ma 10 lat i wychowuje się w dysfunkcyjnej rodzinie - jego tata jest uzależniony od alkoholu, mama odeszła od nich parę miesięcy temu, a siostra Jasmine popadła w zaburzenia odżywiania, ma różowe włosy i kilka kolczyków. Jest też Rose - siostra bliźniaczka Jasmine. Rose, która nie żyje już od paru lat, ale wszyscy (albo przynajmniej tylko dorośli) zdają się tego nie zauważać i zachowują się tak, jak gdyby stojąca na kominku urna z prochami dziecka czuła, myślała i uczestniczyła w życiu ich rodziny. Jedyną osobą, która tego nie rozumie jest Jamie. Nie może pojąć czemu Rose, choć nie pozostało z niej nie więcej niż parę odprysków kości, dostaje bożonarodzeniową skarpetę z prezentami albo też kawałki tortu. Chłopiec nie pamięta siostry i nie opłakuje jej. Bardziej obchodzi go jego kot, jednak nikt nie zdaje się rozumieć chłopca na tyle, by pojąć, że Jamie po prostu nie pamięta Rose - że owa tajemnicza dziewczynka mieszkająca na kominku jest dla niego tylko mętnym wspomnieniem. Jamie łatwo zamyka się w sobie i trudno mu się odnaleźć w środowisku rówieśników. Dlatego tak bardzo cieszy się, gdy Sunya zaczyna się z nim przyjaźnić, ale jednocześnie strasznie się boi, gdyż to właśnie muzułmanie zabili mu siostrę, jak twierdzi jego tato.
Powyższa książka do ostatnich stron pozostawia czytelnika w napięciu i oczekiwaniu na szczęśliwe zakończenie. Jestem przekonana, że każdy, kto sięgnął po tę książkę, podświadomie oczekiwał w końcu cudu/zwrotu akcji, który umożliwi w końcu naprawienie zniszczonych więzi rodzinnych. Autorka jest jednak realistką i pokazuje, jak trudno jest czasem zrozumieć bliskich i jak wiele bólu sprawia śmierć ukochanej osoby oraz próba pogodzenia się z tym faktem.
Sądzę, że "Moja siostra mieszka na kominku" stanowi jedną z najlepszych, a przy tym najbardziej wzruszających powieści jakie czytałam.

Mogłabym napisać, że ta książka jest wzruszająca, albo kunsztownie napisana, równie dobrze opisać ją za pomocą słów "zapadająca w pamięć", ale nie oddadzą w pełni tego, jakie i jak silne uczucia wywołuje ta powieść.
Jamie ma 10 lat i wychowuje się w dysfunkcyjnej rodzinie - jego tata jest uzależniony od alkoholu, mama odeszła od nich parę miesięcy temu, a siostra Jasmine...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Siostrzyca" to książka wielce niepokojąca i przyprawiająca o wątpliwości na każdej stronie. Jak inaczej można potraktować opowieść o dziewczynce, toczącej osamotniony bój z guwernantką, której niecne plany i prawdziwą naturę tylko ona zdaje się widzieć?
Już na samym początku autor wprowadza nas w oniryczny świat Flo, gdzie dni upływają na "wchowanegowaniu", sekretnym czytaniu książek i fantazjach. Główna bohaterka jawi się nam jako miła, oczytana i kochająca siostra. Jej brat zostaje wysłany do szkoły w Nowym Yorku, ale niedługo tam zabawi z powodu problemów z innymi uczniami. Florence jest tym uszczęśliwiona, ale sielanka kończy się wraz z pojawieniem guwernantek. A raczej jednej i tej samej.
Florence widzi bowiem wyraźnie, iż zajmująca miejsce "utragicznionej" panny Whitaker, panna Taylor nie jest tym, za kogo się podaje. Gorzej! Jest ona tą samą postacią, którą Flo widzi w powtarzającym się koszmarze, wywołującym lunatykowanie. Dziewczynka dostrzega też, że nowa nauczycielka Gilesa przygotowuje niecny plan - uprowadzenie jej drogiego braciszka w niewiadomym celu.
Od tego momentu Florence uczestniczy w nierównej walce z, jak jest święcie przekonana, zjawą przybyłą zza grobu. Pojedynek ten pełen jest momentów, w których Flo zdaje się triumfować, choć jak się szybko okazuje jej przeciwniczka jest w stanie przechytrzyć ją prawie za każdym razem. Prawie za każdym.
Powyższa książka przysporzyła mi nie lada dylematu. Autor w tak zręczny sposób opisał Flo, jej myśli i otoczenie widziane jej oczami, iż opinie i zachowania pozostałych postaci powodują u czytelnika zwątpienie, czy aby na pewno Florence nie postradała zmysłów. Któż normalny może z przekonaniem twierdzić, że widział pannę Taylor chodzącą po jeziorze, albo wyśpiewującą upiorne lamenty nad jego głową? Jednakże, gdy nawet ona sama zaczyna wątpić, zrządzenia losu dostarczają jej potrzebnych dowodów, które umacniają ją tylko w przekonaniu, że pannę Taylor trzeba powstrzymać za każdą cenę.
A jaka ona będzie? Zdradzę tylko, iż bardzo wysoka, nie tylko dla guwernantki i Flo, ale także osób postronnych. Zakończenie pozostawia czytelnika z wątpliwościami i poczuciem, że przecież całą tragedię dało się przewidzieć już na samym początku.

"Siostrzyca" to książka wielce niepokojąca i przyprawiająca o wątpliwości na każdej stronie. Jak inaczej można potraktować opowieść o dziewczynce, toczącej osamotniony bój z guwernantką, której niecne plany i prawdziwą naturę tylko ona zdaje się widzieć?
Już na samym początku autor wprowadza nas w oniryczny świat Flo, gdzie dni upływają na "wchowanegowaniu", sekretnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzadko zdarza mi się zajrzeć do komiksu, ale tego nie mogłam nie przeczytać. Początkowo chodziło mi jedynie o przyswojenie fabuły w takim stopniu, który pozwoliłaby mi posługiwać się użytymi motywami na zajęciach. Jednakże bardzo szybko okazało się, że komiks ów jest wyjątkowo interesujący, trzyma w napięciu i dostarcza wspaniałych wrażeń estetycznych. Książka owa powstała na motywach opery Wagnera, który z kolei czerpał ze średniowiecznego eposu rycerskiego pt. "Pieśń o Nibelungach".
Czy warto było ją przeczytać? Sądzę, że jak najbardziej. Patrząc na poszczególne strony jesteśmy w stanie nie tylko odnaleźć się w zapętlonej fabule, ale także doszukać się w poszczególnych rysunkach ekspresji zaczerpniętej z muzyki skomponowanej przez Wagnera - kiedy przyglądamy się przybywającym walkiriom możemy wręcz usłyszeć słynny fragment ze wspomnianej opery. Bardzo silnie przemawiały też do mnie poszczególne postaci i sposób w jaki niektóre motywy i symbole towarzyszyły im przez poszczególne części. Kolejnym plusem jest żywa kolorystyka, która świetnie oddaje nastrój i przekaz całego dzieła.

Powyższy komiks jest jak najbardziej wart przeczytania zarówno ze względu na świetną adaptację opery jak i szatę graficzną.

Rzadko zdarza mi się zajrzeć do komiksu, ale tego nie mogłam nie przeczytać. Początkowo chodziło mi jedynie o przyswojenie fabuły w takim stopniu, który pozwoliłaby mi posługiwać się użytymi motywami na zajęciach. Jednakże bardzo szybko okazało się, że komiks ów jest wyjątkowo interesujący, trzyma w napięciu i dostarcza wspaniałych wrażeń estetycznych. Książka owa powstała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Żeromszczyzna to zjawisko literackie, które u każdego wywołuje inne reakcje - od znudzenia, przez obojętność aż do bezgranicznego zachwytu. Stefan Żeromski jest znany przede wszystkim z "Syzyfowych prac", "Ludzi bezdomnych", "Przedwiośnia" i oceniany prawie wyłącznie przez pryzmat powyższych utworów. A niesłusznie.
Fabuła powieści koncentruje się na niełatwej i bolesnej tematyce powstania styczniowego. Mamy więc powstańca, który cudem uniknąwszy śmierci znajduje opiekę w opuszczonym przez Boga i służbę dworze. Między nim a młodziutką szlachcianką rodzi się uczucie, które niestety także podzieli tragiczny los powstania.
"Wierna rzeka" zrobiła na mnie duże wrażenie, gdyż jej lektura przebiegała zupełnie inaczej niż w przypadku trzech wcześniej wymienionych książek. Mogę wręcz powiedzieć, iż czytało mi się ją jak bardzo dobrą książkę przygodową. Żeromski ograniczył się w swoich "sztandarowych" opisach. Bardzo ciekawe (i werystyczne) są także sceny z naturalistycznymi opisami, które czytałam z lekkim obrzydzeniem, a jednocześnie podziwem dla kunsztu autora.
"Wierna rzeka" stanowi, moim zdaniem, ten właśnie utwór, którym powinno się definiować pana Żeromskiego jako pisarza.

Żeromszczyzna to zjawisko literackie, które u każdego wywołuje inne reakcje - od znudzenia, przez obojętność aż do bezgranicznego zachwytu. Stefan Żeromski jest znany przede wszystkim z "Syzyfowych prac", "Ludzi bezdomnych", "Przedwiośnia" i oceniany prawie wyłącznie przez pryzmat powyższych utworów. A niesłusznie.
Fabuła powieści koncentruje się na niełatwej i bolesnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dzieci to istoty niewinne, które łatwo zranić, zasługujące na radosne i spokojne dzieciństwo. Natomiast II wojna światowa zniszczyła otaczającą je do tej pory rzeczywistość.
O tej książce trudno napisać cokolwiek. Jakże zrecenzować dzieło składające się z relacji osób, które w 1941 miały od kilku do kilkunastu lat? Ich historie są krótsze lub dłuższe, ale tak samo wstrząsające i pełne grozy. Świat wojny widziany ich oczami odarty jest z uszlachetniającej go propagandy, czy górnolotnych idei dla których zabija się innych. Z książki tej wyłania się mroczny obraz, poznaczony jednak bardziej optymistycznymi epizodami. Wielu bohaterów lub ich krewnych przeżyło dzięki pomocy zupełnie im obcych ludzi, bezinteresownie oddających swoje jedzenie, czy pomagających w ucieczce.
Autorka oddała w swojej książce głos tym, którzy nigdy nie powinni doświadczyć wojny, ani widzieć jej okrucieństw - dzieciom.

Dzieci to istoty niewinne, które łatwo zranić, zasługujące na radosne i spokojne dzieciństwo. Natomiast II wojna światowa zniszczyła otaczającą je do tej pory rzeczywistość.
O tej książce trudno napisać cokolwiek. Jakże zrecenzować dzieło składające się z relacji osób, które w 1941 miały od kilku do kilkunastu lat? Ich historie są krótsze lub dłuższe, ale tak samo...

więcej Pokaż mimo to