rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Świetne połączenie dwóch wyrazistych osobowości - młodej detektyw Ballard i nadal aktywnego emeryta Boscha. Czytałam z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Polecam!

Czekam na tłumaczenie cyklu o Ballard.

Świetne połączenie dwóch wyrazistych osobowości - młodej detektyw Ballard i nadal aktywnego emeryta Boscha. Czytałam z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Polecam!

Czekam na tłumaczenie cyklu o Ballard.

Pokaż mimo to

Okładka książki Mindhunter. Tajemnice elitarnej jednostki FBI zajmującej się ściganiem seryjnych przestępców John E. Douglas, Mark Olshaker
Ocena 7,6
Mindhunter. Ta... John E. Douglas, Ma...

Na półkach:

Już w pierwszym rozdziale „W umyśle mordercy” John Douglas uprzedza, że „Jeśli ktoś sądzi, że zamierzam zdradzać ściśle strzeżone policyjne sekrety, które wyposażyłyby potencjalnych przestępców w „narzędzia” zbrodni, chciałbym od razu zapewnić, że moim zamiarem jest wyłącznie stworzenie kroniki rozwoju podejścia behawioralnego w opracowywaniu profili psychologicznych przestępców, analizie kryminalistycznej i postępowaniu prokuratorskim.”

Mnie ta historia zafascynowała. Historia człowieka, któremu zawdzięczamy powstanie zawodu profilera, następnie Jednostki Nauk Behawioralnych przekształconej później w Jednostkę Wsparcia Dochodzeń – wielokrotnie łapałam się na chęci notowania kolejnych cytatów.

Polecam recenzję Vitantur, w pełni się pod nią podpisuję.
I jeszcze jedno, czy człowiek opisujący swoje osiągnięcia, w tym wypadku niewątpliwie wybitne, musi być od razu narcyzem?! Moim zdaniem zarzut całkowicie chybiony, a epitet nie na miejscu (to wtręt pod adresem niektórych recenzentów;).

Swoją autobiografię, bo w dużej mierze jest nią ta książka, autor kończy opisem następującego zdarzenia:
„Zostałem niedawno poproszony o wygłoszenie wykładu przed nowojorską filią stowarzyszenia Amerykańskich Pisarzy Kryminalnych. (…) Zacząłem opowiadać o szczegółach co bardziej interesujących i makabrycznych spraw, ale szybko zauważyłem, że wiele osób przestało mnie słuchać albo odwróciło głowę. Sprawy, z którymi moi ludzie mają kontakt na co dzień budziły w pisarzach autentyczne obrzydzenie. Zrozumiałem, że nie interesują ich szczegóły. Oni zapewne uświadomili sobie, że wcale nie mają ochoty opisywać spraw takimi, jakie są naprawdę. Doskonale to rozumiem. każdy z nas celuje w inną grupę klientów.”
Otóż to. :)

Już w pierwszym rozdziale „W umyśle mordercy” John Douglas uprzedza, że „Jeśli ktoś sądzi, że zamierzam zdradzać ściśle strzeżone policyjne sekrety, które wyposażyłyby potencjalnych przestępców w „narzędzia” zbrodni, chciałbym od razu zapewnić, że moim zamiarem jest wyłącznie stworzenie kroniki rozwoju podejścia behawioralnego w opracowywaniu profili psychologicznych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bez planu B Andrew Child, Lee Child
Ocena 6,3
Bez planu B Andrew Child, Lee C...

Na półkach:

Przeczytałam 31% tego dzieła i nie zamierzam więcej. Śmiertelne nudy - szkoda czasu. Nie zamierzam również sięgać po następne tomy, o ile takowe powstaną.
Teraz czekam na filmową adaptację "Elity zabójców", jednej z najlepszych pozycji Lee Childa. A co jakiś czas sięgam po dawnego, dobrego Reachera i ... ponownie świetnie się bawię.

Przeczytałam 31% tego dzieła i nie zamierzam więcej. Śmiertelne nudy - szkoda czasu. Nie zamierzam również sięgać po następne tomy, o ile takowe powstaną.
Teraz czekam na filmową adaptację "Elity zabójców", jednej z najlepszych pozycji Lee Childa. A co jakiś czas sięgam po dawnego, dobrego Reachera i ... ponownie świetnie się bawię.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pochłonęłam 12 tomów tej sagi niemal bez odrywania się od książek. 8 gwiazdek za całość, bo za pierwszy tom dałabym 9.

Świetnie napisana, rewelacyjne postaci wszystkich bohaterów (również drugo i trzecioplanowych), bardzo rzetelnie potraktowane tło historyczne (parę razy sprawdzałam informacje w dostępnych materiałach źródłowych), piękny wątek romantyczny, znakomite opisy np. przedmieść ówczesnego Londynu, miast portowych Kornwalii, czy działań wojennych podczas długiej wojny z Napoleonem.

Saga przedstawia dzieje rodziny, przyjaciół i wrogów Rossa Poldarka, zatem krótkie stwierdzenie, że to powieść historyczna jest trochę mylące. Według mnie raczej obyczajowo-romantyczno-historyczna.

Bardzo polecam.
I zdecydowanie najpierw książki, potem serial. Serial zwłaszcza dla rewelacyjnego odtwórcy Rossa, Aidana Turnera. Tylko cztery sezony oparte są na książkach, bo piąty to jakaś kosmiczna, politpoprawna bzdura.

Pochłonęłam 12 tomów tej sagi niemal bez odrywania się od książek. 8 gwiazdek za całość, bo za pierwszy tom dałabym 9.

Świetnie napisana, rewelacyjne postaci wszystkich bohaterów (również drugo i trzecioplanowych), bardzo rzetelnie potraktowane tło historyczne (parę razy sprawdzałam informacje w dostępnych materiałach źródłowych), piękny wątek romantyczny, znakomite...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Duże rozczarowanie.
Więcej ciekawych informacji znajduję w starym Atlasie Ptaków niż w tym dziele. W którym na dodatek "po drodze" autor karmi nas jedynie słuszną proekologiczną, czy też raczej "proekologiczną" ideologią.

Duże rozczarowanie.
Więcej ciekawych informacji znajduję w starym Atlasie Ptaków niż w tym dziele. W którym na dodatek "po drodze" autor karmi nas jedynie słuszną proekologiczną, czy też raczej "proekologiczną" ideologią.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam tę, wydaną w 1991 r, książkę na półce. Co kilka lat po nią sięgam i z przyjemnością czytam. Zatem nie mogę dać mniej niż 8 gwiazdek :)

Mam tę, wydaną w 1991 r, książkę na półce. Co kilka lat po nią sięgam i z przyjemnością czytam. Zatem nie mogę dać mniej niż 8 gwiazdek :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Płakałam (ze śmiechu, oczywiście) kilka razy. Chyba najbardziej podczas opisu sposobu klejenia przez Szwagra łańcucha na choinkę:))

Marek Stelar ma świetne pióro i cieszę się, że na chwilę „wyszedł ze swego grajdołka” (cytat z wywiadu z autorem) i popełnił lekką komedię, którą z przyjemnością przeczytałam. Poproszę o następną za jakiś czas…

Płakałam (ze śmiechu, oczywiście) kilka razy. Chyba najbardziej podczas opisu sposobu klejenia przez Szwagra łańcucha na choinkę:))

Marek Stelar ma świetne pióro i cieszę się, że na chwilę „wyszedł ze swego grajdołka” (cytat z wywiadu z autorem) i popełnił lekką komedię, którą z przyjemnością przeczytałam. Poproszę o następną za jakiś czas…

Pokaż mimo to


Na półkach:

Piotr Górski ponownie w znakomitej formie.
Zalety serii opisałam w recenzji pierwszego tomie, nie będę ich powtarzać.

W tym tomie trochę mnie zmartwiły ciężkie przeżycia, jakie autor funduje swoim bohaterom.
Mam nadzieję, że w następnym, na który bardzo liczę, trzech policjantów - przyjaciół nadal będzie się wspierać i stanowić jednolity front. Bez zakłóceń.

Piotr Górski ponownie w znakomitej formie.
Zalety serii opisałam w recenzji pierwszego tomie, nie będę ich powtarzać.

W tym tomie trochę mnie zmartwiły ciężkie przeżycia, jakie autor funduje swoim bohaterom.
Mam nadzieję, że w następnym, na który bardzo liczę, trzech policjantów - przyjaciół nadal będzie się wspierać i stanowić jednolity front. Bez zakłóceń.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzuciłam po czterech czy pięciu rozdziałach, bo ilość głupot na jeden akapit przekroczyła moją odporność.
delkakom (odsyłam do jego opinii) świetnie wypunktował chyba wszystkie, na które natknęłam się już na początku dzieła. Wolałam nie doczytywać następnych.

Rzuciłam po czterech czy pięciu rozdziałach, bo ilość głupot na jeden akapit przekroczyła moją odporność.
delkakom (odsyłam do jego opinii) świetnie wypunktował chyba wszystkie, na które natknęłam się już na początku dzieła. Wolałam nie doczytywać następnych.

Pokaż mimo to

Okładka książki Najwyższa sprawiedliwość Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt
Ocena 7,1
Najwyższa spra... Michael Hjorth, Han...

Na półkach:

Od pewnego momentu już tylko kartkowałam.
I bardzo żałuję, że wcześniej nie trzepnęłam tej książki w kąt.
Napisać o tym dziele, że jest niesmaczne, to nic nie napisać.
Jest obrzydliwe.
W każdym aspekcie. Idiotycznej intrygi, odpychających bohaterów (wszystkich), totalnie porąbanych stosunków między ludźmi; z zakończeniem powodującym odruch wymiotny.
Bleee...

A już sobie kiedyś obiecałam - nigdy więcej współczesnej "literatury" szwedzkiej.
No cóż, prawo serii (jej początkowe tomy były bardzo udane) zadziałało i mam za swoje.
Tym razem kończę ze szwedzkością definitywnie.

Od pewnego momentu już tylko kartkowałam.
I bardzo żałuję, że wcześniej nie trzepnęłam tej książki w kąt.
Napisać o tym dziele, że jest niesmaczne, to nic nie napisać.
Jest obrzydliwe.
W każdym aspekcie. Idiotycznej intrygi, odpychających bohaterów (wszystkich), totalnie porąbanych stosunków między ludźmi; z zakończeniem powodującym odruch wymiotny.
Bleee...

A już sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejna moja ocena rażąco odbiegająca od pozostałych, zamieszczonych na LP.
Nawet się zastanawiałam, czy w ogóle się wypowiadać, ale ta książka tak mnie zirytowała, a niektóre z przeczytanych opinii wprowadziły wręcz w osłupienie, że trudno – ryzykuję;)

Może po kolei,
KTÓRE KRYMINAŁY UWAŻAM ZA DOBRE
1.
Przynajmniej jednego z bohaterów powinnam akceptować, a jeszcze lepiej – lubić. Mamy troje głównych bohaterów: Marka Dobosza, polityka, totalnego hipokrytę, jego żonę Adelę (hipokrytka jak mąż, czyli z gatunku – wart Pac Pałaca…, tu może nawet gorzej) i komisarza Hardego, o którym napiszę niżej, a którego oceniłam jako głupka, niezwykle podatnego na manipulacje. Zatem, wg moich kryteriów – ani jednej postaci wartej akceptacji. O sympatii nawet nie wspominając.
2.
Lubię, by śledztwo było rzetelnie prowadzone. Niekoniecznie przez śledczego, ale by w ogóle było. W tej książce komisarz Hardy, podobno geniusz polskiej kryminalistyki (tę tezę autorka kilka razy mocno podkreśla), w zasadzie żadnego śledztwa nie prowadzi. Na jakieś tropy wpada metodą olśnień (nie znoszę) lub korzystając z bardzo dokładnej podpowiedzi świadka. Geniusz, panie:)) A olśnienie dotyczy wyjątkowo niechlujnie przeprowadzonych czynności śledczych, prowadzonych przez podlegających mu pracowników.
3.
Do rozwiązania zagadki kryminalnej powinna prowadzić jakaś logiczna ścieżka. Najlepiej tak nakreślona przez autora, by nawet wielokrotnie wprowadzany na boczne tory i mylące tropy czytelnik, mógł nią kroczyć. Tego w tym „kryminale” nie ma W OGÓLE! Ja się akurat dosyć szybko domyśliłam kto jest mordercą (pewnie wielo- wieloletnia praktyka czytacza), zatem interesowało mnie nie „kto?” tylko „jak?”. I co? No i mogłam sobie dumać nad własnym rozwiązaniem – ani śledztwa, ani tropów się nie doczekałam. Owszem, odpowiedź jest, w którymś miejscu pojawił się rzetelny opis (pół strony) umieszczony w książce. Łomatko!;)))) Tyle mojego podsumowania tego punktu.
4.
Bardzo nie lubię tzw. otwartych zakończeń lub finału nie popartego ukaraniem sprawcy. Zakończenie tej książki (oczywiście nie mam zamiaru go zdradzać) jest – nawet gorzej – amoralne. A to już godzi w moje poczucie sprawiedliwości do głębi. Nie po to sięgam po fikcję, zwłaszcza kryminały, by je z obrzydzeniem odkładać.

KILKA SŁÓW OGÓLNIE
W kryminałach kompletnie nie interesują mnie, wręcz nie lubię, odniesienia do jakiejkolwiek POLITYCZNEJ rzeczywistości. Zwłaszcza sytuacji w Polsce. Tym bardziej, że nie spotkałam jeszcze ani jednego źródła, która by tę sytuację w miarę obiektywnie przedstawiała. Autorka bardzo wyraźnie lokuje swoją sympatię w obozie (obecnie) antyrządowym. I ok, nie mam jej tego oczywiście za złe. To jej wybór, jej sprawa. I o ile ona ma pełne prawo wypowiadać się w takim duchu w swojej twórczości, o tyle czytelnik ma prawo podzielać lub odrzucać tę postawę. Natomiast stanowczo protestuję, jeśli manipuluje, a mówiąc kolokwialnie – wciska czytelnikowi kit.

Nie ma w naszym kraju żadnego liczącego się (pomijam nic nie znaczących szurów) stronnictwa politycznego, które by chciało wprowadzić zakaz aborcji w przypadku ciąży powstałej w wyniku np. gwałtu. Ba, nawet katolickie ugrupowania się tego nie domagają! Walka toczy się o zakaz aborcji w powodów eugenicznych, a to już zupełnie inne zagadnienie. Książka tego drugiego aspektu nie dotyka nawet przez moment.

Zatem po co to wszystko? Po co ten manifest pani Szylko – dokładnie tak odbieram jej dzieło – skoro problem jest zupełnie sztuczny i może służyć wyłącznie nakręcaniu i tak napiętej do granic wytrzymałości sytuacji w kraju?

Ps.1 Na marginesie, z dedykacją dla wielbicieli rozwiązania książki – wystarczająco długo żyję, by pozwolić sobie na postawienie tezy, że każdy dorosły czytelnik znajdzie w swoim otoczeniu jakichś niewiernych współmałżonków, kłamców czy skończonych hipokrytów. W kraju można by ich liczyć pewnie co najmniej setkami tysięcy. Nie pochwalam postępowania, oczywiście. Ale gdyby tak ich wszystkich wystrzelać… ;)))))))

Ps 2. Stanowczo protestuję również przeciwko metodom wprowadzającym w życie hasło "Cel uświęca środki." Nawet bez potrzeby odwoływania się do tragicznych wypadków z historii Polski.

Ps.3 Sięgnęłam po tę książkę, bo podobała mi się poprzednia powieść autorki, lekka komedia kryminalna „Szpilki za milion”. Następnych nie zamierzam.

Kolejna moja ocena rażąco odbiegająca od pozostałych, zamieszczonych na LP.
Nawet się zastanawiałam, czy w ogóle się wypowiadać, ale ta książka tak mnie zirytowała, a niektóre z przeczytanych opinii wprowadziły wręcz w osłupienie, że trudno – ryzykuję;)

Może po kolei,
KTÓRE KRYMINAŁY UWAŻAM ZA DOBRE
1.
Przynajmniej jednego z bohaterów powinnam akceptować, a jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I pomyśleć, że Prószyński i S-ka był kiedyś kojarzony z niezłymi książkami.

I pomyśleć, że Prószyński i S-ka był kiedyś kojarzony z niezłymi książkami.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nudna - to po pierwsze.
Bohaterowie dokładnie nijacy, chociaż autorka bardzo, ale to bardzo się stara, by nadać im jakiś rys charakteru. Nie wyszło.

Mam wrażenie, że pani O'Leary spisała sobie na karteczce problemy-cechy-zachowania itd., które chce promować, następnie ubrała je w jakąś fabułę, nie dbając o realia i mieszając dramat z niby komedią niczym w tyglu.

Żebyż ta pisanina miała jeszcze chociaż odrobinę wdzięku. Nie ma.
Niektóre wątki budzą wręcz niesmak (fantastyczny seks niemal osiemdziesięciolatki z poznanym przez internet starszym, ale jurnym partnerem), niektóre zalatują fałszem, niektóre są wręcz fałszywe - nawet nie będę przytaczać.
Groch z kapustą.

Kartkowałam od pewnego momentu, bo szkoda mi było czasu, a zakończenie każdego z wątków było bardzo przewidywalne.
Jedyna scena, którą mogę pozytywnie ocenić, to pierwszy spacer głównej bohaterki z psem.
I to by było na tyle.

Nudna - to po pierwsze.
Bohaterowie dokładnie nijacy, chociaż autorka bardzo, ale to bardzo się stara, by nadać im jakiś rys charakteru. Nie wyszło.

Mam wrażenie, że pani O'Leary spisała sobie na karteczce problemy-cechy-zachowania itd., które chce promować, następnie ubrała je w jakąś fabułę, nie dbając o realia i mieszając dramat z niby komedią niczym w tyglu.

Żebyż ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zatruta czekoladka.

W bardzo atrakcyjnej formie podany szajs.

Sny, wywoływanie duchów, bohaterka w postaci sowy lądująca, a jakże, pośrodku pentagramu etc. A w realu rodzina, no nie, nie klasyczna, oczywiście patchworkowa, mamuśka bez żenady chwaląca się popalaniem w młodości trawki i zachęcająca córeczkę do używania życia póki młoda, piękni (też oczywiście) chłopcy różnej maści i orientacji oraz panienki ślepo w nich wpatrzone, plotkarski blogowy donosiciel, wikipedia jako źródło wiedzy itp., itd.

Gdyby forma była inna, mogłabym to dzieło odebrać jako satyrę na współczesną cywilizację. Niestety nie jest.
Jest kitem łykanym przez nastolatki. W trakcie dyskusji o książce zaprzyjaźniona 12-latka wygłosiła zdanko (autentyk):
- To co, że się upiła? Przecież miała 16 lat!
No tak, to co …

Jak widzę moja opinia rażąco odbiega od reszty. Nie po raz pierwszy. No cóż, trudno.

Zatruta czekoladka.

W bardzo atrakcyjnej formie podany szajs.

Sny, wywoływanie duchów, bohaterka w postaci sowy lądująca, a jakże, pośrodku pentagramu etc. A w realu rodzina, no nie, nie klasyczna, oczywiście patchworkowa, mamuśka bez żenady chwaląca się popalaniem w młodości trawki i zachęcająca córeczkę do używania życia póki młoda, piękni (też oczywiście) chłopcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znakomity.
Czytałam do wpół do drugiej, licznik wskazywał, że sporo przede mną, licho podkusiło na jeszcze jeden rozdział. A w nim, jasny gwint, taki wist, że już nie mogłam się oderwać…
I noc zarwana.

Przeczytałam już drugą część serii, jestem spokojna, że Piotr Górski nie obniża lotów.

Zatem, co mi się podoba.

Po pierwsze – główny bohater, komisarz Kruk – policjant. Bardzo bystry policjant, który po prostu „wykonuje swoją robotę”. Nie odpuszcza i nie daje sobą manipulować. Na dodatek jest Mężczyzną. Chyba po raz pierwszy zetknęłam się z takim zjawiskiem w polskim kryminale – dlatego wielka litera. I wyrazy dużego uznania dla autora.
Pozostali bohaterowie również świetnie zbudowani oraz, co ważne, zróżnicowani.
Kobiety, hmm,… Na podstawie dwóch tomów zaryzykuję tezę, że p. Górski niekoniecznie je lubi:))))) Ale nie odmawia im np. inteligencji, o pięknie zewnętrznym tylko wspominając;)

Po drugie – oczywiście wątek kryminalny. Intryga jest bardzo precyzyjnie prowadzona, logicznie wyjaśniona, psychologicznie umotywowana, wszystko toczy się w obrębie niewielkiej grupy osób. Podsumowując, całość zgodnie z najlepszymi regułami klasyki kryminalnej.
Plusem jest brak pobocznych, zbędnych wątków, a postaci nie biorące udziału w głównej intrydze, odegrają swoją rolę w następnym tomie. Zgodnie z prawem serii.

Po trzecie – język i, ogólniej, warsztat literacki autora. W tym tomie bez dłużyzn, z dopuszczalną liczbą wulgaryzmów, lekko i poprawną polszczyzną. Oraz bez tego upiornego smęcenia pseudo-psychologicznego, tak częstego w tego typu literaturze.

Piotr Górski szanuje swoich czytelników, liczy na ich inteligencję (czasem może zbyt na wyrost;) i oddaje w ich ręce dzieło najwyższej jakości.

Znakomity.
Czytałam do wpół do drugiej, licznik wskazywał, że sporo przede mną, licho podkusiło na jeszcze jeden rozdział. A w nim, jasny gwint, taki wist, że już nie mogłam się oderwać…
I noc zarwana.

Przeczytałam już drugą część serii, jestem spokojna, że Piotr Górski nie obniża lotów.

Zatem, co mi się podoba.

Po pierwsze – główny bohater, komisarz Kruk – policjant....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najpierw wyjaśnienie dlaczego taka liczba gwiazdek.
Cóż – zwykła średnia arytmetyczna. Warstwę fabularną wraz z lekkim piórem oceniłam na trzy, część, nazwijmy ją dydaktyczną, na osiem. Tyle.

Krótkie uzasadnienie tych trzech gwiazdek:
Fabularna strona polecanej wyżej książki jest, niestety, do bólu przewidywalna. Oraz, również niestety, do bólu politycznie poprawna.

Zatem mamy w niej i przyjaciela – słodkiego geja, i problem przypadkowej ciąży, która spada na kochającą się rodzinkę 2+1 upchniętą w ciupcieńkiej kawalerce, więc jedynym rozwiązaniem jest kierunek na Hradczany (oczywista oczywistość, jakże by inaczej), i główną ofiarę – uwielbianego przez tłumy aktora prowadzącego programy z dziećmi, i księdza karmiącego wiewiórki w Łazienkach, itp., itd.
Bleee...

Autor nie ukrywa podłoża afery. Główne pytanie brzmi, jak to wszystko dalej rozwiąże. I tu, powiedzmy, daje radę.

A także zgrabnie zachęca do sięgnięcia po następną część.
Której nie zamierzam czytać.

Średniej 5,5 nie zaokrągliłam do 6, bo nie lubię autorów piszących pod mainstreamowych recenzentów. A dowodzą tego poboczne wątki niczego innego nie wnoszące do powieści.


Dlaczego doceniłam warstwę dydaktyczną?
Bo trzeba mieć talent, żeby w książkę beletrystyczną wpleść taki zasób poważnej wiedzy. Wiedzy porażającej, dodajmy.

Jakub Szamałek w rewelacyjny sposób ilustruje zagrożenia czyhające na użytkowników wszelkich zdobyczy typu internet, Bluetooth itp. Użytkowników, czyli praktycznie nas wszystkich. Jeżeli czytelnik ma chęć, może nauczyć się omijać te zagrożenia. Jeśli nie, przynajmniej będzie bardziej świadomie korzystał z komputera. Duża rzecz.

I tylko z tego powodu warto po tę książkę sięgnąć.

Najpierw wyjaśnienie dlaczego taka liczba gwiazdek.
Cóż – zwykła średnia arytmetyczna. Warstwę fabularną wraz z lekkim piórem oceniłam na trzy, część, nazwijmy ją dydaktyczną, na osiem. Tyle.

Krótkie uzasadnienie tych trzech gwiazdek:
Fabularna strona polecanej wyżej książki jest, niestety, do bólu przewidywalna. Oraz, również niestety, do bólu politycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo rzadko sięgam po kryminały polskich autorów. Ten wzięłam do ręki zachęcona entuzjastycznymi wręcz opiniami użytkowników LC. I co? W mojej ocenie książka zasługuje na co najwyżej 5 gwiazdek. Dlaczego? Odpowiedź w punktach.

1. Jest całkowicie pozbawiona emocji. Napisana do tego stopnia beznamiętnie, że mniej więcej w połowie straciłam zainteresowanie odpowiedzią kto był mordercą Heleny. Nawet nie będę tu roztrząsała, czy się wcześniej domyśliłam, czy nie – po prosu niewiele mnie to obchodziło.

2. Nie ma wyrazistego bohatera. Autorka zrobiła wg mnie duży błąd, wprowadzając na początku powieści dwoje bohaterów równorzędnych – Joannę i komisarza Puckiego, na dodatek nie mogąc się zdecydować, której z tych postaci przydać więcej cech pozytywnych. Efekt – każda z nich jest równie bezbarwna i żadnej nie dało się polubić. Przynajmniej ja nie polubiłam.

3. Ta powieść to opis śledztwa prowadzonego krok po kroku przez zespół policjantów i tu autorka zadbała o realia. Chociaż nie znam się na tym – nigdy nie pracowałam w policji – rzecz opisana jest bardzo wiarygodnie i logicznie. Tylko że… Przepraszam, że marudzę, ale od literatury oczekuję, no właśnie – literatury, a nie reportażu. Czyli jakichś ciekawych postaci w tle, wartkich dialogów, choć odrobiny humoru, jakiegoś życia jednym słowem. Tego w tej książce nie ma. Książkę przeczytałam kilka dni temu, a poza dwoma głównymi (Joanna, Pucki) pamiętam tylko imię Monika. I denatkę Helenę;)

4. Komisarz Pucki jest nudny jak flaki z olejem – poza tym, że jest świetnym fachowcem i właśnie odchodzi na emeryturę nie dowiadujemy się o nim niczego więcej. Niczego. Trochę na siłę autorka przykleja mu jakieś „ludzkie” cechy, np. nie cierpi któregoś ze swoich współpracowników (ot, tak – fobię ma) i to niemal wszystko.

5. Mam jeszcze jeden zarzut poważniejszej natury, niestety jego opis łączyłby się ze spoilerowaniem. Zatem ogólnie – zastrzeżenie budzi we mnie liczba wątków i w związku z tym mało satysfakcjonujące zakończenie, czy też może rozwiązanie jednego z nich.

Mam na półce jeszcze jeden polski kryminał. Nie wiem, kiedy po niego sięgnę.

Bardzo rzadko sięgam po kryminały polskich autorów. Ten wzięłam do ręki zachęcona entuzjastycznymi wręcz opiniami użytkowników LC. I co? W mojej ocenie książka zasługuje na co najwyżej 5 gwiazdek. Dlaczego? Odpowiedź w punktach.

1. Jest całkowicie pozbawiona emocji. Napisana do tego stopnia beznamiętnie, że mniej więcej w połowie straciłam zainteresowanie odpowiedzią kto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam błyskawicznie, chociaż książka do milusińsko-świątecznych nie należy.
Sięgnęłam po nią zachęcona opinią Veinylovera i do tej opinii, w interesujący sposób odbiegającej od pozostałych odsyłam. Kolega zwrócił uwagę na bardzo istotny wątek powieści.
Pozwolę sobie na dorzucenie jeszcze jednego - rodzeństwo, na którym można polegać to skarb doceniany dopiero w dorosłym życiu. Żadne przyjaciółki go nie zastąpią. Chowanie jedynaków, no cóż...

Przeczytałam błyskawicznie, chociaż książka do milusińsko-świątecznych nie należy.
Sięgnęłam po nią zachęcona opinią Veinylovera i do tej opinii, w interesujący sposób odbiegającej od pozostałych odsyłam. Kolega zwrócił uwagę na bardzo istotny wątek powieści.
Pozwolę sobie na dorzucenie jeszcze jednego - rodzeństwo, na którym można polegać to skarb doceniany dopiero w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oczywiście przeczytałam. Ale chyba na tym skończę serię, bo szkoda mi utraty sympatii do Jacka Reachera.
W tym tomie już wyraźnie nasz bohater pozbawiony jest tego wdzięku, z jakim rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami oraz uroku, którym zdobywał kolejne partnerki.
Zamiast tego nudne i w nudny sposób omawiane planowanie oraz rutyna. Niemal obowiązek.
W książce nie znajdziemy nic z tego, co dawniej było jej mocnym atutem - nawet z największych opresji Reacher wychodził cało, ale zawsze miało to jakieś sensowne uzasadnienie. Tu, szkoda słów. Nie będę spoilerować, ale nagromadzenie idiotyzmów przekracza wszelkie normy obowiązujące nawet dla tego typu powieści-bajek.
Najwyraźniej Lee Child wypstrykał się z pomysłów. I autor, i jego bohater są kompletnie pozbawieni cojones, podsumowując.

Pomysł, żeby dalsze części pisał młodszy brat jakoś mnie nie przekonuje. Będzie opisywał przygody sześćdziesięcioparolatka wędrującego po Stanach tylko ze szczoteczką do zębów?! Hmm....

Oczywiście przeczytałam. Ale chyba na tym skończę serię, bo szkoda mi utraty sympatii do Jacka Reachera.
W tym tomie już wyraźnie nasz bohater pozbawiony jest tego wdzięku, z jakim rozprawiał się ze swoimi przeciwnikami oraz uroku, którym zdobywał kolejne partnerki.
Zamiast tego nudne i w nudny sposób omawiane planowanie oraz rutyna. Niemal obowiązek.
W książce nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo gorzka lektura. Przynajmniej dla czytelnika takiego jak ja, dobrze pamiętającego tamte czasy.

I co z tego, że momentami śmiałam się do łez, skoro wiem, że Marek Ławrynowicz przytacza wcale nie zmyślone historyjki, że gdyby chciał, mógłby dopisać ich jeszcze drugie tyle. Albo i więcej.
Że jakoś tak mimochodem, pomiędzy opisywanym absurdem i głupotą przytacza również historie tragiczne – tych również mógłby dorzucać garściami.

Wybrał inaczej. Napisał krótką, zgrabną powieść, którą dobrze się czyta i którą bardzo polecam.
Bo chociaż historia ubrana została w fikcję literacką, dobrze dokumentuje zmarnowany, czy też nawet mocniej – zabrany rok życia młodym mężczyznom, którzy w PRL-u, po studiach obowiązkowo musieli odrobić szkolenie wojskowe.

Gdy po powrocie z takiego szkolenia i wysłuchaniu opowieści, zapytałam kumpla, z nadzieją w głosie
- no, ale chyba czegoś cię w tym wojsku nauczyli?!
usłyszałam błyskawiczną odpowiedź:
- owszem, kląć.


Po szczegółowe recenzje książki odsyłam do Rudolfiny i Saudyjskich Wielbłądów.

Bardzo gorzka lektura. Przynajmniej dla czytelnika takiego jak ja, dobrze pamiętającego tamte czasy.

I co z tego, że momentami śmiałam się do łez, skoro wiem, że Marek Ławrynowicz przytacza wcale nie zmyślone historyjki, że gdyby chciał, mógłby dopisać ich jeszcze drugie tyle. Albo i więcej.
Że jakoś tak mimochodem, pomiędzy opisywanym absurdem i głupotą przytacza...

więcej Pokaż mimo to