rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Niestety mnie ta książka rozczarowała. Czytałam same pozytywne recenzje i spodziewałam się czegoś o wiele bardziej spektakularnego. Przechodząc do konkretów: bohaterowie są w stu procentach nieskomplikowani. Z tym, że w tym wypadku słowo "nieskomplikowani" oznacza jednowymiarowi. Każdy ma jedną cechę charakteru i całe życie podporządkowane pod tą jedną cechę - a żeby było całkiem cukierkowo i nierealnie całe życie układa im się też pod tą cechę. W wypadku Julki jest to nieporadność życiowa, Karol jest uosobieniem zaradności, dyrektor to dobro wcielone, Lidka zaś jest tą skrzywdzoną niewinnością itd. Jak w westernach są albo dobrzy, albo źli - aż dziwne, że nie mieli kolorystycznie dobranych kapeluszy: czarnych lub białych. Przechodząc do konkretów: Julka to lalka, która absolutnie nie ma swojego zdania i można przestawiać ją jak się chce. Wiem, że rodzicie to tyrani i zrobili jej wodę z mózgu, ale dziewczyna nie jest w stanie wykrzesać z siebie ani odrobiny zaangażowania. Cały jej udział w książce ogranicza się do wykonywania poleceń i wyobrażania sobie różnych wersji swojej historii. Rodzice Julki są tak bardzo przerysowani, że czuć , że autorka stworzyła ich tylko na potrzeby jaskrawego kontrastu z całą resztą bohaterów, w tym z ich rodzoną córką. Poza tym, że są groteskowo pompatyczni i bogaci nic o nich nie wiemy. Dyrektor jest tak wspaniały, że aż dziwne, że nie jest księżniczką jednorożców z "My Litttle Pony". Człowiek absolutnie bez skazy i z sercem na dłoni. Jedyny dyrektor podstawówki, który zna wszystkie dzieci w szkole, wszystkim pomógł przynajmniej raz i nie ma żadnych problemów z uzyskaniem pomocy od władz gminy, nawet tej finansowej. Pani burmistrz jest przysłowiową "zimną suką". A Ignacy to typowy dorobkiewicz z USA, który szasta dolarami na lewo i prawo. Jedynie Kubuś i Daria zachowują się jak ludzie z krwi i kości. Książka mdła, nijaka. Chociaż nie, w historii dyrektora, pani burmistrz i bogacza z USA są irytujące wstawki, takie zabiegi pisarskie, które mają zaciekawić, a podnoszą ciśnienie. Przez całą książkę myślą tylko o "tej sytuacji", "tym dniu, który zmienił wszystko", "tamtej historii" itd. Przypomina to wstawianie przez nastolatków tajemniczych, atencyjnych postów na portalach społecznościowych, czekających aż ktokolwiek się zmiłuje i zapyta "co się stało?". Tyle, że takie owijanie w bawełnę bardziej drażni niż ciekawi. Zakończenie takie sobie, Plus za to, że mama Julki jednak jej pomogła i wyszła z szablonu, minus za to, że pani burmistrz złamała serce Ignacego, myślałam, że przejrzy na oczy, bo strasznie go faworyzowała. Reszta super oczywista i niezaskakująca. Książka nierealna i niestety mało klimatyczna. Kompletnie nie wprawiła mnie w świąteczny nastrój czego głównie od niej oczekiwałam. Nie polecam 3/10.

Niestety mnie ta książka rozczarowała. Czytałam same pozytywne recenzje i spodziewałam się czegoś o wiele bardziej spektakularnego. Przechodząc do konkretów: bohaterowie są w stu procentach nieskomplikowani. Z tym, że w tym wypadku słowo "nieskomplikowani" oznacza jednowymiarowi. Każdy ma jedną cechę charakteru i całe życie podporządkowane pod tą jedną cechę - a żeby było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To średnio udany prequel "Małej Syrenki" i to tej Disney'owskiej wersji . Historia wiedźmy Urszuli (w tej wersji ma na imię Evie), która mogłaby być opowiedziana jako krótka baśń, a jest rozwleczona na ponad 300 stron nudnawej książki. Cała akcja i sens tej lektury rozgrywa się na samym końcu, dosłownie, tylko ostatnie 20% to fabuła, reszta to gigantyczny wstęp, okraszony niepotrzebnie opisaną codziennością głównej bohaterki. Szczególnie postać Ikera jest zupełnie niepotrzebna i z punktu widzenia całe historii na nic nie wpływa, a tylko irytuje i pozostawia niesmak. Olbrzymi potencjał, bo pomysł jest naprawdę ciekawy, zmarnowany. A szkoda, bo autorka w brew pozorom ma lekkie pióro.

To średnio udany prequel "Małej Syrenki" i to tej Disney'owskiej wersji . Historia wiedźmy Urszuli (w tej wersji ma na imię Evie), która mogłaby być opowiedziana jako krótka baśń, a jest rozwleczona na ponad 300 stron nudnawej książki. Cała akcja i sens tej lektury rozgrywa się na samym końcu, dosłownie, tylko ostatnie 20% to fabuła, reszta to gigantyczny wstęp, okraszony...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest biografia Walta Disneya tylko jego studia. O życiu prywatnym Disneya są tylko wzmianki, np. informacja o tym, że jego młodsza córka została adoptowana jest tylko w informacji wstępnej, uzupełniającej nowe wydanie. O ślubie, pojawianiu się córek w życiu Walta i innych, ważnych prywatnych wydarzeniach jest raptem po jednym zdaniu. Nie wiadomo kiedy dorastają dzieci państwa Disney i jakie są. O śmierci Walta też są tylko 2 zdania (!). Za dużo nazwisk i tytułów produkcj, za mało informacji biograficzych. Nie jestem pewna czy sumarycznie wiadomości o życiu prywatnym Walta uzbierałoby się na opis z tyłu okładki.

To nie jest biografia Walta Disneya tylko jego studia. O życiu prywatnym Disneya są tylko wzmianki, np. informacja o tym, że jego młodsza córka została adoptowana jest tylko w informacji wstępnej, uzupełniającej nowe wydanie. O ślubie, pojawianiu się córek w życiu Walta i innych, ważnych prywatnych wydarzeniach jest raptem po jednym zdaniu. Nie wiadomo kiedy dorastają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety najsłabsza książka Pratchetta. 4 gwiazdy za Salomona, bo tylko on ratował tą niewątpliwą pomyłkę kariery Terryego. Książka z marną akcją, marnymi dialogami i jeszcze gorszymi odniesieniami do literatury angielskiej. Ogólnie: nie polecam, żeby nie zniechęcić się do twórczości autora.

Niestety najsłabsza książka Pratchetta. 4 gwiazdy za Salomona, bo tylko on ratował tą niewątpliwą pomyłkę kariery Terryego. Książka z marną akcją, marnymi dialogami i jeszcze gorszymi odniesieniami do literatury angielskiej. Ogólnie: nie polecam, żeby nie zniechęcić się do twórczości autora.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Teofila Słaboniwa - bohaterka, której nawet nie wiemy, że potrzebujemy i na którą z pewnością nie zasługujemy. Stara zielarka, która widzi więcej, wie więcej, a na pewno więcej rozumie, mieszka w (na pierwszy rzut oka) sielskiej wsi, do której nowoczesność wita i rozgaszcza się z pełną swobodą wyplewiając z umysłów stare sposoby, rozwiązania i zabobony, które na co dzień wyznaczały rytm życia ludziom jeszcze kilka dekad wcześniej. Tylko jedna Słaboniowa, wciąż nazywana wiedźmą (pomimo całego tego postępu) wie jak rzeczy stoją naprawdę i jak radzić sobie z tym czego nauka nie jest w stanie wytłumaczyć. A dzieje się w tej pozornie spokojnej wsi bardzo wiele niewytłumaczalnych rzeczy...
Książka którą czyta się błyskawicznie, autorka ma tak lekkie pióro i tak sprawnie posługuje się gwarą, że nawet nieprzyzwyczajony czytelnik szybko przechodzi do płynnego czytania nietypowego na obecne czasy języka.
Jeśli ktoś mieszkał na wsi to z pewnością zauważył, że (o dziwo) bardzo wiele tej wiary w czary, zamawianie, zielarstwo i przesądy wciąż było praktykowane jeszcze całkiem nie dawno, za naszego życia, tylko nigdy się nad tym nie zastanawiał, wszystko było mechaniczne i wyuczone przez dziadków i rodziców.
Sprawnie pokazane jest skąd i jak biorą się upiory i gusła. Niby wszyscy znają mniej lub bardziej mitologię słowiańską, kojarzą mary, upiory, wąpierze itp., ale ta lektura pokazuje, że nie były to przypadkowo dobierane stwory, które pasowały w opisie do choroby/zachowania, które jakoś chciało się sobie wytłumaczyć - chociarz z perspektywy czasu tak właśnie to wygląda, jak standardowe starodawne "diagnozy". Najpierw więc była tragedia, śmierć, a dopiero potem pojaiwał się upiór i na samym końcu choroby i przypadłości. Ludzie wiedzieli, niejednokrotnie przez wyrzuty sumienia, kto i dlaczego nawiedza i zsyła nieszczęścia. Przypadki, z którymi mierzyła się Słaboniowa wywołane były przez konkretne zachowania konkretnych osób,a wszystkie tytułowe "spiekładuchy" były za życia mieszkańcami wsi.
Książka zdecydowanie godna polecenia: ciekawa, dobrze napisana i pouczająca.

Teofila Słaboniwa - bohaterka, której nawet nie wiemy, że potrzebujemy i na którą z pewnością nie zasługujemy. Stara zielarka, która widzi więcej, wie więcej, a na pewno więcej rozumie, mieszka w (na pierwszy rzut oka) sielskiej wsi, do której nowoczesność wita i rozgaszcza się z pełną swobodą wyplewiając z umysłów stare sposoby, rozwiązania i zabobony, które na co dzień...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno nie czytałam tak nudnej i pretensjonalnej książki. Stylistycznie chyba miała to być powieść z pogranicza realizmu magicznego i obyczaju z elementami fantastycznymi, ale wyszło mdło, napuszenie, nijako. Dłużyło się wszystko od rozlicznych i powtarzalnych w kółko opisów fresku Dawida i Goliata, po opisy brudnych ulic i pól bitwy. Główny bohater jest psim draniem, snobem i nudziarzem. Deklaruje tolerancję, ale gardzi ludźmi - najjaskrawiej pokazuje to historia z pierwszym żołnierzem na froncie. Nie szanuje żadnych zwierząt (oprócz siebie, oczywiście) - Sporco zasłużył na jego uznanie dopiero po śmierci. Ma o sobie tak wysokie mniemanie, że aż ciężko było przebrnąć przez fragmenty "autobiograficzne" (pies, który tak bardzo czuje się lepszy od swojego gatunku, że zostaje jaroszem, chodzi do opery i zachwyca się balami). Autor ewidentnie nie miał do czynienia ze zwykłym psem, bo Jutro nie ma w sobie już nic z psa, a człowiekiem nigdy nie będzie (choćby nie wiem jak tego chciał). Książka nudna, żmudna i nijaka. Zapomnę o niej szybciej niż ją czytałam.

Dawno nie czytałam tak nudnej i pretensjonalnej książki. Stylistycznie chyba miała to być powieść z pogranicza realizmu magicznego i obyczaju z elementami fantastycznymi, ale wyszło mdło, napuszenie, nijako. Dłużyło się wszystko od rozlicznych i powtarzalnych w kółko opisów fresku Dawida i Goliata, po opisy brudnych ulic i pól bitwy. Główny bohater jest psim draniem, snobem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie rozumiem zachwytów nad tą książką. Historia jest nudna i irytująca jednocześnie. Mamy głównego bohatera, który nie zadaje żadnych pytań. Kompletnie. Zostaje wymazany z rzeczywistości i ani razu o nic nie pyta. Dosłownie przestaje istnieć i przyjmuje to jako fakt i tyle. Dziewczyna, której pomaga, zostawia go bez słowa wyjaśnienia, nie czuje się w ogóle zobligowana do jakiejkolwiek wdzięczności, o wyjaśnieniu czegokolwiek nie wspominając. Opowieść nie wyjaśnia niczego. Przez pierwszą połowę książki nie dzieje się nic ciekawego, poza wędrówką po wyjątkowo dokładnie opisanymch kanałach. Druga połowa to zlepek wielu opowiastek z filmów i książek. W opisie książki można się natknąć na zwroty "przerażająca" i "zabawna". Ani razu się nie przestraszyłam niczego (a jestem raczej tchórzem) i mam wrażenie, że Pan Gaiman nie rozpoznałby poczucia humoru, nawet gdyby przedefilowało przed nim z transparentem w ręku. Nudna, żmudna i nijaka. Mam wrażenie, że treść zapomnę szybciej niż minął mi czas, który zmarnowałam na ten koszmarek.

Nie rozumiem zachwytów nad tą książką. Historia jest nudna i irytująca jednocześnie. Mamy głównego bohatera, który nie zadaje żadnych pytań. Kompletnie. Zostaje wymazany z rzeczywistości i ani razu o nic nie pyta. Dosłownie przestaje istnieć i przyjmuje to jako fakt i tyle. Dziewczyna, której pomaga, zostawia go bez słowa wyjaśnienia, nie czuje się w ogóle zobligowana do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Księżna. Wspomnienia  o polskich Habsburgach Krzysztof Błecha, Adam Tracz
Ocena 7,6
Księżna. Wspom... Krzysztof Błecha, A...

Na półkach:

Zacznę może od minusów: Habsburgowie przyjechali do Żywca jako okupanci, zaborcy, a nie jak twierdziła Arcyksiężna patrioci, którzy obrali sobie Polskę za Ojczyznę. Za panowania jej dziadka, mieszkańcy okolicznych wiosek żyli w skrajnej nędzy przez politykę wprowadzoną przez Arcyksięcia (wszyscy moi pradziadkowie podkreślali to jak opowiadali o czasach przed I Wojną Światową) - o czym Księżna milczy. Jedynymi rodzinami które zyskały na ich obecności były rodziny mieszczan Żywieckich. Pominę już ten patetyczny opis rodziny Habsburgów, którymi karmi nas Księżna na samym początku wywiadu. Drażniący jest subiektywizm rozmówczyni, ale trzeba oddać, że opowiadała o swojej rodzinie i to takiej jaką zapamiętała jako dziecko i bardzo młoda osoba, więc jest to poniekąd zrozumiałe. Z grubsza tyle na minus, teraz plusy: szybko się czyta, wciąga, dobrze zredagowane, ciekawe i konkretne pytania i takie też odpowiedzi. Arcyksiężna odpowiadała krotko, treściwie, ciekawie, za co bardzo wielki plus, bo zwykle ludzie w jej wieku mają skłonność do pomijania niektórych faktów, przynudzania i wyolbrzymiania, czego tu się nie dopatrzymy, a jeśli już to w niewielkiej ilości. Opowiadane z wielką swadą, IMPONUJĄCA pamięć do dat, nazwisk, miejsc i najdrobniejszych szczegółów (muszę to napisać dużymi literami, bo zrobiło to na mnie gigantycznie pozytywne wrażenie - wręcz wzbudziło zazdrość ;) ). Całość jest uzupełniana prywatnymi zdjęciami i grafikami pamiątek samej Marii Krystyny za co należą się jej wielkie podziękowania, sprawia to (mimo i tak już niesamowicie plastycznych opisów) jeszcze łatwiejsze wyobrażenie sobie miejsca akcji i pomaga urzeczywistnić tak odległe czasy i nieznanych nam ludzi. Niesamowicie ciekawe dzieło na temat życia niesamowicie ciekawej rodziny.

Zacznę może od minusów: Habsburgowie przyjechali do Żywca jako okupanci, zaborcy, a nie jak twierdziła Arcyksiężna patrioci, którzy obrali sobie Polskę za Ojczyznę. Za panowania jej dziadka, mieszkańcy okolicznych wiosek żyli w skrajnej nędzy przez politykę wprowadzoną przez Arcyksięcia (wszyscy moi pradziadkowie podkreślali to jak opowiadali o czasach przed I Wojną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę czyta się szybko, pomimo tego, że nie wciąga. Miejscami miałam wrażenie, że autor aspiruje do sukcesu "Trylogii Husyckiej" Sapkowskiego starając się wpisać w historyczne wydarzenia fantastyczne zjawiska i swoich bohaterów, ale robi to tak nieudolnie i nachalnie, że niszczy cały zamierzony efekt (dużo lepiej czytało by się ją gdyby darował sobie ten cały historyczny bełkot - bo w jego wypadku tylko tak można nazwać ten zabieg), tym bardziej, że kraina historyczna i tak ściśle określony czas historyczny nie ma znaczenia dla fabuły - równie dobrze mógłby to być w pełni wymyślony świat z zaznaczeniem reali średniowiecznych. Główni bohaterowie, a mamy ich dwóch, są niesamowicie płascy, jednowymiarowi. Opisy akcji, szczególnie napadów na wioski, są chaotyczne i przekombinowane. Podobał mi się wątek diabła, jego spojrzenie i komentarze na temat świata i ludzi, ale autor bardzo szybko go okroił a pod koniec wręcz potraktował po macoszemu. Końcówka bardzo rozczarowująca, w zasadzie lektura jest niedokończona, niedopowiedziana, zostawia gigantyczny niedosyt wiedzy o losach bohaterów.

Książkę czyta się szybko, pomimo tego, że nie wciąga. Miejscami miałam wrażenie, że autor aspiruje do sukcesu "Trylogii Husyckiej" Sapkowskiego starając się wpisać w historyczne wydarzenia fantastyczne zjawiska i swoich bohaterów, ale robi to tak nieudolnie i nachalnie, że niszczy cały zamierzony efekt (dużo lepiej czytało by się ją gdyby darował sobie ten cały historyczny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaopiniuję trochę z innej strony. Największe wrażenie z całej książki zrobiły na mnie cierpliwość i przywiązanie dr. Watsona (jest zdecydowanie moją ulubioną postacią tej lektury). To jak często Sherlock wytykał mu jego zwyczajność, brak polotu i przeciętną inteligencję, ustępuje tylko drwieniu z przedstawicieli prawa. Głównym bohaterem tego zbioru nie jest dla mnie detektyw ale akcja i proces logicznego rozwiązywania zagadek, Holmes jest tylko narzędziem. Sam detektyw nie robi dobrego wrażenia: jest uzależnionym od narkotyków i tytoniu egoistą i egocentrykiem, kpi z każdego kto nie dorównuje mu inteligencją, potrafi być miły i uroczy, ale tylko dla korzyści swoich bądź sprawy, nie zależy mu na ludziach - stąd przedmiotowe traktowanie dr. Watsona, które nawet samemu doktorowi rzuciło się w oczy (i miał o to słuszne pretensje do Holmesa). Tak na marginesie dodam, że nie sądzę żeby Sherlock rozumiał czym jest przyjaźń, dlatego nad wyraz irytujące i fałszywe było używanie przez niego określenia "przyjaciel" w odniesieniu do jego biografa. Lektura była ciekawa i wciągająca, ale jak wspominałam to proces myślowy, nie sam detektyw zrobił na mnie wrażenie.

Zaopiniuję trochę z innej strony. Największe wrażenie z całej książki zrobiły na mnie cierpliwość i przywiązanie dr. Watsona (jest zdecydowanie moją ulubioną postacią tej lektury). To jak często Sherlock wytykał mu jego zwyczajność, brak polotu i przeciętną inteligencję, ustępuje tylko drwieniu z przedstawicieli prawa. Głównym bohaterem tego zbioru nie jest dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciężko zaopiniować tą pozycję jak się jest Potteromaniaczką :), nie tego się spodziewałam. Myślałam o grubym zbiorze baśni dla małych czarodziejów (coś ala Andersen tylko w wersji magicznej), a dostałam 5 historyjek, napisanych o dwie klasy gorzej niż Harry Potter. Odniosłam wrażenie, że pani Rowling napisała je na siłę, jakby ktoś wymusił na niej ten zbiór opowiadań, albo jakby książka nie była jej autorstwa. Nie są, ani piękne, ani szczegółowe, a magia jest tłem wydarzeń, a nie głównym mechanizmem. Za mało wszystkiego: opowiadań, Potterowskiej magii, ciekawych zakończeń i (a może przede wszystkim) stylu pani Rowling. Przyciężkawa, nie bajkowa. Co do przypisów Dumbledora są niesamowicie rozczarowujące. Nawet nie mogę stwierdzić dlaczego bo tak bardzo są nijakie, miały być trafnymi, niebanalnymi uwagami wielkiego umysłu, na które większość czytelników by nie wpadła, na temat pochodzenia i przesłania poszczególnych bajek, a mamy zapiski na przysłowiowe "odwal się".

Ciężko zaopiniować tą pozycję jak się jest Potteromaniaczką :), nie tego się spodziewałam. Myślałam o grubym zbiorze baśni dla małych czarodziejów (coś ala Andersen tylko w wersji magicznej), a dostałam 5 historyjek, napisanych o dwie klasy gorzej niż Harry Potter. Odniosłam wrażenie, że pani Rowling napisała je na siłę, jakby ktoś wymusił na niej ten zbiór opowiadań, albo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najsłabsza z pozycji Besali, które miałam okazję czytać. Autor skacze z tematu na temat, na niczym konkretnie się nie skupia. Cała książka to zbiór nieuszeregowanych ciekawostek historycznych. Nie podobało mi się też, że w niektórych momentach przestawał być obiektywnym historykiem, i wyraźnie sugerował swoje zdanie na dany temat.

Najsłabsza z pozycji Besali, które miałam okazję czytać. Autor skacze z tematu na temat, na niczym konkretnie się nie skupia. Cała książka to zbiór nieuszeregowanych ciekawostek historycznych. Nie podobało mi się też, że w niektórych momentach przestawał być obiektywnym historykiem, i wyraźnie sugerował swoje zdanie na dany temat.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka, którą kupiłam i przeczytałam tylko dlatego, że była moją lekturą na studiach. Pełna konkretnych danych i ciekawostek, książka naukowa i nie dla wszystkich. Mnie zaciekawiła od strony antropologicznej - ciekawe opisy kultów związanych ze zmarłymi, spojrzeń na śmierć w różnych zakątkach świata, pogrzebów, powtórnych pogrzebów itd. Od strony biologicznej - opisy nie dla ludzi o bujnej, plastycznej wyobraźni (jak moja), wszystko opisane jest szczegółowo przez co ciężko jest przebrnąć przez tą część, która jest dosyć co tu dużo pisać obrzydliwa. Nie żałuję, że ją mam i nie żałuję, że ją przeczytałam, wręcz odwrotnie, jestem zadowolona,że miałam możliwość dowiedzieć się tylu istotnych rzeczy o śmierci i kulturze śmierci. Na pewno nigdy już jej nie przeczytam w całości, ale będę z niej korzystać aby wyciągnąć konkretne informacje, jeżeli tylko będzie to konieczne.

Książka, którą kupiłam i przeczytałam tylko dlatego, że była moją lekturą na studiach. Pełna konkretnych danych i ciekawostek, książka naukowa i nie dla wszystkich. Mnie zaciekawiła od strony antropologicznej - ciekawe opisy kultów związanych ze zmarłymi, spojrzeń na śmierć w różnych zakątkach świata, pogrzebów, powtórnych pogrzebów itd. Od strony biologicznej - opisy nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja pierwsza książka przeczytana samodzielnie, od deski do deski, nie było w niej nic co by mi nie odpowiadało, a pomysły z niej zaczerpnięte próbowałam realizować ze swoją "bandą". Najlepiej wspominana przeze mnie książka, polecam każdemu uczniowi najmłodszych klas szkoły podstawowej.

Moja pierwsza książka przeczytana samodzielnie, od deski do deski, nie było w niej nic co by mi nie odpowiadało, a pomysły z niej zaczerpnięte próbowałam realizować ze swoją "bandą". Najlepiej wspominana przeze mnie książka, polecam każdemu uczniowi najmłodszych klas szkoły podstawowej.

Pokaż mimo to