-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Bleh. Taki sobie leeekki kryminałek, a raczej obyczajówka z niemieckiej prowincji z końmi (na których tle autorka ma hopla) w tle. Nie zmoglam, takie to naiwniutkie i toporne.
Dałam aż dwie gwiazdki, bo (w wersji niemieckiej) jest toto nieźle napisane I szybko się czyta.
Bleh. Taki sobie leeekki kryminałek, a raczej obyczajówka z niemieckiej prowincji z końmi (na których tle autorka ma hopla) w tle. Nie zmoglam, takie to naiwniutkie i toporne.
Dałam aż dwie gwiazdki, bo (w wersji niemieckiej) jest toto nieźle napisane I szybko się czyta.
2022-11-02
W swojej chronologicznie drugiej powieści Andrea Maria Schenkel ponownie sięgnęła po inspirację do historycznych kronik kryminalnych. Tym razem opisuje zbrodnie Johanna Eichhornsa, ktory pod koniec lat trzydziestych zamordował pięć, a zgwałcił ponad dziewięćdziesiąt (sic!) młodych kobiet. Jak wielu innych seryjnych morderców, prowadził podwójne życie: miał porządną pracę na kolei, a także żonę i dwoje dzieci. Co ciekawe, nie jest on w Niemczech zbyt znany - hitlerowcy zadbali, by zbrodnie i egzekucja Eichhornsa nie trafiły na nagłówki, bo był członkiem NSDAP.
Podobnie jak w "Domu na pustkowiu" (Tannöd) Schenkel na motywach prawdziwej historii buduje swoją fikcyjną opowieść o polującym na rowerzystki perwersie. Głos oddaje świadkom, rodzinom ofiar i samemu zbrodniarzowi, cytując jego zeznania. Leitmotivem książki są losy młodziutkiej Kathie, która przyjechała ze wsi szukać szczęścia w Monachium. Nie chciała pracować jako służąca, a bez wykształcenia ani umiejętności nie miała szans na lepszą posadę - wegetowala więc pomieszkując u znajomych i powoli staczała się w prostytucję.
Czyta się szybko, historia wciąga, a zabieg oddania głosu wielu różnym osobom związanym z morderstwami/ofiarami ponownie zdaje egzamin.
W swojej chronologicznie drugiej powieści Andrea Maria Schenkel ponownie sięgnęła po inspirację do historycznych kronik kryminalnych. Tym razem opisuje zbrodnie Johanna Eichhornsa, ktory pod koniec lat trzydziestych zamordował pięć, a zgwałcił ponad dziewięćdziesiąt (sic!) młodych kobiet. Jak wielu innych seryjnych morderców, prowadził podwójne życie: miał porządną pracę na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zdziwiły mnie niskie oceny tej książki i przejrzałam tłumaczenie (pod tytułem "Dom na uboczu"). Moje obawy się potwierdziły, jest tragiczne. To nie znaczy, że jest to wybitny kryminał, bynajmniej. Jednak na tle innych, szczególnie polskich, które są tutaj taaak łaskawie oceniane, wypada wcale nieźle.
"Tannöd" to próba rekonstrukcji brutalnego mordu sześciu osób na zabitej dechami bawarskiej prowincji. Nie emocjonalny rollercoaster z zaskakującym twistem, ale chłodne zestawienie relacji osób mniej lub bardziej powiązanych ze zbrodnią. Są to w większości prości, dość prymitywni ludzie ze wsi i autorka świetnie oddała ich język i sposób myślenia. Duszna atmosfera, patologiczna rodzina z położonego na uboczu gospodarstwa, sąsiedzi, którzy się domyślają, ale "to nie ich sprawa", w tle kazirodztwo i wojna, a zwłaszcza wykorzystywanie robotników przymusowych - to poruszająca historia, którą połknęłam w jeden wieczór. Jak na debiutancką powieść, całkiem nieźle i mam zamiar sięgnąć po któraś z kolejnych książek Schenkel.
Mieszkańcy położonego z dala od innych zabudowań gospodarstwa, Dannerowie (małżeństwo w średnim wieku, ich córka oraz dwójka dzieci: dziewczynka w wieku szkolnym i malutki chlopiec) nie są lubiani we wsi. Dlatego sąsiedzi nie od razu się orientują, że nie widzieli ich od pewnego czasu. Kiedy decydują się sprawdzić, co się stało, odkrywają zwłoki całej rodziny i świeżo zatrudnionej służącej...
Schenkel zainspirowała się autentyczną historią morderstwa sześciu osób z 1922 roku, które również miało miejsce w Bawarii, ale we wsi Hinterkaifeck. Przeniosła akcję w czasy powojenne do fikcyjnego Tannöd, wymyśliła również rozwiązanie zagadki. Zbrodnia z Hinterkaifeck pozostała niewyjaśniona; śledztwo prowadzono jeszcze w latach 50., a ostatnie przesłuchania miały miejsce w roku 1986.
Zdziwiły mnie niskie oceny tej książki i przejrzałam tłumaczenie (pod tytułem "Dom na uboczu"). Moje obawy się potwierdziły, jest tragiczne. To nie znaczy, że jest to wybitny kryminał, bynajmniej. Jednak na tle innych, szczególnie polskich, które są tutaj taaak łaskawie oceniane, wypada wcale nieźle.
"Tannöd" to próba rekonstrukcji brutalnego mordu sześciu osób na zabitej...
"Strafe" (kara) domyka trylogię opowiadań von Schiracha, jest jednocześnie trzecim elementem aktu oskarżenia w sądzie: przestępstwo-wina-kara. Lakoniczny język, poruszające historie i współczujący, ale nieoceniający narrator tworzą - jak w poprzednich tomach - idealną wręcz całość. To wielka sztuka zamknąć na kilku stronach dramat ludzkiego życia, von Schirach posiadł ją w wysokim stopniu. Wstrząsające historie opowiada lapidarnie, ale ze współczuciem, solidaryzując się z ofiarami, którymi nie zawsze są ci, którzy się wydają. Czy te historie są prawdziwe - zastanawiają się i krytycy, i czytelnicy. Von Schirach odpowiada: i tak, i nie, bo mieszam, przekręcam i dodaję. Gdyby faktycznie opisywał swoje sprawy, krzywdziłby klientów. Jeśli jednak są one jedynie inspiracją, jest moralnie w porządku jako prawnik i jako literat.
Znam tylko jedną powieść von Schiracha, "Sprawa Colliniego" i nie oceniam jej wysoko, natomiast uważam go za mistrza opowiadań i bardzo bym sobie życzyła, aby napisał ich więcej. To prawdziwe perełki.
Zgodnie z tytułem, w tym zbiorku autor skupia się na karach za różne przewinienia. Zazwyczaj bohaterom opowiadań udaje się ich uniknąć wskutek łutu szczęścia albo luk w systemie prawnym. Na tle historii z "Przestępstwa" I "Winy", zawarte w tym tomie są brutalniejsze i jeszcze bardziej poruszające (szczególne wrażenie zrobił na mnie""Subotnik").
"Strafe" (kara) domyka trylogię opowiadań von Schiracha, jest jednocześnie trzecim elementem aktu oskarżenia w sądzie: przestępstwo-wina-kara. Lakoniczny język, poruszające historie i współczujący, ale nieoceniający narrator tworzą - jak w poprzednich tomach - idealną wręcz całość. To wielka sztuka zamknąć na kilku stronach dramat ludzkiego życia, von Schirach posiadł ją w...
więcej mniej Pokaż mimo toDoskonałe opowiadania. To taka literatura, że lektura sprawia prawdziwa rozkosz i nie chcesz, żeby się skończyła. Przewrotne, skłaniające do refleksji.
Doskonałe opowiadania. To taka literatura, że lektura sprawia prawdziwa rozkosz i nie chcesz, żeby się skończyła. Przewrotne, skłaniające do refleksji.
Pokaż mimo to
Problemem niemieckich kryminałów w polskim wydaniu są fatalne, toporne tłumaczenia, dlatego jeśli tylko mam możliwość - czytam je w oryginale. Brzmią wtedy mniej naiwnie, tracą ten dziwny infantylizm, który może zniechęcać czytelników przyzwyczajonych do amerykańskiego i skandynawskiego poziomu literatury sensacyjnej.
Ostatnio postanowiłam zapoznać się z kilkoma wcześniej mi nieznanymi niemieckimi autorami kryminałów, jednym z nich jest Andreas Gruber.
"Todesfrist" to pierwsza część (siedmioodcinkowego póki co) cyklu z policjantką Sabine Nemez i ekscentrycznym holenderskim profilerem Maartenem S. Sneijderem. Bohaterowie poznają się podczas polowania na seryjnego mordercę, który w bardzo okrutny sposób zabił trzy kobiety w trzech katedrach: lipskiej, kolońskiej i monachijskiej. Za każdym razem związana z ofiarą osoba dostawała - teoretycznie - szansę uratowania jej życia dzięki odgadnięciu w ciągu 48 godzin dlaczego dokonano porwania (stąd polski tytuł "48"). Chociaż Sneijder jest prawdziwą gwiazdą w swoim fachu, to bystra Sabine znajduje klucz do zagadki. W tej opowieści ważna rolę odgrywa książeczka z 1845 roku z makabrycznymi wierszykami dla dzieci "Struwwelpeter" Heinricha Hoffmanna. Była ona niezwykle popularna nie tylko w krajach niemieckojęzycznych. U nas doczekała się wielu wznowień jako "Staś Straszydło. Złota rószczka". W wierszykach niegrzeczne dzieci spotykają straszne kary niewspółmierne do przewin, np. Juleczkowi, który miał zwyczaj ssać palce, obciął je krawiec wielkimi nożycami ("...Wpada krawiec jak pantera
I do Julka skoczy żywo.
Nożycami w lewo, w prawo
Uciął palec jeden drugi,
Aż krew trysła we dwie strugi").
Jeśli przymkniemy oko na oczywistą bzdurę, jaką jest udział policjantki w śledztwie dotyczacym morderstwa własnej matki, książkę "Todesfrist" czyta się nieźle i mam apetyt na dalsze części. Zdecydowanie Gruber to wyższa liga niż Fitzek.
Problemem niemieckich kryminałów w polskim wydaniu są fatalne, toporne tłumaczenia, dlatego jeśli tylko mam możliwość - czytam je w oryginale. Brzmią wtedy mniej naiwnie, tracą ten dziwny infantylizm, który może zniechęcać czytelników przyzwyczajonych do amerykańskiego i skandynawskiego poziomu literatury sensacyjnej.
więcej Pokaż mimo toOstatnio postanowiłam zapoznać się z kilkoma wcześniej...