Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Drugi tom przygód Kociołka dość mocno zraził mnie do Marcina Mortki - a po przygody Rolanda sięgnąłem bardziej w ramach researchu do własnej historii - z czym się je te pirackie opowieści, jakiego języka używa, gdzie leży granica przesady z terminologią żeglarską.

Okazuje się jednak, że przy okazji bawiłem się całkiem nieźle. Perypetie załogi "Błędnego Rycerza" to nie "Piraci z Karaibów", ale to wciąż zgrabnie napisana przygoda - momentami śmieszna, momentami emocjonująca. Niemal czułem wiatr i sól morską w brodzie.

Oczywiście, jeśli pogrzebać głębiej, wciąż łatwo zauważyć rzeczy, które odrzuciły mnie od drużyny Kociołka - bo "Morza Wszeteczne" pisane były na to samo kopyto. To wciąż show jednej postaci, a reszta cudacznej załogi to tylko NPCe bez własnej agendy - a jako motywacja do działania wystarcza im bimber i chędożenie rusałek.

Na szczęście jest to zamaskowane dużo lepiej niż w "Głodnej Puszczy", a bohaterowie (czy też: bohater z NPCami) faktycznie robią coś ciekawszego niż potykanie się o korzenie w ciemnym lesie.

Drugi tom przygód Kociołka dość mocno zraził mnie do Marcina Mortki - a po przygody Rolanda sięgnąłem bardziej w ramach researchu do własnej historii - z czym się je te pirackie opowieści, jakiego języka używa, gdzie leży granica przesady z terminologią żeglarską.

Okazuje się jednak, że przy okazji bawiłem się całkiem nieźle. Perypetie załogi "Błędnego Rycerza" to nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Kłamca" to seria, które te prawie dwadzieścia lat temu na dobre zabetonowała moją miłość do fantastyki. Pierwszy tom wciągnąłem wtedy w jeden wieczór.

Podobnie dobrze wszedł mi ten ostatni tom - jedna z sześciu książek, które zabrałem do nadrobienia na urlopie - przeczytałem go jeszcze zanim zdążyłem się porządnie rozpakować. To razem z liczbą gwiazdek w zasadzie wystarczy do TL;DR: Fantastyczny tom, Ćwiek jest w szczytowej formie. Lekkie pióro, dopracowane przez te dwadzieścia lat, cięty dowcip i świetne granie popkulturą - w tym internetowymi dramami.

Nie zabrałem za to swoich kopii "Stróży", których nie miałem jeszcze okazji przeczytać (wybacz Kuba, wiń wujka Sandersona!), dlatego też część wątków musiałem poskładać z fragmentów informacji porozrzucanych przez autora tu i tam właśnie dla takich jak ja.

Nie byłem co prawda w obozie, któremu jakoś szczególnie nie podobało się 'Kill 'em All', ale mimo to cieszę się na te alternatywne zakończenie - faktycznie spina się to lepiej z Lokim, jakiego znamy i kochamy. Powrót do tego uniwersum był dla mnie trochę jak powrót do domu, przypominając mi dlaczego tak lubię fantastykę.

Dzięki, Kuba.

"Kłamca" to seria, które te prawie dwadzieścia lat temu na dobre zabetonowała moją miłość do fantastyki. Pierwszy tom wciągnąłem wtedy w jeden wieczór.

Podobnie dobrze wszedł mi ten ostatni tom - jedna z sześciu książek, które zabrałem do nadrobienia na urlopie - przeczytałem go jeszcze zanim zdążyłem się porządnie rozpakować. To razem z liczbą gwiazdek w zasadzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Leszek, skrobiąc mi dedykację na zeszłorocznych targach książki, życzył mi dobrego piwka i ekscytującej rozpierduchy w trakcie lektury. Cóż, sprawdziło się, chociaż z rocznym opóźnieniem (za które winię wujka Sandersona).

Na pierwszy rzut oka, "Smoczy szlak: Wejście" nie ma zbyt wiele elementów, które zazwyczaj lubię w fantastyce: dziesiątek bohaterów z głęboko nakreśloną psychiką, fascynującego systemu magii z twardymi zasadami, wielkich intryg politycznych i skomplikowanych układanek starożytnych sekretów.

To raczej lekka przygoda, wspomagana wspomnianą wyżej rozpierduchą i fantastyczną dynamiką drużyny - może trochę infantylną, ale tak to jest jak zbierzesz do kupy kilku facetów, których nie ma kto oceniać z zewnątrz. Zdecydowanym faworytem był tutaj Ugi.

Mam niestety pewien niedosyt - i poczucie, jakbym przeczytał tylko pół książki. Pod koniec tomu pozostało zbyt wiele otwartych wątków, przez co ma się wrażenie, że bohaterowie nie osiągnęli zbyt wiele. Zakończenie książki ~3-4 rozdziały wcześniej, albo pociągnięcie kilku wątków nieco dalej dałoby zdecydowanie lepszy efekt.

Tak czy inaczej - miałem z tej lektury sporo frajdy. Mam nadzieję, że na kolejnej edycji targów ponownie spotkam Leszka - z kolejnym tomem przygód Yaspera.

Leszek, skrobiąc mi dedykację na zeszłorocznych targach książki, życzył mi dobrego piwka i ekscytującej rozpierduchy w trakcie lektury. Cóż, sprawdziło się, chociaż z rocznym opóźnieniem (za które winię wujka Sandersona).

Na pierwszy rzut oka, "Smoczy szlak: Wejście" nie ma zbyt wiele elementów, które zazwyczaj lubię w fantastyce: dziesiątek bohaterów z głęboko nakreśloną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dashford Pierce, gwiezdny pilot który zupełnym przypadkiem zaczął podszywać się pod autora bestsellerów Jacques'a McKeown'a, skończył z ratowaniem galaktyki i egzystuje sobie spokojnie na ogromnych, niezasłużonych tantiemach.

Problemy zaczynają się, gdy kasa zaczyna się kończyć, prawdziwy McKeown nie pisze nic nowego, młodzi czytelnicy wolą pseudo-Star Trek, jego mieszkanie obrywa torpedą, a wredny detektyw manipuluje nim, by wyznał prawdę w nagraniu na żywo.

Tak, zdecydowanie wypadałoby się zmywać.

Ostatni tom przygód Dashforda to w zasadzie więcej tego samego - przypadkowych triumfów, kompletnego nieudacznictwa i specyficznego, fantastycznego, humoru Bena Croshawa. Narracja samego autora jak zawsze też niezawodna.

Dashford Pierce, gwiezdny pilot który zupełnym przypadkiem zaczął podszywać się pod autora bestsellerów Jacques'a McKeown'a, skończył z ratowaniem galaktyki i egzystuje sobie spokojnie na ogromnych, niezasłużonych tantiemach.

Problemy zaczynają się, gdy kasa zaczyna się kończyć, prawdziwy McKeown nie pisze nic nowego, młodzi czytelnicy wolą pseudo-Star Trek, jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Tress of the Emerald Sea" to pierwszy z czterech 'sekretnych projektów' - książek napisanych przez Sandersona na boku, w ramach odpoczynku od pisania książek.

Już od pierwszej strony widać, że nie jest to typowa książka Sandersona - ton jest lżejszy, świat i magia mniej skomplikowane a bohaterowie bardziej optymistyczni. Styl narracji jest też zupełnie inny niż zazwyczaj - a wierni czytelnicy z pewnością rozpoznają kto jest narratorem już po 1-2 linijkach tekstu. (A przynajmniej w oryginale - nie wiem jak wygląda to w wersji polskiej. Nie ufam polskim tłumaczeniom Sandersona od czasu przekartkowania "Drogi Królów")

Fabuła jest lekka, prosta, przyjemna i dobrze poprowadzona - nieopierzona 'księżniczka' rusza, by uratować swojego księcia z magicznej wieży. Do pokonania ma tylko kilka mórz składających się z zabójczych zarodników i wredną czarownicę.

Fakt, że jest to nietypowa książka Sandersona, działa w tym przypadku na jej niekorzyść - bo bardzo lubię typowe książki Sandersona. Wciąż czytało się ją całkiem przyjemnie, jednak w przeciwieństwie do np. "Rythm of War", nie zdarzyło mi się zarwać nocki i pójsć do roboty czując się jak zombie, byle tylko przeczytać kolejny i kolejny i kolejny rozdział.

Chciałbym móc w takim przypadku dla osób, które Sandersona nie znają, albo takich, którym nie przypadł wcześniej do gustu. Niestety, to także się nie sprawdzi, bo pojawia się tu całkiem sporo odniesień - zazwyczaj na 'drugim planie', ale jednak - do innych światów Cosmere i mocy magicznych tam występujących - co dla nowych czytelników może skończyć się reakcją 'Eeeee.... co?'.

Niekórych razić mogą też meta-wstawki i przemyślenia o opowiadaniu historii, wzięte niemal żywcem z wykładów Sandersona na BYU. Osobiście te wtręty zupełnie mi nie przeszkadzały - a nawet pasowały do narratora - ale nie każdy zareaguje na nie równie dobrze.

Dlatego też książkę polecam raczej weteranom Cosmere jako lekturę bonusową - lekką, baśniową odskocznię od wojen prowadzonych przez starych i nowych znajomych Hoida.

"Tress of the Emerald Sea" to pierwszy z czterech 'sekretnych projektów' - książek napisanych przez Sandersona na boku, w ramach odpoczynku od pisania książek.

Już od pierwszej strony widać, że nie jest to typowa książka Sandersona - ton jest lżejszy, świat i magia mniej skomplikowane a bohaterowie bardziej optymistyczni. Styl narracji jest też zupełnie inny niż zazwyczaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Drugi tom zbiorczy legendarnej mangi Kentarō Miury - i ze wszystkich chyba najbardziej 'normalny'. Jasne, to Berserk - więc wciąż jest brutalny, wulgarny, obrazoburczy, (wstaw przymiotnik) - ale mamy tu jednak origin story Gutsa, historię osadzoną w ogólnie pojętym średniowieczu, z minimalną ilością elementów fantastycznych. Bez porównania ze wszystkim, co nastąpi potem.

Co nie znaczy oczywiście, że to ta mniej ciekawa część historii. Bitwy, rozgrywki pałacowe i stopniowa realizacja kolejnych ambicji Griffitha to wciąż fascynująca opowieść, dająca nam ważny kontekst do późniejszych, szalonych tomów sagi Gutsa.

Drugi tom zbiorczy legendarnej mangi Kentarō Miury - i ze wszystkich chyba najbardziej 'normalny'. Jasne, to Berserk - więc wciąż jest brutalny, wulgarny, obrazoburczy, (wstaw przymiotnik) - ale mamy tu jednak origin story Gutsa, historię osadzoną w ogólnie pojętym średniowieczu, z minimalną ilością elementów fantastycznych. Bez porównania ze wszystkim, co nastąpi potem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Lubię od czasu do czasu sięgnąć do mainstreamu - do tych wychwalanych, nagradzanych książek, o których głośno w mediach. Może nie koniecznie "poważnej literatury", ale takiej o której się mówi - i mówi dobrze.

Jak dotąd, każda pozycja, po którą sięgnąłem w ramach tego małego eksperymentu okazała się leżeć gdzieś pomiędzy "kompletny gniot" a "grafomania poniżej średniej". Nie inaczej było w przypadku "Króla".

Z jednej strony faktycznie, nieszczególnie interesuje mnie okres dwudziestolecia międzywojennego czy ekscytująca fabuła w 60% składająca się z chlania i kur***nia.

Z drugiej strony - narracja Macieja Stuhra. O ile całkiem nieźle wykreował bohaterów, każdemu nadając unikalny sposób mówienia, o tyle włożył w to tyle ekspresji, że w połączeniu ze średniej jakości dialogami wszyscy stale brzmią niczym histerycy na skraju snapnięcia - przez co zwyczajnie ciężko się tego słucha.

Myślę, że najbardziej przeszkadzał mi jednak styl przyjęty przez autora. Mamy tu narrację pierwszoosobową, w formie czegoś pomiędzy pamiętnikiem a strumieniem świadomości. Wielokrotne powtórzenia tego samego szybko robią się męczące, zaś każdy bohater wprowadzany jest z notką biograficzną, często dłuższą niż reszta jego występu w książce - czego nienawidzę jak niewielu innych rzeczy w literaturze.

I tak z połączenia tych wątpliwej jakości składników powstaje on - "Król". Książka, która pomimo kilku ciekawych pomysłów, była dla mnie absolutną katorgą, której przesłuchanie musiałem dawkować sobie przez prawie rok.

Lubię od czasu do czasu sięgnąć do mainstreamu - do tych wychwalanych, nagradzanych książek, o których głośno w mediach. Może nie koniecznie "poważnej literatury", ale takiej o której się mówi - i mówi dobrze.

Jak dotąd, każda pozycja, po którą sięgnąłem w ramach tego małego eksperymentu okazała się leżeć gdzieś pomiędzy "kompletny gniot" a "grafomania poniżej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rozpoczynanie roku z kolejnym tomem Stormlight Archive stało się dla mnie pewną tradycją. Zazwyczaj mam wtedy mniej czasu na czytanie, więc przebicie się przez te 1000+ stron zajmuje mi sporo czasu - jednak dzięki temu mam też więcej czasu na przemyślenie i docenienie lektury.

Bo też "Rythm of War" jest lekturą fantastyczną. Kolejny rok z Kaladinem, Dalinarem, Shallan, Adolinem i Navani (oraz setką bohaterów pobocznych) utwierdza mnie w przekonaniu, że Sanderson stworzył najlepszych bohaterów, z jakimi miałem do czynienia. Ich upadki i podnoszenie się po nich, walka z własnymi słabościami i odkrywanie sensu życia to prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Tylko Sanderson potrafi wycisnąć łzy z takiego starego cynika jak ja.

Ogromne wrażenie zrobił też na mnie sposób, w jaki przekuł coś, co na początku wydawało się krótkim wątkiem pobocznym w wydarzenia najwyższej wagi - nie tylko dla tej serii, ale prawdopodobnie też całego Cosmere.

O systemie magii nie będę się już powtarzał - zachwycam się tym w każdej recenzji Sandersona. "Rythm of War" w niczym nie ustępuje tu poprzednim książkom.

Jak zawsze, tempo akcji momentami spowalnia nieco za bardzo, ale jestem już do tego przyzwyczajony. Oczywiście najlepsze jak zawsze dostajemy w ostatnich 25% tomu - dlatego też piszę tą recenzję kompletnie niewyspany. Nawet nie zauważyłem, że ostatnie 300 stron pochłonęło mnie na całą noc.

W skrócie: "Rythm of War" to genialna kontynuacja fantastycznego cyklu. Nie mogę doczekać się piątego tomu.

Rozpoczynanie roku z kolejnym tomem Stormlight Archive stało się dla mnie pewną tradycją. Zazwyczaj mam wtedy mniej czasu na czytanie, więc przebicie się przez te 1000+ stron zajmuje mi sporo czasu - jednak dzięki temu mam też więcej czasu na przemyślenie i docenienie lektury.

Bo też "Rythm of War" jest lekturą fantastyczną. Kolejny rok z Kaladinem, Dalinarem, Shallan,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O Murderbocie słyszałem kilka razy, zazwyczaj w samych superlatywach. Może przez to miałem zbyt duże oczekiwania. Miło, że Audible udostępnił pierwszą część (w zasadzie bardziej opowiadanko) za darmo - dzięki temu wiem, że tej serii raczej nie będę kontynuował.

W zasadzie nie wiem, czego dokładnie spodziewałem się po "All Systems Red". Może w miarę oryginalnego settingu sci-fi, zamiast którego dostałem w zasadzie ledwo zarysowaną, stockową międzyplanetarną korpodystopię. Może głównego bohatera pokroju HK-47 z 'The Old Republic' zamiast kanapowego tygrysa, który może zabić, ale chciałby tylko mieć spokój i taśmowo oglądać Netflixa. Może soczystych dialogów z humorem punktującym 'worki mięsa' z perspektywy robota, zamiast wewnętrznych przeżyć turbointrowertyka, nawet jeśli zarysowanych całkiem nieźle.

Nie chcę oceniać zbyć ostro, bo może faktycznie miałem rozbujane oczekiwania, ale fakt pozostaje faktem - dawno książka nie była mi tak obojętna.

O Murderbocie słyszałem kilka razy, zazwyczaj w samych superlatywach. Może przez to miałem zbyt duże oczekiwania. Miło, że Audible udostępnił pierwszą część (w zasadzie bardziej opowiadanko) za darmo - dzięki temu wiem, że tej serii raczej nie będę kontynuował.

W zasadzie nie wiem, czego dokładnie spodziewałem się po "All Systems Red". Może w miarę oryginalnego settingu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Zawód: Programista" to ciekawa pozycja zwłaszcza dla osób dopiero zaczynających swoją przygodę z programowaniem. Nie jest to jednak kurs, czy poradnik techniczny, a bardziej ogólne opowiedzenie o branży i jak w niej nawigować.

Dostajemy tu sporo informacji o nauce, szukaniu pierwszej roboty w branży, i dalszym rozwoju, ale także przestrogi - bo nie zawsze będzie tak fajnie i różowo, jak to sobie na początku wyobrażamy.

Wyjadacze mogą pominąć pierwszą część książki, ale oni także mogą tu znaleźć coś dla siebie - jak szukać czasu na rozwój w monotonii codziennej klepaniny, jak radzić sobie z wypaleniem i przepracowaniem, jak podejść do zarządzania zespołem.

Ogółem: sporo dobrych rad i mądrości życiowych, popartych przykładami z autopsji. Nie każdy zgodzi się z autorem, nie każdy będzie chciał podążać tą samą ścieżką, ale wciąż warto je poznać.

Ucząc się programowania w wieku 30-kilku lat, na niektóre rady jest już dla mnie za późno - ten, czy inny pociąg przeminął. Ale spora część pozostaje dla mnie aktualna i wartościowa - prawdopodobnie nie raz wrócę jeszcze do niektórych rozdziałów.

"Zawód: Programista" to ciekawa pozycja zwłaszcza dla osób dopiero zaczynających swoją przygodę z programowaniem. Nie jest to jednak kurs, czy poradnik techniczny, a bardziej ogólne opowiedzenie o branży i jak w niej nawigować.

Dostajemy tu sporo informacji o nauce, szukaniu pierwszej roboty w branży, i dalszym rozwoju, ale także przestrogi - bo nie zawsze będzie tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Sixth of the Dusk" to zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań z kolekcji Arcanum Unbounded.

Nie ma tu typowej dla Sandersona głębi postaci - bo i też nie ma na to miejsca. Jest za to kolejny fantastyczny świat, w dalekiej przyszłości Cosmere, z akcją osadzoną na wyspach, z których każda jest w zasadzie małą Australią. Czytaj - WSZYSTKO, dosłownie WSZYSTKO, od mrówek po roślinność, o drapieżnikach nie wspominając, chce cię tam zabić. Do tego ciekawy system magii oparty na ptakach-pokemonach udzielających ludziom mocy.

O fabule nie powiem nic, bo przy 50-kilku stronach ciężko powiedzieć cokolwiek bez zdradzania puenty. Powiem tylko, że mam ogromną nadzieję na kontynuację w formie pełnoprawnej książki. Albo i całej serii.

"Sixth of the Dusk" to zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań z kolekcji Arcanum Unbounded.

Nie ma tu typowej dla Sandersona głębi postaci - bo i też nie ma na to miejsca. Jest za to kolejny fantastyczny świat, w dalekiej przyszłości Cosmere, z akcją osadzoną na wyspach, z których każda jest w zasadzie małą Australią. Czytaj - WSZYSTKO, dosłownie WSZYSTKO, od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wiecie, jak od lat 80 (może nawet wcześniej?) piewcy moralności straszą, że wszystko, dosłownie WSZYSTKO demoralizuje dzieci? Od komiksów i książkek, przez D&D, filmy i seriale, po gry komputerowe i internet?

Cóż, 'BERSERK', bierze wszystko to, czego się boją - przemoc, krew, seks, więcej przemocy, demony, gniew, apatię, przemoc, niedostosowanie społeczne, przemoc, czarną magię i czarny humor - i pakuje to wszystko w wygodną formę tomiku mangi.

Dzieło Kentarō Miury to Grimdark w najczystszej postaci, które szokuje i inspiruje do dziś.

Wersja Deluxe od Dark Horse jest, krótko mówiąc, fantastyczna. Dzięki dużemu formatowi, świetnemu papierowi i okładce z pseudo-skóry czyta się jeszcze przyjemniej, a też świetnie wygląda na półce.
W tym tomie znajdziemy trzy pierwsze części mangi - z historiami 'The Black Swordsman', 'The Brand', 'The Guardians of Desire' oraz pierwszą częścią 'The Golden Age', która w zasadzie 'rozbujała' popularność serii.

Z zasady nie jestem fanem mangi, ale przy 'BERSERK' bawiłem się wybornie. Na półce czekają już następne trzy tomy (cała kolekcja czternastu to niestety niemały wydatek) i już nie mogę się doczekać, by sięgnąć po kolejny.

Wiecie, jak od lat 80 (może nawet wcześniej?) piewcy moralności straszą, że wszystko, dosłownie WSZYSTKO demoralizuje dzieci? Od komiksów i książkek, przez D&D, filmy i seriale, po gry komputerowe i internet?

Cóż, 'BERSERK', bierze wszystko to, czego się boją - przemoc, krew, seks, więcej przemocy, demony, gniew, apatię, przemoc, niedostosowanie społeczne, przemoc, czarną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Dawnshard" to kolejna po "Edgedancer" nowelka umieszczona pomiędzy głównymi tomami serii, pozwalająca zabłysnąc postaciom drugoplanowym. Ukazuje przy tym wydarzenia, które - mimo, że to historia poboczna - znając Sandersona będą miały duże znaczenie dla głównej osi fabularnej.

Tym razem mamy okazję spojrzeć na losy Rysn - która powoli próbuje dostosować się do życia z niepełnosprawnością - walcząc, by ograniczenia nie zdefiniowały jej życia całkowicie. I jak to u Sandesona - robi to pakując się w niebezpieczną morską podróż na tajemniczą, wiecznie otoczoną sztormem wyspę. Będziemy też mieli okazję zobaczyć, jak Huio i Lopen awansują na kolejny poziom Radiantów.

Nowelki Sandersona są w pewnym sensie odwróceniem głownych tomów - akcja patataja płynnie, mamy za to mniej opisu świata i szczegółów technicznych działania magii (bo też na tym etapie powinniśmy je znać wystarczająco dobrze) oraz nieco uproszczony rozwój postaci. Ostatecznie róznice wychodzą mniej więcej na zero - nowelka jest bardziej angażująca i łatwostrawna, ale nie ma też tej samej głębi co 1000-stronne cegły, które kochają fani Epic Fantasy.

"Dawnshard" to kolejna po "Edgedancer" nowelka umieszczona pomiędzy głównymi tomami serii, pozwalająca zabłysnąc postaciom drugoplanowym. Ukazuje przy tym wydarzenia, które - mimo, że to historia poboczna - znając Sandersona będą miały duże znaczenie dla głównej osi fabularnej.

Tym razem mamy okazję spojrzeć na losy Rysn - która powoli próbuje dostosować się do życia z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Ojciec chrzestny" to klasyka gatunku, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - zwłaszcza wersji filmowej z genialną rolą Marlona Brando.

Mario Puzo ukazuje półświatek powojennej ameryki, a przynajmniej jego romantyczną wersję - włoska mafia, stawiająca rodzinę i twarde sycylijskie zasady honorowe na piedestale. Długofalowe plany, rywalizacja rodzin i krwawa vendetta.

Spokojna, momentami nawet zbyt powolna narracja prowadzi nas przez 10 lat historii rodziny Corleone, często przeskakując w retrospektywę pokazującą wcześniejsze lata Ojca Chrzestnego i niektórych jego ludzi. Nie zagłębiamy się też zbytnio w głowy bohaterów, poznając ich bardziej po czynach niż zamiarach i przemyśleniach - przez co nieco tracą na głębi, ale całość tym bardziej przypomina film.

A skoro już o tym mowa, film Coppoli ma nad książką jedną ogromną przewagę (i nie mówię tu o roli Marlona Brando) - wycina większość wątku Johnnego Fontane, którego rozterki nad swoim życiem seksualnym i umiejętnościami wokalnymi były zdecydowanie najsłabszymi momentami książki, niemal całkowicie oderwanymi od głównej osi fabularnej.

Ostatecznie jednak, "Ojciec chrzestny" na stałe zapisał się w książkowym Hall of Fame i trzyma się świetnie, pomimo upływu lat.

"Ojciec chrzestny" to klasyka gatunku, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - zwłaszcza wersji filmowej z genialną rolą Marlona Brando.

Mario Puzo ukazuje półświatek powojennej ameryki, a przynajmniej jego romantyczną wersję - włoska mafia, stawiająca rodzinę i twarde sycylijskie zasady honorowe na piedestale. Długofalowe plany, rywalizacja rodzin i krwawa vendetta....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Arcanum Unbounded" to kolekcja nowelek i opowiadań z uniwersum Cosmere, wzbogacona o notki o planetach, na których dzieje się akcja oraz postscriptum autora, ukazujące kulisy powstania danej historii.

Jest tego sporo, mamy tu kontynuacje ("Hope of Elantris"), historie "w międzyczasie", pokazujące wydarzenia głównych tomów z innej perspektywy albo wątki poboczne, wciąż ważne dla głównej osi fabularnej ("Mistborn: Secret History", "Edgedancer") oraz krótsze historie poboczne, poszerzające naszą wiedzę o Cosmere, ale bez większego wpływu (przynajmniej na razie) na wydarzenia głównych serii.

Momentami jest lekko nierówno, ale to wciąż gratka dla fanów Cosmere. Część historii zdążyłem już ocenić oddzielnie, jednak najciekawsze okazały się te najmniej ważne, z kompletnie pobocznych planet - "Shadows for Silence in the Forests of Hell" i "Sixth of Dusk".

Najbardziej zadziwił mnie jednak fakt, że nawet fragment "White Sand", mimo że nie rewelacyjny, wciąż przypadł mi do gustu - podczas gdy komiks w polskiej wersji do dziś pozostaje najgorszą pozycją Sandersona, jaką czytałem. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że jeśli Sanderson, to tylko w oryginale.

"Arcanum Unbounded" to kolekcja nowelek i opowiadań z uniwersum Cosmere, wzbogacona o notki o planetach, na których dzieje się akcja oraz postscriptum autora, ukazujące kulisy powstania danej historii.

Jest tego sporo, mamy tu kontynuacje ("Hope of Elantris"), historie "w międzyczasie", pokazujące wydarzenia głównych tomów z innej perspektywy albo wątki poboczne, wciąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Glukhovsky znany jest głównie ze sci-fi lekko podszytego psychoanalizą ludzkości - Metro 2033, które znam głównie przez osmozę, oraz Futu.re, które bardzo przypadło mi do gustu.

"Opowieści o Ojczyźnie" to niby wciąż fantastyka, ale tylko w formie, bo same opowiadania bazują w większości na wydarzeniach i problemach z najnowszej historii Rosji. Państwo z dykty, wszechobecna korupcja służąca jedynie podtrzymaniu korupcji, nihilizm, poddańczość i brak nadziei. Pod pozorem fantastyki, Glukhovsky przemyca zaskakująco trafną analizę "Homo Sovieticus".

Świetna lektura, częściowo ukazująca dlaczego Rosja nie może 'po prostu' stać się liberalną demokracją, jak co poniektórzy jeszcze do niedawna marzyli.

Swoją drogą, zastanawiam się, jak na odbiór tomu w Polsce wpływa geografia. Mam przeczucie, że im dalej na wschód, tym częściej będziemy kiwać głową ze zrozumieniem, niż przecierać oczy ze zdumienia.

Glukhovsky znany jest głównie ze sci-fi lekko podszytego psychoanalizą ludzkości - Metro 2033, które znam głównie przez osmozę, oraz Futu.re, które bardzo przypadło mi do gustu.

"Opowieści o Ojczyźnie" to niby wciąż fantastyka, ale tylko w formie, bo same opowiadania bazują w większości na wydarzeniach i problemach z najnowszej historii Rosji. Państwo z dykty, wszechobecna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rzutem na taśmę, nietypowy poradnik Agile zmieściłem jeszcze w 2023 roku.

Heist to jeden z moich ulubionych typów historii - celowo używam tu słowa angielskiego, bo nasze rodzime 'napad', 'włamanie' czy 'rabunek' nie do końca odzwierciedlają (przynajmniej jak dla mnie) charakter tych opowieści. Ogromna stawka, zespół specjalistów, karkołomny plan i wielkie emocje kiedy wszystkie elementy zagrają idealnie, lub wręcz przeciwnie - cytując klasyka - "cały misterny plan też w pi**u" i trzeba ratować się improwizacją.

Połączenie takiej historii z lekcją zwinnego zarządzania projektami gra ze sobą zaskakująco dobrze, chociaż autor mógł lepiej dobrać balans - mamy trochę akcji, trochę śmieszków i dużo, DUŻO spotkań. W zasadzie więcej czasu spędzamy obserwując spotkania rozważające kolejne etapy planu, niż czytając jak wspomniany plan wchodzi (lub nie) w życie. Rozumiem zamiar objaśnienia podstaw Agile i Scruma, ale można by to lepiej zbalansować.

Lepsze mogłyby być też postacie - nie są co prawda tak kompletnie jednowymiarowe jak u pewnego Bardzo Popularnego Polskiego Autora Książek o Prawnikach, ale nie są też tak wyraziste i interesujące jak bohaterowie Ocean's Eleven czy Włoskiej Roboty.

Jednak tym, co razi najbardziej, był wszechobecny korporacyjno-informatyczny żargon, mieszający terminy pożyczone bezpośrednio z angielskiego, z takimi po macoszemu spolszczonymi, abominacja z najgłębszych koszmarów profesora Bralczyka. Niestety, biorąc pod uwagę cel książki - także nie do uniknięcia, ze względu na brak idealnych odpowiedników - jak mój 'heist' na początku recenzji.

Ostatecznie jednak bawiłem się nawet nieźle, a nawet podłapałem trochę podstaw zarządzania projektami.

Rzutem na taśmę, nietypowy poradnik Agile zmieściłem jeszcze w 2023 roku.

Heist to jeden z moich ulubionych typów historii - celowo używam tu słowa angielskiego, bo nasze rodzime 'napad', 'włamanie' czy 'rabunek' nie do końca odzwierciedlają (przynajmniej jak dla mnie) charakter tych opowieści. Ogromna stawka, zespół specjalistów, karkołomny plan i wielkie emocje kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"The Lost Metal" to koniec pewnej ery. I nie mam tu na myśli jedynie dosłownego końca drugiej ery "Mistborn", ale zacznijmy właśnie od tego.

Jako koniec cyklu, książka wypada genialnie - zgrabnie wiąże i zamyka wątki fabularne - nawet te, które leżały zapomniane w tle od pierwszego tomu. Intryga okazuje się soczysta i trzyma w napięciu do ostatniego rozdziału, a rozwój bohaterów i finały ich wątków są cholernie satysfakcjonujące - szczególnie zachwyciły mnie wątki Wayne'a i Steris, mimo, że mieli znacznie mniej 'czasu antenowego' niż Wax i Marasi. Zapewne sprawdzą się świetnie jako postacie historyczne w trzeciej erze - chyba, że wciąż pozostaną aktywni, w końcu długowieczni bohaterowie nie są w Cosmere rzadkością.

A skoro już o Cosmere mowa, wróćmy do wątku końca ery - bo "The Lost Metal" to także symboliczny koniec Cosmere jako praktycznie oderwanych od siebie historii poszczególnych planet z kilkoma tajemniczymi postaciami przewijającymi się w tle. Na Scadrial po raz pierwszy mamy okazję zobaczyć postacie z różnych światów zebrane w jednym miejscu, postacie posługujące się własną - kompletnie obcą dla naszych bohaterów - magią. Można chyba powiedzieć, że to Sandersonowskie "Avengers".

I jak w przypadku MCU, dla pełnego docenienia tytułu, dobrze byłoby znać przed lekturą wcześniejszy materiał - a przynajmniej "Stormlight Archive" i "Duszę Cesarza".

"The Lost Metal" to koniec pewnej ery. I nie mam tu na myśli jedynie dosłownego końca drugiej ery "Mistborn", ale zacznijmy właśnie od tego.

Jako koniec cyklu, książka wypada genialnie - zgrabnie wiąże i zamyka wątki fabularne - nawet te, które leżały zapomniane w tle od pierwszego tomu. Intryga okazuje się soczysta i trzyma w napięciu do ostatniego rozdziału, a rozwój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jedną z cech charakterystycznych książek Sandersona jest podnoszenie stawki wydarzeń. Z czasem okazuje się, że lokalne problemy i zadania stojące przed bohaterami ewoluują w znacznie większe zagrożenie, a wszystko jakoś wpisuje się w losy szerszego Cosmere.

Nie inaczej jest z "The Bands of Mourning" - prośba o pomoc zmienia się w wyścig o starożytny artefakt, (który dla czytelnika od początku jakoś nie zgadza się ze znaną historią Scadrial), by ostatecznie pokazać bohaterom, że świat jest znacznie większy niż to, co znają.

Rozwój bohaterów nie jest może na poziomie "Stormlight", ale zmiany, jake w nich zachodzą wciąż są zauważalne i rozwiązane bardzo dobrze.

Jak zawsze, Sanderson rozbudowuje też system magii, stopniowo ukazując kolejne nowe i kreatywne zastosowania. Co ciekawe, im dalej w las, tym bardziej zaczyna się to spinać z innymi systemami obecnymi w Cosmere.

Co do audiobooka - Michael Kramer nie zawodzi, dowożąc kolejną fantastyczną narrację.

Podsumowując: świetna część i już nie mogę się doczekać sięgnięcia po "The Lost Metal.

Jedną z cech charakterystycznych książek Sandersona jest podnoszenie stawki wydarzeń. Z czasem okazuje się, że lokalne problemy i zadania stojące przed bohaterami ewoluują w znacznie większe zagrożenie, a wszystko jakoś wpisuje się w losy szerszego Cosmere.

Nie inaczej jest z "The Bands of Mourning" - prośba o pomoc zmienia się w wyścig o starożytny artefakt, (który dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kontynuacja serii Wax & Wayne to z jednej strony więcej tego samego - lekko humorystycznych przygód wiktoriańskich detektywów - ale też powrót do głębszych wątków typowych dla Epic Fantasy.

Elendel staje przed nowym zagrożeniem - tym razem bohaterowie zmierzą się przeciwnikiem znacznie poważniejszym niż banda rabusiów. Nowy przeciwnik sztukę manipulacji opanował do perfekcji - i metodycznie pracuje nad doprowadzeniem miasta na skraj wojny domowej.

Historia wciąż jest bardzo osobista dla naszych bohaterów, jednak powoli Sanderson kieruje się z powrotem na szersze wody Cosmere i jego tajemnic. Pomagają w tym zarówno nowi sojusznicy, jak i powracające postacie, w tej erze znane tylko z legend i mitów.

Tom pokazuje nam nie tylko dalsze losy bohaterów, ale też samej planety Scadrial - rozwój technologii przyspiesza - elektryczność, czy pierwsze samochody stanowią dla bohaterów nowość, a zaawansowana metalurgia ukazuje ciekawe aspekty alomancji.

Kontynuacja serii Wax & Wayne to z jednej strony więcej tego samego - lekko humorystycznych przygód wiktoriańskich detektywów - ale też powrót do głębszych wątków typowych dla Epic Fantasy.

Elendel staje przed nowym zagrożeniem - tym razem bohaterowie zmierzą się przeciwnikiem znacznie poważniejszym niż banda rabusiów. Nowy przeciwnik sztukę manipulacji opanował do...

więcej Pokaż mimo to