rozwiń zwiń
nunachopin

Profil użytkownika: nunachopin

Gdańsk Kobieta
Status Bibliotekarka
Aktywność 4 lata temu
780
Przeczytanych
książek
2 995
Książek
w biblioteczce
19
Opinii
337
Polubień
opinii
Gdańsk Kobieta
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , ,

Pierwsze czytanie książeczki odbywam najczęściej sama, by - jako ten Cerber nieomal - nie oddać w łapki dziecka czegoś, czego oddać bym nie chciała. Tym razem dziecię moje niecierpliwe, pierwsze łapki wyciągnąwszy, zabrało się za przegląd, dominujących w książeczce, ilustracji. Od razu dokonało przełomowego odkrycia, iż na każdym niemal rysunku ukrywa się mały, biały piesek i przednią zabawą będzie jego odnajdywanie. Tak oto spłyciwszy lekturę do zabawy w chowanego i przebrnąwszy przez ogrom przecudnych ilustracji, dotarliśmy do punktu wyjścia i poczęliśmy czytać...

"Dźwięki kolorów" Jimmy Liao nie jest typową historią dla dzieci, przez którą przeprowadza czytelnika zmyślny bajkopisarz. To traktat filozoficzny. Tak, traktat filozoficzny dla dzieci (i nie tylko dla dzieci). Narratorem jest niewidoma nastoletnia dziewczynka przemierzająca codziennie trasę do metra. Paradoksalnie los, zabierając jej wzrok pewnego jesiennego dnia, zabierając widok świata - dał jej jednocześnie wiele światów, które zaczęły rodzić się z bodźców przekazywanych jej przez pozostałe zmysły. Bowiem każdego dnia, za pomocą zmysłu smaku, węchu, powonienia, jej codzienna trasa biegła przez inną rzeczywistość. W ten sposób z deszczu powstawało morze, z przeczuć anioły, z wyobraźni wyłaniała się czarodziejska miotła gotowa do lotu, a metro zamieszkiwały słonie. I to jest właśnie taka cudna ucieczka, o której pisała Wisława Szymborska (słowa te zresztą posłużyły za motto książki):

"Wielkie to szczęście nie wiedzieć
dokładnie, na jakim świecie się żyje"

Niewidoma dziewczyna nie opowiada tej historii wprost. Ona mówi o swoich odczuciach, lękach, smutkach, nadziejach, wyobrażeniach. Mówi: "Czasem mam wrażenie, że świat nie ma granic", "Często nie wiem gdzie jestem, ani dokąd zmierzam" ale też rozmyśla: "Gdybym przebiła się przez środek ziemi na przeciwną stronę, czy trafię na ogród w pełnym rozkwicie?" Resztę dopowiadają ilustracje - duże, piękne, poetyckie, zabawne.

Książka jest właściwie dla każdego - podbiła moje serce, zachwyciła moją ośmioletnią bratanicę i niemal nie wypada z łapek mojego pierworodnego. Odbyliśmy z synkiem, za jej sprawą, kilka dyskusji na temat wyobraźni, marzeń, lęków i postrzegania świata przez niewidomych. To naprawdę inspirująca i nietypowa książka. Poza ilustracjami i pięknym, poetyckim tekstem, posiada coś, czego większości książek brakuje: ma duszę, ma klimat. Tej książki się nie czyta - w nią się wchodzi...

Pierwsze czytanie książeczki odbywam najczęściej sama, by - jako ten Cerber nieomal - nie oddać w łapki dziecka czegoś, czego oddać bym nie chciała. Tym razem dziecię moje niecierpliwe, pierwsze łapki wyciągnąwszy, zabrało się za przegląd, dominujących w książeczce, ilustracji. Od razu dokonało przełomowego odkrycia, iż na każdym niemal rysunku ukrywa się mały, biały piesek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo zbierałam się do napisania tej recenzji. Musiałam poukładać myśli. Właściwie nie jestem pewna, czy mi się udało.

Pierwszą powieścią Kafki, po jaką sięgnęłam, był „Proces”. Wydała mi się zupełnie oderwana od rzeczywistości, a jednocześnie w nieodgadniony sposób głęboko osadzona w którymś z jej poziomów. Odniosłam wrażenie, że autor miał jakieś porachunki ze światem i ze sobą samym, z którymi próbował się uporać za pomocą literatury. Lektura „Zamku” utwierdziła mnie w tym przekonaniu. I przyniosła nowe myśli.

K. jest geometrą. Zimą, późnym wieczorem przybywa do wsi, by wykonać bliżej nieokreślone pomiary, do których wynajął go Zamek. Właściwie trudno określić czym jest tajemniczy Zamek. Z daleka wygląda na monstrualną budowlę, natomiast gdy podejdzie się nieco bliżej przypomina niezbyt imponujące miasteczko osadzone na górze. Dostać się do niego mogą tylko urzędnicy, sekretarze, posłańcy i ich służba. Wieś, do której przybył K. leży w niewielkim oddaleniu od Zamku i jest mu podległa.

Przybycie K. do wsi jest jakby wkroczeniem w inny świat, rządzony innymi prawami, prawami absurdu. K. został wezwany do wykonania pomiarów a nikt go nie oczekuje. Z Zamku dostaje list dający mu do zrozumienia, że został zatrudniony, z kolei bezpośredni przełożony K. utrzymuje, że nikt tu nie potrzebuje geometry. Wszyscy też próbują przekonać K., że nie ma możliwości, by dostał się do Zamku w celu wyjaśnienia sprawy. Co więcej: że nigdy nie będzie mu dane porozmawiać z urzędnikiem Zamku w tej sprawie.

Urzędnicy z Zamku są we wsi niemal bogami: niedostępni, uważani za nieomylnych, nikt nie ma im za złe opieszałości, z wdzięcznością przyjmują rzadkie okazje do przedstawienia urzędnikom swoich wniosków.
Moralność w relacjach wieś — Zamek jest tu odwrócona: status kochanki urzędnika jest powodem do dumy, natomiast odmowa przyjęcia niedwuznacznej propozycji od niego przynosi hańbę całej rodzinie dziewczyny.

Zastanawiające jest zupełne poddanie się mieszkańców wsi zasadom, jakie wyznacza Zamek. A właściwie zasadom, które oni myślą, że ustala Zamek. Bo zainteresowanie Zamku wsią jest znikome i pozorne. Tak więc ludzie wykonują rzekomą wolę Zamku, nie znając jej. Wola ta utrzymuje mieszkańców wsi w swego rodzaju poddaństwie i poniżeniu, a mimo to oni nie sprzeciwiają się jej, są jej obrońcami. Za przykład może posłużyć ostracyzm mieszkańców wobec dziewczyny, która ostentacyjnie odmówiła spędzenia nocy z urzędnikiem. Podczas gdy nikt na Zamku o tej sprawie zdaje się nie pamiętać, mieszkańcy wykonują „wolę Zamku” odsuwając się od rodziny „winowajczyni”. Brak reakcji ze strony Zamku nie nasunął mieszkańcom myśli o znikomości sprawy, wręcz przeciwnie — zaczęli oni wymyślać teorie na poparcie swojego postępowania.

Wobec takiej sytuacji „Zamek” Kafki może uchodzić za książkę zaangażowaną teologicznie (na taką interpretację się kiedyś natknęłam). Myślę jednak, że to ogromne uproszczenie. W „Zamku” nie widzę krytyki ślepej wiary, ale lenistwa umysłowego, które do zaślepienia prowadzą. Zaślepienia nie tylko religijnego. Kartki książki zdają się ociekać od zarzutów wobec społeczeństwa i jego dążenia do stawania się niewolnikami. Mieszkańcy wioski nie myślą — oni przypuszczają, oni domyślają się woli zwierzchnictwa. I tak bardzo tego zwierzchnictwa potrzebują, że są gotowi zapłacić za nie nawet swoim upodleniem.

Po pewnym czasie również K. staje się niewolnikiem. On jednak staje się niewolnikiem obsesji — chce dotrzeć na Zamek i wyjaśnić swoją sytuację. Stopniowo zaczyna się odnajdywać w atmosferze absurdu, w jakiej pogrążona jest wieś. Wciąż coś go w tym wszystkim uwiera, wciąż dąży do tego, co według mieszkańców wsi jest niemożliwe, a jednak postanawia tu zostać. Zapomina o rodzinie, którą zostawił gdzieś w odległych stronach. Przybył, by zapewnić godny byt żonie i córce, a w jednej chwili porzuca myśl o powrocie, bo znalazł narzeczoną. Właściwie to los sam rzucił narzeczoną w jego ręce, a on jakimś bezwładem, brakiem woli, bezczynnością zatwierdził jej miejsce u swego boku. K. zapomina też o swoich pomocnikach, których zostawił gdzieś po drodze do wsi i — choć wie, że to nieprawda — zdaje się akceptować zapewnienia dwóch nowych pomocników z Zamku, że są właśnie tymi „starymi”.
K. do końca nie mówi tym samym językiem co mieszkańcy wsi, zaczyna jednak akceptować jego odmienność i coraz bardziej rozumieć. Nie sądzę, by K. mógł całkowicie upodobnić się do mieszkańców wsi. Znał inny świat, rządzony innymi prawami, a ponieważ człowiek jest sumą swoich doświadczeń, one zawsze będą mu przeszkadzać w całkowitej przemianie. Nigdy też nie wróci do dawnego życia takim, jakim był przed przybyciem do wsi. Nie ma całkowitego powrotu do przeszłości.

Podczas lektury nieustannie zadawałam sobie pytanie, czemu on nie wróci do domu. Czeka na niego rodzina, zgubił gdzieś pracowników, pracodawcy nie gwarantują mu pracy, a wszystko we wsi jest jakieś denerwujące i nie na swoim miejscu. A on postanawia rzucić wszystko i tu zostać. Tak, jakby przeciwności mobilizowały go do działania, a jednocześnie decyzje podejmował za niego przypadek. Jakby płynął bezwładnie niesiony prądem rzeki i mobilizował swoje siły trafiając na wystające z dna kamienie.

Niejednokrotnie miałam ochotę odłożyć książkę i więcej do niej nie wracać. Denerwowali mnie ci ludzie, denerwował mnie K., denerwowały mnie absurdy świata, którymi autor doświadcza geometrę. Ale nie umiałam pozostawić „Zamku” niedoczytanego. Gniłby na półce jak nadgryzione jabłko i błagał o dokończenie lub wyrzucenie.
Przyszło mi do głowy, że Kafka musiał tak odbierać świat — jako jakąś zagmatwaną, nielogiczną rzeczywistość, w której człowiek wrażliwy, myślący, próbujący trzeźwo ocenić poszczególne zjawiska, jest jak przybysz z innego świata, rządzonych prawami innej fizyki, innej logiki. Prawie każdy miewa takie stany zagubienia, lęku, niezrozumienia, ale nie zetknęłam się dotąd z osobą, która żyłaby w stanie tak permanentnego wyobcowania. To oczywiście tylko moje przypuszczenia wywołane lekturą, nie znam życiorysu Kafki, niewiele o nim wiem.

Kafka irytuje mnie tym swoim gmatwaniem świata, dłużyznami w postaci pokrętnych i irracjonalnych wypowiedzi postaci. Ale w tej jego historii kryje się jakaś niepospolita myśl i dociekliwość, których zapewne nie rozumiem w stu procentach. Jego umysł krążył niezwykłymi drogami i choć były to drogi tego świata, po których również ja chodzę, to inaczej stawiam stopy, inaczej omijam kamienie niż on.

Długo zbierałam się do napisania tej recenzji. Musiałam poukładać myśli. Właściwie nie jestem pewna, czy mi się udało.

Pierwszą powieścią Kafki, po jaką sięgnęłam, był „Proces”. Wydała mi się zupełnie oderwana od rzeczywistości, a jednocześnie w nieodgadniony sposób głęboko osadzona w którymś z jej poziomów. Odniosłam wrażenie, że autor miał jakieś porachunki ze światem i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zostałam uwiedziona. Uwiedziona w sposób najnikczemniejszy, bo duchowy, a uległość narzucono mojej wrażliwości czytelniczej. Uwiedziona zostałam gwałtownie, zniewolona i porzucona w niedosycie. Uległam już od pierwszego zdania, obiecującego ponad 800 stron niesamowitych przeżyć. W naiwności swojej nie przewidziałam, że to będzie TYLKO ponad 800 stron…

„Laurids Madsen był w niebie, ale wrócił stamtąd dzięki swoim butom” – to pierwsze zdanie zabrzmiało jak preludium do wielkiej przygody, a przyniosło o wiele więcej.
Carsten Jansen zabrał mnie do swojego rodzinnego miasteczka, do duńskiego portu Marstal. Ale nie dzisiaj. Zabrał mnie „wtedy”. Wtedy, gdy jeszcze żyło morzem, oddychało morzem, żywiło się morzem, współżyło z morzem. I zabrał mnie trochę później, gdy Marstal podupadało jako port, gdy traciło swoją tożsamość, gdy na nowym cmentarzu zaczęto grzebać marynarzy, bo morze przestało przyjmować ich ciała. I pokazał mi jeden z końców tego świata, gdy port zapełnił się ciałami topielców, ostatnich ofiar II wojny światowej.

Wkroczyłam w świat ludzi naznaczonych przez morze. W ten sposób spotkałam syna marynarza szukającego ojca na wodach świata. Poznałam wdowę, która postanowiła ukarać morze. Obserwowałam marynarza, który był na progu śmierci, widział „dupę świętego Piotra” i wrócił na ziemię. (Wybaczcie – marynarze nie przebierają w słowach). Wysłuchałam proroczych snów starego człowieka i śledziłam z przerażeniem ich spełnienie.

To była niezwykła podróż. Niezapomniana. Pozwoliła mi przeżyć koniec świata. Wiele końców świata. Bo każda śmierć jest osobistym końcem świata, każda trauma śmiercią w człowieku, końcem jakiegoś porządku, do którego nie ma już powrotu.
Podczas tej podróży autor oddał mi na chwilę swoje oczy, bym mogła zobaczyć sto lat historii oczyma Marstalczyka, potomka duńskich marynarzy. Poprowadził mnie przez czas miniony począwszy od „wojny trzyletniej” w latach1848—1851 do zakończenia II wojny światowej. Te sto lat historii pełne było wojen, o których świat niejedno już usłyszał, ale też małych, lokalnych, prywatnych i wewnętrznych bitew: między marynarzami, między wdowami a morzem, między synami a matkami…
Po raz kolejny spojrzałam na wojnę. Tym razem poprzez morze.

Świat przedstawiony w książce „My, topielcy” jest niemal baśniowy. Niemal. Za dużo w nim prawdziwego życia i jego brutalności. Nastrój opowieści doskonale odzwierciedla obraz umieszczony na okładce książki („A Storm at Sea” Hermanusa Koekkoeka) – piękny, smutny i niepokojący; wszystko wydaje się odbywać pod niebem grubo zaścielonym szarymi chmurami, w ponurych barwach październikowego popołudnia. Taka baśń dla dorosłych. Baśń o tragediach ludzkich, o końcach i nowych początkach. Nawet wojna, tak straszliwa i niezrozumiała, wydaje się wtapiać w koleje świata. „Możliwe, że alianci walczyli o zwycięstwo sprawiedliwości, ale samo życie zawsze było niesprawiedliwe” – czyż nie tak? Wojna nie jest jedyną niesprawiedliwością, jedynym złem, jedynym niepokojem…

Gdy to piszę, książka „My, topielcy” leży obok klawiatury. Skończyłam ją czytać kilka godzin temu ale wciąż noszę w sobie obraz Marstal. Otulone falochronem, zagłuszane szumem fal, osnute szarą mgłą. Nie pamiętam, czy o tej mgle przeczytałam choć słowo, ale widzę ją, musiała spłynąć gdzieś między wierszami. Na zewnątrz jest ciemno, a ja w kształtach rysujących się za oknem odnajduję maszty statków uśpionych w porcie. Wyobrażam sobie, że zmarli spacerują po nabrzeżu. No cóż, dopadła mnie melancholia, ale ten smutek i zamyślenie są przyjemne.
W końcu będę musiała zacząć czytać inną książkę, ale jeszcze nie dziś. Dziś zostanę jeszcze w duńskim porcie, zatańczę wśród topielców świętujących koniec wojny...

Zostałam uwiedziona. Uwiedziona w sposób najnikczemniejszy, bo duchowy, a uległość narzucono mojej wrażliwości czytelniczej. Uwiedziona zostałam gwałtownie, zniewolona i porzucona w niedosycie. Uległam już od pierwszego zdania, obiecującego ponad 800 stron niesamowitych przeżyć. W naiwności swojej nie przewidziałam, że to będzie TYLKO ponad 800 stron…

„Laurids Madsen był w...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika nunachopin

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [24]

Heinrich Böll
Ocena książek:
6,8 / 10
25 książek
3 cykle
51 fanów
Simona Kossak
Ocena książek:
7,5 / 10
8 książek
0 cykli
Pisze książki z:
82 fanów
Eliza Orzeszkowa
Ocena książek:
6,8 / 10
166 książek
5 cykli
Pisze książki z:
187 fanów

Ulubione

Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Zobacz więcej
Gabriel García Márquez - Zobacz więcej
Terry Pratchett Kosiarz Zobacz więcej
Terry Pratchett Maskarada Zobacz więcej
Joseph Conrad - Zobacz więcej
Terry Pratchett Bogowie, honor, Ankh-Morpork Zobacz więcej
Terry Pratchett Mort Zobacz więcej
F. Scott Fitzgerald Wielki Gatsby Zobacz więcej
Terry Pratchett Ruchome obrazki Zobacz więcej
F. Scott Fitzgerald Piękność Południa i inne opowiadania. Tom 1 Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
780
książek
Średnio w roku
przeczytane
26
książek
Opinie były
pomocne
337
razy
W sumie
wystawione
455
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
3 595
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
54
książek [+ Dodaj]