-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-04-19
2021-10
Wiesław Weiss do tej pory pisarsko zajmował się głównie tworzeniem książek poświęconych muzyce i popkulturze. Spod jego pióra wyszły docenione przez odbiorców pozycje takie jak "Kult. Biała księga czyli wszystko o wszystkich piosenkach", "Kazik. Biała Księga", "Tomek Beksiński. Portret prawdziwy" i "Pink Floyd. O krowach, świniach, małpach, robakach...". Najbardziej znany jest jednak jako redaktor naczelny magazynu "Teraz Rock", którego wiernym czytelnikiem jestem od jego tylkorockowych początków. Dlatego właśnie sięgnąłem po debiut znakomitego dziennikarza muzycznego na niwie kryminału i sensacji, choć muszę przyznać że uczyniłem to z dużym opóźnieniem, bo o ukazaniu się powieści najzwyczajniej w świecie zapomniałem.
"Biała wódka, czarny ptak" to historia dziennikarza Daniela, który na początku stanu wojennego zostaje zawieszony zawodowo przez władzę i trochę z braku zajęcia, a trochę z sentymentu do spotkanej po latach pierwszej dziewczyny Krysi, angażuje się w prywatne śledztwo dotyczące zaginięcia jej obecnej teściowej, znanej enerdowskiej pisarki Anny Eckart. Tropy prowadzą do położonej w Wielkopolsce miejscowości Stary Krzyż, a rozwiązanie zagadki będzie miało związek z przeszłością tego miejsca, noszącego kiedyś nazwę Alt Kreutz i zamieszkiwanego przez Niemców.
Książce można by wiele zarzucić, ale jak na debiut na nowym literackim polu jest całkiem przyzwoicie, autor jest przecież starym dziennikarskim wygą i pisać potrafi. Redaktorowi Weissowi udało się dość celnie oddać realia stanu wojennego z perspektywy małego miasta, wyśmiać realia komunizmu i poruszyć temat trudnych polsko-niemieckich relacji obarczonych zaszłościami z czasów II wojny światowej. Sympatyczny jest też lekko safandułowaty główny bohater, który na własne życzenie ciągle pakuje się w nowe kłopoty narażając się społeczności Starego Krzyża, a poza tym przeżywa wiele obyczajowych przygód, niekończących się niestety spełnieniem z kobietami zamieszkującym w miasteczku.
Najciekawsze jest jednak zderzenie wielkomiejskiego dziennikarza z powiatową rzeczywistością PRL-u, który od momentu w którym toczy się akcja książki zacznie zmierzać od swego nieuniknionego końca. Od wydania powieści minęło 5 lat i niestety przez ten czas Polska pod wodzą ostatnich rządów coraz bardziej przypomina tę swoją karykaturalną i chromą wersję sprzed kilku dziesięcioleci, co wcale nie napawa radością.
Wiesław Weiss do tej pory pisarsko zajmował się głównie tworzeniem książek poświęconych muzyce i popkulturze. Spod jego pióra wyszły docenione przez odbiorców pozycje takie jak "Kult. Biała księga czyli wszystko o wszystkich piosenkach", "Kazik. Biała Księga", "Tomek Beksiński. Portret prawdziwy" i "Pink Floyd. O krowach, świniach, małpach, robakach...". Najbardziej znany...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-27
Dionisios Sturis to moim zdaniem niezwykle zdolny dzienikarz, lubię chyba wszystko co napisał, nie tylko publikacje poświęcone Grecji, bo potrafi w przystępny sposób opowiadać o trudnych sprawach. W kontynuacji książki "Grecja. Gorzkie pomarańcze" ponownie opisuje mniej folderową stronę kraju przodków ze strony ojca. Podobnie jak za pierwszym razem miesza opowieści o teraźniejszości i historii Grecji z dziejami własnej rodziny, a efekt znów jest znakomity.
Autor przedstawia boje ze biurokracją które toczył, gdy w wieku lat 19 przybył do rodziny w Salonikach z chęcią zarobienia pieniędzy na studia. Na granicy okazało się, że upomina się o niego grecka armia, bo nie ma uregulowanego stosunku do służby wojskowej. W dalszej części książki poznajemy też szczegóły obchodów dwusetnej rocznicy greckiej rewolucji, której skutkiem było odrodzenie się kraju po latach osmańskiego panowania czy zawiłości toczącej się od dawna walki o powrót do kraju bezcennych antycznych marmurów ukradzionych w XIX wieku z ateńskiego Parteonu przez lorda Elgina, a następnie wywiezionych do Londynu, gdzie do dziś wystawiane są w Muzeum Brytyjskim.
Najlepiej wypadają jednak dwa wątki zajmujące w książce najwięcej miejsca, relacja z procesu w sprawie morderstwa rapera Pawlosa Fisasa dokonanego przez członka faszystowskiej partii Złoty Świt i raport z małej wioski Kastanies na pograniczu grecko-tureckim, gdzie całkiem niedawno toczyła się swoista transgraniczna wojna z imigrantami w roli głównej i koronawirusem w tle. Pierwszy ilustruje do czego prowadzi ciche przyzwolenie władzy na dzielenie ludzi na lepszych i gorszych. Drugi staje się wyjątkowo aktualny w obliczu ostatnich wydarzeń w Usnarzu na granicy Polski i Białorusi, pokazując pewną prawidłowość związaną z traktowaniem uchodźców.
Sturis przed jakiś czas temu zauważył ze smutkiem syn uchodźców, przedstawiciel mniejszości seksualnej i osoba o nieco ciemniejszym odcieniu skóry przestał się czuć w Polsce bezpiecznie, być może dlatego tak dobrze wychodzi mu opisywanie sytuacji związanych z łamaniem praw obywatelskich. Dla twórcy reportaży z innego kraju największym sukcesem jest chyba moment, kiedy polski czytelnik może się w nich przejrzeć przejrzeć jak w lustrze, to dzieje się w tym przypadku, bo przedstawione przez autora zdarzenia świetnie łączą się z obecną sytuacją w naszym kraju i kryzysem demokracji jaki ma u nas miejsce. Analogii polsko-greckich jest w "Zachodzie słońca ..." całe mnóstwo, np. nachalne tworzenie przez władzę kolejnych narodowych mitów, twierdzenie, że imigranci roznoszą choroby i są źródłem wszelkich problemów w kraju czy brak reakcji policji jawne na przejawy rasizmu i agresję na ulicach miast. Warto przeczytać tę książkę właśnie teraz, choćby dla fragmentu, który pokazuje jak w epoce postprawdy i pseudofaktów uczciwe zachowanie dwóch młodych kobiet, które mimo gróźb nie boją się zeznawać w sprawie brutalnego mordu, może finalnie doprowadzić do delegalizacji politycznej organizacji propagującej nazizm oraz skazania jej przywódców na kary długoletniego więzienia.
Dionisios Sturis to moim zdaniem niezwykle zdolny dzienikarz, lubię chyba wszystko co napisał, nie tylko publikacje poświęcone Grecji, bo potrafi w przystępny sposób opowiadać o trudnych sprawach. W kontynuacji książki "Grecja. Gorzkie pomarańcze" ponownie opisuje mniej folderową stronę kraju przodków ze strony ojca. Podobnie jak za pierwszym razem miesza opowieści o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Nakręcone w Łodzi” to pięknie wydana książka, która będzie ciekawa zarówno dla zamieszkujących na miejscu kinomanów, jak i przyjezdnych, dla których może ona stanowić fantastyczną pamiątkę z wizyty w Mieście Filmu UNESCO.
Anna Michalska i Jakub Wiewiórski opisują 153 filmy nakręcone w łódzkich plenerach i wnętrzach na przestrzeni 92 dwóch lat, poczynając od przedwojennej wersji „Ziemi obiecanej”, o której istnieniu wiele osób nie ma pojęcia, a kończąc „Piłudskim” Michała Rosy powstałym kilka lat temu. Nie są to oczywiście wszystkie łódzkie produkcje, bo nie dałoby się ich ująć w ramach jednej książki. Autorzy piszą o lokalizacjach, szczegółach realizacji, czy rozmaitych ciekawostach związnych z takimi klasykami jak „Krzyżacy”, „Pokolenie”, „Zakazane pioseki”, „Ziemia obiecana”, „Va bank”, „Znachor” „Przypadek „ , ”Psy „,”Ida„ czy ”Zimna wojna".
Spokojnie można wykorzystać ich książkę jako swoisty przewodnik do odbycia wycieczki szlakiem filmowej Łodzi. Korzystając z niej można odwiedzić miejsca istniejące do dziś i te których już ma, tak jak polskiej fabryki snów, czyli legendarnej Wytwórni Filmów Fabularnych przy ul. Łąkowej 29, gdzie obecnie mieści się hotel znanej światowej sieci i działa jeden z najlepszych klubów muzycznych w naszym kraju.
Kolejnym ciekawym tematem wydawnictwa są miejsca z kraju i ze świata, jakie miasto udawało na ekranie, a są wśród nich zarówno Warszawa i inne polskie miasta, ale także Wiedeń, Paryż, Berlin, a nawet Nowy Jork.
Jako osoba od ponad dwóch dziesięcioleci związana z poligrafią nie mogę też wspomnieć o pięknej szacie graficznej, pozycja ta jest bogato ilustrowana filmowymi fotosami, posiada też piękną twardą okładkę i choć ze względu na format nie można jej uznać album, to bliżej jej do tego typu wydawnictw, niż do zwykłej książki, dlatego może spokojnie stanowić ozdobę każdej domowej biblioteki.
„Nakręcone w Łodzi” to pięknie wydana książka, która będzie ciekawa zarówno dla zamieszkujących na miejscu kinomanów, jak i przyjezdnych, dla których może ona stanowić fantastyczną pamiątkę z wizyty w Mieście Filmu UNESCO.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAnna Michalska i Jakub Wiewiórski opisują 153 filmy nakręcone w łódzkich plenerach i wnętrzach na przestrzeni 92 dwóch lat, poczynając od przedwojennej...