-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Szesnastu różnych autorów, szesnaście opowiadań napisanych w różnych konwencjach. To wszystko zebrane w jedną całość i zaprezentowane czytelnikom. Moim zdaniem jest to pozycja, po która warto sięgnąć, choćby po to, by poznać potencjał twórczy pisarzy, którzy zdecydowali się upublicznić swoją twórczość poza tradycyjnymi wydawnictwami. Niektórzy z nich wydali w ten sposób już po kilka książek.
Szesnastu różnych autorów, szesnaście opowiadań napisanych w różnych konwencjach. To wszystko zebrane w jedną całość i zaprezentowane czytelnikom. Moim zdaniem jest to pozycja, po która warto sięgnąć, choćby po to, by poznać potencjał twórczy pisarzy, którzy zdecydowali się upublicznić swoją twórczość poza tradycyjnymi wydawnictwami. Niektórzy z nich wydali w ten sposób już...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na okładce ona i on i tytuł, który od razu wywołał mi w głowie typowe skojarzenia: ona piękna i biedna, on piękny i bogaty albo mafioso, a dalej będzie sto trzydziesta wersja Kopciuszka. No, ale skoro już wziąłem się za lekturę, to przeczytać wypada.
Zacząłem więc i po paru stronach… zonk. To nie jest to, co mi się wydawało. Książka wessała mnie natychmiast i całkowicie. Przyznam, że nie przypuszczałem, iż można z takim taktem, wyczuciem i smakiem napisać o nieuleczalnej chorobie, jaką jest epilepsja. Tak, to ta tytułowa Epi. I autorka naprawdę wie, o czym pisze. Powieść skonstruowana w narracji pierwszoosobowej składa się z podawanych na przemian relacji dwojga głównych bohaterów: Leny (tej od Epi) i Kaja-Alka. Poszczególne wydarzenia obserwujemy więc z perspektywy kobiety i mężczyzny. Przyznaję, że to był dobry zabieg literacki.
Całą recenzję przeczytacie tutaj: https://www.muzyczyszyn.pl/recenzje/epi-nie-pozwol-mi-upasc/
Moja ocena 9/10
Na okładce ona i on i tytuł, który od razu wywołał mi w głowie typowe skojarzenia: ona piękna i biedna, on piękny i bogaty albo mafioso, a dalej będzie sto trzydziesta wersja Kopciuszka. No, ale skoro już wziąłem się za lekturę, to przeczytać wypada.
Zacząłem więc i po paru stronach… zonk. To nie jest to, co mi się wydawało. Książka wessała mnie natychmiast i całkowicie....
Po przeczytaniu "Prezydentki" autorstwa Mariki Krajniewskiej sięgnąłem po jej wcześniejszą powieść "Białe noce". Początkowo miałem wrażenie, że to kolejna, do bólu przewidywalna historia. Ale wciągnęła mnie i… wchłonąłem całość w bardzo szybkim tempie.
Cały tekst recenzji znajdziecie tutaj: https://www.muzyczyszyn.pl/recenzje/biale-noce-recenzja/
Po przeczytaniu "Prezydentki" autorstwa Mariki Krajniewskiej sięgnąłem po jej wcześniejszą powieść "Białe noce". Początkowo miałem wrażenie, że to kolejna, do bólu przewidywalna historia. Ale wciągnęła mnie i… wchłonąłem całość w bardzo szybkim tempie.
Cały tekst recenzji znajdziecie tutaj: https://www.muzyczyszyn.pl/recenzje/biale-noce-recenzja/
Niedawno temu wpadła mi w oko na Legimi powieść Mariki Krajniewskiej zatytułowana "Prezydentka". Przeczytałem ją z dużym zainteresowaniem w jeden dzień. Długo zastanawiałem się, do jakiego gatunku ją zaliczyć. Najpierw myślałem o literaturze kobiecej, feministycznej, potem (w miarę czytania) jawiła mi się jako political fiction. Ostatecznie wsadziłem ją „na półkę” z napisem political reality, bo faktycznie fabuła tej powieści do bólu realistycznie oddaje obecną, rzekłbym dzisiejszą, rzeczywistość w naszym kraju.
z całą recenzją możecie się zapoznać na moim blogu: https://www.muzyczyszyn.pl/recenzje/prezydentka-recenzja/
Niedawno temu wpadła mi w oko na Legimi powieść Mariki Krajniewskiej zatytułowana "Prezydentka". Przeczytałem ją z dużym zainteresowaniem w jeden dzień. Długo zastanawiałem się, do jakiego gatunku ją zaliczyć. Najpierw myślałem o literaturze kobiecej, feministycznej, potem (w miarę czytania) jawiła mi się jako political fiction. Ostatecznie wsadziłem ją „na półkę” z napisem...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Przemilczane” – recenzja
Powieść Moniki Neumann "Przemilczane" to książka, której nie da się zapomnieć. Z niezwykłą wręcz precyzją pokazuje czytelnikowi, co ze zwykłych ludzi, bogobojnie żyjących w małej wsi na opolskim Górnym Śląsku, którzy zajmują się przede wszystkim uprawą swojego pola i troską o najbliższych, może zrobić zbitka kilku niechcianych i nieoczekiwanych zdarzeń i okoliczności. Wojna, pobór młodych chłopców do wojska, informacje o poległych na wojnie synach, ciągła obecność we wsi żołnierzy, niespodziewany „najazd” młodych dziewczyn, skierowanych do pomocy rolnikom i wszechobecny strach potrafią nagle eksplodować i spowodować straszliwe skutki. Wystarczyła jedna niegroźna w sumie iskra, by spłonęła dotychczasowa rzeczywistość i pracowicie poukładany świat mieszkańców owej wsi. Potem zostało im tylko milczenie, bo tego, co się stało, wymazać z pamięci nie podobna, a mówić o tym tym bardziej nie.
Motywem przewodnim jest niewinny romans dwojga młodych ludzi: Paula, zwanego Fyrtacką, syna jednego z gospodarzy i Annemarie – młodej dziewczyny, którą władze III Rzeszy przysłały wraz z grupą innych dziewcząt do pomocy rolnikom w tej wsi.
W moją pamięć wryła się szczególnie postać matki Paula. Obserwujemy, jak dramatyczne wydarzenia powodują radykalny zwrot w jej sposobie postrzegania rzeczywistości. To jeden z wielu powodów, dla których warto przeczytać tę książkę.
Pewnym utrudnieniem dla czytelników nieznających języka niemieckiego może być spora ilość dialogów prowadzonych w tym języku (na zmianę z językiem śląskim). Trudno, żeby było inaczej, tamte tereny od kilku wieków należały do państwa, w którym niemiecki był językiem urzędowym. Jednak autorka i wydawca zadbali o to, by wszystkie takie wypowiedzi dialogowe były przetłumaczone w przypisach.
Szczerze polecam tę książkę – zmusza do trudnych czasem przemyśleń i niewygodnych wniosków.
Monika Neumann – Przemilczane, wydanie I, 156 stron
Wydawnictwo Silesia Progress
ISBN 978-83-65558-45-9
„Przemilczane” – recenzja
Powieść Moniki Neumann "Przemilczane" to książka, której nie da się zapomnieć. Z niezwykłą wręcz precyzją pokazuje czytelnikowi, co ze zwykłych ludzi, bogobojnie żyjących w małej wsi na opolskim Górnym Śląsku, którzy zajmują się przede wszystkim uprawą swojego pola i troską o najbliższych, może zrobić zbitka kilku niechcianych i nieoczekiwanych...
"Niebieska walizka" autorstwa Marianne Wheelaghan w tłumaczeniu Marcina Melona to dziwna książka i dziwna też jest historia jej powstania. Nie byłoby jej, gdyby autorka nie znalazła przez przypadek niebieskiej walizki wypełnionej listami i kartkami pamiętnika swojej zmarłej matki. Zaś gdyby Marcin Melon, szukając miejsca na nocleg w Edynburgu, nie trafił do domu Marianne Wheelaghan – "Niebieska walizka" nie ukazałaby się po polsku. Ale… o tym wszystkim przeczytacie we wstępie i słowie od tłumacza.
Dlaczego książka jest dziwna? To opracowany literacko pamiętnik dziecka, nastolatki, a wreszcie dorosłej kobiety, Antonii, która urodziła się we Wrocławiu – wtedy Breslau, w 1920 roku. Pierwsze zapiski pochodzą z roku 1932, ostatnie z 1947. Z zapisów pamiętnika, a także z treści listów, które Antonia otrzymywała, jawi nam się obraz tak zwanych zwykłych ludzi, którzy próbują odnaleźć się w błyskawicznie zmieniającej się rzeczywistości. Rok 1932 to rok dojścia Hitlera do władzy. Czytając kolejne strony pamiętnika, poznajemy różne dziewczęce tajemnice i dramaty, ale pomiędzy nimi widzimy też, jak zmienia się stosunek do nowej władzy przyzwoitego, choć bardzo zasadniczego człowieka, jakim był ojciec Antonii, zwykły urzędnik państwowy. Widząc (rok 1932) salutujących do siebie chłopców w brunatnych koszulach SA, komentuje to jednoznacznie i ze złością:
– Widzieliście jak te błazny salutują?! […] Leniwe nicponie, którym nie chce się poszukać normalnej pracy! Prywatna armia domorosłego malarza i dekoratora! To przez nich te wszystkie zamieszki na ulicach!
Mija ledwie rok i ten sam Papa, jak go nazywa Toni, mówi przy jakiejś okazji:
– Sam Hitler mówi o świętości rodziny! Tradycyjna niemiecka rodzina jest w centrum zainteresowania Narodowych Socjalistów. […] Hitler próbuje jedynie zapewnić nam stabilizację. Jeżeli jest ktokolwiek, kto potrafi utrzymać porządek w Niemczech, to tylko on.
I mówi to w sytuacji, gdy jeden z jego synów został bez wyroku wsadzony do obozu koncentracyjnego.
Do świata dorastającej dziewczyny powoli wkracza polityka i wszechogarniający terror III Rzeszy. Toni, ciągle wierząc we wtłoczone jej do głowy ideały, zderza się z coraz boleśniejszymi faktami.
Czytając tę książkę, widzimy, jak łatwo ci „zwykli, dorośli ludzie” podporządkowują się narastającemu terrorowi i dyktaturze, jak łatwo ulegają chwytliwym propagandowym hasłom i jak głębokie ślady w mentalności i psychice dzieci i młodzieży pozostawia nieustanna indoktrynacja nowego porządku.
I wreszcie widzimy brutalne zderzenie tych wtłoczonych do młodych głów idei z rzeczywistością przegranej wojny. Jeden terror zostaje zastąpiony drugim, a w domach jednych wygnańców zjawiają się inni wygnańcy.
Dobrze, że "Niebieska walizka" ukazuje się właśnie teraz. Życzeniem jej autorki, Marianne Wheelaghan, zawsze było to, by opowieść jej matki wybrzmiała w jej ojczyźnie. Tylko tyle.
PS. Dyktatura, niezależnie od jej koloru i haseł, jakie nosi na sztandarach, zawsze jest taka sama.
Książka warta uwagi i polecenia.
Powieść ukazała się nakładem wydawnictwa SilesiaProgress.
Niebieska walizka – Wydanie I, 244 str.
ISBN – druk: 978-83-65558-43-5
ISBN – ebook: 978-83-65558-44-2
Powyższa recenzja ukazała się również tutaj:
https://www.muzyczyszyn.pl/recenzje/niebieska-walizka-blue-suitcase/
"Niebieska walizka" autorstwa Marianne Wheelaghan w tłumaczeniu Marcina Melona to dziwna książka i dziwna też jest historia jej powstania. Nie byłoby jej, gdyby autorka nie znalazła przez przypadek niebieskiej walizki wypełnionej listami i kartkami pamiętnika swojej zmarłej matki. Zaś gdyby Marcin Melon, szukając miejsca na nocleg w Edynburgu, nie trafił do domu Marianne...
więcej mniej Pokaż mimo to
Do lektury powieści Zapomniałem dodać podszedłem bez jakiegoś szczególnego nastawienia. Bazując na opisie okładkowym, spodziewałem się kolejnej powieści obyczajowej, a pierwsze strony powieści tylko mnie w tym utwierdziły. A potem… jeden, drugi i kolejny twist i wszystko zaczęło się dziać bardzo, bardzo szybko. Może odrobinę za szybko? No i zupełnie nieoczekiwany zwrot akcji, w tle Palec Boży i niespodziewane zakończenie.
To powieść z bardzo pozytywnym przesłaniem. Autorka mówi nam, że nie jest ważne jacy jesteśmy: dobrzy, czy źli, chorzy czy zdrowi, ważne, byśmy byli w stanie uwierzyć, że zmiana każdego człowieka na lepsze jest możliwa, że to tylko kwestia czasu i wiary w końcowy efekt.
Bardzo podobał mi się język, jakim operuje autorka. Dialogi w powieści są żywe, dowcipne, a opisy bardzo plastyczne, czytając je, czytelnik ma złudzenie, jakby dotykał tych przedmiotów i szedł obok bohaterów, widząc to, co oni.
Powieść zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu, ja jednak polecam ją, jako odtrutkę na naszą szaro-burą rzeczywistość. Z przyjemnością dodam też, że Zapomniałem dodać tchnie dobrym optymizmem i to jest największa zaleta tej powieści. Gratuluję autorce udanego debiutu.
Do lektury powieści Zapomniałem dodać podszedłem bez jakiegoś szczególnego nastawienia. Bazując na opisie okładkowym, spodziewałem się kolejnej powieści obyczajowej, a pierwsze strony powieści tylko mnie w tym utwierdziły. A potem… jeden, drugi i kolejny twist i wszystko zaczęło się dziać bardzo, bardzo szybko. Może odrobinę za szybko? No i zupełnie nieoczekiwany zwrot...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dziś chciałbym Was zachęcić do lektury książki, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Tak, w Lanckoronie jest naprawdę Aleja Cichych Szeptów, sprawdzenie tej informacji na mapie to było pierwsze, co zrobiłem, gdy zacząłem czytać powieść Izabelli Agaczewskiej.
Uwiodła mnie staranność autorki w opisie miejsc, w których dzieje się akcja. Na ogół mamy do czynienia z sytuacją, że rzecz dzieje się w jakimś wymyślonym miejscu (albo daaaleko stąd) i wtedy autor nie musi się wysilać, by zadbać o zgodność opisów ze stanem faktycznym. W przypadku Alei możemy z mapą w ręku śledzić losy bohaterów. I to jest jedna z wielu zalet tej powieści.
Drugą zaletą jest sama konstrukcja utworu. Rzadko kiedy spotykamy powieść, w której wątki dotyczące losów głównej postaci prowadzone są w narracji trzecioosobowej, natomiast wątki postaci drugo- i trzecioplanowych w narracji pierwszoosobowej. Taki zabieg powoduje, że czytelnik patrzy na losy Ewy Jodłowskiej różnymi oczami i z różnych punktów widzenia, dzięki czemu jej postać jest żywa, pełnokrwista i wielowymiarowa.
Trzecia zaleta i nie ostatnia to wplecione w fabułę listy pisane przez wspomnianą Ewę do swojej nieżyjącej córki. Ich treść dopełnia nam obraz głównej bohaterki, czyni ją w oczach czytelnika bliższą i łatwiej nam zrozumieć jej postępowanie. O tym, że i pozostałe postacie są równie starannie przedstawione, nie muszę chyba wspominać.
O czym jest ta powieść? O zwykłej rodzinie, która po śmierci najmłodszej córki popada w głęboki kryzys. Ojciec, Piotr Jodłowski – kiedyś szanowany bankowiec, popada w głęboką depresję, jego żona haruje jak wół, by jakoś zapewnić byt rodzinie, a nastoletnie dzieci (Ania i Mateusz) odstawione siłą rzeczy nieco na bok, próbują samodzielnie, choć, jak się okaże, z kiepskim skutkiem, znaleźć swoje miejsce w gronie rówieśników. Przyjęta przez autorkę dwoistość narracji, jeszcze bardziej ów kryzys uwypukla.
Czy tak poranionej rodzinie uda się na nowo odbudować wzajemne zaufanie i miłość? Czy odnajdą wspólne cele w życiu i przestaną żyć obok siebie? Czy wreszcie spełnią się ciche marzenia każdego z bohaterów?
Tego dowiecie się po lekturze powieści, do czego Was usilnie namawiam. Aaa, nie wspomniałem, ze jest to powieść obyczajowa, ale chyba domyśliliście się tego.
PS. Jesienią tego roku spodziewane jest trzecie, poprawione wydanie tej wartościowej powieści.
PPS. Z uwagą będę czekał na kolejne powieści tej autorki.
Dziś chciałbym Was zachęcić do lektury książki, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Tak, w Lanckoronie jest naprawdę Aleja Cichych Szeptów, sprawdzenie tej informacji na mapie to było pierwsze, co zrobiłem, gdy zacząłem czytać powieść Izabelli Agaczewskiej.
więcej Pokaż mimo toUwiodła mnie staranność autorki w opisie miejsc, w których dzieje się akcja. Na ogół mamy do czynienia z sytuacją,...