rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Smutna.

Dawno tak mnie żadna książka nie poruszyła. "Będę tam" to dla mnie powieść, która bardzo długo mnie nie opuści.

Historia przedstawiona w powieści jest w sumie prosta. Główną bohaterką jest Jeong Yun, studentka literatury, która niedawno straciła matkę. Jest to postać pełna smutku i refleksji. To z jej perspektywy opisane są zdarzenia.

Drugim trzonem książki jest pamiętnik Myeong-seo, który dopełnia perspektywę Yun. Jest swego rodzaju również komentarzem i drugą stroną przedstawionych wydarzeń. Obydwie te części są równie ważne.

Każdy z bohaterów jest silnie zarysowany. Yun jak i Myeong-seo są bohaterami, z którymi można się identyfikować i przeżywać różne emocje. Także inni bohaterowie, jak Dan, Mi-ru czy profesor Yun są pięknie napisani. Każda postać występująca w tej powieści ma swój własny, unikalny charakter, swoje motywacji i swoją historię. I to jest najpiękniejsze w książce Shin Kyung-sook.

W "Będę tam" jest poruszonych mnóstwo ważnych tematów. Są one jednak tak delikatne, nienachalne, napisane z niesamowitą dozą wrażliwości. Niektóre sytuacje wiążą się bezpośrednio z historią Korei, inne są bardziej uniwersalne. Poruszane są wątki protestów lat 80., chorób psychicznych, wojska, nawet podziału Półwyspu Koreańskiego. Mimo, że tych tematów jest naprawdę mnóstwo i można dyskutować o nich godzinami, nie miałam wrażenia, że jest ich za dużo. Wręcz przeciwnie. Jednak nie odniosłam również wrażenia, że poruszane temat są podjęte powierzchownie. Jest to kolejna wartość tej powieści.

Sama akcja jest silnie osadzona w historii Korei Południowej. Jednak jednocześnie nie znając dokładnie dziejów tego państwa, czytelnik nic nie traci w odbiorze "Będę tam". Historia jest tu napisana w sposób niezwykle uniwersalny, z którym praktycznie każdy czytelnik może się identyfikować i poczuć emocje towarzyszące bohaterom. I równocześnie także ich rozumieć i na swój sposób im kibicować.

Z kartek tej książki bije również jej dalekowschodniość i mentalność Koreańczyków. Tak delikatnie poruszane pewne tematy, pewne niedopowiedzenia i zimny momentami wręcz dystans są tak typowe dla kultury azjatyckiej. Nie jest to historia pełna zwrotów akcji, jednak nie można się równocześnie od niej oderwać.

Niezwykłe są również nawiązania do kultury i sztuki, zarówno tej azjatyckiej, jak i europejskiej. Wplątane wiersze i cytaty, które wypowiadają i inspirują bohaterów, są tak poruszające i uniwersalne. Pokazuje to tylko niezwykły warsztat autorki.

Niesamowity jest również obraz Seulu. Aż chciałoby się iść z bohaterami i Wodospadem uliczkami tego miasta. Obce dla Europejczyków nazwy są jednak wyważone, nie ma tego za dużo. Palcem po mapie można śledzić trasy pokonywane przez Yun, Myeong-seo, Mi-ru i Wodospada. Coś pięknego.

Cała książka jest niesamowicie plastyczna. Czekam, i mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję obejrzeć ekranizację tej powieści w formie filmu, a najlepiej serialu. Momentami rzeczywiście przed oczami stawały mi sceny opisane w książce. Są one niezwykle malownicze, piękne i poetyckie.

Zakochałam się w tej książce. I gdy o niej myślę, analizuje poszczególne sceny to czuję smutek. Czytając momentami miałam łzy w oczach, a jednocześnie ogarniał mnie niesamowity spokój i wyciszenie.

Piękna, niesamowita książka.

Smutna.

Dawno tak mnie żadna książka nie poruszyła. "Będę tam" to dla mnie powieść, która bardzo długo mnie nie opuści.

Historia przedstawiona w powieści jest w sumie prosta. Główną bohaterką jest Jeong Yun, studentka literatury, która niedawno straciła matkę. Jest to postać pełna smutku i refleksji. To z jej perspektywy opisane są zdarzenia.

Drugim trzonem książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa.

Zdecydowanie najlepszym elementem tej książki jest sam pomysł na fabułę. Zamieszczenie viralowego posta na temat najgorszego sposobu śmierci jest początkiem. Początkiem końca? Początkiem dobrej rozrywki? Początkiem chaosu? Początkiem lęku i strachu? Na pewno początkiem do dobrej powieści.

Akcja dzieje się współcześnie co jest dobrym rozwiązaniem. Chociaż jednocześnie miałam wrażenie, że momentami autorka neguje istnienie telefonów komórkowych czy innych "cudów" współczesnej technologii. Rozwiązania pewnych sytuacji byłyby możliwe o wiele prościej dzięki na przykład latarce w telefonie... I nie to nie jest tak, że tego nie rozumiem i w każdej książce będę na sile szukać błędów. Ale tutaj pewne rozwiązania sytuacje aż bolą. Boli głupota pewnych postaci...

Dobre pokazanie głównej bohaterki. Rzeczywiście Izzy jest osobą dość uniwersalną, więc identyfikować mogą się z nią czytelnicy w różnym wieku. Choć czasami to co jej się akurat przytrafia jest o krok od absurdu. Inni bohaterowie również są dość charakterystyczni. Typowi obraz amerykańskiego high school - popularni sportowcy, głupie i złośliwe dziewczynki, outsider, cicha myszka i jej krąg przyjaciółek. Klasyczna sytuacja, która praktycznie zawsze się sprawdza.

Brakuje mi natomiast głębszego poznania motywacji mordercy, poruszenia pewnych wątków związanych z przemocą domową i traumami. Gdyż jednocześnie mogę zrozumieć pewne działania mordercy, a z drugiej nie...

Kolejnym brakiem są opisy śmierci. Może to dość drastycznie zabrzmiało, ale po takim tytule i koncepcie właśnie tego się spodziewałam. Dlaczego taka śmierć, taki lęk, takie osoby?

Tak naprawdę wszystko w tej powieści opiera się na głównej bohaterce. To praktycznie z jej perspektywy jest opowiedziana ta historia. Książka na tym jednocześnie zyskuje i wiele traci. Jednak w ogólnym rozrachunku powieść Natashy Preston oceniam pozytywnie. Bo w końcu autorka dostarczyła tego, co oczekiwałam od thrillera - pewnej dawki niepokoju.

A i na końcu dodam, że są pewne błędy fabularne. Niewielkie, ale jednak zauważalne. Myślę, że tutaj zawiódł raczej brak porządnej korekty i redakcji, być może również tłumaczenia.

Ciekawa.

Zdecydowanie najlepszym elementem tej książki jest sam pomysł na fabułę. Zamieszczenie viralowego posta na temat najgorszego sposobu śmierci jest początkiem. Początkiem końca? Początkiem dobrej rozrywki? Początkiem chaosu? Początkiem lęku i strachu? Na pewno początkiem do dobrej powieści.

Akcja dzieje się współcześnie co jest dobrym rozwiązaniem. Chociaż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naiwna.

Takich zbiegów okoliczności w prawdziwym życiu, książkach, filmach i w innym wymyślonych fikcjach po prostu nie ma. Kompletnie nierealistyczne, co zaburza odbiór całej powieści.

Główna bohaterka jest mimozą, która jest prowadzona jak nie przez niesamowite zbiegi okoliczności, to przez swoich przyjaciół. Sama nie potrafi podjąć jakiejkolwiek decyzji. Jeśli główna postać jest taka, to jak można jej "kibicować" i ją polubić.

Mimo że akcja powieści dzieje się we Lwowie to nie ma praktycznie żadnego opisu tego wspaniałego miasta. Tak samo jak i Krakowa.

Fabuła to jeden wielki zbieg okoliczności. Świat wyidealizowany. Jak to możliwe, że wszyscy ukraińscy bohaterowie tej książki mówią po polsku? Oczywiście płynnie.

Straszny zawód. Jak książki Gąsiorowskiej traktowałam jak przyjemne, trochę naiwne, ale jednak sympatyczne historię, to "Primabalerina" jest dla mnie szokiem. Momentami nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy walić głową w ścianę przez absurdy zawarte w książce. Dramat...

Plus, że dość szybko się czyta i przynajmniej jakiś ogólny pomysł na fabułę. Choć oczywiście katastrofalnie zrealizowany.

Naiwna.

Takich zbiegów okoliczności w prawdziwym życiu, książkach, filmach i w innym wymyślonych fikcjach po prostu nie ma. Kompletnie nierealistyczne, co zaburza odbiór całej powieści.

Główna bohaterka jest mimozą, która jest prowadzona jak nie przez niesamowite zbiegi okoliczności, to przez swoich przyjaciół. Sama nie potrafi podjąć jakiejkolwiek decyzji. Jeśli główna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobry reportaż.

Przedstawienie kilku różnych punktów widzenia na wydarzenia na Ukrainie, było bardzo trafione. Kolejnym plusem jest również wtrącanie zdania autora oraz jego osobiste przeżycia, które były tak samo ważne jak historie jego bohaterów. Świetne przedstawienie sytuacji w byłych państwach ZSRR, szczególnie Gruzji.

Brakowało mi natomiast kilku przypisów do wspominanych badań naukowych. Myślę, że dopełniłoby to obraz przedstawionych wyników.

Bardzo smutny jest jednak fakt, że spora część przewidywań dziennikarza okazały się brutalnie błędne.

Bardzo dobry reportaż.

Przedstawienie kilku różnych punktów widzenia na wydarzenia na Ukrainie, było bardzo trafione. Kolejnym plusem jest również wtrącanie zdania autora oraz jego osobiste przeżycia, które były tak samo ważne jak historie jego bohaterów. Świetne przedstawienie sytuacji w byłych państwach ZSRR, szczególnie Gruzji.

Brakowało mi natomiast kilku przypisów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętna...

"Magiczna gondola" to typowa powieść młodzieżowa. Ma zarówno swoje plusy, jak i wady.

Fabuła książki jest dość prosta. Świat wykreowany jest całkiem przyjemny, jednak pewne rzeczy są niewyjaśnione, co trochę mnie irytowało. Zamiast skupić się na poszczególnych czynnościach, które robiła bohaterka, wolałabym dowiedzieć się więcej o tych podróżach w czasie, ich mechanizmie i skutkach.

Historia opisana jest z perspektywy pierwszoosobowej. Bohaterka jest miłą osobą, jednak brak w niej jakiejś większej głębi. Wyjątkowo natomiast nietrafione jest ciągle używanie współczesnych słów, przez co nie do końca mogłam się odnaleźć w tej renesansowej Wenecji. Po prostu jej nie czułam. A szkoda...

Inne postacie są bardzo interesujące, jednak, tak samo jak w przypadku głównej bohaterki, są one jednowymiarowe. Nie do końca potrafię je zrozumieć, gdyż nie czuje ich motywacji, intencji i przeszłości.

Sama linia fabularna nie jest zła. Jest jednak dość mocno rozwleczona. Niemniej jednak książkę dość szybko się czytało i jednocześnie nie była wymagająca. Ogromnym plusem jest umieszczenie akcji w Wenecji.

Książka jest dość prosta, interesujący pomysł na podróże w czasie. Wszystko jest jednak owinięte momentami w cukierkowy papierek. Przebija się tu mocno infantylizm - czy to samej autorki, czy jej intencji? Trudno określić.

Na końcu pozostaje pytanie - czy przeważająca większość powieści dla młodzieży (ale też i nie tylko) musi pokazywać dobre i szczęśliwe zakończenia, bez praktycznie żadnej refleksji nad światem?

Ciekawa jestem drugiej części...

Przeciętna...

"Magiczna gondola" to typowa powieść młodzieżowa. Ma zarówno swoje plusy, jak i wady.

Fabuła książki jest dość prosta. Świat wykreowany jest całkiem przyjemny, jednak pewne rzeczy są niewyjaśnione, co trochę mnie irytowało. Zamiast skupić się na poszczególnych czynnościach, które robiła bohaterka, wolałabym dowiedzieć się więcej o tych podróżach w czasie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa.

Zdecydowanie lubię klimat tej książki. Ważny jest w niej kontekst wydarzeń - Egipt, lata 50 XX wieku. Myślę, że dla osoby, która w ogóle nie zna historii tego państwa i przed przeczytaniem nie dowiedziała się paru faktów, cała ta opowieść nie będzie do końca zrozumiała. Dlatego jestem wdzięczna za krótką przedmowę tłumacza.

Podoba mi się koncept zamknięcia kilku bohaterów w jednym miejscu. Zdecydowanie się to tutaj sprawdza. Każda z tych postaci jest wyrazista i charakterna.

Wydarzenia opowiedziane są z kilku perspektyw. Poszczególne osoby opowiadają tę samą historię, co jest bardzo dobrym zabiegiem, żeby po prostu wyśmiać czy podsumować daną postawę. Jednak wbrew pozorom sama akcja jest ciekawa i nie nudzi.

Język jest poetycki, dopasowany jest jednak do poszczególnych postaci, co tylko pokazuje Mahfuz jest dobrym analitykiem ludzkich postaci.

Jest to trudna, a zarazem dość prosta powieść. Ważne jest poznanie kontekstu sytuacji. Wspaniały Egipt i zapomniana już nieco Aleksandria świetnie się tutaj sprawdzają.

Ciekawa.

Zdecydowanie lubię klimat tej książki. Ważny jest w niej kontekst wydarzeń - Egipt, lata 50 XX wieku. Myślę, że dla osoby, która w ogóle nie zna historii tego państwa i przed przeczytaniem nie dowiedziała się paru faktów, cała ta opowieść nie będzie do końca zrozumiała. Dlatego jestem wdzięczna za krótką przedmowę tłumacza.

Podoba mi się koncept zamknięcia kilku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nijaka.

Część książek zostaje ze mną na dłużej. Ze względu na fabułę, bohaterów czy sam klimat. "Śmierć w Chateau Bremont" niestety do tej kategorii się nie zalicza.

Ten kryminał opowiada o historii rodu de Bremont. Akcja dzieje się w Aix en Provence. Fantastyczne umiejscowienie fabuły, szczegółowe opisy na pewno są bardzo dużym plusem. Rzeczywiście, przynajmniej na chwilę przeniosłam się w to miejsce.

Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Klasyczny krąg podejrzanych, bez zaskoczeń. I tak ta akcja płynęła, bez żadnych zwrotów akcji, bez większych emocji.

Zawiodłam się za to dość mocno na bohaterach. O ile postać Marinne Bonnet jest trafiona, to postać Verlaque'a pod koniec dość mocno irytowała. Wiadomo od samego początku, że tych dwójkę coś łączy, ale to były w sumie tylko suche fakty. Absolutnie nie wyczuwało się tego, nie było żadnych emocji. Już bardziej jakąś koneksje wyczuwało się między sędzią a komisarzem policji.

W sumie, ta powieść jest dość prosta. Nie wymaga na pewno zaangażowania. Sposób pisania bardzo prosty. I zasadzie nic więcej.

Większy problem mam natomiast z tłumaczeniem. W języku polskim stosuje się odmiany nazwisk. Jest to dla nas naturalne. Jednakże w języku francuskim NIE istnieje odmiana nazwisk. Usilne próby odmiany nazwisk francuskich, zmieniając całkowicie zarówno fonetykę, jak i gramatykę, wprawiając czytelnika w nie lada konsternację, są po prostu niewiarygodnie żenujące...

"Śmierć w Chateau Bremont" jest książką pozbawioną emocji. Taka rozrywka na jeden wieczór. Ogromny plus za wybór i opis miejsca.

Nijaka.

Część książek zostaje ze mną na dłużej. Ze względu na fabułę, bohaterów czy sam klimat. "Śmierć w Chateau Bremont" niestety do tej kategorii się nie zalicza.

Ten kryminał opowiada o historii rodu de Bremont. Akcja dzieje się w Aix en Provence. Fantastyczne umiejscowienie fabuły, szczegółowe opisy na pewno są bardzo dużym plusem. Rzeczywiście, przynajmniej na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nudna.

Są takie książki, które są za krótkie. Dodatkowe 300 stron z bohaterami nie jest męczarnią i chce się w tym świecie po prostu być. I są książki, gdzie ich fabuły można streścić w 10 stronach. "Zanim zapomnę", niestety, należy do tej drugiej kategorii.

Fabuła tej książki jest bardzo prościutka. Sam pomysł na morderstwo jest dobry, mieszanie spraw przeszłości z teraźniejszością to rozwiązanie sprawdzone. Więc czego zabrakło? Według mnie warsztatu, pomysłu. Bo jeśli sam tytuł książki zdradza jej zakończenie w sposób jednoznaczny, to czego po takiej powieści oczekiwać?

Ciągłe przeskakiwanie z jednej postaci na drugą po pewnym czasie jest nużące, zwłaszcza jeśli bohaterzy nie wnoszą to fabuły absolutnie nic, a ich funkcja to zapchanie stron książki.

A co do bohaterów... Główna bohaterka jest absolutnie tragicznie wykreowana. Niesamowicie irytująca w swej zarozumiałości i wszechwiedzy. Gdyż całe śledztwo przychodzi jej tak łatwo. Gdyż autorka zdecydowała, że bardziej interesujące jest co bohaterka je, niż sam sposób jej myślenia, dochodzenia do rozwiązania zagadki. Gdyż na końcu cała akcja dzieje się w ciągu DWÓCH dni... O reszcie postaci niewiele można tak naprawdę powiedzieć, ponieważ są oni tylko tłem.

Absurd aż bije z kartek tej powieści. Tak naprawdę jedynym plusem tej książki jest to, że dość szybko się ją czyta i nie potrzeba wielkiego zaangażowania.

Nudna.

Są takie książki, które są za krótkie. Dodatkowe 300 stron z bohaterami nie jest męczarnią i chce się w tym świecie po prostu być. I są książki, gdzie ich fabuły można streścić w 10 stronach. "Zanim zapomnę", niestety, należy do tej drugiej kategorii.

Fabuła tej książki jest bardzo prościutka. Sam pomysł na morderstwo jest dobry, mieszanie spraw przeszłości z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Opowiadania japońskie Ryūnosuke Akutagawa, Atsushi Nakajima
Ocena 6,5
Opowiadania ja... Ryūnosuke Akutagawa...

Na półkach:

Ciekawa.

"Opowiadania japońskie" to zbiór 6 historii napisanych przez dwóch japońskich pisarzy początku XX wieku, jednak o tematyce chińskiej. W swoich opowiadaniach Akutagawa i Nakajima aż tak zachwyceni Chinami i jej kulturą, że staje się ona źródłem ich inspiracji.

Każde z tych opowiadań jest inne. Czerpią one dużo z tradycji chińskiej. Niesamowicie widać w nich, jak autorzy dobrze znają historię Chin. Samo umiejscowienie zdarzeń i płynne przejścia z jednego królestwa do kolejnego są bardzo przemyślane.

Każde opowiadanie ma swoich założeniu przekazanie jakiś uniwersalnych prawd. W jednych udaje się to bardziej, w innych mniej. Osobiście najbardziej przemówiło do mnie ostatnie opowiadanie, dość znacznie różniące się od pozostałych. Jest ono osadzone w czasach współczesnych autorowi, a nie jak pozostałe w dalekiej starożytności. Ponadto jest ono dość pesymistyczne i mroczne.

Wydanie jest według mnie dość ładne. Dobry wstęp jest dość mocnym atutem tej książeczki. Natomiast zdecydowanie widać, że budżet tego wydania nie był zbyt duży. I mam momentami wrażenie, że był dopinany na ostatnią chwilę. No cóż... Może nie powinnam tego oceniać, niemniej wpłynęło to na odbiór ogólny tej pozycji.

"Opowiadania japońskie" to kilka ładnych utworów. Bardziej są one dedykowane osobom, które mają pojęcie o historii Chin. Niemniej przekazują one pewne uniwersalne prawdy w iście dalekowschodnim stylu.

Ciekawa.

"Opowiadania japońskie" to zbiór 6 historii napisanych przez dwóch japońskich pisarzy początku XX wieku, jednak o tematyce chińskiej. W swoich opowiadaniach Akutagawa i Nakajima aż tak zachwyceni Chinami i jej kulturą, że staje się ona źródłem ich inspiracji.

Każde z tych opowiadań jest inne. Czerpią one dużo z tradycji chińskiej. Niesamowicie widać w nich, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozczarowanie.

Po dobrych recenzjach i zachwytach nad tą powieścią oczekiwałam dość sporo. Niestety, dość mocno rozczarowałam się moim pierwszym spotkaniem z Miłoszewskim. A szkoda.

"Uwikłanie" opowiada historię prokuratora Teodora Szackiego. Cała książka zbudowana jest na tej postaci. Mam wrażenie, że w dużej mierze główny wątek kryminalny zszedł tutaj na tzw. drugi plan. O ile na samym początku polubiłam tego rezolutnego prokuratora, to pod koniec stał się nieznośny. Jakbym miała określić tę książkę jednym stwierdzeniem to byłoby to "12 dni z życia Szackiego". Dosłownie. Autor relacjonuje praktycznie każdy moment dnia bohatera, nieważne czy ma to choć pośredni związek z fabułą.

Sam wątek kryminalny jest ciekawy. Klasyczny krąg kilku podejrzanych. Bardzo pozytywnym elementem jest to, że czytelnik sam może wydedukować, kto jest mordercą, a wskazówki są wyraźnie zaznaczone w treści powieści. Bardzo dobrze skonstruowana zagadka.

Równie dobre było wykorzystanie motywu terapii i teorii Hellingera. Chciałabym jednak, żeby tego było po prostu więcej. To samo wrażenie pozostawia u mnie wątek PRLowski. Mam nadzieję, że właśnie na nim Miłoszewski oparł swoją trylogię.

O ile głównego bohatera nie bardzo polubiłam, to inne postacie są naprawdę dobre. Postacie Kuzniecowa czy Chorko są dość charyzmatyczne i szkoda, że jest ich tak mało. Chciałabym również poznać bardziej krąg podejrzanych, ich motywacje i zachowania. Punkt kulminacyjny tylko by na tym zyskał i dawał czytelnikowi poczucie zaangażowania. Niby cały główny wątek obraca się wokół psychologii, a w sumie jest jej bardzo mało.

Nie mogę również w swojej irytacji wspomnieć wątku pewnej dziennikarki. Kompletnie niepotrzebny i zaburza ogólny odbiór "Uwikłanie". Mam tylko nadzieję, że autor w kolejnych częściach jakoś z niego z klasą wybrnął.

Powieść Miłoszewskiego nie jest zła. "Uwikłanie" byłoby naprawdę bardzo dobrym kryminałem, gdyby autor zdecydował się inne punkty wyważenia. Prokurator Szacki niestety nie jest postacią, gdzie z zapartym tchem czytam co jadł na obiad i z kim.

Rozczarowanie.

Po dobrych recenzjach i zachwytach nad tą powieścią oczekiwałam dość sporo. Niestety, dość mocno rozczarowałam się moim pierwszym spotkaniem z Miłoszewskim. A szkoda.

"Uwikłanie" opowiada historię prokuratora Teodora Szackiego. Cała książka zbudowana jest na tej postaci. Mam wrażenie, że w dużej mierze główny wątek kryminalny zszedł tutaj na tzw. drugi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętna.

Sięgając po tę książkę na początku zaintrygował mnie tytuł. Liczyłam na lekką powieść kryminalną. I rzeczywiście ją dostałam, choć niekoniecznie w takiej formie jaką bym chciała.

"Śledztwo od kuchni" opowiada historię Karoliny Morawieckiej, wdowy mieszkającej w Wielmoży, w okolicach Ojcowskiego Parku Narodowego. Na początku nawet polubiłam bohaterkę, jednak wraz z kolejnymi kartkami stawała się ona nieznośna. Bardziej interesowały mnie inne postacie, chociażby zakonnica czy podkomisarz, których tutaj jest zdecydowanie za mało.

Sama zagadka kryminalna jest banalnie prosta i nie ma w niej nic odkrywczego. Tak naprawdę można by ją streścić w jednym, góra dwóch rozdziałach.

Ogromną zaletą tej powieści jest natomiast umiejscowienie akcji w przepięknej okolicy. Pieskowa Skała i Ojcowski Park Narodowy to niezwykle interesująca okolica. Sama wielokrotnie zwiedzałam te okolice i miło było powrócić, nawet w takiej formie. I to była dla mnie największa przyjemność z tej lektury. Szkoda, że było tego tak mało.

Widać również, że autorka jest dość dobrą obserwatorką ludzkiej natury. Miło jest przedstawione środowisko, ciekawi są drugo- i trzecioplanowi bohaterowie. Jednak jest ich zdecydowanie za mało.

Sądzę również, że w tym przypadku autorka chciała za bardzo. Tknęła poszczególne wątki, ale jakby ich nie dokończyła, nie rozwinęła. Sam motyw kulinarny nie jest zły, tak jak i wtrącanie w akcję książek. Ale trzeba to zrobić porządnie. Albo jedno, albo drugie. Tego "kulinarnego podtekstu" jest za mało i oczekiwałam czegoś więcej.

Zdecydowanie humor w tej książkę, który powinien być jej największym atutem, jest na siłę. Momentami żarty są wyjątkowo nieśmieszne i wymyślane z trudem. Na początku jest w porządku, potem zaczyna to bardzo męczyć.

Zdziwił mnie również fakt, że autorka sama siebie umieściła w swojej powieści. Oczywiście, zdarza się to niejednokrotnie, ale nadanie bohaterce swoich personaliów (i nie tylko) uważam za przesadę.

Cóż. Miało być zabawnie, lekko i przyjemnie. I na początku tak było. Szkoda, że tak krótko to trwało.

Przeciętna.

Sięgając po tę książkę na początku zaintrygował mnie tytuł. Liczyłam na lekką powieść kryminalną. I rzeczywiście ją dostałam, choć niekoniecznie w takiej formie jaką bym chciała.

"Śledztwo od kuchni" opowiada historię Karoliny Morawieckiej, wdowy mieszkającej w Wielmoży, w okolicach Ojcowskiego Parku Narodowego. Na początku nawet polubiłam bohaterkę, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo szybka.

Jak większość tutaj obecnych sięgnęłam po tę książkę z powodu niesamowitego sukcesu serialu Netflixa. Po prostu chciałam sprawdzić dlaczego twórcy serialowi postanowili przenieść na mały ekran właśnie tę powieść, mimo że mieli do wyboru wiele, wiele różnych tego typu inspiracji. I znalazłam odpowiedź.

"Mój książę" opowiada historię Daphne i Simona, arystokratów brytyjskich. Akcja dzieje się w XIX, choć z prawdziwymi realiami tej epoki nie ma za wiele wspólnego. Historia jest dość sztampowa i przewidywalna.

Uwielbiam natomiast w tej książce bohaterów. Są absolutnie bezbłędni. Rodzina Bridgertonów jest urocza. Po prostu nie da się nie lubić tych bohaterów.

Natomiast powieść ta ma jedną zaletę, której trochę na próżno szukać w tego typu innych lekturach - niesamowity dystans do siebie. Poczucie humoru wplatane co chwilą w usta bohaterów i okoliczności jest tym co wyróżnia akurat tę książkę. Nie da się nie śmiać, nawet z głupoty bohaterów (a tego nie brak). Brak pompatyczności i podejście Julii Quinn jako autorki prostej powieści, a nie kolejnego wielkopomnego dzieła, odpowiada za sukces "Mojego księcia".

Ta książka to doskonały pomysł na zrelaksowanie się. Powieść bardzo szybko się czyta i nie wymaga ona od czytelnika wielkiego zaangażowania. Za to daje dużo uśmiechu. Na pewno nie jest to książka wysokich lotów, ale też nie taki był jej cel. Po prostu - HAVE FUN!

Bardzo szybka.

Jak większość tutaj obecnych sięgnęłam po tę książkę z powodu niesamowitego sukcesu serialu Netflixa. Po prostu chciałam sprawdzić dlaczego twórcy serialowi postanowili przenieść na mały ekran właśnie tę powieść, mimo że mieli do wyboru wiele, wiele różnych tego typu inspiracji. I znalazłam odpowiedź.

"Mój książę" opowiada historię Daphne i Simona,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozytywna.

Mając w głowie klasyk zwykle oczekujemy od niego wielkich treści z filozoficznymi przemyśleniami. "Zaufanie" tego nie ma, co nie oznacza, że w jakikolwiek sposób nie jest dobrą książką.

Najlepszym zdecydowanie punktem tej powieści są bohaterowie. Jest ich niewielu, bo sześciu i dobrani są w kontrastujące ze sobą pary. Artystyczny Bernard i umysł ścisły Gordon. Inteligentna Angela i głupiutka Blanche. Statyczna pani Vivian oraz prostolinijny Lovelock. Każda z tych postaci jest inna i wspaniale ze sobą współgrają.

Fabuła powieści Jamesa nie jest zbytnio fascynująca. Wszystko opiera się na relacjach ludzkich. Rozmowy i przemyślenia są na tyle interesujące, że czytelnik nie potrzebuje kontrowersyjnych zwrotów akcji. Fabuła jest wręcz bardzo statyczna.

Uwielbiam przedstawienie w tej powieści Europy i stosunku do niej Amerykanów. Ogromny plus za to, że razem z bohaterami można podróżować - Francja, Włochy, Niemcy. Trochę szkoda, że tak mało opisów krajobrazów, choć rozumiem dlaczego autor nie zdecydował się na ich umieszczenie.

Trzeba również wspomnieć o języku. Jest on typowo XIX-wieczny, czemu czytelnik nie może się dziwić. Jednocześnie jest to zaskakująco odświeżające. Dość rzadko można teraz spotkać narrację, która łamie tzw. czwartą ścianę. Choć trudno na początku przez kilka stron przyzwyczaić się do tego, książkę niesamowicie szybko się czyta.

Lekka odświeżająca komedia sprzed ponad stu laty. Nic tylko poszukać kolejnej powieści Henry'ego Jamesa.

Pozytywna.

Mając w głowie klasyk zwykle oczekujemy od niego wielkich treści z filozoficznymi przemyśleniami. "Zaufanie" tego nie ma, co nie oznacza, że w jakikolwiek sposób nie jest dobrą książką.

Najlepszym zdecydowanie punktem tej powieści są bohaterowie. Jest ich niewielu, bo sześciu i dobrani są w kontrastujące ze sobą pary. Artystyczny Bernard i umysł ścisły Gordon....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O wszystkim i o niczym.

Tymi słowami określiłabym tę książkę. W założeniu, sugerując się nawet tym pompatycznym tytułem, ta powieść miała UCZYĆ. Czego? Otóż na to pytanie nie wiem czy sam autor znalazłby odpowiedź.

Książką przedstawia historię Granta Wigginsa, czarnoskórego nauczyciela. Czas akcji to lata 40., czyli okres podziału społeczeństwa ze względu na pochodzenie i kolor skóry. Wiggins zostaje zmuszony do uczenia skazanego na karę śmierci, najprawdopodobniej niesłusznie, Jeffersona. Narracja prowadzona jest pierwszoosobowo, więc czytelnik wraz z głównym bohaterem zmaga się z tą smutną historią.

Dobrze jest przedstawione środowisko i postacie drugo- oraz trzecioplanowe. Cały czas podkreślane są różnice między ludźmi o innych kolorach skóry. Dla czytelnika europejskiego jest to bardzo ciekawe i zarazem poruszające. Książka ta dobrze tłumaczy współczesnemu czytelnikowi z jakimi problemami nadal, po tylu dekadach, zmaga się społeczeństwo USA. Dla mnie osobiście niepojęte jest, jak można zmuszać drugiego człowieka do upokorzenia i stracenia szacunku do samego siebie..

Natomiast mam problem z bohaterami. Nie tyle z główną postacią, ile z jego rodziną. Postać ciotki i pastora są absolutnie koszmarne.

Mam również problem z nawiązaniami do religii. Mam poczucie, że z jednej strony autor chce mówić o Bogu i podkreśla jego rolę w ostatnich dniach życia człowieka. Jednocześnie jednak Gaines mocno kontrastuje postawę Wigginsa i pastora. Z tym, że głównego bohatera można lubić i automatycznie wspierać, a tego drugiego trudno zrozumieć i nie darzy się go sympatią.

Bardzo dobra jest jednak wstawką z pamiętnika Jeffersona. W końcu cała historia jest o nim i o jego sytuacji, a jest tak mało tej postaci. Chciałoby się stwierdzić - więcej!

Z jednej strony "Lekcja przed egzekucją" czegoś uczy - przemiany, godności człowieka, bohaterstwa. Z drugiej jednakże ta historia jest dość płytka. Znajduję trzy problemy w tej książce: niesympatyczni i nie dający się zrozumieć pewni bohaterowie, źle wyważone punkty nacisku oraz samo nastawienie autora, który miał zamiar napisać głęboką i refleksyjną powieść. Wyszło jak wyszło - średnio.

O wszystkim i o niczym.

Tymi słowami określiłabym tę książkę. W założeniu, sugerując się nawet tym pompatycznym tytułem, ta powieść miała UCZYĆ. Czego? Otóż na to pytanie nie wiem czy sam autor znalazłby odpowiedź.

Książką przedstawia historię Granta Wigginsa, czarnoskórego nauczyciela. Czas akcji to lata 40., czyli okres podziału społeczeństwa ze względu na pochodzenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Smutna.

Sięgnęłam po tą książkę ze względu na okładkę i powiązania z Paryża. Tyle. Nie miałam żadnych oczekiwań, nadziei i uprzedzeń w stosunku do tej powieści. I muszę przyznać, że ta książka w pewien sposób mnie urzekła.

"Pożegnanie z Paryżem" to monolog Grace, doskonałej lutniczki i niezwykle samotnej kobiety. I właśnie ta postać trzyma na swoich barkach całą tę powieść. Udało się autorce stworzyć bohaterkę, która nie irytuje. Może Grace jest momentami infantylna, ale wyczuwa się w tym jednocześnie szczerość, co jest ogromnym atutem.

Na pewno fabuła tej książki nie jest porywająca. Raczej jest to bardziej studium z życia 40-letniej kobiety, która pod wpływem pewnego wydarzenia musi przekalkulować swoje życie, odnaleźć się w świecie i w końcu wyjść ze swojej skorupy.

Nie można też tutaj nie wspomnieć o bohaterach drugoplanowych. Bez nich ta książka nie byłaby tym czym jest. Postacie Nadii i pana Williamsa są urocze i pełne humoru. Łamią jednocześnie tę otoczkę smutku i nostalgii, która spowija całą powieść.

Świetny jest też motyw wiolonczeli, muzyki i lutnictwa. To teraz już trochę postawione na uboczu rzemiosło, okazuje się być pełne uroku, magii i niepowtarzalne. Ogromny plus za ten motyw.

Wadą tej książki jest jej niewyważenie. Zdecydowanie akcja przyspiesza w drugiej połowie książki. Ale pierwsza bardzo się ciągnie. Liczne retrospekcje i momentami użalanie się nad sobą głównej bohaterki w miarę czytania okazywały się dość męczące.

Melancholia i nostalgia. Smutek i subtelność. Tymi słowami określiłabym tę książkę. Jestem niezmiernie zaskoczona, tym co tutaj spotkałam. Niemniej dość trudno czytało się "Pożegnanie z Paryżem".

Smutna.

Sięgnęłam po tą książkę ze względu na okładkę i powiązania z Paryża. Tyle. Nie miałam żadnych oczekiwań, nadziei i uprzedzeń w stosunku do tej powieści. I muszę przyznać, że ta książka w pewien sposób mnie urzekła.

"Pożegnanie z Paryżem" to monolog Grace, doskonałej lutniczki i niezwykle samotnej kobiety. I właśnie ta postać trzyma na swoich barkach całą tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Całkiem dobra.

To druga książka Jakuba Małeckiego i moje drugie spotkanie z tym jakże ciekawym autorem. "Błędy" były według mnie bardzo dobrym startem. "Przemytnik cudu" trochę ten debiut przypomina - ten sam mroczny niepokój, podobne skonstruowane motywy fantastyczne mieszające się z realizmem. Jednak dla mnie ta książka jest słabsza.

"Przemytnik cudu" nie robi już tak wielkiego wrażenia. Mamy tutaj dwójkę bohaterów": Huberta, sfrustrowanego doradcę bankowego, i Joasię, sprzątaczkę opiekującą się umierającą matką. Dwa zupełnie różne charaktery, z dwoma innymi historiami i doświadczeniami życiowymi. Łączy ich w sumie tylko miejsce pracy. I szczerze mówiąc polubiłam tych bohaterów, nawet Huberta.

Historia opiera się na legendzie sięgającej średniowiecza i z tym będzie się wiązał wątek fantastyczny. Nie będę się tutaj rozwodzić bardziej. Według mnie jest on ciekawy.

Po raz kolejny jednak mamy tu walkę dobra ze złem. Złego Huberta przeciwstawiamy dobrej Joasi. Mam jednak wrażenie, że tutaj autor usilnie stara się włączyć sprawę wiary. Nie miałabym z tym problemu, gdyby Małecki zrobił to subtelniej, mniej bezpośrednio, z wyczuciem.

Ciekawe jest również w tej książce postawienie Poznania jako odrębnego bohatera. Uwielbiam opisy tego miasta. Aż chciałoby się momentami wyruszyć na wycieczkę i na własne oczy zobaczyć te ulice. Duży, duży plus za to.

Jak uwielbiam w tej książce Poznań, tak kocham obserwacje ludzi. Wszystkie te przemyślenia są momentami w punkt. Zabrakło mi jednak tej pewnej dozy humoru, którą spotkałam w "Błędach".

I w sumie to nie wiem czemu. Czemu ta powieść jest słabsza, czemu jestem mimo wszystko trochę zawiedziona, czemu mi czegoś mocno brakowało. Cóż... Ta książka wzbudziła tylko mój apetyt. Apetyt na kolejną powieść Jakuba Małeckiego.

Całkiem dobra.

To druga książka Jakuba Małeckiego i moje drugie spotkanie z tym jakże ciekawym autorem. "Błędy" były według mnie bardzo dobrym startem. "Przemytnik cudu" trochę ten debiut przypomina - ten sam mroczny niepokój, podobne skonstruowane motywy fantastyczne mieszające się z realizmem. Jednak dla mnie ta książka jest słabsza.

"Przemytnik cudu" nie robi już tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyczne.

"Wallander. Pierwsze śledztwa" to zbiór czterech dość krótkich opowiadań o Kurcie Wallanderze, ikonicznym policjantem stworzonym przez Henninga Mankella. Każde z tych opowiadań jest inne, lecz mają kilka wspólnych mianowników - jednym z nich jest tragiczne zakończenie każdej z tych historii.

Opowiadania w tej książce ułożone są chronologicznie, począwszy od początków kariery Wallandera w policji. Bardzo przyjemnie było obserwować bohatera na przestrzeni tych historii, jego ewolucję i zmiany w jego życiu.

Wszystkie te śledztwa Wallandera są w miarę równe, nie mogę stwierdzić, które z nich było najgorsze czy najlepsze. Każde z nich było inne mimo że policjanci-bohaterowie byli praktycznie ci sami.

Każde z tych opowiadań komentuje również pewne zjawiska w społeczeństwie. Mankell w swoich opowiadaniach chce skłonić czytelnika do refleksji nad pewnymi istotnymi kwestiami, które być może są nie do końca obecnie na pierwszych stronach gazet i portali, ale mimo tego są w ludzkości. Jedną z nich jest np. kwestia apartheidu.

"Wallander. Pierwsze śledztwa" jest klasycznym zbiorem kryminalnych opowiadań. Dodatkowym atutem jest wtrącenie autora na pewne tematy zmuszające czytelnika do pewnego zagłębienia. Nie każdy musi koniecznie przeczytać tę pozycję. Czy warto? Niech każdy to sam oceni. Ja bynajmniej nie żałuję.

Klasyczne.

"Wallander. Pierwsze śledztwa" to zbiór czterech dość krótkich opowiadań o Kurcie Wallanderze, ikonicznym policjantem stworzonym przez Henninga Mankella. Każde z tych opowiadań jest inne, lecz mają kilka wspólnych mianowników - jednym z nich jest tragiczne zakończenie każdej z tych historii.

Opowiadania w tej książce ułożone są chronologicznie, począwszy od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W porządku.

Klasyczny romans bez większych refleksji. To trzecia książka Camden po którą sięgnęłam i w sumie się nie zawiodłam. Takiej historii się spodziewałam. Natomiast nie mam już takiego pozytywnego odczucia, jak przy ostatnich powieściach tej autorki.

Dobrze wykreowani bohaterowie, których da się polubić. Dobrze jest, że autorzy i autorki przedstawiają kobiety jako silne postacie, które są inteligentne i mają istotny wpływ na fabułę. Bo tak jak i w życiu, kobiety nie są tylko dekoracją w męskim świecie.

Dość ciekawa fabuła z wieloma istotnymi motywami, które według mnie powinny być jeszcze bardziej rozwinięte. Interesująca jest również zagadka w drugiej części powieści, która jest bardzo prosta, ale nie mniej dzięki niej czytelnik nie usypia. Plus za to, że mimo iż jest to druga część cyklu, nie ma potrzeby zapoznawania się z poprzednią.

Ładnie napisana książka, dość prostym językiem. Dla mniej wnikliwych osób jest w sam raz. W końcu kto chce w romansie czytać o chemii i chlorze?

Natomiast zdecydowanie zabrakło mi rozwinięcia tematu chorób związanych z zanieczyszczeniami wody, brakiem wody w dużych aglomeracjach i stosowaniem chloru. Ale no cóż... Nie oczekiwałam też tego specjalnie i nie wpłynęło to też drastycznie na odbiór "Śmiałego przedsięwzięcia".

Tę powieść można spokojnie przeczytać w kubkiem kakao i pod kocykiem w zimowy wieczór. Po prostu jest w porządku. Daję dodatkowy plus za przedstawienie postaci niedocenianego Johna Leala, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. Sprytne wykorzystanie historycznej postaci do stworzenia fabuły.

W porządku.

Klasyczny romans bez większych refleksji. To trzecia książka Camden po którą sięgnęłam i w sumie się nie zawiodłam. Takiej historii się spodziewałam. Natomiast nie mam już takiego pozytywnego odczucia, jak przy ostatnich powieściach tej autorki.

Dobrze wykreowani bohaterowie, których da się polubić. Dobrze jest, że autorzy i autorki przedstawiają kobiety jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miła.

Króciuteńka książeczka o pełnej uroku Holly Golightly, zupełnie zakręconej dziewczynie, która po prostu jest i rozświetla życie osób wokół niej.

Lubię tę powieść za narratora, którego chciałabym poznać. Lubię tę powieść za humor, który jest również w dużej mierze moim. Lubię tę powieść za poruszenie tematu chorób psychicznej i dziękuję, że autor zdecydował się na to w tamtym czasie.

Ale przede wszystkim lubię tę powieść za Nowy Jork lat 40. XX wieku. Wspaniale przedstawiony klimat tego nietuzinkowego amerykańskiego miasta. Aż chciałoby się zamieszkać w tej kamiennicy razem z Holly.

Lubię tę książeczkę, ale bardziej lubię film. Bo Holly to już na zawsze będzie dla mnie Audrey Hepburn, a nie blondynka.

Miła.

Króciuteńka książeczka o pełnej uroku Holly Golightly, zupełnie zakręconej dziewczynie, która po prostu jest i rozświetla życie osób wokół niej.

Lubię tę powieść za narratora, którego chciałabym poznać. Lubię tę powieść za humor, który jest również w dużej mierze moim. Lubię tę powieść za poruszenie tematu chorób psychicznej i dziękuję, że autor zdecydował się na to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozumiem istnienie tej powieści.

Do sięgnięcia po tą książkę zachęcił mnie niewątpliwie tytuł. Miałam ochotę na powieść w stylu filmów z cyklu "U Pana Boga..." w reżyserii Jacka Bromskiego. I po części dostałam to, co chciałam, gdyż akcja dzieje się na wsi, gdzieś w Polsce. Tyle porównań.

Na pewno jest to książka stworzona przez katoliczkę w dużej mierze tylko dla chrześcijan. Bo w tej powieści główną bohaterką jest modlitwa i to co właśnie przez nią i dzięki niej tworzy Bóg. Mniej zagorzali chrześcijanie stwierdzą, że to także los i przypadek. I dlatego ta książka może budzić w niektórych czytelnikach dylematy i przemyślenia. Bo ta powieść jest, niestety, kontrowersyjna. A nie do końca jestem przekonana, że taki był jej cel.

Lubię świat przedstawiony w tej książce, lubię większość bohaterów, lubię klimat stworzony przez autorkę, lubię wreszcie humor. Ale... Ale w to nie wierzę. Nie wierzę w bezbolesne spektakularne transformacje bohaterów. Nie wierzę w proste rozwiązania niesamowicie skomplikowanych problemów. Nie wierzę w niezwykłą ufność i dobroduszność bohaterów. Nie wierzę, że można żyć w takim odrealnieniu od rzeczywistego świata.

I nie miałabym z tą powieścią problemu, bo z wieloma rzeczami mogę pogodzić się po zamknięciu książki. Bo wiele z nich spływa po mnie jak po woda po szybie pozostawiając niewielki ślad. Nie dotyczy to tej książki.

Autorka porusza w "U Pana Boga pod gruszą" wiele trudnych i kontrowersyjnych tematów. Mają one skłaniać do refleksji, to naturalne. I z wieloma poglądami autorki się zgadzam, pomimo, że aż tak zagorzałą katoliczką i zwolenniczką Kościoła nie jestem. GDYBY... Gdyby nie ostatni rozdział, który doprowadził mnie do szału.

Jednym z tematów, który elektryzuje środowisko mocno związane z Kościołem jest szeroko pojęte LGBT. To, co autorka zrobiła tutaj z postacią homoseksualną jest po prostu obrzydliwe i nie na miejscu. Bo chrześcijanin według przykazania miłości kocha każdego człowieka. A co za tym idzie akceptuje go w całości i traktuje go jak równego sobie. Natomiast tutaj bohaterzy wierzący po tym, jak jeden z bohaterów wyjawia, że jest homoseksualistą, reagują niedowierzaniem, szokiem i zadają najbardziej żenujące pytanie, jakie może zadać chrześcijanin: "Czy jesteś pewien? Czy się nie pomyliłeś?". Zmieniają zdania o bohaterze tylko dlatego, że jest sobą i nie ma na to wpływu.

Kolejnym tematem, który mnie rozłościł jest ten o szpitalach i osobach opiekującymi się chorymi. Po tym, jak autorka skomentowała ludzi pracujących w ochronie zdrowia jestem przekonana, że nie ma na ten temat zielonego pojęcia. Więc po co na siłę wkłada w usta bohaterów komentarze???

Jestem po prostu zła. Zła na autorkę, dlatego że mogła stworzyć ładną, aczkolwiek dla mnie przesłodzoną, historię mocno osadzoną w wierzę chrześcijańskiej. Finalnie, przez mnogość kontrowersyjnych tematów, wyszła książka, której jako katoliczka nie będę polecać, bo moim zdaniem niektóre komentarze autorki szkodzą chrześcijaństwu.

Rozumiem istnienie tej powieści.

Do sięgnięcia po tą książkę zachęcił mnie niewątpliwie tytuł. Miałam ochotę na powieść w stylu filmów z cyklu "U Pana Boga..." w reżyserii Jacka Bromskiego. I po części dostałam to, co chciałam, gdyż akcja dzieje się na wsi, gdzieś w Polsce. Tyle porównań.

Na pewno jest to książka stworzona przez katoliczkę w dużej mierze tylko dla...

więcej Pokaż mimo to