-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
[reklama] Wydawnictwo Niezwykłe
Zaczynając „Zastępstwo” byłam przerażona, ponieważ miałam ogromne wymagania względem tej książki i bałam się, że się zwyczajnie rozczaruję. Jednak z każdą kolejną przeczytaną stroną byłam w stanie stwierdzić, że historia Elle i Michalea przerosła wszelkie oczekiwania jakie miałam i była niesamowita.
Styl pisania autorki poznałam już podczas czytania pozycji „Ucieczka od mafii”, jednak zdecydowanie widzę poprawę pióra autorki w „Zastępstwie”. Książka jest przyjemna i szybka w czytaniu. Nim się zorientowałam, moim oczom ukazał się napis EPILOG, a cała historia dobiegła końcowi. Jest napisana łatwym językiem, który dodatkowo zachęcał do dalszego czytania.
Elle to bohaterka, która całe życie poświęciła dla swojego brata. Jej oddanie względem rodziny było czymś, co szczerze podziwiałam, bo była gotowa dokonać wszystkiego, byleby jej rodzina była bezpieczna i szczęśliwa. Jest romantyczką, która czeka na swojego księcia na białym koniu, jednocześnie będąc realistką, która jest przekonana, że w świecie w którym żyje będzie to niemożliwe. Czytanie o jej bólu niejednokrotnie wywołało u mnie smutek i były momenty, w których chciałam ją zwyczajnie przytulić i pocieszyć. Z pewnością jest ona zbyt dobrą osobą na mafijny świat.
Michael to z kolei bohater, który dąży do celu po trupach. Nie boi się ubrudzić rąk chroniąc tych, których kocha. Jest bohaterem, który pomimo swojej oschłości i obojętności dla Elli był słodkim misiaczkiem, gotowym ubrać różową sukienkę i udawać wróżkę, gdyby tylko go o to poprosiła. Ich relacja to definicja grumpy x sunshine!
Strasznie mi się spodobało pokazanie realiów świata mafijnego. Autorka nie próbuje nadać temu cukierkowej otoczki i szczerze opisuje przeróżne zachowania jednostek tego świata. Cała książka miała klimat opowieści z wattpada z dawnych lat, co osobiście uwielbiam. Czytając, czułam ogromną nostalgię i miło było wrócić do tamtych lat. Świetnie się bawiłam podczas czytania i chętnie w przyszłości wrócę do tej historii!
[reklama] Wydawnictwo Niezwykłe
Zaczynając „Zastępstwo” byłam przerażona, ponieważ miałam ogromne wymagania względem tej książki i bałam się, że się zwyczajnie rozczaruję. Jednak z każdą kolejną przeczytaną stroną byłam w stanie stwierdzić, że historia Elle i Michalea przerosła wszelkie oczekiwania jakie miałam i była niesamowita.
Styl pisania autorki poznałam już...
Styl pisania Julii jest niesamowity. Każdy opis, każdy dialog oraz bohaterowie zostali starannie przemyślany i świetnie dopracowany. Fabuła jest dopięta na ostatni guzik, jest spójna i ma idealne tempo jednocześnie ukazując jak każda ze stron radzi sobie z rozstaniem. Pióro Julki jest lekkie i przyjemne, co sprawia, że cała książka staje się niesamowicie komfortowa i ciepła. Relacja między Poppy a Dylanem, jaką stworzyła Julka jest niesamowita. Obiecuję wam, że pokochacie tą dwójkę już od pierwszych stron.
„Wyjrzałem przez okno w odpowiednim momencie, żeby przyłapać
Poppy na trzaskaniu drzwiami od mojego auta. Zrobiła to tak mocno, że nawet
w pomieszczeniu usłyszałem zgrzyt metalu. Zacisnąłem usta, a mój wzrok
spotkał się z jej, uśmiechnęła się niewinnie, przykładając dłoń do ust, udając
zaskoczoną, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że zrobiła to specjalnie.”
Poppy Pole to bohaterka, którą pokochałam już podczas czytania pierwszego tomu. Jednak to w drugim tomie poznajemy jej nową, odważniejszą i pewniejszą siebie odsłonę. Podczas studiów z pewnością stała się osobą rozważniejszą, która nie boi się powiedzieć tego, co myśli. Już od pierwszych stron można zauważyć jej zmianę, która według mnie zdecydowanie jej służy. Pomimo natłoku obowiązków nie daje sobie wejść na głowę, jednak wciąż ma słabość do Dylana, co niejednokrotnie udowodniła. W wielu sytuacjach sprawiła, że czułam się zrozumiana i wysłuchana, co sprawiło że stała się moją ulubioną i komfortową postacią w całej dylogii. Pomimo iż na zewnątrz udaje twardą osobę, w środku wciąż przeżywa rozstanie z Dylanem i swoje prywatne rozterki.
„– Broń i gotówkę z ostatniego napadu. A w tej szarej, to narkotyki i
odcięty palec niewiernego dealera. – Byłem zaskoczony tym, jak poważnym
głosem udało mi się to powiedzieć.
– Jak sądzisz Poppy, co może się
znajdować w torbach sportowych w domu sportowca? To chyba oczywiste, że
rzeczy na trening.”
Dylan Spencer jest stereotypowym, popularnym chłopakiem na studiach. Ma wokół siebie pęczki dziewczyn gotowych wskoczyć za nim w ogień, jednak na stołówce wciąż rozgląda się za Poppy, czując ból w sercu. Podobnie do Poppy udaje, że poradził sobie z ich rozstaniem, poprzez sypianie z wieloma dziewczynami i ciągłym imprezowaniem. Jednak, gdy przychodzi co do czego, zamyka się w swoim mieszkaniu i z mnóstwem goryczy wspomina dawne czasy. Czytanie o jego bólu automatycznie wywoływało u mnie łzy. Nie byłam w stanie znieść ich rozłąki i momentami miałam wrażenie, że przeżywałam ich rozstanie bardziej od nich. Pomimo swojej stereotypowej łatki w środku jest najsłodszym chłopakiem na świecie, co niejednokrotnie udowodnił.
„Zabrał swoją rękę ze ściany i położył ją na mojej twarzy, tak delikatnie,
jakbym miała się rozsypać od najmniejszego nawet dotyku. Tak właśnie się
czułam. Ciepły opuszek na moich wargach sprawił, że wzdłuż mojego
kręgosłupa przeszedł dreszcz, a ja za wszelką cenę, starałam się nie jęknąć,
kiedy szybkim ruchem, starł błyszczyk z moich ust.”
Ta dwójka to wybuchowy duet, który pomimo wielu kłótni wciąż do siebie lgnie. Gdy dotarło do mnie, co spowodowało ich zerwanie moje serce pękło na milion kawałeczków. Fizycznie nie mogłam znieść ich rozłąki, a każda ich interakcja wywoływała na mojej twarzy szeroki uśmiech. Poppy i Dylan to moja ulubiona para z jakiekolwiek książki, a fakt że mogę być częścią ich wywołuje u mnie lawinę łez. Nie ma dnia w którym bym o nich nie myślała. Pokochałam ich już jako dzieci w pierwszym tomie, jednak to drugi tom uświadomił mi, że są oni dla mnie kimś więcej niż tylko bohaterami z książki.
Styl pisania Julii jest niesamowity. Każdy opis, każdy dialog oraz bohaterowie zostali starannie przemyślany i świetnie dopracowany. Fabuła jest dopięta na ostatni guzik, jest spójna i ma idealne tempo jednocześnie ukazując jak każda ze stron radzi sobie z rozstaniem. Pióro Julki jest lekkie i przyjemne, co sprawia, że cała książka staje się niesamowicie komfortowa i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zaczynając czytać „Devoted” nigdy w życiu nie przypuszczałabym, jak bliska mojemu sercu stanie się ta książka. Na nowo nauczyła mnie kochać czytanie i niejednokrotnie otulała mnie niczym koc, dostarczając tym ogromną dawkę komfortu, której niemal łaknęłam.
Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny i lekki. Jej słowa niosą za sobą ogrom emocji, co tylko dodało historii autentyczności. Jednocześnie poruszając ważne tematy, takie jak np. przemoc lub trauma, nie ujmuje im i opisuje je na przeróżne sposoby, ukazując jak wiele postaci mogą one przybrać.
Arabella Vargas to bohaterka, która pomimo ciągłych kłód rzucanych pod jej nogi przez życie, wciąż zwinnie je pokonuje z wysoko podniesioną głową. Jest niesamowicie silna i niejednokrotnie jej działania motywowały mnie do dalszej walki o lepsze jutro. Jednocześnie niestety jest ona wyniszczona psychicznie przez swojego ojca, a czytanie o tym sprawiało, że serce pękało mi na milion kawałków. Mam nadzieję, że w drugiej części odnajdzie swoje szczęście.
Z kolei Cameron Salford to bohater skryty, pełen niewiadomych. Razem z Arabellą z każdą kolejną stroną odkrywamy to coraz więcej na jego temat, a każda informacja jest coraz to bardziej szokująca od poprzedniej. Jego skrytość także ma swoje bolesne podłoże, które jak tylko zostało wyciągnięte na światło dzienne, wbiło mnie w fotel. Nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego dwie tak wspaniałe i pełne uczuć osoby, zostały tak biednie potraktowane przez życie.
Cała książka spowita jest niesamowicie mrocznym klimatem, co idealnie wpasowało się w ostatnią jesienną pogodę i przeniosło czytanie na inny poziom. Uwielbiam historię z mnóstwem tajemnic, a „Devoted” jest właśnie jedną z nich. Gdy te jednak zaczęły wychodzić na światło dzienne, moja szczęka opadała coraz niżej. Z każdą kolejną stroną czułam coraz to większy podziw względem Angeliki za wymyślenie i dopracowanie każdego szczegółu tak dobrej fabuły.
„Devoted” to historia, która na nowo rozpaliła moją miłość do czytania, ciesząc tym moje wewnętrzne dziecko. Ogromnie gratuluję Angelice za napisanie tak cudownego debiutu i mam nadzieję, że w przyszliście będę mogła postawić na półce więcej dzieł, które wyszły spod jej pióra. A jeśli wciąż nie słyszeliście, to „Devoted hearts”, czyli drugi tom dylogii „Contract” zostanie wydany!!
Zaczynając czytać „Devoted” nigdy w życiu nie przypuszczałabym, jak bliska mojemu sercu stanie się ta książka. Na nowo nauczyła mnie kochać czytanie i niejednokrotnie otulała mnie niczym koc, dostarczając tym ogromną dawkę komfortu, której niemal łaknęłam.
Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny i lekki. Jej słowa niosą za sobą ogrom emocji, co tylko dodało historii...
Słysząc, że kolejna polska autorka wydaje książkę mafijną byłam okropnie podekscytowana. Uwielbiam klimat takich historii nie mogłam się doczekać aż sama zapoznam się z tytułem, jednak wraz z rozpoczęciem książki mój zapał malał.
Styl pisania autorki pomimo iż był bardzo przyjemny w jakiś sposób utrudniał mi wkręcenie się w historię, co przełożyło się na to, że męczyłam tą pozycję przez wiele dni. Bywały chwile, w których musiałam się zwyczajnie zmuszać do przeczytania kolejnej strony.
Sofia jest bohaterką pełną sprzeczności. W jednej chwili planuje ucieczkę od Riccardo, a w kolejnej pragnie go i jest o niego zazdrosna. Irytowało mnie także, że nie potrafiła postawić na swoim i pozwalała innym rządzić i planować swoje życie.
Riccardo z kolei niejednokrotnie wywołał u mnie falę zażenowania. Niektóre jego myśli, bądź czyny były tak irracjonalne, że musiałam to rozchodzić. Wielokrotnie traktował Sofię jak przedmiot, rzecz, która do niego należy i która powinna chodzić jak w zegarku. Zdaję sobie sprawę, że w historiach mafijnych szacunek do kobiet często nie istnieje, jednak nie byłam w stanie zaakceptować jego zachowania.
Gdy na jaw wyszedł jeden z wątków (którego tutaj nie napiszę, aby nie spoilerować nikomu), który mnie nareszcie zainteresował miałam nadzieję, że w końcu uda mi się wkręcić w tą książkę. Jednak tak szybko, jak się pojawił, tak szybko też zniknął. Po tej sytuacji moje rozczarowanie jedynie przybrało na sile.
Nienawidzę robić DNF’ów, jednak gdy po przeczytaniu ponad połowy książki moje odczucia wciąż pozostawały niezmienne, a ja sama czułam jak ta książka wpędza mnie w zastój, nie miałam wyjścia jak przestać zmuszać się do czytania i zakończyć swoją przygodę z Sofią i Riccardo. Ogromnie mi przykro bo miałam nadzieję, że będzie to jedna z moich ulubionych książek, a niestety tak się nie stało. Pamiętajcie jednak, że robienie DNF’ów jest jak najbardziej okej! Czytanie powinno być przyjemnością, nie obowiązkiem i nie zmuszajcie się do dalszego czytania, jeśli książka w żaden sposób wam się nie podoba!
Słysząc, że kolejna polska autorka wydaje książkę mafijną byłam okropnie podekscytowana. Uwielbiam klimat takich historii nie mogłam się doczekać aż sama zapoznam się z tytułem, jednak wraz z rozpoczęciem książki mój zapał malał.
Styl pisania autorki pomimo iż był bardzo przyjemny w jakiś sposób utrudniał mi wkręcenie się w historię, co przełożyło się na to, że męczyłam...
Zaczynając tą historię, w życiu nie przypuszczałabym, jak bardzo ją pokocham. Wszystko, zaczynając od stylu pisania autorki, poprzez kreacje bohaterów, do fabuły, każdy malutki element na swój sposób mnie urzekł. Liliya i Nathaniel na stałe zamieszkali w moim sercu, wypełniając mnie mnóstwem komfortu.
Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny. Książkę dosłownie pochłonęłam. Nim się zorientowałam, czytałam napis 𝐊𝐎𝐍𝐈𝐄𝐂 i uczucie pustki mnie wypełniło. Nawet teraz nie ma chwili, w której nie myślałabym o tej dwójce. Ich relacja jest czymś wyjątkowym, czymś co otula mnie ciepłem w chłodne wieczory, czymś co rozwesela mój dzień, kiedy tego potrzebuję. Ich relacja jest dla mnie 𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐈𝐌.
𝐋𝐈𝐋𝐈𝐘𝐀 𝐁𝐋𝐀𝐊𝐄 to bohaterka, z którą polubiłam się już od pierwszych stron. Jest inteligentna i nie boi się wyrazić swojego zdania. Czytanie o jej relacji z mamą sprawiało, że fizycznie odczuwałam ból. Jednocześnie w wielu sprawach się z nią utożsamiałam, co sprawiło, że szybko stała się moją komfortową postacią. Za każdym razem, gdy postawiła na swoim wypełniała mnie duma, a na usta samoistnie cisnął się uśmiech. Czytanie o jej szczęściu w pewnym momencie było moim ulubionym zajęciem.
𝐍𝐀𝐓𝐇𝐀𝐍𝐈𝐄𝐋 𝐂𝐀𝐑𝐓𝐄𝐑 to z kolei bohater, który pomimo swojej oschłości, dla najbliższych potrafił być miły i pomocny. Nigdy nie oceniał Liliyi, czym u mnie zapunktował. Strasznie mi się spodobało, że pomimo swojego ciężkiego charakteru i zszarganej opinii publicznej, dla Liliyi zawsze znajdywał w sobie dobroć i zwyczajnie ją szanował. Pomimo, że niewiele wiemy o bohaterze, to właśnie sprawiło, że z każdą stroną byłam coraz bardziej ciekawa jego osoby. Zaintrygował mnie do tego stopnia, że wyczekiwałam kolejnej interakcji pomiędzy nim, a Liliyą.
𝐏𝐑𝐀𝐘 𝐅𝐎𝐑 𝐔𝐒 to książka inna niż wszystkie. Każdy motyw w niej zawarty, każdy bohater czyni ją wyjątkową. Z pewnością wybija się na tle innych swoimi wzmiankami o wierze i kościele. Jednak to właśnie te wzmianki dodawały całej historii uroku i tworzyły ogromny klimat. Ta historia to mój nowy dom, do którego z pewnością wrócę.
Zaczynając tą historię, w życiu nie przypuszczałabym, jak bardzo ją pokocham. Wszystko, zaczynając od stylu pisania autorki, poprzez kreacje bohaterów, do fabuły, każdy malutki element na swój sposób mnie urzekł. Liliya i Nathaniel na stałe zamieszkali w moim sercu, wypełniając mnie mnóstwem komfortu.
Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny. Książkę dosłownie...
★ Widząc wszystkie cytaty udostępnianie przez patronki, autorkę i ogólnie promocję osób, które pokochały historię Chloe i Matteo, sama nie mogłam doczekać się aż przeczytam książkę. I niestety, ale chyba przez tą ekscytację moje oczekiwania wzrosły za wysoko i po zaledwie stu stronach chciałam dać DNF tej historii…
★ Sam zamysł na książkę jest niesamowity. Uwielbiam książki, gdzie występuje motyw udawanego związku, dlatego też byłam niemal pewna, że BZŻ od razu wkupi się w moje łaski. Jednak już po kilku stronach nie byłam w stanie wkręcić się w historię, a podczas czytania miałam wrażenie, jakby w książce nieustannie panował chaos. Wiele wątków pojawiało się znikąd i tak szybko jak się pojawiły, tak też znikały.
★ Nie polubiłam się także ze stylem pisania autorki. Nie przypadło mi do gustu nie mówienie wprost ile czasu minęło od danego wydarzenia, bo potem czytając np. o sylwestrze byłam w szoku, jak szybko czas leciał. Strasznie wybijało mnie to z rytmu i sprawiało, że dużą część czytania myślałam o prędkości wydarzeń w książce.
★ Kreacja postaci także wydawała mi się dziwna. Główna bohaterka Chloe mówiła o sobie jak o najtwardszej osobie jaką znała, po czym nie potrafiła odmówić osobom, które znała kilka dni? Przeczyło to sobie nawzajem. I zagłębiając się dalej w historię, znajdywałam coraz to więcej takich przeczących sobie faktów odnośnie innych bohaterów.
★ Dużym plusem książki była właśnie wspomniana przeze mnie wcześniej gra Chloe i Matteo. Pomimo popularnego schematu jakim się ona toczyła, to czytanie o niej było przyjemne. Z pewnością podniosło to moją ocenę książki, tak samo jak zakończenie, które zwyczajnie sprawiło, że sięgnę po kolejny tom, by dowiedzieć się jak potoczyły się dalsze losy Chloe i Matteo.
★ Widząc wszystkie cytaty udostępnianie przez patronki, autorkę i ogólnie promocję osób, które pokochały historię Chloe i Matteo, sama nie mogłam doczekać się aż przeczytam książkę. I niestety, ale chyba przez tą ekscytację moje oczekiwania wzrosły za wysoko i po zaledwie stu stronach chciałam dać DNF tej historii…
★ Sam zamysł na książkę jest niesamowity. Uwielbiam...
𝐏𝐄𝐑𝐅𝐄𝐂𝐓 𝐄𝐍𝐄𝐌𝐘 to książka, którą pokochałam już od pierwszych stron. Podczas czytania miałam wrażenie, że wszystko się ze sobą świetnie zgrywa, a relacja Mckenzie i Cody’ego ma idealne tempo. Ich ręce potrafiły przypadkiem się dotknąć, a ja już siedziałam przed telefonem z szerokim uśmiechem i sama czułam motylki w brzuchu.
Z całej książki, to chyba właśnie z Mckenzie utożsamiałam się najbardziej. Każde jej przemyślenie, uczucia, no dosłownie wszystko, w jakiś sposób uderzało we mnie i sprawiało, że potrafiłam cały dzień rozmyślać nad tym, co powiedziała, bądź zrobiła. Sandra stworzyła świetną postać, która stała się moją bezpieczną przystanią. Jednocześnie Mac była zabawna do bólu i zdarzało się, że płakałam ze śmiechu czytając jej wypowiedzi.
Czytanie o chorobie jaką przeżyła Mac i z jakimi skutkami wciąż się mierzyła, fizycznie wywoływało u mnie ból. Bolało mnie, gdy dziewczyna bała się zjeść przy kimś fast fooda, bo bała się, że zostanie oceniona. Bolało mnie, że nie była w stanie jeść przy kimś, bo nie czuła się komfortowo. Autorka świetnie ukazała chorobę jaką są zaburzenia odżywiania i bardzo mi się spodobało, że gdy zostało wspomniane, że dziewczyna już jest zdrowa, to ten temat nie został zapomniany. Książka doskonale ukazuje jakie skutki niesie za sobą choroba i mam nadzieję, że podczas czytania wielu osobom otworzy to oczy na ten temat i pomoże im zrozumieć więcej rzeczy.
Styl pisania Sandry jest chyba jednym z moich ulubionych. Kocham to, jak jej słowa niosą ze sobą uczucia bohaterów i nie są jedynie tuszem na papierze. Czytanie o relacji Mckenzie i Cody’ego wypełniało mnie albo komfortem, albo bólem. Nie było nic pomiędzy. Razem z Mckenzie skakałam ze szczęścia, gdy ta pogodziła się z Codym i razem z Codym wylewałam hektolitry łez, gdy ten przeżywał najgorsze chwile w swoim życiu i musiał na nowo uczyć się jak żyć. Podczas tej 500 stronowej przygodzie obserwujemy jak ta dwójka bohaterów dorasta i myślę, że jest to niesamowite.
Relacja Cody’ego z jego przyjaciółmi jest czymś, co szczerze podziwiam i czego mu szczerze zazdroszczę. Od pierwszych stron widać, że zarówno on, jak i jego przyjaciele byliby w stanie wskoczyć za sobą w ogień bez zawahania, co jest niesamowite. 𝐑𝐈𝐃𝐄 𝐎𝐑 𝐃𝐈𝐄 to z pewnością jest motto ich znajomości. Z ręką na sercu życzę każdemu z was, aby znalazł tego typu przyjaciół, bo na to zasługujecie. Każdy z was.
Nie jestem w stanie opisać słowami miłości jaką darzę Mac i Cody’ego. Ta dwójka na nowo nauczyła mnie życia pokazując, że nie wszystko jest czarno–białe. Stali się moim domem, do którego mogę bez przerwy wracać i który wiem, że będzie miał dla mnie drzwi szeroko otwarte, nie zależnie od tego co się wydarzy. Gdy czuję się przytłoczona codziennością i potrzebuję się gdzieś schować, ta dwójka bez zawahania jest w stanie odciągnąć moje myśli od rzeczywistości, wywołując na mojej twarzy uśmiech. 𝐏𝐄𝐑𝐅𝐄𝐂𝐓 𝐄𝐍𝐄𝐌𝐘 to dom, o którym zawsze marzyłam.
𝐏𝐄𝐑𝐅𝐄𝐂𝐓 𝐄𝐍𝐄𝐌𝐘 to książka, którą pokochałam już od pierwszych stron. Podczas czytania miałam wrażenie, że wszystko się ze sobą świetnie zgrywa, a relacja Mckenzie i Cody’ego ma idealne tempo. Ich ręce potrafiły przypadkiem się dotknąć, a ja już siedziałam przed telefonem z szerokim uśmiechem i sama czułam motylki w brzuchu.
Z całej książki, to chyba właśnie z Mckenzie...
★ Zaczynając trzeci tom serii „Students” byłam szczerze przerażona tym, co tam się wydarzy. Po przeczytaniu tylu cytatów od patronek i samej autorki, byłam pewna, że relacja Rosie i Zaydena nigdy nie powróci do stanu, jaki miała przed ich wyprowadzką. I miałam rację.
Bo stała się jeszcze lepsza.
Wyjazd uświadomił im wiele rzeczy, a powrót i poważne rozmowy pomogły im przepracować kłótnie sprzed kilku miesięcy. Od nowa uczyli siebie nawzajem i czytanie o tym było niesamowite.
★ Relacje całej paczki także przechodzą burzliwy okres. Każdy z osobna ma swoje własne problemy, a gdy doszły do tego zgrzyty między kilkoma osobami z grupy, wydawać by się mogło, że jeszcze chwila, a słynna paczka z Anglii się rozpadnie. Z ogromnym bólem czytałam o każdej kłótni, nieporozumieniu i złości między przyjaciółmi, a szczególnie pomiędzy moimi ulubieńcami. Mimo wszystko, uważam, że ich relacja jest definicją prawdziwej przyjaźni, bo gdy trzeba było stawali w swojej obronie i walczyli o siebie nawzajem.
Ich spotkania wciąż były powodem potoku łez wywołanych śmiechem i uczuciem ciepła w sercu.
★ Styl pisania Oli jest jednym z moich ulubionych. Świetnie opisuje każdą emocje i sytuacje sprawiając, że jako czytelnik sama odczuwałam je tak samo, jak bohaterowie. Jest mistrzynią w pisaniu ciętych ripost, śmiesznych żartów i opisywaniu uczuć. Wielokrotnie utożsamiałam się z Rosie, momentami czując jak serce mi się ściska z bólu, a czytając o nieporadności Zaydena łzy stawały mi w oczach. Czułam się beznadziejne za każdym razem, gdy coś szło nie po ich myśli, wiedząc że nie jestem w stanie im pomóc.
★ Mimo całego bólu, jaki czułam podczas czytania, cała seria była i nadal jest moim ciepłym domem, do którego mogę wrócić po trudnym dniu. Otacza mnie komfortem, o którym nie sposób zapomnieć, a wszystkie dobre chwile spędzone z paczką przyjaciół z Anglii, rozczuliły mnie do granic możliwości. Jestem wdzięczna Oli za napisanie tej serii, bo gdyby nie ona nie odnalazłabym swojego światełka w tunelu, które pomaga mi przetrwać ciężki okres.
★ Serie „Students” będę polecać każdemu, do końca życia. Dla mnie jest to coś więcej niż książki. Oddałam im kawałek swojej duszy, niczego nie żałując, a w zamian otrzymałam ogrom komfortu i poczucie, że w końcu znalazłam miejsce, do którego należę. Na samą myśl o Rosannie i Zaydenie w moim sercu pojawia się nowa dawka ciepła, a na twarz samoistnie ciśnie się uśmiech. Życzę każdemu, by znalazł sobie taką książkę, która będzie wywoływać w nim same dobre uczucia i chętnie będzie do niej wracał. Bo właśnie tym jest dla mnie seria „Students”.
★ Zaczynając trzeci tom serii „Students” byłam szczerze przerażona tym, co tam się wydarzy. Po przeczytaniu tylu cytatów od patronek i samej autorki, byłam pewna, że relacja Rosie i Zaydena nigdy nie powróci do stanu, jaki miała przed ich wyprowadzką. I miałam rację.
Bo stała się jeszcze lepsza.
Wyjazd uświadomił im wiele rzeczy, a powrót i poważne rozmowy pomogły im...
★ Z kumplem miałam do czynienia jeszcze na Wattpadzie, jednak gdy tylko pojawiła się informacja o wydaniu, byłam przeszczęśliwa. Głównie ponieważ autorka porusza ważne tematy jakimi są dorastanie i odkrywanie siebie. 𝐌𝐎́𝐉 𝐊𝐔𝐌𝐏𝐄𝐋 𝐉𝐄𝐒𝐓 𝐃𝐙𝐈𝐄𝐖𝐂𝐙𝐘𝐍𝐀̨ to historia, która z pewnością pomoże niejednej osobie, która samodzielnie zmaga się z takimi problemami, a sposób w jaki zostały one przedstawione bez dwóch zdań będzie w tym bardzo pomocny.
★ Styl pisania Weroniki polubiłam już przy „For sure not you”, jednak w tamtej historii Wera operuje cięższym językiem, nie hamując się, by jak najlepiej ukazać realia historii tamtych bohaterów. Natomiast w 𝐌𝐎́𝐉 𝐊𝐔𝐌𝐏𝐄𝐋 𝐉𝐄𝐒𝐓 𝐃𝐙𝐈𝐄𝐖𝐂𝐙𝐘𝐍𝐀̨ język jest łagodny i przyjemny w czytaniu. Wszystko jest świetnie wyważone i nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem czegoś. To wszystko sprawia, że przez historię Sky i Gabriela dosłownie się płynie. Nim się obejrzałam, moim oczom ukazał się napis „EPILOG”, a ja sama zmuszona byłam rozstać się z bohaterami.
★ Historia Sky i Gabriela niemal krzyczy 𝐊𝐎𝐌𝐅𝐎𝐑𝐓. Niejednokrotnie czytając o ich przyjaźni czułam jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu, a na twarz samoistnie ciśnie się uśmiech. Bez dwóch zdań przepadłam dla ich relacji i nie byłoby dnia, w którym nie myślę o tej dwójce. Jest w nich coś niezwykłego, co chwyciło mnie za serce, wypełniając je komfortem.
★ Sky Johnson jest typową chłopczycą, która nie przepada za obcisłymi ubraniami, makijażem, czy stylizowaniem włosów. Jej postać jest idealnym przykładem, że nikt nie ma prawa wam wmówić, że jesteście za mało damskie, dopóki same czujecie się dobrze we własnym ciele. Pozwoliła mi zrozumieć kilka rzeczy, z którymi sama prywatnie się borykałam, za co do końca życia będę wdzięczna Weronice.
Gabriel Trade z kolei jest chłopakiem, który jako ostatni oceniłby was pod pryzmatem tego, w co się ubierzecie, jak się umalujecie, lub czy zwiążecie włosy, czy zostawicie je rozpuszczone. Pokochał Sky taką, jaka jest i chyba do teraz nie przestało mnie to rozczulać.
Fizycznie bolało mnie serce, gdy czytałam jak bardzo zagubiony był, widząc przemianę Sky. Bolało mnie, gdy ich relacja podupadła, a oni sami pogubili się we własnych uczuciach.
★ 𝐌𝐎́𝐉 𝐊𝐔𝐌𝐏𝐄𝐋 𝐉𝐄𝐒𝐓 𝐃𝐙𝐈𝐄𝐖𝐂𝐙𝐘𝐍𝐀̨ to młodzieżówka, dlatego jeśli nie przepadacie za tego typu książkami, to gdy już zdecydujecie się na przeczytanie jej nie bądźcie zdziwieni, ponieważ wydaje wam się, że jest napisana dziecinnym językiem. Nie oczekujcie, że w książce, którą mogą czytać osoby od 13 roku życia, będą pojawiały się trudne i skomplikowane tematy, które w tak młodym wieku mogą zakrzywić czytelnikowi prawdziwy obraz świata. Jest to świetna pozycja, która jest kierowana do osób młodych, dopiero odkrywających ten świat. Pozwólcie więc robić im to powoli, dzięki książkom takim jak kumpel, które dodatkowo pomogą im przejść przez okres dojrzewania. Gdy spojrzycie na to okiem osoby młodej naprawdę jest to super pomocna historia i żałuję, że sama nie znałam takich, gdy nie byłam w stanie zrozumieć, co się ze mną dzieje.
★ Z kumplem miałam do czynienia jeszcze na Wattpadzie, jednak gdy tylko pojawiła się informacja o wydaniu, byłam przeszczęśliwa. Głównie ponieważ autorka porusza ważne tematy jakimi są dorastanie i odkrywanie siebie. 𝐌𝐎́𝐉 𝐊𝐔𝐌𝐏𝐄𝐋 𝐉𝐄𝐒𝐓 𝐃𝐙𝐈𝐄𝐖𝐂𝐙𝐘𝐍𝐀̨ to historia, która z pewnością pomoże niejednej osobie, która samodzielnie zmaga się z takimi problemami, a sposób w jaki zostały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zaczynając tą historię nigdy nie przypuszczałabym, że pokocham ją całym sercem. Już od pierwszych stron byłam zaintrygowana jaką ścieżkę obierze relacja Emmy i Luke’a. Pomimo iż książka wydaje się być typowym stereotypowym opowiadaniem z wattpada, to z pewnością tak nie jest. Autorka porusza ważny temat jakim jest brak samoakceptacji oraz jak główna bohaterka sobie z tym radzi.
Styl pisania autorki jest przyjemny. Od początku książki dzieje się akcja i nie ma niepotrzebnego lania wody. Praktycznie od pierwszych stron polubiłam się z większością bohaterów, nieustannie wspierając Emmę w jej wyborach. NIektóre sceny czytałam jak na szpilkach, przez chemię między bohaterami, która momentami była aż boleśnie wyczuwalna, nie mogąc się doczekać jak rozwinie się ta sytuacja.
Było kilka rzeczy, które mnie zirytowały, a jedną z nich była gazeta plotkarska „Last but not least”. Nie byłam w stanie pojąć aż tak płytkiego rozumowania twórców gazety i denerwowało mnie jak pod przykrywką wsparcia kobiet, tak naprawdę im umniejszały, na każdym kroku wciskając bzdury, że nigdy nie miałyby szans u koszykarza. Bolało mnie jak czytałam o Emmie porównującej się do innych dziewczyn i jak usilnie starała się im dorównać. Z całej siły trzymałam kciuki za to, że bohaterka w końcu się zaakceptuje i pokocha.
Luke Henderson to idealny przykład bohatera, którego nie należy oceniać po okładce. Pomimo swojego wyglądu i wąskiego grona przyjaciół, nie był nawet w połowie tym, za kogo podawała go gazeta plotkarska. Sama byłam tym szczerze zaskoczona, ponieważ naprawdę nastawiałam się na stereotypowego bohatera z opowiadań, a dostałam taką miłą niespodziankę. W rzeczywistości Luke był zabawnym chłopakiem, który w większości przypadków nie zwracał uwagi na wygląd innych. Był bardzo towarzyski i nie miał problemu w nawiązywaniu nowych relacji, co w połączeniu z wstydliwą Emmą było naprawdę urocze. Czytając o jakiejkolwiek ich interakcji uśmiech sam pchał mi się na usta.
Kończąc książkę miałam łzy w oczach. Pomimo, że przeczytanie jej zajęło mi kilka godzin, to bardzo przywiązałam się do bohaterów i nie chciałam tak szybko kończyć tej przygody. Nigdy też nie spodziewałabym się, że odnajdę w tej książce kawałek siebie i, że da mi ona nadzieję na lepsze jutro. Nawet teraz na myśl o drodze jaką przeszła Emma czuje rozlewające się w sercu ciepło i ogromną dumę. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jako osoba jest moim wzorem do naśladowania. Z ogromną chęcią przeczytałabym o jej przyszłości i o tym jak sobie radzi w momentach zwątpienia.
Gdybym miała jednym słowem opisać „I want your life”, bez zastanowienia opisałabym ją słowem „komfort”. Przez większość książki uśmiech nie schodził mi z twarzy a w sercu towarzyszyło mi przyjemne ciepło. Były momenty, na których wylałam mnóstwo łez, ale to właśnie te sceny nauczyły mnie najwięcej. Jestem ogromnie wdzięczna autorce za stworzenie tak cudownej historii i gratuluję tak wspaniałego debiutu!! Mam nadzieję, że w przyszłości Twoje nazwisko zajmie sporą część mojej biblioteczki!!
Zaczynając tą historię nigdy nie przypuszczałabym, że pokocham ją całym sercem. Już od pierwszych stron byłam zaintrygowana jaką ścieżkę obierze relacja Emmy i Luke’a. Pomimo iż książka wydaje się być typowym stereotypowym opowiadaniem z wattpada, to z pewnością tak nie jest. Autorka porusza ważny temat jakim jest brak samoakceptacji oraz jak główna bohaterka sobie z tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
[reklama] Wydawnictwo NieZwykłe
„Dwójkę nastolatków, tak różniących się od siebie, a jednak takich samych. Myślę, że takie było nasze przeznaczenie.”
Gdy tylko odkryłam jakie motywy skrywa ta lektura, nie mogłam się doczekać, aż sama po nią sięgnę. „Hidden feelings” ze swoim niesamowitym klimatem, łamiącymi serce fragmentami i relacją Maeve i Justina było niemal jak powiew świeżości.
Maeve to dziewczyna, która pomimo wielu problemów wciąż idzie do przodu, goniąc własne marzenia. Czytanie o jej relacji z matką było niesamowicie bolesne i sama niejednokrotnie uroniłam łzy. Chciałam po prostu mocno ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Z kolei Justin to chłopak złamany przez życie i najbliższych. Jest bardzo zamknięty w sobie i jego jedyną ucieczką jest boks. Nie zliczę ile razy musiałam przerwać czytanie, bo jego ból był dla mnie zbyt duży do zniesienia. Ta dwójka bohaterów pomimo swoich złamań i wad, dopełniała się idealnie, a ich interakcje wywoływały na mojej buzi ogromny uśmiech. Niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak ich szczęścia.
Akcja książki ma idealne tempo. Każdy wątek jest dobrze rozwinięty i nie pozostawia wiele pytań. Natomiast pióro autorki było niesamowicie przyjemne. Pomimo iż książka jest dosyć długa, pochłonęłam ją w przeciągu kilku dni, a z każdą kolejną stroną nie chciałam rozstawać się z tą dwójką. Autorka używa prostego języka, który tylko ułatwia czytanie i sprawia je, jeszcze bardziej komfortowym.
„Hidden feelings” to książka, która porusza niesamowicie ważne tematy i która otworzy wam oczy na wiele spraw. To książka, która złamie wam serce, by na koniec, kawałek po kawałku złożyć je w całość.
[reklama] Wydawnictwo NieZwykłe
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Dwójkę nastolatków, tak różniących się od siebie, a jednak takich samych. Myślę, że takie było nasze przeznaczenie.”
Gdy tylko odkryłam jakie motywy skrywa ta lektura, nie mogłam się doczekać, aż sama po nią sięgnę. „Hidden feelings” ze swoim niesamowitym klimatem, łamiącymi serce fragmentami i relacją Maeve i Justina było niemal jak...