rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Od tego się zaczęło. Ta powieść jest... wprawką Remarque'a do późniejszych filarów jego talentu. Od niej zaczyna się "przygoda" z emigracją. Na scenę wchodzi Ruth Holland, później przywołana w "Iskrze życia", wykuwają się pra- charaktery bohaterów, kształtuje się narracja i tempo zdarzeń. Jeszcze pobrzmiewa pasja do samochodów, li to- nieśmiałe vademecum po alkoholach. Jeszcze brak wyrafinowania, jeszcze reakcje nie nazbyt subtelne, ale kierunek już wybrany...
To ogromna przyjemność śledzić cyzelowanie warsztatu Pisarza.
Trapi mnie jednak dojmujący brak ostatnich (w kompletacji pełnej twórczości Remarque'a) dwóch pozycji: Gam i Dom marzeń, gdyby ktoś wyraźnie cierpiał na ich "nadmiar", to je chętnie... zutylizuję! :-)

Od tego się zaczęło. Ta powieść jest... wprawką Remarque'a do późniejszych filarów jego talentu. Od niej zaczyna się "przygoda" z emigracją. Na scenę wchodzi Ruth Holland, później przywołana w "Iskrze życia", wykuwają się pra- charaktery bohaterów, kształtuje się narracja i tempo zdarzeń. Jeszcze pobrzmiewa pasja do samochodów, li to- nieśmiałe vademecum po alkoholach....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak mogły wyglądać panie de Chasteller czy Grandet, które były szczytowym osiągnięciem francuskiego piękna połowy XIXw? Jak prezentowały się wnętrza pełne przepychu, pałaców, których już nie ma? Jak przy tym wszystkim wypadłaby pani Łęcka z "Lalki"? Jak Warszawa przy Paryżu?.. Powieść wspaniała dla miłośników obserwacji ludzkich charakterów. Taki smaczek na zachętę, wspaniała rada ojca bohatera powieści, sprzed prawie dwóch wieków:
"- Więc kim mam zostać według ojca?- spytał naiwnie Lucjan.
- Łajdakiem- odparł ojciec- to znaczy politykiem, takim jak Martignac;
nie mówię, żeby aż takim jak Talleyrand. W twoim wieku i
w waszych gazetach nazywa się to być łajdakiem. Za dziesięć lat
przekonasz się, że Colbert, Sully, kardynał de Richelieu, słowem, każdy z polityków całą gębą, każdy z ludzi kierujących innymi ludźmi, wzniósł się przynajmniej na ów pierwszy stopień łajdactwa, na którym chciałbym widzieć ciebie".
Cudowne, prawda? Szczere... Albo:
"Posłuchaj, jaka jest zasada: każdy rząd, nawet rząd Stanów Zjednoczonych, łże zawsze i wszędzie; jeśli nie może sfałszować spraw zasadniczych, łże w drobiazgach. Następnie istnieją kłamstwa dobre i złe; dobre to takie, którym dają wiarę drobne rybki, posiadające od 50 ludwików do 12 czy 15000 franków renty; na kłamstwa wyborne łapie się kilku ludzi jeżdżących własnym powozem, w kłamstwa zaś obrzydliwe nikt nie wierzy i powtarzają je tylko bezwstydni urzędnicy różnych ministeriów. To się rozumie samo przez się. Oto zasadnicza maksyma państwa; nie powinna się ona nigdy ulotnić z twojej pamięci, lecz nie powinieneś jej głosić."
Wspaniały ojciec, czyż nie?
Wspaniała lektura, polecam gorąco!

Jak mogły wyglądać panie de Chasteller czy Grandet, które były szczytowym osiągnięciem francuskiego piękna połowy XIXw? Jak prezentowały się wnętrza pełne przepychu, pałaców, których już nie ma? Jak przy tym wszystkim wypadłaby pani Łęcka z "Lalki"? Jak Warszawa przy Paryżu?.. Powieść wspaniała dla miłośników obserwacji ludzkich charakterów. Taki smaczek na zachętę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kompletnie odbiło mi na punkcie Stendhala po "Pustyni...". Pierwsze symptomy pojawiały się już po "Czerwonym i czarnym", ale teraz to już staje się chorobliwe. Jakże miła ta epidemia! Niech się rozwija, czego z premedytacją życzę wszystkim!!! :-)

Kompletnie odbiło mi na punkcie Stendhala po "Pustyni...". Pierwsze symptomy pojawiały się już po "Czerwonym i czarnym", ale teraz to już staje się chorobliwe. Jakże miła ta epidemia! Niech się rozwija, czego z premedytacją życzę wszystkim!!! :-)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czas na klasykę!
Stendhal- "Czerwone i czarne", czyli: mundur i sutanna...
Do jakże pięknych czasów się nawróciłem. Wiem: wyzysk, obłuda, zakłamanie, ale w jakim pięknym stylu i oprawie!
A teraz, to niby jest specjalnie inaczej? Ale na pewno- kompletnie bez stylu!
W samej treści, to taka nasza "Lalka" ale oprawa, wykwint, subtelność... Ech... Francja, arystokracja, Paryż- można pofantazjować...
Polecam!

Czas na klasykę!
Stendhal- "Czerwone i czarne", czyli: mundur i sutanna...
Do jakże pięknych czasów się nawróciłem. Wiem: wyzysk, obłuda, zakłamanie, ale w jakim pięknym stylu i oprawie!
A teraz, to niby jest specjalnie inaczej? Ale na pewno- kompletnie bez stylu!
W samej treści, to taka nasza "Lalka" ale oprawa, wykwint, subtelność... Ech... Francja, arystokracja, Paryż-...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wygląda na to, że znowu będę "w poprzek"... Trudno.
Po "Łuskaniu fasoli", popędzony wcześniejszymi salwami uniesień radiowej trójki, nie pozostawało już nic innego, jak doznać lewitacji przy ostatniej "produkcji" Myśliwskiego. Tymczasem, owszem- gdzieś w połowie, to i powiało ale później dojmująca flauta i siermiężne wiosłowanie do portu...
Pomysł- fantastyczny! Przy fasoli- też, ale skoro sam Autor twierdzi (z czym się absolutnie zgadzam!), że pisać książkę należy wtedy, gdy już absolutnie nie ma wyjścia, to jeszcze powinien wiedzieć, kiedy zamknąć za nią drzwi.
Po wtóre- nie polubiłem się z bohaterem (bo zakładam, że jednak był nim operator notesu), z uwagi na jakąś niespójność, której doznałem w narracji pisarza. Być może kilka innych szczegółów, zamiast użytych- ułatwiło by zrozumienie...
Po trzecie- optymistyczny akcent, który przyświecał mi w finale, pozwalając dobrnąć do ostatniego (nieukończonego!) rozdziału: poczułem się młodziej, znacznie młodziej od "wymęczonego" niezdecydowaniem bohatera. I to od najmłodszych jego lat, toteż reasumując- warto było. ;-)

Wygląda na to, że znowu będę "w poprzek"... Trudno.
Po "Łuskaniu fasoli", popędzony wcześniejszymi salwami uniesień radiowej trójki, nie pozostawało już nic innego, jak doznać lewitacji przy ostatniej "produkcji" Myśliwskiego. Tymczasem, owszem- gdzieś w połowie, to i powiało ale później dojmująca flauta i siermiężne wiosłowanie do portu...
Pomysł- fantastyczny! Przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam- książka "z półki mojej żony" ;-)
Tak jakoś, nie miałem co czytać i...
I poszło, i to dość sprawnie! Nadziałem się na opis spotkania Einsteina z M. Skłodowską- Curie w biografii tegoż pierwszego (Isaacson'a- doskonała!) i jakoś tak jedynie zarejestrowałem zdarzenie (podparte stosownym zdjęciem z epoki) a tu proszę!
Książka ma wiele wątków, ale bez wątpienia- jest o kobietach. Ciekawa narracja, interesująca fabuła (choć sam już nie wiem, czy nie- dokument) o wartkiej treści. Ciekawe przemyślenia o szerokim zakresie intelektualnym: od prostych (lecz nie- prostackich) obserwacji obyczajowych, po prawdziwe perły filozofii klasycznej. Wciąga, porusza ale nie uzależnia. Mobilizuje do pogłębiania kilku wątków napoczętych w trakcie. Polecam.

Przyznam- książka "z półki mojej żony" ;-)
Tak jakoś, nie miałem co czytać i...
I poszło, i to dość sprawnie! Nadziałem się na opis spotkania Einsteina z M. Skłodowską- Curie w biografii tegoż pierwszego (Isaacson'a- doskonała!) i jakoś tak jedynie zarejestrowałem zdarzenie (podparte stosownym zdjęciem z epoki) a tu proszę!
Książka ma wiele wątków, ale bez wątpienia- jest o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Myślę sobie, że powstałaby na podstawie Wrogów ciekawa komedia, pod warunkiem, że wyszłaby spod ręki Woody Alena... Dobrze napisane, bo krótkie, gdyby Singer uległ tak powszechnej manierze bezkresnych zakończeń, zamęczyłbym się razem z pokręconym losem bohatera. To już pod koniec było nie do wytrzymania... Ale dobre! :-)

Myślę sobie, że powstałaby na podstawie Wrogów ciekawa komedia, pod warunkiem, że wyszłaby spod ręki Woody Alena... Dobrze napisane, bo krótkie, gdyby Singer uległ tak powszechnej manierze bezkresnych zakończeń, zamęczyłbym się razem z pokręconym losem bohatera. To już pod koniec było nie do wytrzymania... Ale dobre! :-)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Sam już nie wiem, czy powinno się czytać recenzje przed sięgnięciem po książkę, czy nie... Obiektywny w takim wypadku może być tylko opis techniczny: ilość stron, jakość papieru i tego typu dyrdymały... Wszystko ponad to, to już beletrystyka batalistyczna na temat naszego nastroju w czasie czytania. Wszelkie wynurzenia parafilozoficzne, porównania, paralele, aż do oburzenia włącznie- nie powinny absolutnie doprowadzać, ani naprowadzać na jedynie słuszne osądy, bo oto- poczytałem kilka "przepowiedni" na temat "Statku" i jako ledwie ulegający "opierzaniu" czytaciel :-) już uległem koleinie, że: "gorsze od Kielicha"! A tymczasem Łysiak mnie przekonał! I tu wpadam we własne wnyki- a co z tymi, których nie przekona? Tradycyjnie ( w moim przypadku) zaczątkom marszczącej mózg inteligencji, przyszło z odsieczą lenistwo- a co mnie inni obchodzą? Niech sobie sami przeczytają, a nie zwalają na mnie odpowiedzialność za rajfurstwo literacie! Reasumując: "Statek"- jest bardzo dobry, a nawet- zły! ;-)

Sam już nie wiem, czy powinno się czytać recenzje przed sięgnięciem po książkę, czy nie... Obiektywny w takim wypadku może być tylko opis techniczny: ilość stron, jakość papieru i tego typu dyrdymały... Wszystko ponad to, to już beletrystyka batalistyczna na temat naszego nastroju w czasie czytania. Wszelkie wynurzenia parafilozoficzne, porównania, paralele, aż do oburzenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Taaa... To już trzeci raz odkurzyłem "lalkową" historię. Doprawdy- nie rozumiem skąd ten maniakalny wręcz upór, by na cokole treści stawiać Warszawę! Nie zgadzam się z tym wprost fundamentalnie! Czy komukolwiek ( i tu z góry dziękuję, że nie zarżnięto Remarque'a wątpliwym honorem LEKTURY SZKOLNEJ!), przyszłoby do głowy bohaterem: "Łuku tryumfalnego" robić- Paryż? A przecież i w samej "Lalce"- mamy niemal kartograficzny obraz francuskiej stolicy... Natomiast antysemityzm postaw jest wyraźny. Pewna paraprofetyczna wzmianka o nadchodzącej "awanturze z Żydami" dodaje smaczku i potwierdza trafność obserwacji socjologicznej autora. Love story Wokulskiego z Łęcką w końcowej fazie jest ogólnie- nie do wytrzymania, natomiast studium psychologiczne postaci- niezwykle smaczne.
Inna sprawa, że kolejny raz przeczytałem "Lalkę" w akcie pewnej desperacji, ale jej powód został usunięty- mam trzy nowe książki do przeczytania :-) , tym nie mniej- wciągnęła mnie "z butami"! Nie pamiętam, czy trzy poprzednie razy było tak samo, ale warto toż mieć gdzieś upchnięte na górnej półce starych lektur szkolnych, bo kto wie? A nóż, za kilka lat braknie świeżej krwi? ;-)

Taaa... To już trzeci raz odkurzyłem "lalkową" historię. Doprawdy- nie rozumiem skąd ten maniakalny wręcz upór, by na cokole treści stawiać Warszawę! Nie zgadzam się z tym wprost fundamentalnie! Czy komukolwiek ( i tu z góry dziękuję, że nie zarżnięto Remarque'a wątpliwym honorem LEKTURY SZKOLNEJ!), przyszłoby do głowy bohaterem: "Łuku tryumfalnego" robić- Paryż? A przecież...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Studiowanie biografii przychodzi chyba z wiekiem. Piszę tu o podejściu "dobrowolnym" a nie, wynikającym z kolejnych etapów koniecznej edukacji :-) . To już druga biografia tegoż autora i przyznać muszę, że jest skrojona dobrze. Narracja bywa męcząca, szczególnie w szczytowych okresach aktywności intelektualnej Bohatera, gdzie autor stara się jakoś nam wytłumaczyć ciąg myślowy, którego kresem jest Teoria Względności. Nie mniej, nie ma co się stresować, skoro sam Einstein w komentarzu do książki opisującej Teorię, sam napisał, że rozumie ją pewnie ze dwanaście osób na świecie... Jak się przez to "przebrnie", to już jest fantastycznie! Einstein był geniuszem, a przy tym- uroczym człowiekiem ponad miarę kilku epok. Po przeczytaniu książki odczułem żal, że już go nie ma... BARDZO brak nam obecnie autorytetów tej miary, takiego formatu i przy tym wszystkim- tak ludzkich... I jeszcze jedno- ja też uważam, że Bóg nie gra w kości!

Studiowanie biografii przychodzi chyba z wiekiem. Piszę tu o podejściu "dobrowolnym" a nie, wynikającym z kolejnych etapów koniecznej edukacji :-) . To już druga biografia tegoż autora i przyznać muszę, że jest skrojona dobrze. Narracja bywa męcząca, szczególnie w szczytowych okresach aktywności intelektualnej Bohatera, gdzie autor stara się jakoś nam wytłumaczyć ciąg...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Takie trochę "ibero"... Jak "wystrzelił" Myśliwski w eterze, to tradycyjnie, kontestując wszelki run ku Wielkiej Twórczości, postanowiłem przeczekać. Aż wreszcie, z dojmującego braku "nowych" publikacji Remarque'a (Rebis zasnął czy co?!), popełniłem zakup Traktatu... Nie jest mi obca fiksacja tego typu para- dialogo, monologu ;-) , ale tu momentami było to męczące, być może dlatego, że u takiego Marqueza jest znacznie więcej poetyki niż, mimo wszystko- bolesnego realizmu naszego powszedniego. I ogólnie potraktowałbym tą książkę "zaliczeniowo", gdyby nie pewne przyciąganie, które jednak wytworzyła... Teraz zaczyna mnie ciągnąć rozterka- jakże sobie on Myśliwski radzi w innych powieściach? Reasumując- Traktat "męczy" swym przebiegiem i osieroca gwałtownym zakończeniem. Sam już nie wiem... Sami przeczytajcie! :-)

Takie trochę "ibero"... Jak "wystrzelił" Myśliwski w eterze, to tradycyjnie, kontestując wszelki run ku Wielkiej Twórczości, postanowiłem przeczekać. Aż wreszcie, z dojmującego braku "nowych" publikacji Remarque'a (Rebis zasnął czy co?!), popełniłem zakup Traktatu... Nie jest mi obca fiksacja tego typu para- dialogo, monologu ;-) , ale tu momentami było to męczące, być może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo lubię krótkie acz treściwe zdania. Definiują warsztat pisarski, taki jaki lubię. Oczywista- proza iberoamerykańska ma inne prawa. Pięknie poprowadzona historia, która domyka się wspaniale. Wątków mnóstwo, ale czy akurat są polityczne, jak chcą niektórzy? Chyba nie. Albo zatem- otępiałem już od ich codziennego nadmiaru, co bardzo być może, albo otępiałem całkiem, co w tej sytuacji- zaczyna mi się chyba podobać! Podobno- są jakieś ekranizacje książki, otóż- bardzo chciałbym zobaczyć ów bal, z kąpielą w basenie szampana. A tekst kota, że damie nigdy nie podałby wódki, wyłącznie czysty spirytus, to własnie oważ czysta esencja ulotnej filozofii, która ulata gdzieś nad całą powieścią, dodając jej charakteru. Jakiego kota? O nie- przeczytajcie sami!!!

Bardzo lubię krótkie acz treściwe zdania. Definiują warsztat pisarski, taki jaki lubię. Oczywista- proza iberoamerykańska ma inne prawa. Pięknie poprowadzona historia, która domyka się wspaniale. Wątków mnóstwo, ale czy akurat są polityczne, jak chcą niektórzy? Chyba nie. Albo zatem- otępiałem już od ich codziennego nadmiaru, co bardzo być może, albo otępiałem całkiem, co w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do prozy iberoamerykańskiej- trzeba umieć "usiąść", szczególnie tej "kombinowanej" (Gra w klasy czy Sto lat samotności), toteż nie daje się tegoż- przeczytać, to się czyta. Nie można też odstawić na półkę i wrócić po czasie. Jednak jest tam coś, co nie daje odejść za daleko od iberystyki, klimat, mate, magia... A jeszcze do tego Vargas :-)))). Chce się gadać z ludźmi, którzy takie sprawy sączą, bo dyskusja "o niczym" też może być na wysokim poziomie, i choć później, wymęczeni acz- szczęśliwi wracamy do europejskiego realizmu, to jednak mamy świadomość, żeśmy sobie pogadali- a nic nie załatwili. Bo u nas sprawy się "załatwia" a tam o nich rozmawia. Gorąco polecam prozę południową wszelkiej maści decydentom, zamiast gadać: o żywotnych interesach, interesach narodowych, prawdziwym Narodzie- niech załapią "filing" sjesty, niechże znajdą swoją Katedrę, niech tam zasiądą, niech pogadają i jakoś poleci... Zamiast gadać o kątach natarcia na Brzozę Narodową, zachęcam do rozsądnej dawki soku z brzozy... :-)

Do prozy iberoamerykańskiej- trzeba umieć "usiąść", szczególnie tej "kombinowanej" (Gra w klasy czy Sto lat samotności), toteż nie daje się tegoż- przeczytać, to się czyta. Nie można też odstawić na półkę i wrócić po czasie. Jednak jest tam coś, co nie daje odejść za daleko od iberystyki, klimat, mate, magia... A jeszcze do tego Vargas :-)))). Chce się gadać z ludźmi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakoś tak bez entuzjazmu, raczej dla "zaliczenia" autora. Wszystko niby fajnie, ale jakoś- nijako... A może właśnie- jakoś, tylko nie po mojemu? Pewnie tak właśnie.

Jakoś tak bez entuzjazmu, raczej dla "zaliczenia" autora. Wszystko niby fajnie, ale jakoś- nijako... A może właśnie- jakoś, tylko nie po mojemu? Pewnie tak właśnie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

O żesz ty kurczę pieczone, jak ten Isaacson fenomenalnie pisze! Doprawdy, nie jestem fanem gadżetów z logo ugryzionego jabłka (trochę z przekory...), do osprzętu mam stosunek właściwy- ma działać! Jak odczuwam potrzebę uduchowienia, to biorę książkę do łap, dobry film (już z rozpędu chciałem napisać: wypożyczam, ale przecież po likwidacji Beverly Hills Video- właściwie nie mam gdzie... :-) )czy jeszcze co tam innego, a nie wpatruję się w idealnie wykończony telefon (!!!), choć tu zaraz zewsząd polecą pewnie salwy zdeklarowanych powierników sekty Jobsa. Jestem w zdecydowanej kontrze (i fundamentalnym sporze zarazem)do podziału na uduchowionych i debili, którym trzeba wmówić, co jest dobre a co nie. Swoją drogą, na miejscu fanów marki- czułbym się, cokolwiek- dziwnie... :-) ALE- literacko- fantazja! Tomisko opasłe- fakt, coś jak pierwszy tom "Kapitału" albo- "Czarodziejska góra", ale czyta się lekko i zainteresowaniem. Doprawdy, aż rozpocznę poszukiwania innego życiorysu tegoż autora, zdajsię- Ainsztajna (że z przekory, polecę słowiańszczyzną!). Polecam i tym, którym trzeba wmawiać, co jest piękne a co nie, i tym, którzy mają smak wyrobiony!

O żesz ty kurczę pieczone, jak ten Isaacson fenomenalnie pisze! Doprawdy, nie jestem fanem gadżetów z logo ugryzionego jabłka (trochę z przekory...), do osprzętu mam stosunek właściwy- ma działać! Jak odczuwam potrzebę uduchowienia, to biorę książkę do łap, dobry film (już z rozpędu chciałem napisać: wypożyczam, ale przecież po likwidacji Beverly Hills Video- właściwie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Grzegorz Ciechowski "wyprodukował": "Mamonę", piosenkę o sposobie, w jaki zarabiał pieniądze. Mam wrażenie, że Remarque "Czas życia i czas śmierci"- napisał w tym samym celu... Takie trochę: "Na zachodzie bez zmian"II. Fabuła niemal (!!!) sprawiła, że zacząłem żałować losu Graebera, po czym musiałem spionować swój pogląd na ten temat: wcale mi go nie żal! W końcu i on doszedł do pewnych wniosków "po czasie". Jak myśmy zwyciężali, to było kolorowo, a teraz- proszę, wszystko się zepsuło... Książka pod tym względem potrafi być "niebezpieczna", nie dajcie się tej manipulacji ale też poczytajcie o pewnym procesie zachodzącym we łbach "rasy panów". Mam nieodparte wrażenie, że jednak była to trochę pozycja "pod pozostałą po wojnie publiczkę"! No i dla utrzymania willi w Szwajcarji (:-)).
Cóż, jak na Remarque'a- dość słabo. Oczekuję teraz na: "Gam", bo mocno mnie interesuje, czy on potrafił pisać o czymś innym, jak ból po- faszystowski.
Polecam gorąco fanom Pisarza, dobra pozycja do całościowych rozważań o Niemcach.

Grzegorz Ciechowski "wyprodukował": "Mamonę", piosenkę o sposobie, w jaki zarabiał pieniądze. Mam wrażenie, że Remarque "Czas życia i czas śmierci"- napisał w tym samym celu... Takie trochę: "Na zachodzie bez zmian"II. Fabuła niemal (!!!) sprawiła, że zacząłem żałować losu Graebera, po czym musiałem spionować swój pogląd na ten temat: wcale mi go nie żal! W końcu i on...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka inteligentna i konsekwentna, co niestety- przeszkadza jej stanąć w jednym rzędzie z prozą iberoamerykańską. Wszystko się przepięknie przeplata i (niestety!)- zgrywa w spójną koncepcję, co tak rozkosznie charakteryzuje Marquez'a czy Corazar'a. Nie wiem czy my, Polacy, potrafimy "odpłynąć" w stylu "mate- powieści" na obrzeża jaźni i malować obrazy onirycznie- piękne, wciągające i ulotne a mimo wszystko- o nas? Pani Tokarczuk zmierza jednak swoją drogą, wydeptując ścieżki swych historii dookoła Wrocławia, Nowej Rudy, Wałbrzycha czy Jedliny. Lubię chyba ten styl, choć brak konsekwencji w budowie fabuły, paradoksalni- pomógłby mi łagodniej przeskakiwać pomiędzy wątkami. Wrocław, słynący z ilości mostów- mógłby posłużyć za metaforę: zamiast konsekwentnie zmierzać do celu, klucząc po uroczych uliczkach, może warto wkomponować "intelektualny mostek", rozpięty, dla fantazji- wzdłuż ulicy? Ale wtedy byłoby po mojemu a tak- pozostał odcisk dłoni Pani Tokarczuk... I bardzo dobrze- jest styl, są wątki (i to przeróżne!) i ta wszech- siermięga.

Książka inteligentna i konsekwentna, co niestety- przeszkadza jej stanąć w jednym rzędzie z prozą iberoamerykańską. Wszystko się przepięknie przeplata i (niestety!)- zgrywa w spójną koncepcję, co tak rozkosznie charakteryzuje Marquez'a czy Corazar'a. Nie wiem czy my, Polacy, potrafimy "odpłynąć" w stylu "mate- powieści" na obrzeża jaźni i malować obrazy onirycznie- piękne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak, wiem- lektura ze szkoły średniej ale warto wracać z dobrej woli. To bardzo dobra książka, choć o bardzo złych czasach, które w wielu przypadkach- trwają nadal. Bardzo ciekawe pióro mistrza Balzaka, ciekawe studium postaci i bardzo udany początek do Komedii Ludzkiej na dłużej, wszak napisałże on przeszlo 130 powieści, toteż- jest co czytać! Do dzieła!

Tak, wiem- lektura ze szkoły średniej ale warto wracać z dobrej woli. To bardzo dobra książka, choć o bardzo złych czasach, które w wielu przypadkach- trwają nadal. Bardzo ciekawe pióro mistrza Balzaka, ciekawe studium postaci i bardzo udany początek do Komedii Ludzkiej na dłużej, wszak napisałże on przeszlo 130 powieści, toteż- jest co czytać! Do dzieła!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedyś, kiedyś- przeczytałem: "Flet z mandragory". Nic nie pamiętam! I bardzo dobrze, bo mógłbym mieć jakieś uprzedzenia, oczekiwania, itp. A tak, to ochoczo zaatakowałem kolejną książkę ze swojej biblioteczki i... oniemiałem (co raczej oczywiste dla olbrzymiej większości, jak wierzę- normalnych czytelników książek, którzy milczą podczas konsumpcji!). To było dla mnie odkrycie na miarę penicyliny! Polscy pisarze potrafią aż tak pisać! No z tym: "aż", to zgoda, że nieco przeholowałem... Wróciła mi wiara w Polskie (celowo z wielkiej ale bez zadęcia!) pióro (no, tu dla równowagi- z małej...). Oczywiście- trzeba przebrnąć przez meandry początków ale później akcja się rozkręca i to dosłownie. Jeszcze raz o początku- pisarz błyszczy erudycją, choć jeszcze nie zweryfikowaną (za leniwy jestem) i kreuje się na filozofa. Jak już dacie mu odfilozować swoje, to- ni z gruchy, ni z pietruchy- wpadniecie w wartką akcję o parabondowskim zacięciu! Potrafi potrzymać w napięciu. Acha, bym zapomniał- dla miłosników metafizyki. Jak ktoś za twardo stąpa po ziemi, niech na czas tej książki, przeczyta coś o klasyfikacji betonów, ekstensywnej hodowli rogacizny, itp. Tu nie załapie filingu, który książką niewątpliwie ma i wymaga a nawet- nie wymaga- umowy z czytelnikiem. To znaczy- nie oczekuję żadnych ciągów dalszych. Tylko koniecznie wytrzymajcie przyciężki początek, przyciężki nawet dla (poniekąd) amatora Sokratesa.

Kiedyś, kiedyś- przeczytałem: "Flet z mandragory". Nic nie pamiętam! I bardzo dobrze, bo mógłbym mieć jakieś uprzedzenia, oczekiwania, itp. A tak, to ochoczo zaatakowałem kolejną książkę ze swojej biblioteczki i... oniemiałem (co raczej oczywiste dla olbrzymiej większości, jak wierzę- normalnych czytelników książek, którzy milczą podczas konsumpcji!). To było dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czekałem długo na tą książkę... Cóż, być może to efekt zmiany tłumacza ale, proszę wybaczyć: to do wytrawnych miłośników Remarque'a- jak dotąd (proszę sprawdzić w liście przeczytanych), to najsłabsza powieść Pisarza, choć, z grubsza- lepsza (przede wszystkim- krótsza!) od "Czarodziejskiej góry", którą można śmiało postawić obok "Trzech towarzyszy" na półce. Jak dotąd, numer trzy na gorącej liście zajmuje: "Iskra życia". Numer dwa: "Cienie w raju". Numer jeden: "Łuk tryumfalny"

Czekałem długo na tą książkę... Cóż, być może to efekt zmiany tłumacza ale, proszę wybaczyć: to do wytrawnych miłośników Remarque'a- jak dotąd (proszę sprawdzić w liście przeczytanych), to najsłabsza powieść Pisarza, choć, z grubsza- lepsza (przede wszystkim- krótsza!) od "Czarodziejskiej góry", którą można śmiało postawić obok "Trzech towarzyszy" na półce. Jak dotąd, numer...

więcej Pokaż mimo to