„Aberzen” to tytuł spod znaku "love & hate". Jest niczym nieoszlifowany diament z naciskiem na "nieoszlifowany". Powieść, której oryginalność i rozmach trudno przecenić, a jednocześnie dzieło ułomne, potykające się na każdym kroku, ale po kolei...
Sprzeczne odczucia pojawiają się już na początku. Rysunki, z jednej strony piękne, misterne, przestronne, moebiusowskie... z drugiej pełne niedociągnięć i absurdów. Weźmy taki zarost postaci pokrytych sierścią czy mimikę, która nie odpowiada sytuacji (to bezustanne szczerzenie kłów!). Zgrzyta sam fakt, że ich tonacja wydaje się komediowa, podczas gdy powieść jest (nie licząc drętwych przekomarzanek) śmiertelnie poważna.
Choć rysunki są przejrzyste, a powieść opowiadana prostym językiem, dość łatwo się w niej zgubić. Przedstawione światy znacząco różnią się od naszego. Nie wiemy ile ich jest, nie wiemy kiedy znajdujemy się w którym. Jednocześnie wydają się dość ubogie we florę i faunę. Postaci jest niewiele, wrogowie, choć różni, oparci są na jednym schemacie wizualnym.
Przejścia między lokacjami nie zostają w żaden sposób oznaczone. Próby zorientowania się w sytuacji co kilka kadrów skutecznie zabijają płynność lektury. Czytelność zdaje się autorowi całkowicie obojętna. Być może uznał, że nieprzystępność zadziała na korzyść mistycznego aspektu fabuły. Do pieca mogło dorzucić tłumaczenie, które parokrotnie złapałem na potknięciach typu: "jeden z moich też tam został", podczas gdy autor wypowiedzi ma na myśli swojego jedynego towarzysza itd.
Historia gra zarówno śmiercią i zmartwychwstaniem, jak paradoksami czasoprzestrzennymi. Tego rodzaju fabuły rzadko bywają lekkostrawne. Jeśli więc dorzucimy wspomniane wcześniej problemy z prowadzeniem powieści, otrzymujemy komiks, którego lektura to rozplątywanie sznurka. Nie jestem pewien czy to, co otrzymałem po rozwiązaniu supła wynagrodziło mi trudy.
Mimo mankamentów ciężko tę pozycję skreślić. Nie sposób zbyć milczeniem silnych stron: postacie są fajnie złożone - zmieniamy o nich zdanie w miarę poznawania. Przedstawiona idea najazdu przez agresywne formy życia próbujące zarażać i przejmować (zamiast zabijać) wrogów, pobudza wyobraźnię. Warstwa graficzna, pomimo uchybień, zachwycaja. Ponadto jest to jedna z powieści, która wytrawnemu pochłaniaczowi fantasy potrafi pokazać coś, czego ten jeszcze nie widział. To rzadkie i cenne zjawisko.
Więcej krótkich, komiksowych recenzji na Instagramie: https://www.instagram.com/komiksowy_pamietnik
„Aberzen” to tytuł spod znaku "love & hate". Jest niczym nieoszlifowany diament z naciskiem na "nieoszlifowany". Powieść, której oryginalność i rozmach trudno przecenić, a jednocześnie dzieło ułomne, potykające się na każdym kroku, ale po kolei...
Sprzeczne odczuci...
Rozwiń
Zwiń