rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Dotknęła mnie ta powieść.

Dotknęła mnie ta powieść.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardziej strategiczna, mniej refleksyjna, bardziej przyziemna niż inne części całej sagi Endera, mniej dynamiczna niż inne części sagi Cienia... I nadal dobra. Chyba już zbyt mocno związałam się z tym uniwersum, żeby tak po prostu móc się nim zmęczyć.

Jestem ostatnią osobą, którą interesowałyby polityczne zagrania najbystrzejszych przywódców państw z odległej przyszłości, a jednak. Przeczytałam "Cień Olbrzyma" może bez przejęcia, ale z przyjemnością.

To dobra książka, jeśli ktoś nie chce za szybko rozstawać się z bohaterami ze Szkoły Bojowej, poznając ich w innych okolicznościach, w dorosłym życiu. Przede mną jeszcze jedna część. I szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać.

Bardziej strategiczna, mniej refleksyjna, bardziej przyziemna niż inne części całej sagi Endera, mniej dynamiczna niż inne części sagi Cienia... I nadal dobra. Chyba już zbyt mocno związałam się z tym uniwersum, żeby tak po prostu móc się nim zmęczyć.

Jestem ostatnią osobą, którą interesowałyby polityczne zagrania najbystrzejszych przywódców państw z odległej przyszłości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sama przyjaźń to nie taka prosta sprawa. Przyjaźń w pracy to sprawa wręcz rzadka. Chyba, że... Twoja praca to Twoja pasja. O tym jest ta książka.

O pasji do kobiet, do fotografii, do ludzi, charakterów i kobiecych spojrzeń. Sebasstian opisuje niezwykłe relacje ze swoimi modelkami, jednocześnie pozwalając każdej z nich również zabrać głos na ten temat. To nie tylko zbiór wdzięcznych kadrów. To bardzo ładny przewodnik po nawiązywaniu znajomości.

Sama przyjaźń to nie taka prosta sprawa. Przyjaźń w pracy to sprawa wręcz rzadka. Chyba, że... Twoja praca to Twoja pasja. O tym jest ta książka.

O pasji do kobiet, do fotografii, do ludzi, charakterów i kobiecych spojrzeń. Sebasstian opisuje niezwykłe relacje ze swoimi modelkami, jednocześnie pozwalając każdej z nich również zabrać głos na ten temat. To nie tylko zbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z Kingiem dopiero się poznajemy. To w zasadzie nasza pierwsza randka. Jak poszło? Kilka razy mnie rozbawił, kilka przestraszył, puścił oczko, i był szczery do bólu. W zasadzie to mnie urzekło. Poza tym, fantastycznie buduje napięcie. Nie chciałam mu przerywać, ale czasami, aż nie mogłam wytrzymać, chciałam wyrwać mu fabułę z dłoni i pogonić ją prędzej. To całkiem udane spotkanie.

Ten pisarz zawsze czaił się gdzieś obok, jednak to zupełnie nie mój typ literatury. Kilka razy wypożyczałam jego książki i oddawałam nieruszone. Odkąd w mój świat zawitały audiobooki, każda książka ma szanse. Całe szczęście.

Z Kingiem dopiero się poznajemy. To w zasadzie nasza pierwsza randka. Jak poszło? Kilka razy mnie rozbawił, kilka przestraszył, puścił oczko, i był szczery do bólu. W zasadzie to mnie urzekło. Poza tym, fantastycznie buduje napięcie. Nie chciałam mu przerywać, ale czasami, aż nie mogłam wytrzymać, chciałam wyrwać mu fabułę z dłoni i pogonić ją prędzej. To całkiem udane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czym jest punkt Dan Tian, zwany także oceanem Qi? Jak zadbać o swoje ciało i emocje? I dlaczego, do cholery, regularnie serwisujemy samochody, a własnego ciała nie?

Z Dagmarą Skalską mam relację, powiedziałabym, skomplikowaną. Szczerze lubię jej książki. Ona sama stała się osobą na tyle medialną, że czasem trudno ją "lubić". Mimo wszystko, ta książka jest fantastyczna. Pożyczyłam ją od kogoś. Przeczytałam. I poszłam kupić własny egzemplarz.

Dużo świetnych porad od oddychania po gotowanie. Ciekawe myśli i metafory, które głęboko zapadają w pamięć. Krótki przewodnik po ciele człowieka, opowieść o tym, jak dbać o siebie bardziej niż tylko z nazwy. Proste, ładne i niezwykle praktyczne.

Czym jest punkt Dan Tian, zwany także oceanem Qi? Jak zadbać o swoje ciało i emocje? I dlaczego, do cholery, regularnie serwisujemy samochody, a własnego ciała nie?

Z Dagmarą Skalską mam relację, powiedziałabym, skomplikowaną. Szczerze lubię jej książki. Ona sama stała się osobą na tyle medialną, że czasem trudno ją "lubić". Mimo wszystko, ta książka jest fantastyczna....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałam pecha. Bondę poznałam przez fragmenty jej "Maszyny do pisania". Choć kurs kreatywnego pisania nie wyglądał źle, to czytając później (słuchając) jej książki, zauważałam "sztuczki" fabularne, które polecała. Bardzo dziwne. Jakby ktoś mnie oszukał, troszeczkę.

Nie lubię kryminałów. Chcąc być względnie na bieżąco ze współczesną literaturą, czego nie przeczytam, dosłuchuję. Słuchało się względnie "żadnie". Kulesza w porządku, książka trochę żadna. Fabuła prawie, język sobie, a emocje zupełnie wcale. Bardzo letnia pozycja. Że chłodna. Nie wakacyjna.

Miałam pecha. Bondę poznałam przez fragmenty jej "Maszyny do pisania". Choć kurs kreatywnego pisania nie wyglądał źle, to czytając później (słuchając) jej książki, zauważałam "sztuczki" fabularne, które polecała. Bardzo dziwne. Jakby ktoś mnie oszukał, troszeczkę.

Nie lubię kryminałów. Chcąc być względnie na bieżąco ze współczesną literaturą, czego nie przeczytam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znów przeczytałam coś w nieodpowiedniej kolejności! W dodatku najbardziej upodobałam sobie posłowie. Takie rzeczy, taka książka.

Przeczytałam tę pół-część z ogromną przyjemnością. I choć z forum dowiedziałam się, że "Ender na wygnaniu" dopełnia wątki z "Cienia Olbrzyma" (kiedy ja do cieni jeszcze nawet nie zaglądałam), nie przeszkadza mi to. Bardzo dobrze wypełnia lukę między Grą a Mówcą (lukę, o której istnieniu nie myślałam, czytając ciekawą zwartą sagę), świetnie pokazuje punkt widzenia rodziców, pewne etapy dorastania Endera, zapowiada pojawienie się Jane i wiele innych. Dobre tło. Taktycznie czytanie jej na końcu pięknie zarysowuje całość.

Biorę się za Cienie w nadziei na więcej tła.

Znów przeczytałam coś w nieodpowiedniej kolejności! W dodatku najbardziej upodobałam sobie posłowie. Takie rzeczy, taka książka.

Przeczytałam tę pół-część z ogromną przyjemnością. I choć z forum dowiedziałam się, że "Ender na wygnaniu" dopełnia wątki z "Cienia Olbrzyma" (kiedy ja do cieni jeszcze nawet nie zaglądałam), nie przeszkadza mi to. Bardzo dobrze wypełnia lukę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Inna od części pierwszej. Ale to nie przytyk. Blake Crouch odkrył przed nami główną tajemnicę fabuły, jednak to nie znaczy, że historia stała się oczywista. Przez cały czas nie jesteśmy pewni, co się wydarzy, po której stronie stoi główny bohater oraz wreszcie - kto zabił Alyssę? Bo też o to chodzi w tej części. Jakaś zagadka być musi, a ta jest całkiem niezła.

Nadal trzyma w napięciu, czyta się błyskawicznie, chcę do trzeciego tomu. W bibliotece nie ma, więc chyba zacznę serial. I tak od niego miałam zacząć.

Inna od części pierwszej. Ale to nie przytyk. Blake Crouch odkrył przed nami główną tajemnicę fabuły, jednak to nie znaczy, że historia stała się oczywista. Przez cały czas nie jesteśmy pewni, co się wydarzy, po której stronie stoi główny bohater oraz wreszcie - kto zabił Alyssę? Bo też o to chodzi w tej części. Jakaś zagadka być musi, a ta jest całkiem niezła.

Nadal...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tego się nie spodziewałam. Zdecydowanie. Porównania do Miasteczka Twin Peaks nie wydawały mi się bezzasadne, zresztą klimat powieści nieustępliwie nadaje mu ten wymiar. Do czasu.

Kiedy tajemnice zostają odtajemniczone, Twin Peaks znika gdzieś we wspomnieniu i zupełnie pogrążam się w historii właściwej. Powieść nie jest napisana górnolotnym, szlachetnym stylem, ale nie musi być. To powieść sensacyjna, pełna akcji, kulminacji i napięć. Krótkie, dynamiczne zdania urywane niczym oddech bohatera, przekonują mnie i sprawiają, że książkę czyta się w chwile. Bardzo wciągająca, bardzo ciekawa. Koncept intrygujący. Lubię takie.

Tego się nie spodziewałam. Zdecydowanie. Porównania do Miasteczka Twin Peaks nie wydawały mi się bezzasadne, zresztą klimat powieści nieustępliwie nadaje mu ten wymiar. Do czasu.

Kiedy tajemnice zostają odtajemniczone, Twin Peaks znika gdzieś we wspomnieniu i zupełnie pogrążam się w historii właściwej. Powieść nie jest napisana górnolotnym, szlachetnym stylem, ale nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy też macie wrażenie, że to powieść na podstawie serialu? Dziwne zjawisko. Tym bardziej, że serial jest sygnowany na okładce, co w przypadku zbyt dużych podobieństw jest dość ryzykowną strategią reklamy. Historia, jaką znamy, napisana jest ładnym, choć dość prostym językiem i niestety nie przebija swojego pierwowzoru (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, wnioskuję po dacie wydania).

Serial poza pięknym klimatem, wygrywa z książką cudownymi widokami, przestrzeniami i nienaganną brytyjską angielszczyzną, której w powieści nie uświadczycie. Cavendon Hall to zdecydowanie uboższy brat Downton Abbey.

Zbyt wiele wątków fabularnych, zdarzeń było sobie zbieżnymi, a postaci choć silnie wzorowane, to jednak spłaszczone i pozbawione ikry. Nie wiem czy to dobra powieść właśnie dla fanów serialu.

Samym widokiem czekolady nie można zaspokoić dzikiej ochoty na słodycz. To słodycz w papierku i autorka niestety nie poradziła sobie z odpakowaniem jej dla nas. Została myśl, która kusi i drażni.

Może gdybym nie widziała Downton Abbey...
Nie, pewnie nigdy nie zajrzałabym do tej książki.

Czy też macie wrażenie, że to powieść na podstawie serialu? Dziwne zjawisko. Tym bardziej, że serial jest sygnowany na okładce, co w przypadku zbyt dużych podobieństw jest dość ryzykowną strategią reklamy. Historia, jaką znamy, napisana jest ładnym, choć dość prostym językiem i niestety nie przebija swojego pierwowzoru (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, wnioskuję po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Byłem w mieście B. zobaczyłem tam kobietę i spodobała mi się. Podszedłem do niej i zaproponowałem żebyśmy się poruchali. Nie chciała to uderzyłem ją kijem w głowę i potem nie żyła już ona, a ja się na niej zaspokajałem".

Istnieją książki, których wolałabym nigdy nie przeczytać. „Bestia. Studium zła” zdobywa miejsce na podium, seria na faktach. To zdecydowanie pozycja nie dla mnie, może nawet dla nikogo. Książka przesiąknięta jest lepką, nieprzyjemną fabułą, bliższa skandynawskim kryminałom czy nawet horrorom Kinga niż historii niekochanego dziecka, któremu w życiu nie wyszło. Kto nie słyszał o Wampirze z Bytowa? Prawdopodobnie nie słyszeliście wszystkiego.

Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, zauważyłam, że „gdzieś to już słyszałam”, skądś znam tę opowieść, jedną, drugą, piątą, bo osobnych historii, osobnych żyć jest tam cała masa. Przedtem nie łączyłam ich w jedną całość, docierały do mnie jako strzępki informacji o przykrych przypadkach okrucieństwa ostatnich dwudziestu lat. Nie jako ciąg wydarzeń funkcjonujących w łańcuchu, którym były.

Leszek Pękalski przyznał się do sześćdziesięciu siedmiu morderstw (według niektórych źródeł nawet do dziewięćdziesięciu), oskarżany o siedemnaście z nich, skazany został za jedno. Zabójstw trudno się było doliczyć, wszystkich ciał nie odnaleziono, Pękalski wciąż zmieniał zeznania, a jego niestabilny stan psychiczny świadczył jeśli nie na jego korzyść, to jednak nie mógł mu zaszkodzić. Sam zresztą poczytywał to za spory atut.

Magda Omilianowicz przedstawia sylwetkę Wampira, poczynając od jego dzieciństwa aż do czasów rozprawy sądowej i pobytu w więzieniu. Biografię Pękalskiego przerywają krótkie scenki morderstw, relacje oskarżonego, fragmenty jego wspomnień. Jest to historia częściowo spisana jego oczami. Perspektywa winnego zwykle pozwala choć trochę zrozumieć jego motywy, choć trochę go usprawiedliwić. I chociaż na początku Pękalski może wzbudza coś w rodzaju mieszanej odrazy i litości, zaraz emocje te przesłaniają jedynie obrzydzenie i wstręt. To nie jest dobry człowiek – nasuwa się wniosek. I choć świat nie jest czarno-biały, dla postępowania Wampira z Bytowa próżno szukać usprawiedliwienia.

Dzisiaj Leszek Pękalski ma 49 lat i od 1996 roku odsiaduje karę 25 lat pozbawienia wolności. W czasach, kiedy był skazywany, nie istniała jeszcze kara dożywocia, dlatego orzeczony wyrok był najwyższym możliwym werdyktem. Od 2007 roku Pękalski ubiega się o przedterminowe zwolnienie, lecz wniosek stale odrzucany jest przez zespół terapeutów. Jednak w 2017 roku Pękalski zakończy odsiadywanie kary. I będzie starał się wyjść na wolność.

"Byłem w mieście B. zobaczyłem tam kobietę i spodobała mi się. Podszedłem do niej i zaproponowałem żebyśmy się poruchali. Nie chciała to uderzyłem ją kijem w głowę i potem nie żyła już ona, a ja się na niej zaspokajałem".

Istnieją książki, których wolałabym nigdy nie przeczytać. „Bestia. Studium zła” zdobywa miejsce na podium, seria na faktach. To zdecydowanie pozycja nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ania częstuje Dianę winem porzeczkowym. Behemot podaje Małgorzacie wódkę. Wino porzeczkowe jest dobre i mocne, wódka po prostu mocna. Behemot jest kotem. Ania jest z Zielonego Wzgórza. Lucy Montgomery wydaje powieść i staje się sławna. Mistrza i Małgorzatę czyta cały świat.

O sławnych i osławionych ze świata marzeń, baśni i rynsztoków. Możemy się tylko domyślać, czym dopingował się Tygrysek z Kubusia Puchatka, jednak większość informacji mamy podane na tacy. Sprawdził to Aleksander Przybylski w Literackim almanachu alkoholowym. Co się pije?

Ania częstuje Dianę winem porzeczkowym. Behemot podaje Małgorzacie wódkę. Wino porzeczkowe jest dobre i mocne, wódka po prostu mocna. Behemot jest kotem. Ania jest z Zielonego Wzgórza. Lucy Montgomery wydaje powieść i staje się sławna. Mistrza i Małgorzatę czyta cały świat.

O sławnych i osławionych ze świata marzeń, baśni i rynsztoków. Możemy się tylko domyślać, czym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Teleexpress. 30 lat minęło Maciej Orłoś, Marek Sierocki
Ocena 6,0
Teleexpress. 3... Maciej Orłoś, Marek...

Na półkach: ,

Dawno, dawno temu, w niepamiętnych czasach, kiedy w centralnym punkcie każdego salonu stał telewizor, godzina siedemnasta była godziną niemal świętą. Nie znam osoby, której nie zdarzyłoby się usiąść o tej porze na kanapie, oczekując na soczysty zastrzyk informacji. Znam wielu ludzi, którzy robią to do dziś. Dzień w dzień.

Książka Macieja Orłosia i Marka Sierockiego, wydana z okazji trzydziestolecia Teleexpressu, jest podsumowaniem wielu lat pracy w pobijającym rekordy popularności programie informacyjnym. Nie jest to jednak suchy zbiór faktów i danych, będących kolejną żmudną monografią lub czymś w rodzaju broszury historycznej dla potomnych. Nie jest to też żadne studium dla studentów dziennikarstwa (chyba, że studium przypadku) ani relacja o tym, jak przygotować się do pracy w telewizji. To raczej spotkanie przy kawie, wspominki dwójki znajomych, którzy mijając się na ulicy, lubią zatrzymać się na chwilę, by powspominać dawne dzieje. Tak jest w tym przypadku.

Rozmowa wciąga czytelnika w bardzo żywy, niemal ciepły i zwyczajny klimat codziennej pracy w telewizji. Jak wygląda praca na ekranie, widziana od kuchni? Dlaczego Maciej Orłoś przestał nosić krawat? Jak na ten gest zareagowali telewidzowie? I co się dzieje, gdy w programie na żywo nic nie funkcjonuje tak, jak powinno? Maciej Orłoś i Marek Sierocki przybliżają nam to w relacji, która płynie naturalnym rytmem.

Mnóstwo zabawnych anegdot, dobrego humoru i dystansu do własnej pracy. Dobrze czyta się te zgrabnie poukładane historie ludzi, którzy dzielą te same wspomnienia, różne perspektywy i zdecydowanie mają wiele do powiedzenia. Przeplatana listami od widzów i zdjęciami współpracowników, bawi i zadziwia.

Dawno, dawno temu, w niepamiętnych czasach, kiedy w centralnym punkcie każdego salonu stał telewizor, godzina siedemnasta była godziną niemal świętą. Nie znam osoby, której nie zdarzyłoby się usiąść o tej porze na kanapie, oczekując na soczysty zastrzyk informacji. Znam wielu ludzi, którzy robią to do dziś. Dzień w dzień.

Książka Macieja Orłosia i Marka Sierockiego, wydana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mistrzem powieści historycznej wciąż pozostaje dla mnie Christopher W. Gortner, jednak stylistyka obojga autorów jest na tyle do siebie podobna, że nie potrafię stwierdzić, czy to nie ocena czysto sentymentalna. Moje pierwsze spotkanie z Philipą Gregory uznaję za udane.

"Wieczna księżniczka" to wciągająca i przerażająca opowieść o królowej, która była gotowa na wszystko, by dopełnić swego przeznaczenia. Tytuł zresztą niesamowicie trafny.

Wartka akcja, nawet pomimo wieloletniego zastoju bohaterki bez rozwoju zdarzeń, jest nieocenioną zasługą autorki. Jest to pierwszy tom cyklu o Tudorach, który czyta się szybko, z wypiekami i ogromną frustracją.

Philipa Gregory zgrabnie odmalowała świat oczami księżniczki,a później niemal wojowniczki, która została wychowana na przyszłą królową Anglii i której udało się dopiąć swego. Powieść mnie zdrowo i skutecznie oburzała, ze strony wielu bohaterów na raz. Znając historie równoległe, prosto z Hiszpanii i Aragonii (C.W. Gortner - Przysięga królowej, Ostatnia królowa) puzzle układały się w całość. To dopiero robi wrażenie!

Mistrzem powieści historycznej wciąż pozostaje dla mnie Christopher W. Gortner, jednak stylistyka obojga autorów jest na tyle do siebie podobna, że nie potrafię stwierdzić, czy to nie ocena czysto sentymentalna. Moje pierwsze spotkanie z Philipą Gregory uznaję za udane.

"Wieczna księżniczka" to wciągająca i przerażająca opowieść o królowej, która była gotowa na wszystko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Porywa od pierwszego słowa. Jakiś czas temu postanowiłam wyruszyć tropem Schmitta. Tym razem natrafiłam na "Napój miłosny", który podobnie jak "Tektonika uczuć" targał emocjami, na przemian wywołując nieśmiały uśmiech, by za chwilę powołać do życia jeszcze bardziej nieśmiałą łezkę w oku.

Czy przyjaźń w miłości jest możliwa? Czy miłość bez przyjaźni, przyjaźń bez miłości? Autor podjął się próby odpowiedzi na pytania, które nękają zakochanych i odkochanych od wielu stuleci. Czy udało mu się znaleźć odpowiedzi?

Cenię Schmitta za tę prostotę, za sprawą której zgłębia przecież tak niełatwe mechanizmy relacji międzyludzkich. I robi to niezwykle sprawnie. Ma dar trafiania w samo sedno, przekazując swoje intencje w sposób przejrzysty i czytelny dla każdego. Epistolarna forma, tak bliska przecież dzisiejszym czasom za sprawą maili czy nawet lapidarnych wiadomości tekstowych sms, sprawia, że książkę połyka się w godzinę. Ile uczuć może wylać się z człowieka w tak krótkim czasie!


"Tektonika uczuć" była bardziej złożoną komedyjką dramatyczną niż "Napój miłosny", jednak nie zabrakło w nim tego szczególnego charakteru. Myślę, że pisarstwo autora w tej chwili poznałabym już po ciemku. Bo ma charakter. I to wciąga.

Porywa od pierwszego słowa. Jakiś czas temu postanowiłam wyruszyć tropem Schmitta. Tym razem natrafiłam na "Napój miłosny", który podobnie jak "Tektonika uczuć" targał emocjami, na przemian wywołując nieśmiały uśmiech, by za chwilę powołać do życia jeszcze bardziej nieśmiałą łezkę w oku.

Czy przyjaźń w miłości jest możliwa? Czy miłość bez przyjaźni, przyjaźń bez miłości?...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bajki filozoficzne. Jak żyć razem? Agnieszka Malmon, Michel Piquemal
Ocena 7,4
Bajki filozofi... Agnieszka Malmon, M...

Na półkach: , ,

Jak opisać ten kolaż myśli? Fenomenalny, ciepły i pouczający zestaw historii z całego świata. To zbiór uniwersalnej mądrości wielu kultur, wielu epok i światpoglądów. "Bajki filozoficzne" napisane są językiem przejrzystym i zrozumiałym dla każdego, a ponadto, można je czytać wyrywkowo, dawkować sobie wiedzę, myśli.

"Przynieś mi szczęście, mój piękny! Wiem, że masz dość siły! Ciągnij, mój przyjacielu, ciągnij ten wóz jak źdźbło słomy!". Jeśli znacie buddyjską bajkę o sile wołu, wiecie już jaką siłę mogą mieć tak magiczne słowa. Jeśli słyszeliście już przypowieść o rybaku i przedsiębiorcy, znacie sekret prawdziwego bogactwa. Jeśli nie znacie lub chcecie poznać takich prawd więcej, to to jest dobre miejsce i czas.

Trafiłam na nią w okresie, kiedy desperacko poszukiwałam mądrości. Bardzo wówczas przejaśniła mi niebo.

Jak opisać ten kolaż myśli? Fenomenalny, ciepły i pouczający zestaw historii z całego świata. To zbiór uniwersalnej mądrości wielu kultur, wielu epok i światpoglądów. "Bajki filozoficzne" napisane są językiem przejrzystym i zrozumiałym dla każdego, a ponadto, można je czytać wyrywkowo, dawkować sobie wiedzę, myśli.

"Przynieś mi szczęście, mój piękny! Wiem, że masz dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka mnie wkurza. Naprawdę wkurza. I bardzo długo nie wiedziałam dlaczego.

To historia trochę feministyczna, trochę o Paulinie, trochę o każdej z nas, trochę o nikim. Bardzo złożona i bardzo uproszczona. Autorka próbuje uczyć nas (kobiety) na swoich błędach; pokazać, jak bardzo jesteśmy (bywamy) głupie i jak bardzo nie musimy (nie powinnyśmy) być. Za kręgosłup całej teorii stawia historię swojego życia, którą ubarwia opowieściami kobiet, poznanych przy okazji swoich wywiadów, programów. Taki kolaż krzywd. To bardzo duża dawka generalizacji z bardzo silną argumentacją, ale nadal generalizacji. Ale to mnie wkurza tylko przy okazji.

Przede wszystkim wkurzają mnie historie, które przytacza. Wkurza mnie brutalność, ignorancja mężczyzn, o których pisze, którzy przecież istnieją naprawdę. Że to się wydarza. Wkurza mnie sama Młynarska tym mentorskim tonem, poziomem stereotypizacji (w jednym z rozdziałów wylicza typy mężczyzn, od których należy uciekać - każdy znajdzie coś dla siebie) i wkurza mnie ta perspektywa, wedle której mężczyźni to leniwe okrutne zło wcielone... i tak dalej.

I co z tego, że to nieprawda? Co z tego, że sama autorka na wstępie wyjaśnia, że to tylko uogólnienie konieczne do przedstawienia problemu? Co z tego, że sama przyznaje, że zna kilku porządnych samców, skoro o nich nie pisze? Co z tego wszystkiego, skoro potem patrzę na mężczyzn wkoło i nie wiem, czy bardziej wkurzają mnie oni czy Młynarska?

I obrywają niewinnni.

Wierzę, że ta książka może niektórym otworzyć oczy. Boję się jednak, że może też wielu mocno oślepić. Polecam obchodzić się z tym ostrożnie, czytać w okularach, takich w kratę. Jej doświadczenia nie muszą być naszymi. Nie mogą. I nie będą.

Ta książka mnie wkurza. Naprawdę wkurza. I bardzo długo nie wiedziałam dlaczego.

To historia trochę feministyczna, trochę o Paulinie, trochę o każdej z nas, trochę o nikim. Bardzo złożona i bardzo uproszczona. Autorka próbuje uczyć nas (kobiety) na swoich błędach; pokazać, jak bardzo jesteśmy (bywamy) głupie i jak bardzo nie musimy (nie powinnyśmy) być. Za kręgosłup całej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„W Nazewnątrz jest wszystko. Jak tylko o czymś pomyślę, o nartach, fajerwerkach, wyspach, windach, jo-jo, zaraz sobie przypominam, że istnieją naprawdę, dzieją się w Nazewnątrz wszystkie razem. Głowa mi się od tego męczy (…) Ale mnie tam nie ma, mnie ani Mamy, tylko nas tam nie ma. Czy my jeszcze jesteśmy naprawdę?” - pyta mały Jack.

Mocna, przejmująca historia. Nietypowy wyciskacz łez, który swoim łagodnym klimatem porusza czytelnika w ten ciepły, subtelny sposób. To opis prawdziwej tragedii, która jednak rozgrywa się za zasłoną różowych okularów pięcioletniego chłopaca.

Większość z nas zapewne słyszała o głośnych sprawach Fritzla czy Natashy Kampush. Wydarzenia z powieści "Pokój" są wydarzeniami fikcyjnymi, lecz - jak się okazuje - niedaleko pada fikcja od rzeczywistości. Szokująca historia chłopca i jego matki o życiu w zamknięciu na jedenastu stopach kwadratowych przyprawia o dreszcze, ale także sprawia, że uśmiechamy się do bohaterów, chcąc dodać im otuchy. To opowieść o emocjach, wyobrażeniach o świecie i naiwnym dziecięcym myśleniu, które pozwoliło obojgu przetrwać tak wiele lat w koszmarze.

„W Nazewnątrz jest wszystko. Jak tylko o czymś pomyślę, o nartach, fajerwerkach, wyspach, windach, jo-jo, zaraz sobie przypominam, że istnieją naprawdę, dzieją się w Nazewnątrz wszystkie razem. Głowa mi się od tego męczy (…) Ale mnie tam nie ma, mnie ani Mamy, tylko nas tam nie ma. Czy my jeszcze jesteśmy naprawdę?” - pyta mały Jack.

Mocna, przejmująca historia. Nietypowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fenomenalnie przedstawione relacje damsko-męskie. Genialny dramat, tragicznie zabawny, tragicznie prawdziwy mimo całego wymiaru wyolbrzymienia zdarzeń. Na przemian dopingowałam bohaterom, dziwiąc się i zachwycając kunsztem pisarza. Przyznaję ze skruchą, że Éric-Emmanuel Schmitt był dla mnie zawsze autorem powieści "Oskar i pani Róża" i na tym kończyła się moja uboga wiedza. I postanawiam się poprawić.

"Tektonika uczuć" stawia na głowie wszystko. Pod znakiem zapytania staje fabuła, sama zdolność komunikacji między płciami, wartość miłości oraz samopojęcie o życiu jako takim. Zaskoczona, wzruszona, oburzona i z poczuciem pozyskanej nowej mądrości inaczej dziś patrzę na świat, jakkolwiek by to patetycznie nie brzmiało. Naprawdę mądra pozycja.

Fenomenalnie przedstawione relacje damsko-męskie. Genialny dramat, tragicznie zabawny, tragicznie prawdziwy mimo całego wymiaru wyolbrzymienia zdarzeń. Na przemian dopingowałam bohaterom, dziwiąc się i zachwycając kunsztem pisarza. Przyznaję ze skruchą, że Éric-Emmanuel Schmitt był dla mnie zawsze autorem powieści "Oskar i pani Róża" i na tym kończyła się moja uboga wiedza....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Odmienna od pozostałych części sagi. Czy lepsza? Inna. Punkt ciężkości "Dzieci umysłu" nie opiera się już na wciągającej akcji jak było to w przypadku "Gry Endera" czy "Mówcy umarłych". Nie jest również tak wielowątkowa jak "Ksenocyd" i nie wywołuje tak silnych emocji. Czytając "Ksenocyd", na przemian wyklinałam głupią Novinhę i górującą Jane, płacząc przy tym nad losem ksenologów. "Dzieci umysłu" to coś innego. Spokój, i to spokój narratora bardziej niż samej akcji, bo ta przecież płynie wartko i niebezpiecznie.

Filozofia i metafizyka wylewają się z tej książki. Z licznych dylematów i rozterek, przed którymi staje Jane, Valentine czy Miro i Wang-mu. Jednocześnie rozwiązania proponowane przez Carda wydają się coraz bardziej odbiegające od "normy", coraz trudniej wytłumaczalne. O tyle, o ile wcześniej całe uniwersum było na różne sposoby usprawiedliwiane, wyjaśnianie - tu zaczynamy już chwiać się na krawędzi absurdu. I to też może niepokoić osoby, które z takim zapałem uwierzyły poprzednim częściom. Innym minusem jest niemal zupełne wycofanie Endera. Powiecie: no dobrze, ale ileż można? A może powiecie: jakie wycofanie? Endera było aż nadto i to nie tylko w nim samym...

Ja powiem: może. Ale brakowało mi go.

Odmienna od pozostałych części sagi. Czy lepsza? Inna. Punkt ciężkości "Dzieci umysłu" nie opiera się już na wciągającej akcji jak było to w przypadku "Gry Endera" czy "Mówcy umarłych". Nie jest również tak wielowątkowa jak "Ksenocyd" i nie wywołuje tak silnych emocji. Czytając "Ksenocyd", na przemian wyklinałam głupią Novinhę i górującą Jane, płacząc przy tym nad losem...

więcej Pokaż mimo to