Ten tom składa się z dwóch części - pierwsza to kontynuacja wątku, który (jak wynika z mojego researchu) został rozpoczęty w tomie "Imperatyw Thanosa". Druga część to kontynuacja wątku z Venomem z tomu czwartego. Muszę przyznać, że walka Draxa, Novy i Petera z Thanosem w Rakowersum jest epicka, dobrze napisana i świetnie narysowana. Ale mój problem jest następujący - dlaczego ona jest tutaj? Przecież wcześniej nie było o tym mowy, jakie Rakowersum, skąd, co, jak? Mieszanie wątków i wrzucanie jednych zeszytów obok drugich. Naprawdę tego nie lubię. Druga część też jest całkiem fajna, aczkolwiek na koniec wracamy punktu wyjścia, czego też bardzo nie lubię. Fakt, Venom jest teraz lepszy, silniejszy i poznaliśmy genezę jego symbionta, ale jest to geneza trochę rozczarowująca. Podobała mi się tajemność mrocznej czarnej substancji z nieznanej części kosmosu. Trochę mi przykro. Wygląd planety, z której pochodzi symbiont to zdecydowany plus. Jedyne co lekko pcha fabułę do przodu to kontynuacja wątku Petera i kryzysu politycznego na jego rodzimej planecie Spartax. Jednak to też wychodzi nagle i trochę znikąd, więc mam do tego nastawienie ambiwalentne. Widać, że zostało wrzucone w ostatnim momencie, żeby komiks nie kończył się w martwym punkcie. Chyba wolę obejrzeć sobie MCU od początku.

Ten tom składa się z dwóch części - pierwsza to kontynuacja wątku, który (jak wynika z mojego researchu) został rozpoczęty w tomie "Imperatyw Thanosa". Druga część to kontynuacja wątku z Venomem z tomu czwartego. Muszę przyznać, że walka Draxa, Novy i Petera z Thanosem w Rakowersum jest epicka, dobrze napisana i świetnie narysowana. Ale mój problem jest następujący -...