Maestro. Choć to jego 31. powieść, nie czuć tu żadnych oznak zmęczenia czy rutyny. Tym bardziej to imponujące, bo przecież większość jego powieści to proza procedur, z natury swojej rutynowych.
Connelly nie eksperymentuje – nie zmienia się przecież zwycięskiej drużyny – i po raz kolejny gra schematem kilku przestępstw, które jednocześnie musi rozwiązać Bosh i jego, uwaga, to prawie spoiler, nowa partnerka. Tym razem ten schemat służy mu do zagrania kolejnym suspensem. Zaczynamy zastanawiać się, czy owe przestępstwa są powiązane. Służy zresztą nie tylko do tego. Zagadki, które tym razem rozwiązuje Bosh nie są zbyt skomplikowane. To szarady na co najwyżej dłuższe opowiadania, a splecione dają solidną 400-stronnicową powieść. Na dodatek ożywiająca „proceduralność” kawałków z Boshem brawurowa narracja Connelly’ego i zawrotne tempo akcji sprawiają, że tą fabularną słabość, zauważamy dopiero po zakończeniu lektury. Wcześniej mamy co najwyżej czas na sprawdzenie, czy zapięliśmy pasy.
Oczywiście, jak to u tego zakochanego w Los Angeles pisarza, znów mamy garść szczegółów topograficznych i obyczajowych oraz refleksję nad zmieniającym się miastem i światem. Na szczęście tym razem mają one zupełnie marginalne znaczenie, gdyż akurat w tych sprawach niewiele ma nowego do powiedzenia. Raczej rejestruje, że jest inaczej, niż pisze coś wnoszącego do dyskusji. Jednak nie można traktować tego jako zarzut. Connelly nigdy nie ukrywał, że jest kimś więcej niż twórcą rozrywki. A w tej dziedzinie, zwłaszcza w hermetycznym świecie powieści policyjnej, niewielu jest mu w stanie dorównać. Nie mówiąc już o detronizacji mistrza.
Świetna rozrywka. Rzecz warta każdej wydanej na nią złotówki.

Maestro. Choć to jego 31. powieść, nie czuć tu żadnych oznak zmęczenia czy rutyny. Tym bardziej to imponujące, bo przecież większość jego powieści to proza procedur, z natury swojej rutynowych.
Connelly nie eksperymentuje – nie zmienia się przecież zwycięskiej drużyny – i po raz kolejny gra schematem kilku przestępstw, które jednocześnie musi rozwiązać Bosh i jego, uwaga,...