Jesteśmy więźniami naszych pięciu zmysłów i wydaje nam się, że tylko to co widzimy, słyszymy, co możemy powąchać, dotknąć lub posmakować jest wszystkim co istnieje, i jeśli czegoś nie naszymi zmysłami nie odbieramy, to tego po prostu nie ma! Co prawda dzięki różnym urządzeniom, aparaturze i rozwijającej się technice możemy poszerzyć i wyczulić te nasze ułomne zmysły, ale nauka wciąż opiera się na tym, co można postrzec „materialnie”. Tym czasem już starożytni mędrcy mówili, że materia nie istnieje, że wszystko to pustka wypełniona wibracjami energii. Obecna nauka odkrywa właśnie tę „Amerykę”.

Widmo elektromagnetyczne (czyli zakres fal od radiowych do promieni gamma, dostrzegalny przez nasze przyrządy) to TYLKO ok. 0,005% tego, co istnieje we Wszechświecie, a z tego maleńkiego skraweczka Wszechświata znów tylko maleńki ułamek to światło widzialne (zakres między podczerwienią a ultrafioletem), czyli to co możemy dostrzec naszym zmysłem wzroku. Reszta to coś, co nazwano ciemną materią/energią. W wielkiej arogancji i zadufaniu stwierdza się, że „tam” nic nie ma! Skąd ta pewność, skoro jesteśmy ślepi jak krety?! A to pewnie świat, którego przeciętny człowiek nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Ci, którzy mówią, że widzieli UFO, duchy, wyszli z ciała, przeżyli śmierć kliniczną, umieją przewidzieć przyszłość, potwierdzają możliwość telepatii itp., są uważani za oszołomów, wariatów i w ogóle coś z nimi nie teges.

David Icke w kolejnej już książce udowadnia, że żyjemy w świecie iluzji – w Matriksie (mówili o tym też starożytni mędrcy: Mana – świat iluzji). Tyle że kiedyś ten Matriks był inny: ludzkość żyła w harmonii, pokoju, dobrobycie i nie była „ślepa” jak teraz. „Bogowie”, którzy przybyli przed tysiącleciami na Ziemię i o których mówią wszystkie święte i starożytne księgi (łącznie z Biblią: Jahwe to jeden z nich), to istoty właśnie z tego niepostrzeganego już teraz przez nas świata. W dodatku to istoty złe, psychopatyczne, bez empatii, wrogie nam. „Bogowie” (w różnych kulturach mieli różne imiona) zepsuli nas i nasz świat, wpuszczając do niego coś w rodzaju wirusa komputerowego, tworząc Matriks obecny: świat wojen, chorób, nieszczęść, świat zły, zwyrodniały.

Oni tu są nadal, rządzą światem za pośrednictwem elit: rodów królewskich i arystokracji, również bankierskiej, politycznej i religijnej (łącznie z papieżami), a także stojących najwyżej w hierarchii członków różnych tajnych bractw. Icke nazywają ich „liniami krwi”, bo wszyscy przedstawiciele najwyższych elit żenią się tylko między sobą i płodzą potomstwo, tak aby zachować ciągłość genetyczną. Inicjują wojny, tworzą chaos, choroby i wszelkie nieszczęścia, bo w ten sposób powstaje energia o najniższej wibracji, którą żywią się „bogowie”. Ta niska energia powstaje również podczas masowych imprez, które odbywają się zgodnie z ich i rytuałami, pełnych różnych symboli i w ściśle określonych datach (świetnym przykładem jest olimpiada w Londynie w 2012 roku). Elity przedstawione są jako zwyrodnialcy, mordercy, psychopaci, zdolni do najgorszych zbrodni, które normalnemu człowiekowi nie mieszczą się w głowie – są po prostu nieludzkie.

Wystarczy się rozejrzeć, no czyż nie jest tak?:
„Tylko na nas spójrzcie. Wszystko jest na wspak, wszystko jest do góry nogami: lekarze niszczą zdrowie, prawnicy niszczą sprawiedliwość, uniwersytety niszczą wiedzę, rządy niszczą wolność, główne media niszczą informacje, a religie niszczą duchowość” – Michael Ellner.

Dlaczego tak jest, dowiesz się, gdy przeczytasz tę książkę.

Jesteśmy więźniami naszych pięciu zmysłów i wydaje nam się, że tylko to co widzimy, słyszymy, co możemy powąchać, dotknąć lub posmakować jest wszystkim co istnieje, i jeśli czegoś nie naszymi zmysłami nie odbieramy, to tego po prostu nie ma! Co prawda dzięki różnym urządzeniom, aparaturze i rozwijającej się technice możemy poszerzyć i wyczulić te nasze ułomne zmysły, ale...