Pewnie wszyscy już wiecie, że w świecie naszych bohaterów wojna z nieznanym nam wrogiem się skończyła, ale walka nadal trwa... Tylko tu pytanie jaka walka? O co? Przecież wojna się skończyła...No właśnie, ale tylko ta zewnętrzna, w środku nadal nie odpadliśmy z gry.

Nikt nie jest bezpieczny nawet po wojnie i Ellie bardzo szybko zdaje sobie z tego sprawę. Odnajduje ciała zabitych rodziców i od tego momentu zdana jest tylko na siebie... Może wszyscy jej pomagają, ale jaki to ma sens skoro ma wychowywać Gavina, pracować w polu, chodzić do szkoły, zarabiać, gotować, sprzątać itp.? Teraz przejmuje role mamy, taty i pani Mac, a do tego cały czas jest w wirze walki...
Jakie są minusy tej książki:
1. Niby nadal jest walka, ale w porównaniu z poprzednimi częściami w ogóle jej nie ma.
2. Nasi przyjaciele zostają rozdzieleni.
3. Nie rozumiem o co chodzi z Lee, nic się takiego nie wydarzyło, żeby miało Ellie od razu zmieniać. Czekałam jak głupia na jakieś wydarzenie między nimi, ale nic się nie stało...
4. Za dużo przyziemnych spraw. Pokochałam tą książkę za prawdziwą i niebezpieczną walkę, za odważne misje, a w tej tego brakuje.
5. Wyzwolenie – uważam, że Ellie powinna jakimś sposobem się tam dostać, nawet jeśli tego nie chce i znowu wrócić do prawdziwej walki, a nie do przypadkowych misji.
6. Czuć zmianę w charakterze pisma i wydaje mi się, że ta książka jest strasznie sztywno napisana.

„Kroniki Ellie” chociaż zmieniają całą akcję i tryb książki, to nadal w jakiś sposób możemy uczestniczyć w życiu naszych bohaterów. Gdyby nie te minusy, które mogę uznać za moje refleksje do książki, to byłaby idealna, ale zresztą nikt nie jest idealny, więc...

Pewnie wszyscy już wiecie, że w świecie naszych bohaterów wojna z nieznanym nam wrogiem się skończyła, ale walka nadal trwa... Tylko tu pytanie jaka walka? O co? Przecież wojna się skończyła...No właśnie, ale tylko ta zewnętrzna, w środku nadal nie odpadliśmy z gry.

Nikt nie jest bezpieczny nawet po wojnie i Ellie bardzo szybko zdaje sobie z tego sprawę. Odnajduje ciała...