cytaty z książki "Grace i Grace"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Szaleństwo jest we krwi i nie można go usunąć odrobiną mydła i miękką szmatką.
Mówią: "zwariowała", a czasami "odchodzi od zmysłów", jakby zmysły były jakimś kierunkiem, domem, z którego można wyjść, albo obcym krajem, do którego się wyjeżdża. Ale kiedy się wariuje, wcale się nie zmienia miejsca, lecz zostaje się tu, gdzie się jest. A wchodzi ktoś inny.
Jeśli czegoś potrzebujesz, a oni to odkryją, wykorzystają to przeciwko tobie. Najlepiej przestać chcieć czegokolwiek.
Droga do śmierci jest bardzo samotna i długa, nawet jeśli prowadzi prosto w dół do szubienicy. To ciemna droga, nie oświetla jej żaden księżyc.
Gdyby sądzono nas za nasze myśli, wszyscy zostalibyśmy powieszeni.
Nie trzeba być komnatą aby w nas straszyło lub nawiedzonym domem.
Nie ma wnętrz straszniejszych niż Mózg korytarze kryjome.
Własne Ja, gdy się zaczai za samym sobą przerazi bardziej, niż morderca w pokoju obok.
Przynajmniej nie jest kobietą i nie musi nosić gorsetów oraz deformować się ciasnymi tasiemkami. Nie żywi nic oprócz pogardy dla szeroko rozpowszechninego poglądu, że kobiety mają słaby kręgosłup, z natury są miękkie i opadłyby na podłogę niczym roztopiony ser, gdyby ich nie podtrzymywały te wszystkie sznurki.
Moim zdaniem był za bardzo rozpieszczany. Niestety, jeżeli świat traktuje cię dobrze, zaczynasz wierzyć, że na to zasługujesz.
Gdyby sądzono nas za nasze myśli, wszyscy zostalibyśmy powieszeni.
To obłudnicy, myślą, że kościół to klatka, w której można zamknąć Boga, żeby nie włóczył się po ziemi w ciągu tygodnia, wtrącając się w ich sprawy i zaglądając w głębiny, mrok i hipokryzję ich serc oraz stwierdzając brak prawdziwej dobroci. Wierzą, że może im zawracać głowę tylko w niedziele, kiedy mają na sobie najlepsze ubranie i przybierają świątobliwe miny, myją do czysta ręce i wkładają rękawiczki i wszystko mają z góry przygotowane.
Czasami próbują mnie wybadać i drażnią się ze mną: "Grace, dlaczego ty się nigdy nie uśmiechasz i nie śmiejesz?", a ja na to: "Chyba zapomniałam, jak to się robi, twarz już mi się nie chce układać w ten sposób". Gdybym się raz roześmiała, pewnie już bym nie mogła przestać, poza tym to by zniszczyło ich romantyczne wyobrażenie o mnie. Romantyczni ludzie nie powinni się śmiać, wiem to ze zdjęć.
Kiedy tak pisze, mam wrażenie, jakby mnie rysował. Może nawet nie mnie, lecz na mnie – na mojej skórze – i nie ołówkiem, którego używa, tylko staroświeckim gęsim piórem, nie dutką, lecz opierzonym końcem. Czuję się zupełnie tak, jakby setki motylków obsiadło mi twarz i delikatnie muskało ją skrzydełkami.
Pod tym uczuciem kryje się jednak inne, uczucie szeroko otwartych oczu i bacznej uwagi. Tak jakbym nagle obudziła się w środku nocy, czując na twarzy czyjąś dłoń, usiadła szybko z mocno bijącym sercem i zobaczyła, że nikogo nie ma w pokoju. A pod spodem jest jeszcze coś innego: wrażenie, że coś mnie rozrywa: nie moje ciało, bo nie jest to tak bolesne, lecz tak, jakbym była brzoskwinią. I nawet nie jest to uczucie, jakbym była rozdzierana, lecz już tak dojrzała, że otwieram się sama.
A wewnątrz brzoskwini jest kamień.
Przyszłość jest ukryta w teraźniejszości, dla tych, którzy umieją ją odczytać.
- Prawda może okazać się dziwniejsza niż nam się zdaje - mówi Simon. - Może się okazać, że ogromna część tego, co zwykliśmy określać jako zło, i to zło popełnione z własnej woli, jest w istocie chorobą spowodowaną pewnym uszkodzeniem systemu nerwowego i że Szatan to po prostu wadliwa budowa mózgu.
- Och, wątpię, czy możemy posunąć się aż tak daleko. - Wielebny się uśmiecha.
Doktor mówi, że jego zdaniem taki rygor nie jest konieczny, gdyż sądzi, że jestem całkowicie nieszkodliwa i że panuję nad sobą. Chyba jest łatwowierny.
- Cóż, kota można obedrzeć ze skóry na różne sposoby - mówi.
Te słowa wydają mi się dziwne, więc mówię:
- Ale ja nie jestem kotem, proszę pana.
- Och, pamiętam, nie jesteś też psem. - I uśmiecha się. - Grace, pytanie brzmi: czym jesteś? Rybą czy ciałem, a może wędzonym śledziem?
- Słucham?
Nie podoba mi się, że mnie porównują do ryby. Wyszłabym stąd, gdyby nie to, że nie śmiem.
Czasami, kiedy odkurzam lustro z winogronami, patrzę na swoje odbicie, chociaż wiem, że to próżność. W popołudniowym świetle salonu moja skóra jest blada jak wyblakły siniak, a zęby mają zielonkawy odcień. Myślę o wszystkich tych rzeczach, które o mnie napisano – że jestem nieludzkim potworem w skórze kobiety, że jestem niewinną ofiarą łajdaka, który pozbawił mnie własnej woli i groził mi śmiercią, że byłam zbyt nieświadoma, żeby wiedzieć, jak mam postąpić, i że powieszenie mnie byłoby przestępstwem popełnionym w majestacie prawa, że lubię zwierzęta, że jestem bardzo przystojna i mam świetlistą cerę, że mam niebieskie oczy, że mam zielone oczy, że mam kasztanowate, a także brązowe włosy, że jestem wysoka, ale również średniego wzrostu, że jestem dobrze i porządnie ubrana, że obrabowałam w tym celu zamordowaną kobietę, że sprawnie wykonuję swoją pracę, że mam kapryśne i kłótliwe usposobienie, że raczej sprawiam wrażenie osoby wyższego stanu, że jestem dobrą dziewczyną o ustępliwej naturze i że nie można mi nic zarzucić, że jestem podstępna i kłamliwa, że mam nie po kolei w głowie i że jestem niewiele mądrzejsza od idioty. Ciekawe, jak można mówić o mnie tyle różnych rzeczy?
Morderczyni, morderczyni – szepcze do siebie. To ułuda, niemalże sam zapach. Cieplarniane gardenie. Trupio blade, lecz także tajemnicze. Wyobraża sobie, jak wdycha ich zapach, tuląc do siebie Grace, przyciskając usta do jej ust. Morderczyni. Zawiesza to słowo na jej szyi niczym tabliczkę z ceną.
[...] „morderczyni” to mocne słowo. Ma też swój zapach – piżmowy i ciężki, jak zwiędłe kwiaty w wazonie. Niekiedy w nocy szepczę je: „morderczyni”, „morderczyni”. Szeleści jak spódnica z tafty na podłodze.
Słusznie czy niesłusznie, to nie ma znaczenia. Ludzie chcą mieć winnego.
Kiedy jesteś w połowie opowieści, to nie jest żadna opowieść, tylko chaos: ryk, ślepota, potłuczone szkło i porąbane drewno: jak dom w samym oku cyklonu albo statek zmiażdżony przez góry lodowe lub zmyty przez sztorm, a nikt na pokładzie nie może nic zrobić. Dopiero potem robi się z tego historia. Kiedy ją opowiadasz – sobie lub komuś innemu.
Jeżeli będę grzeczna i spokojna, może w końcu mnie wypuszczą, ale niełatwo być grzeczną i spokojną: zupełnie jakby się wisiało nad krawędzią mostu już po wypadnięciu. Nie poruszasz się, tylko wisisz w powietrzu, a jednak odbiera ci to wszystkie siły.
Co doktor Jordan robi i kiedy wróci? Chyba jednak zgadłam, co robi. Rozmawia z mieszkańcami Toronto, usiłując odkryć, czy jestem winna, ale w ten sposób się tego nie dowie. Jeszcze nie rozumie, że wina bierze się nie z tego, co zrobiłeś, ale z tego, co inni zrobili tobie.