cytaty z książki "Cudowny chłopiec. Mój uzależniony syn"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nieszczęście jest zbyt pochłonięte sobą, żeby się do towarzystwa garnąć.
Zdarza się, że niektórzy ludzie mówią sobie dość, gdy ich dziecko okazuje się kimś, z kim nie potrafią się zmierzyć. Dla jednych to będzie niewłaściwa religia, dla innych orientacja seksualna, dla jeszcze innych uzależnienie od narkotyków. Zamykają drzwi, klamka zapada - jak w filmach o mafii 'Nie mam już syna, dla mnie jest martwy'. Ja mam syna i on nigdy nie będzie dla mnie martwy.
- To było takie chore, że zaczęłam się śmiać- powiedziała. - Śmiałam się i płakałam jednocześnie. I wtedy do mnie dotarło, że przecież nie mogę sobie odebrać życia, jeśli wciąż jeszcze potrafię się śmiać.
Osoba uzależniona może zawlaszczyc rodzinę dla siebie: skupić na sobie całą uwage rodzicow, nawet kosztem pozostalych dzieci, kosztem współmałżonka. Nastroje pozostałych członków rodziny zaczynają zależeć od tego, jak sobie radzi uzależniony. Stają się obsesyjni.
Świat jest pełen sprzeczności, że wszystko jest w nim, mniej lub bardziej, szare i nic nie jest po prostu czarne ani białe. Jest w nim wiele dobra, ale aby cieszyć się pięknem i miłością, człowiek musi znosić to, co bolesne.
Są dowody na to, że ludzie, którzy się uzależnili, odkąd zaczęli zażywać narkotyki, cierpią na rodzaj kompulsji, nie można tego tak łatwo zahamować ani opanować (...). To niemal jak z oddychaniem. Tu nie chodzi o siłę woli. Oni nie mogą tak po prostu z własnej woli przestać, inaczej już by to zrobili. Nikt nie chce być uzależniony. Narkotyk przejmuje władzę nad osobą, która go zażywa. To narkotyk, a nie racjonalny umysł człowieka, sprawuje kontrolę. Uczymy uzależnionych, jak sobie poradzić ze swoją chorobą poprzez nieustanny proces odzyskiwania zdrowia. To jedyna droga. Ludzie, którzy mówią, że potrafią nad tym zapanować, nie rozumieją natury tej choroby, ponieważ to choroba sprawuje nad nimi władzę.
Spytał "Jaki masz problem?". Powiedziałem, że jestem uzależniony od narkotyków i alkoholu. Pokręcił głową. Powiedział, że nie i że w taki sposób usiłuję wyleczyć swój problem.
Rodzice uzależnionych mają ten sam problem, co ich dzieci: musimy się jakoś pogodzić z irracjonalnością tej choroby. Nikt, kto się z nią nie zetknął, nie zrozumie do głębi związanych z nią paradoksów. Ponieważ większość ludzi nie potrafi tego pojąć, trudno liczyć na prawdziwe zrozumienie z ich strony.
Robienie raz po raz tej samej rzeczy i spodziewanie się różnych rezultatów to definicja szaleństwa.
Ale wiecie, myślę że to nie będzie takie straszne umrzeć. Myślę, że to będzie takie jak dzisiaj: koniec wakacji, kiedy jesteś gotowa wrócić do domu.
Rodzice uzależnionych mają ten sam problem, co ich dzieci: musimy się jakoś pogodzić z irracjonalnoscią tej choroby. Nikt kto się z nią nie zetknął, nie zrozumie do głębi związanych z nią paradoksów.
Rodziny nie śpią, nie jedzą, chorują. Obwiniają same siebie. Czują gniew, przytłaczający niepokój, wstyd. Wiele osób zachowuje cierpienie dla siebie.....
Zdarza się, że przyjaciele i członkowie rodziny oferują wsparcie ,ale zdarza się też, że przy okazji pozwalają sobie na subtelne albo nie takie subtelne prądy.
Jeśli chodzi o uzależnienie od narkotyków, jesteśmy równi - to nieszczęście dotykające absolutnie wszystkich, bezwzględu na sytuację ekonomiczną, wykształcenie, rasę, pochodzenie geograficzne, IQ czy inne okoliczności. Prawdopodobnie zbieżność czynników - silne, ale nieznane jeszcze połączenie własnej biologii i wychowania - może, ale nie musi prowadzić do uzależnienia.
Wręczenie gotówki uzależnionemu to jak wciskanie naładowanej broni do ręki komuś, kto myśli o samobójstwie.
Chcę znaleźć jakąś kryjówkę na dzisiejszy wieczór, chcę się ukryć w cudzej opowieści.
Ludzie zgromadzeni w kręgu są różni, a mimo to wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy mamy otwarte rany.
Ale wiecie, myślę, że to nie będzie tak strasznie umrzeć. Myślę, że to będzie tak jak dzisiaj: koniec wakacji, kiedy jesteś gotowa wrócić do domu.
Wiele osób miało chyba poczucie, że ktoś wreszcie rozumie, przez co przechodzą. W tym sensie nieszczęście rzeczywiście lubi towarzystwo. Ludzie czują ulgę, dowiadując się, że nie są sami w swoim cierpieniu, że są częścią plagi społecznej - epidemii nękającej nasze dzieci, epidemii, której ofiarą padają rodziny. Z jakiegoś powodu opowieść nieznajomego stawała się dla nich sygnałem, że mogą opowiedzieć własną.
Boję się jak diabli, że jestem tak bardzo zagubiony i bezradny, że nie potrafię zapanować nad sytuacją.
- Niech Bóg cię błogosławi. Byłem tam. To piekło, Ale twój syn jest w rękach Boga.
Zdumiewają mnie te słowa. Wspominam, że nasza rodzina nigdy nie wierzyła w Boga.
- Szkoda, że tak jest - mówię. - Chciałbym powierzyć to wszystko opiece kogoś innego. Kogoś potężnego i pełnego dobroci. Ale sam w to nie wierzę.
To logiczne, że trudniej człowiekowi myśleć, gdy w jego mózgu są pobudzone rejony związane z przeżywaniem negatywnych emocji.
Nic nie jest winny temu, że zachorował, ale ponosi winę za swoje załamania, ponieważ jest jedyną osobą, która może pracować nad tym, żeby zapobiec nawrotowi nałogu. Tę odpowiedzialność musi przyjąć.
Mój ojciec tak kiedyś wyjaśnił swoje rozumienie Boga: "spokojny, cichy głos" rozbrzmiewający w naszym wnętrzu - nasze sumienie. [...] Kiedy słuchamy tego głosu, postępujemy słusznie. Kiedy go nie słuchamy, schodzimy z tej drogi.
(...) nieszczęście jest zbyt skupione na sobie, by szukać towarzystwa.
Jestem przyzwyczajony, że radość może być ulotna i czasami mogę wpaść w jakąś czarną otchłań.
Na szczęście jest mój piękny syn.
Na nieszczęście ma straszliwą chorobę.
Na szczęście jest miłość i radość.
Na nieszczęście jest ból i udręka.
Na szczęście ta historia jeszcze się nie skończyła.
Jednocześnie przyswoiłem sobie jeszcze inną, wstrząsającą prawdę: nasze dzieci żyją i umierają razem z nami lub zupełnie niezależnie od nas. Nieważne, co zrobimy, jak bardzo będziemy się zadręczać, nie możemy wybrać za nasze dzieci tego, czy umrą, czy będą żyć.
Robienie raz po raz tej samej rzeczy i spodziewanie się różnych rezultatów to definicja szaleństwa. Nie zamierzam robić tego jeszcze raz.