Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
James Alan Gardner
1
7,1/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, czasopisma
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,1/10średnia ocena książek autora
92 przeczytało książki autora
159 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Kroki w nieznane. Almanach fantastyki 2013 Kir Bułyczow
7,1
Stare, PRL-owskie "Kroki w nieznane" były gwiazdą błyszczącą wśród kamyków literackiej SF, rzucanych skąpą ręką przez naszych wydawców. Było tak nie tylko ze względu na bogactwo tematów, ale i na potoczystość języka oraz zwięzłość historii. Nowe antologie zaś... No cóż... Są przede wszystkim grubsze. Jednak grubość na ogół nie przekłada się na jakość.
Edycja z 2013 roku, nosząca numerek 9, przedostatnia z wydanych przez Solaris, boryka się z klasycznymi bolączkami obecnych antologii. Jest workiem z grochem i kapustą. Nie ma tu rzeczywiście najlepszych, błyskotliwych czy najbardziej poruszających tekstów. Są tylko opowiadania trochę lepsze, i trochę gorsze. Nic wartego zakochania się i wracania raz po raz w następnych latach. I nie wiem, czy wynika to z nie dość wystarczającego oczytania selekcjonera antologii, czy może z ogólnego zjazdu jakości zagranicznej prozy fantastycznej.
Bardzo przyjemnie wypada "Sierżant Chip" Bradleya Dentona. Oparty na może niezbyt porywającym pomyśle (narracja jest prowadzona z punktu widzenia szkolonego psa wojskowego, potrafiącego telepatycznie porozumiewać się ze swoim ludzkim partnerem),posiada wciągającą, wartką akcję i dobrze przedstawionych bohaterów. W dodatku historia psa i jego oddziału rzeczywiście potrafi pod koniec wzruszyć.
Równie pozytywne wrażenia pozostawia "Broń promieniowa - love story" Jamesa Alana Gardnera, jedna z niewielu tutaj historyjek przypominających dawne opowieści SF - z pistoletem obcych, który przypadkiem spadł na Ziemię i dostał się w ręce nastolatka, zmieniając jego nastawienie do życia i praktycznie formując jego los samą swoją obecnością.
Kolejnym sympatycznym tekstem jest "Mapy zostawmy innym" K. J. Parkera (czyli Toma Holta). Aczkolwiek awanturnicza akcja, okraszona drobinkami bardzo miłego humoru, nie potrafi przykryć faktu, że za całą fantastykę robi tutaj fikcyjna kraina. Są żaglowce, armaty, białe plamy na mapach oraz kupieckie wyprawy - dokładnie tak, jak u nas w XVI czy XVII wieku. Tyle że lądy są inne, podobnie jak nazwy państw. O tyle więc opowiadanie to nie pasuje do zbioru, będąc raczej opowiastką historyczną w bardzo umownym kostiumie fantasy.
Ciekawe są także dwa teksty trochę niedorobione - "Puste przestrzenie" Grega Kurzawy, czyli zawieszona nieco w próżni space opera (jacy obcy? skąd się wzięli? gdzie konkretnie latają holowniki?),oraz "Jagannath" Karin Tidbeck, króciutka postapokaliptyczna historia, w której próżno szukać informacji, co z cywilizacją konkretnie poszło nie tak, ani czym tak naprawdę stali się ludzie. Obie opowieści potrafią jednak zbudować nietuzinkowy klimat i zaproponować bohaterów, którzy intrygują swoim tajemniczym zajęciem.
Zdecydowanie natomiast słabsi są "Martwi" Swanwicka, zbyt szkicowo odmalowujący przyszłość, w której umarli nie odchodzą i żyją sobie - jako zombie - w slumsach, czekając, aż ktoś wpadnie na to, jak ich wykorzystać w globalnej gospodarce. Rozczarowują "Zeznania Oli N." Bułyczowa, startujące jako przygnębiająca historia apokaliptyczna, a finiszujące w postaci żenująco tandetnego moralitetu. Z kolei "Lotny" Marca Laidlawa pozostawia czytelnika zupełnie obojętnym (lekarz zajmuje się chłopakiem posiadającym władzę nad ptakami i lotnymi owadami),a "Szczęśliwy Człowiek" Jonathana Lethema jawnie denerwuje płytką zagrywką pod amerykańską publiczkę (zmarli przeskakują świadomością między swoim ciałem - chyba formalnie martwym - a prywatnym piekłem, w którym raz za razem przeżywają tę samą rzecz). Jeszcze gorzej jest z "Gołąbkiem" Julii Zonis. Koncept opowiadania jest nieczytelny (kto kogo i dlaczego zniewolił?),realia bez sensu (jakaś alternatywna Ziemia?),fabuła nieciekawa (obóz pracy),a finał narzucający się praktycznie od pierwszych stron.
Zupełnie odrębnym przypadkiem jest "Nowa dusza cesarza" Sandersona. Fabularnie jest i ciekawa, i oryginalna, tyle że to najczystsza gatunkowa fantasy, co - przynajmniej w moim mniemaniu - jawnie się żre z ideą "Kroków w nieznane". Bo fantasy jako takie jest gatunkiem dość odpornym na rewolucyjne idee literackie, a frapujące koncepcje socjologiczne czy technologiczne to też raczej nie jej działka. Nie wiem, po co było umieszczać tu ten tekst, nawet jeśli sam w sobie dobry (poza drobnym potknięciem, czyli obecnością zegarka z sekundnikiem w świecie, w którym jeździ się konno i walczy na miecze).
A już kompletnym nieporozumieniem są dwa teksty zamykające antologię. "Wielkie marzenie" Johna Kessela w sposób absolutnie mglisty i nieuchwytny udaje przynależność do fantastyki (Raymond Chandler - tym razem jako poboczny bohater - być może ma zdalny wpływ na poczynania ludzi, którzy w jakiś sposób się z nim zetkną),zaś "Założyciel" Orsona Scotta Carda jest wściekle rozwleczonym (prawie sto stron!),nużącym hołdem dla "Fundacji" Asimova, na dokładkę nieudanie drapowanym na głębokie, wręcz filozoficzne dzieło.
W książce można więc znaleźć trochę ciekawej rozrywki, ale nie ma co liczyć na niezapomnianą lekturę, pochłanianą z wypiekami na twarzy.
Nowa Fantastyka 470 (11/2021) Jacek Inglot
7,1
Listopad więc chyba ma być strasznie, halloweenowo?
Jak dla mnie strasznym jest wetknięcie na początku numeru artykułu sponsorowanego. Ja tam wiem, czego się po NF spodziewać, ale gdy ktoś bierze czasopismo pierwszy raz do ręki i spotyka się od razu z reklamą, to czego się ma spodziewać?
Niezbyt fortunny pomysł.
Ale ja właściwie nie o tym, a o zawartości niesponsorowanej.
No to w prozie polskiej przeczytać można –
„Jesieniarzy” Przemysława Zańko – spodobał mi się ten tekst. A właściwie – nie spodobał. Bo jeśli tak wygląda choć część dzisiejszego społeczeństwa, to biada nam! Świetna stylizacja językowa, świetne oddanie pewnego typu mentalności. A tekst w końcu skręca tam, gdzie bym się nie spodziewał. Choć zakończenie jak dla mnie mogłoby być ciut bardziej wyraziste. Ale co tam. To naprawdę bardzo dobry tekst.
„Okopie nasz” Piotra Jedlińskiego – dłużyło mi się to opko okrutnie. Aż do samego zakończenia. Które walnęło jak obuchem w łeb. Tego się nie spodziewałem. Świetny pomysł, finezyjnie przedstawiony. Bardzo, bardzo dobry tekst (ale i tak bym skrócił gdzieś o połowę).
„Saper” Jacka Inglota – lubię narrację pierwszoosobową. Ale nie tu. Bo nie ma w niej logiki i sensu, za to są niemal same infodumpy. I tak tekst, który mógł być naprawdę przejmujący, okazał się wyjątkowo letni. Nie tak ta historia powinna być opowiedziana po prostu!
W prozie zagranicznej mamy trzy szorty Jeffa Noona – „Metaforazynę”, „Blurpy” i „Sekcję zwłok mewki”. Błahostki do przeczytania w kolejce u dentysty. Nic wielkiego.
„Pogadamy?” Roberta Sheckleya – tu wiadomo: taką prozę można poznać od razu. Jest żartobliwie, ale nie ma rechotu. Jest zabawnie, ale z przesłaniem. Po prostu – czyta się!
„Wezwanie” Steve’a Toase’a – w końcu stricte halloweenowy tekst. Całkiem przyjemny, dla mnie trochę dźwięczący Lovecraftem. Solidny średniak.
„Trzy przesłuchania w kwestii obecności węży w ludzkim krwiobiegu” Jamesa Alana Gardnera – rasowa SF. SF spod znaku „speculative fiction”. Czyli co by było, gdyby? Gorzka to refleksja nad ludzką naturą. Wszystko da się podciągnąć pod kategorię „dlatego my jesteśmy lepsi, a oni gorsi”. Oraz kwestia wyboru mniejszego zła.
Bardzo dobre opowiadanie!
Podsumowując – tak wysokiego poziomu tekstów w NF nie zanotowałem dawno. I do tego żadnej ewidentnej wpadki (bo nawet Inglot ma swój urok).
W publicystyce z zaciekawieniem przeczytałem tekst Marcina Kończewskiego „Diuna kontra box office”. Jestem już bogatszy o doświadczenie, iż film radzi sobie na rynku. Część druga powstanie. Oraz rozumiem Villeneuve’a – ten film po prostu należy obejrzeć na wielkim ekranie. Koniecznie!
Komiksy oraz azjatycka proza i kinematografia mniej mnie interesują, toteż artykuły o Hawkeye’u, wschodniej grozie oraz wywiad z dr Łuszczykiewicz przeczytałem z obowiązku, acz z zaciekawieniem.
Spodobał mi się natomiast wywiad z Marcinem Mortką, choć jego twórczości nie znam.
PS. Stopka zasłużyła na lanie za mikroskopijne literki. Teledysk na czasie, ale może Stopka wybiera się na „Afterlife”?