Gdy czytałam jedną z książek Waris Dirie jedno konkretne zdanie zapadło mi głęboko w sercu:
"Poznałam, że szczęście to nie to, co mam, bo nie miałam nic, a byłam szczęśliwa."
Jakże inną postawę wykazuje autorka tej historii na początku!
Materializm i wygodnictwo pani Singh widać i trudno się nim nie zrazić. Muszę przyznać, że nic nie denerwuje mnie bardziej od postawy - "wszystko się mi należy".
ALE widać też jaki skutek mają na ludzi doświadczenia z dzieciństwa i postawa rodziców.
Osobiście uważam, że główna bohaterka ma wielkie szczęście, że znalazła kogoś, kto pokazał je, że pieniądze tylko przydają się do szczęścia, a nie są nim same w sobie.
Żal mi było Ajaya, gdy Jego narzeczona zastanawiała się czy nie zrobiła źle zostawiając bogatego człowieka, którego nawet nie kochała (i on jej też) dla pospolitego mężczyzny...
Podobały mi się za to opisy indyjskiej przyrody, bo pobudzały moją wyobraźnię :)
To nie taka zła książka, kiedy się do niej wyrozumiale podejdzie, choć cierpliwości polecam zarezerwować sporo, gdyż np. użycie słowa "nirwana" przez autorkę... Cóż, chyba nie do końca wie, co to jest ;)
Nie oczekiwałam literatury wysokich lotów. Zdecydowanie oczekiwałam jednak kawałka Indii pachnącego przyprawami.
A co dostałam?
Głupawą historię rozpuszczonej dziewuchy dla której jedyną wartością są pieniądze.
Co prawda w drugiej części książki było znacznie lepiej niż w pierwszej, ale i tak całość słabiutka i irytująca.