Wydział zabójstw. Ulice śmierci David Simon 8,2
ocenił(a) na 910 lata temu Jest kilka rzeczy, które należy wiedzieć o tej książce, zanim się po nią sięgnie.
Przede wszystkim - ma ona ponad 800 stron. Jeśli dla kogoś nie stanowi to przeszkody, a wręcz zachętę, może spokojnie czytać dalej. Jeśli już ten fakt wywołuje w czytelniku lekką konsternację, z czystym sumieniem mogę powiedzieć: to nie książka dla Ciebie.
Podstawowym kryterium jest tu nie tylko objętość książki, ale również styl, w jakim jest napisana. Rynek pełen jest książek krótszych, które czyta się dużo łatwiej, bowiem prawdą jest, że nie zawsze książka ta jest lekka.
Jeśli ktoś nie jest fanem kryminałów, makabry, książek pełnych krwi, brutalności i bądźmy szczerzy - zła dla samego zła - ta książka również nie jest dla was.
"Wydział Zabójstw" jest czymś, co na pewnym etapie powinien chyba przeczytać każdy fan kryminałów. Szczególnie taki, który podobnie jak ja, większość fabuł serialów kryminalnych zna na pamięć, jest w stanie albo od razu przewidzieć plottwis, albo kiedy już następuje, wcale nie być nim zdziwiony.
Jest to pozycja dla ludzi, którym powoli nudzi się schemat utartych kryminałów, gdzie logika ustępuje miejsca odpowiedniej fabule i szokowaniu widza.
Głównie dlatego, że "Wydział Zabójstw" jest nie dziełem fikcyjnym, które kazałoby nam się zastanowić nad stanem psychicznym autora, a reportażem opartym na doświadczeniach młodego dziennikarza, który przez cały 1988 rok chodził krok w krok za detektywami wydziału zabójstw Baltimore i spisywał ich doświadczenia.
Nie znajdziemy tam bohaterów, którzy znajdują rozwiązania każdej napotkanej zagadki - co więcej, mało jest w tej książce faktycznych zagadek, więc jeśli tego szukacie, również możecie sobie odpuścić tę pozycję.
Co za to można w książce niewątpliwie znaleźć? Cudowny wgląd w osobliwą kulturę policyjną, zdominowaną przez mężczyzn, którzy muszą radzić sobie na swój własny sposób z otaczającą ich rzeczywistością - a czynią to najczęściej mało wyszukanym humorem i realnym, ale i brutalnym spojrzeniem na rzeczywistość.
Możemy znaleźć tam dobry i dokładny opis policyjnej pracy i tego jak wygląda naprawdę, nie wypaczona przez konieczność zainteresowania czytelnika lub widza niuansami fabularnymi przekłamującymi rzeczywistość.
Ale możemy również znaleźć kawał naprawdę dobrej literatury. Cudowną narrację, która czasami jest nieco ciężka, a czasami naprawdę porywająca.
Osobliwe postacie, które pod koniec książki zdają się być praktycznie naszymi znajomymi, kogoś, kogo pozdrowilibyśmy serdecznie na ulicy, i z którymi - żeby być szczerym - naprawdę ciężko się rozstać.
Przeczytanie tej książki zajęło mi dużo czasu - czy to z powodu jej ciężkiego tematu, objętości czy moich osobistych problemów, które do niedawna miałam z kończeniem swoich lektur. Prawda jest jednak taka, że od połowy nie mogłam się wręcz od niej oderwać, a teraz, kiedy już ją skończyłam, zapadłam na coś, co można spokojnie nazwać literackim kacem. Spoglądam na książkę, nie wierząc i nie chcąc wierzyć, że to już koniec, że więcej nie będzie. Żałując, że nigdy nie będzie mi dane poznać ich bohaterów, że nie mogę dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Uświadamiam sobie, że 800 stron to za mało, że chcę jeszcze. A wydaje mi się, że jeśli o jakiejkolwiek książce po 800 stronach, można powiedzieć "za mało!", jest to pozycja wybitna.