Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jarosław Kita
23
6,6/10
Urodzony: 18.12.1960
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,6/10średnia ocena książek autora
22 przeczytało książki autora
152 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Narzędzia wojny
Tadeusz Grabarczyk, Jarosław Kita
Cykl: Oblicza Wojny (tom 8)
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2023
Kariera w optyce prywatności
Jarosław Kita, Maria Korybut-Marciniak
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2020
O mężczyźnie (nie)zwyczajnie
Jarosław Kita, Maria Korybut-Marciniak
0,0 z ocen
8 czytelników 0 opinii
2019
Prywatne światy zamknięte w listach
Jarosław Kita, Maria Korybut-Marciniak
0,0 z ocen
10 czytelników 0 opinii
2018
Ziemianka w XIX-wiecznym kurorcie. Listy Stefanii z Lemańskich Rzewuskiej do męża z pobytów w zagranicznych uzdrowiskach
Jarosław Kita, Urszula Klemba
5,5 z 2 ocen
9 czytelników 1 opinia
2017
"Portret kobiecy". Polki w realiach epoki. Tom 3
Jarosław Kita, Maria Korybut-Marciniak
4,0 z 1 ocen
14 czytelników 1 opinia
2015
"Portret kobiecy". Polki w realiach epoki. Tom 2
Jarosław Kita, Marta Sikorska-Kowalska
5,0 z 1 ocen
19 czytelników 1 opinia
2014
Świat dziecka ziemiańskiego. Antologia źródeł
Jarosław Kita
10,0 z 1 ocen
9 czytelników 0 opinii
2013
Najnowsze opinie o książkach autora
Ziemianka w XIX-wiecznym kurorcie. Listy Stefanii z Lemańskich Rzewuskiej do męża z pobytów w zagranicznych uzdrowiskach Jarosław Kita
5,5
„Ziemianka w XIX-wiecznym kurorcie” to wydawnictwo źródłowe, szczególne pod tym względem, że stanowi zbiór dokumentacji o charakterze prywatnym, nierzadko intymnym. Zawiera korespondencję Stefanii z Lemańskich Rzewuskiej, żyjącej w drugiej połowie XIX wieku, dziedziczki sporego wówczas majątku Bratoszewice, zlokalizowanego koło Strykowa, niedaleko Łodzi.
Niniejsze opracowanie składa się ze wstępu (s. 9-44),krótkiej noty edytorskiej (s. 45-47),zasadniczej części – kilkudziesięciu listów z ziemianki z uzdrowisk (głównie Meranu w północnych Włoszech) do przebywającego w kraju męża Wacława (s. 59-204) oraz krótkiego rozdziału „Varia” , gdzie zamieszczono garść ciekawszych listów nie skierowanych do męża autorki listów (s. 207-219). Do tego zestawienia należy doliczyć także wkładki z ilustracjami, tablicę genealogiczną, bibliografię i indeks osobowy.
Opracowany przez autorów wybór źródeł epistolograficznych jest ciekawą lekturą, głównie ze względu na spontaniczność przekazu i osobliwy charakter źródła. Autorka listów, chora na nieuleczalną wówczas gruźlicę Stefania Rzewuska była zmuszona wyjeżdżać do kurortów znajdujących się na południu Europy, by tam próbować wrócić do zdrowia. Pisała swoje listy jako trzydziestoparoletnia osoba, młoda mężatka i matka.
Listy cechuje duża swoboda wypowiedzi autorki, nierzadko wyraża ona swoje żywe zainteresowanie - co może współczesnego czytelnika nieco zdziwić - m.in. sprawami gospodarczymi, a po części nawet polityką. Dużo miejsca zajmuje jej „raportowanie” mężowi swojego stanu zdrowia, postępu po odbywanych kuracjach, jak i próby utwierdzenia go w przekonaniu o silnej miłości oraz wyrażanie tęsknoty za rodzinnym domem itp.
Jeśli ktoś pomyślałby sobie, że pani z wyższych sfer prywatnie interesowała się tylko czubkiem własnego nosa, to podczas lektury może przekonać się, że jest w błędzie. Dla przykładu sytuacja, gdy zwierza się ona mężowi, że ani w głowie jej leniuchowanie w kurorcie, a jedyne, o czym marzy, to praca w rodzinnym gospodarstwie: „z taką bym przyjemnością kopała kartofle!” (s. 62) albo „Ogromnie ciekawam trawy na wiosnę” (s. 69).
Kobieta wywodząca z elit bez wątpienia musiała trzymać klasę, także w zakresie słownictwa, choćby na prostych zakupach: „(...) jak mi zaśpiewał 60 fl. [florenów] za nią [spódnicę], tak mu powiedziałam, aby się pocałował, wiesz gdzie.” (s. 142).
Dla Rzewuskiej taki słowny wyskok nie był jednak pierwszyzną, bowiem z podobnymi swojskimi odzywkami miała do czynienia częściej. Jak się płaci i wymaga, to i guwernantka może znaleźć się w centrum uwagi wielkopańskiego towarzystwa, a w połączeniu z dziecięcą inwencją ubaw można mieć po pachy: „Kazio ubawił nas też bardzo przy obiedzie, panowie prosili, żeby Olga [guwernantka] po polsku co powiedziała, ona naturalnie wzdraga się, a Kazio woła «Och. p. Olga takie głupstwa mówi, niedawno powiedziała jestem świnia», możesz sobie wyobrazić radość obecnych.” (s. 141).
Ale już jakoś trzeba sobie radzić w chorobie, a porad lekarzy słuchać, jeść i pić dobrze, jak każą: „Kupuję u Fikenszera wino węgierskie stare i spijam butelkę po butelce (...)” (s. 96). Nie dodaję tutaj innych metod leczniczych, które były wówczas stosowane, to już zostawiam zainteresowanym. A jak już wyżej wspomniałem radzić sobie trzeba i „Człowiek koniecznie towarzystwa i jakiej takiej rozrywki potrzebuje, inaczej wpada w apatię i kapcanieje” (s. 191).
W książce znajdziemy oczywiście o wiele więcej podobnych ciekawostek, zwłaszcza z dziedziny obyczajowości, która - jak się okazuje - była mniej sztywniacka niż byśmy przypisywali okresowi belle époque.
Co do technicznych kwestii: od fizycznej strony książka prezentuje się bardzo solidnie – gruba twarda oprawa, dobry papier, książka jest szyta. Pod względem estetycznym też prezentuje się ciekawie, warstwa graficzna w środku jest atrakcyjna. Można mieć za to trochę zastrzeżeń do warstwy edytorskiej. O ile część wstępna wystrzegła się niedociągnięć, o tyle sam tekst źródłowy posiada szereg drobnych niekonsekwencji, czasami literówek, w dużej mierze niedopracowanej interpunkcji (wymienianie ich sobie daruję). Zdarzyło się też kilka błędów wynikających z nieznajomości języka francuskiego, które przejawiły się w niepoprawnym przepisaniu treści rękopisu (dla przykładu prosty zwrot: qui vivra verra, czyli „przyszłość pokaże” zostało opublikowane jako „qui vivza rezza” i w związku ze złym, niezrozumiałym zapisem również niewyjaśnione jak inne obcojęzyczne wstawki – s. 78).
Wobec tego niniejsze wydawnictwo źródłowe po raz kolejny dowodzi, że dobry redaktor może okazać się prawdziwym skarbem dla autorów, bowiem każdy bardziej wnikliwy czytelnik, nie mówiąc już o osobie zajmującej się zawodowo poprawianiem cudzych prac, jest w stanie takie drobiazgi wychwycić, wystarczy tak naprawdę choć raz przeczytać. Zaistniałe drobne błędy rzecz jasna nie wpływają znacząco na odbiór publikacji, która jest oryginalna, ciekawa, bo napisana przez samo życie, a przy tym ładnie wydana, ale niechlujstwo redakcyjne widać gołym okiem, ze szkodą dla publikacji.
Łódź poprzez wieki. Historia miasta, tom 2: 1820-1914 Marek Adamczewski
8,3
Drugi tom monografii „Łódź poprzez wieki. Historia miasta” jest przykładem wydania ponad wszech miar wyjątkowego: opisującego jedyne na świecie miejsce, które wyłania się z rolniczej przeszłości początkowo jako niepozorne i zupełnie nieznaczące miasteczko (o tym można przeczytać w pierwszym tomie monografii, która obejmuje czterysta lat „Łodzi rolniczej”) i w zasadzie dzięki zbiegowi wielu przypadków, zmysłom ludzi wybitnych i sporej dawce szczęścia wyrasta na przemysłowe centrum włókiennictwa.
Książka jest historią wizji właśnie, wizji niemal fantastycznych, dalekosiężnych zamierzeń i planów zrealizowanych. Bo jakże wielką trzeba było dysponować wyobraźnią, z jak wielki zaangażowaniem wymarzyć sobie układane w prostokąty place, które ściągną na mało zaludnione pola ludzi, wprawią w ruch wody licznych rzek i strużek, pobudzą pomysłowość i pracowitość. Jest zatem nieco magii w tym najważniejszym z miastotwórczego punktu widzenia etapie rozwoju Łodzi przemysłowej, magii wizjonerskiej, która szybko krystalizuje się w drewnianych domach tkaczy i ceglanych ścianach fabryk. Miasto staje się metropolią, a co w nim niezwykłego to fakt, że ten wartki nurt zmian dostrzegalny jest gołym okiem – Łódź „wydarza się” na oczach jego mieszkańców – tom II obejmuje przecież niecałe sto lat, w trakcie których rośnie z niespotykaną nigdzie siłą, puchnie, nadyma się i rozprzestrzenia połykając sąsiadujące z nią wsie i miasteczka.
Nie ma miasta bez siatki ulic, bez budynków użyteczności publicznej, nie ma miasta bez ludzi. Prócz zwykłej (a raczej niezwykłej) historii czytelnicy dostają w swe dłonie fascynującą opowieść o mieszkańcach. Bo przecież lata, które obejmują monografię, to czas Łodzi wielokulturowej i wielowyznaniowej. Ta „wielość” była od samego jej początku czymś zupełnie zwyczajnym, a jednocześnie w porównaniu do innych miast aż na taką skalę niespotykaną. Miasto przyciągało do siebie rzemieślników i przedsiębiorców i co warto zauważyć – głównie zagranicznych. To właśnie oni tworzyli fundamenty „Polskiego Manchesteru”. Kuszeni pożyczkami i kredytami budowali pierwsze fabryki, a wraz z pieniędzmi i inwestycjami na świeżo rozparcelowane place trafiali ludzie, którzy szukali tu łatwego zarobku i godnego życia (choć, co także należy podkreślić, tak różowo wśród rzemieślniczo-robotniczej braci to nie było). Łodzią rządzi kapitalizm, a zatem jej historia to historia plajt i bankructw, ryzykownych przedsięwzięć, niespotykanych dotąd karier oraz bogactwa, które przekuwało się w kolejne fabryki, maszyny, dzielnice, parki i domy. Nierzadko tylko ulica rozdzielała świat biedoty od klasycystycznych fasad, drewniane ściany od secesyjnych wnętrz. Mieszkająca tu społeczność poszukiwała i budowała tu swoją nową tożsamość – obok manufaktur i warsztatów, bielników, farbiarni i monumentalnych przędzalni powstawały szkoły, szpitale, kościoły, cerkwie i synagogi. Monografia nie pomija niczego.
Drugi tom, wypełniony mapami, fotografiami oraz ilustracjami, został tak podzielony, by zaspokoić ciekawość i głód każdego wybrednego czytelnika. Prócz części czysto historycznej, ukazującej i wyjaśniającej sekrety powstania (a raczej „założenia”) miasta jako Łodzi przemysłowej, przenosi następnie do wnętrz domostw i chat, omawiając każdą odrębną narodowość, kulturę i wyznanie. Nawet najbardziej kapryśny odbiorca znajdzie tu mnogość szczegółów związanych z codziennym życiem Łodzian (vide Część IV),spotykając się niekiedy z naprawdę zaskakującymi danymi (np. w 1914 roku Niemcy stanowili 27% ogółu mieszkańców miasta, a Żydzi – ponad 30%; Łódź – pod koniec XIX wieku – była piątym miastem pod względem liczby ludności w skali… imperium rosyjskiego! – tuż po Warszawie i Odessie).
Książka nie może pominąć czwartej „narodowości”, jaką w Łodzi stanowili „fabrykanci i kupcy” – pozwalam sobie na takie wyróżnienie, posiłkując się wyodrębnionym (skądinąd zupełnie słusznie) rozdziałem związanym z tą fascynującą grupą. Nie muszę chyba dodawać, jakże ciekawą tematykę zawiera – począwszy od historii przedsiębiorstw, fabryk i manufaktur, po pałace i kamienice, opisuje działalność społeczno-polityczno-kulturalną słynnych fabrykanckich rodów. To oni przyciągali artystów i handlarzy, inwestowali w rozwój miasta doskonale rozumiejąc, że Łódź to ich dom, a dobro domu oznacza dobrostan rodziny.
Jeśliś natomiast ciekawa, droga czytelniczko i ty, drogi czytelniku, gdzie znajdowała najlepsza cukiernia w Łodzi i gdzie można spotkać było „stoliki inteligenckie” (oczywiście, że u Roszkowskiego),co jadali na co dzień robotnicy (i co było nazywane „królową zup”),jak się ubierali i jak bawili, wypada Ci sięgnąć do imponującej drugiej i wspomnianej już czwartej części tomu. To tu znajdziesz informacje o salonach i szkołach artystycznych, muzeach, teatrach, wydawnictwach i prasie codziennej, współzawodnictwie sportowym (od Towarzystwa Cyklistów, przez Łódzkie Towarzystwo Zachęty Wyścigów Konnych, po Łódzki Klub Sportowy i jego nemezis – Robotnicze Towarzystwo Sportowe „Widzew”),miejscach niedzielnych spacerów i… i mógłbym tak długo, bo Łódź w istocie tętniła życiem, zaskakująco zbliżonym do współczesnego.
Część trzecia natomiast jest architektoniczno-urbanistycznym smaczkiem. Od wytyczania osady przemysłowej, przez wielkie przestrzenne przemiany (związane z tzw. Nową Dzielnicą i okresem „Ziemi Obiecanej”) monografia zabiera nas w porywającą wyprawę w przeszłość. Gdyby nie jej znaczna objętość z powodzeniem można byłoby z nią chadzać ulicami miasta, by poszukiwać „pozostałości” lub przyglądać się zmianom i dokonanym wbrew pierwotnym założeniom rozbudowom. Oczywiście każdy miłośnik architektury miejskiej znajdzie tu mnogość informacji związanych z zastosowanymi stylami – od łódzkich rezydencji i pałaców, przez monumentalne budownictwo sakralne i fabryczne, podążamy przez pracownię witraży, przechadzamy się prywatnymi ulicami w centrum miasta, a wyprawę kończymy w familokach, wyjątkowych pod każdym względem fabrycznych „miastach w mieście”, nie zapominając o fantastycznych fasadach łódzkich kamienic, dworców, banków, szkół i szpitali, stawianych także przez fabrykanckie rodziny.
Nie ma miasta bez folkloru – warto zajrzeć do rozdziału poświęconego językowi Łodzian (a wszystko pójdzie „fein, na glanc”). Tu dowiemy się czy było „heklowanie”, „odbiglowanie”, czym była „plincówka”, a czym „szukwas”, „bobel” i gziczka”.
Trudno nawet napomknąć o wszystkich poruszonych w monografii tematach. Trudno także spodziewać się, by to wydawnictwo wyczerpywało całość zagadnienia – dzięki bogatej bibliografii daje nam możliwość sięgnięcia po więcej.
„Łódź poprzez wieki. Historia miasta” odczarowuje obraz miasta smutnego, szarego, „włókienniczego i nic poza tym”. Nie jest to bowiem księga, która li tylko godnie prezentować się będzie na bibliotecznej półce; to nie tomiszcze, które przeglądać będą wyłącznie badacze miasta – mimo swej objętości, zaprasza na spacer, na który naprawdę warto się wybrać. Absolutnie polecam.
Książkę otrzymałem z klubu recenzenta portalu www.nakanapie.pl..