Najnowsze artykuły
- ArtykułyPierwszy zwiastun drugiego sezonu „Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy” i nie tylkoLubimyCzytać1
- ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
- ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
- ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Irosław Szymański
3
8,3/10
Pisze książki: satyra
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
8,3/10średnia ocena książek autora
18 przeczytało książki autora
18 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Pamiętnik znaleziony w szpitalnej szafce. Medyczny serial codzienny
Irosław Szymański
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2021
Najnowsze opinie o książkach autora
Tak to widzę Irosław Szymański
7,5
Zakaz wydawania satyr, to jedyne logiczne wytłumaczenie braku tej książki w księgarniach. A nasza prawie polska telewizja długo i po gospodarsku namyśli się, zanim pieniądze przeznaczone na szerzenie dobrego humoru, przeznaczy na kolejny głupawy serial typu tragiczny tasiemiec.
Może trochę przypomnę (a niektórym przedstawię) nieco tego, co napisał Irosław Szymański w "Tak to widzę". Skecze zawarte w książce koncertowo przedstawiała Loża44.
Spotkanie Na Forum
Po Forum Romanum przechadza się Dracus w todze, z wieńcem na głowie. Słychać odgłos ostro hamującego samochodu i potężny łomot. Po chwili, lektyką niesioną przez kulejących tragarzy, na Forum "wjeżdża" Brudus, wysiada skrzywiony, trzymając się za czoło.
Dracus — Salve ci Brudusie.
Brudus — Salve ci Dracusie! Ojjj...
Dracus — Co się stało?
Brudus — A nie słyszałeś?!
Dracus — Nie.
Brudus — (pokazując na swoje czoło) — A nie widać?
Dracus — Co — z głowy sobie coś wybijałeś?
Brudus — Nie! Kolizję miałem. Wyobraź sobie, wracam z poleżenia, które zorganizowała Ania Xymenes, w pewnym momencie mój prawodyszlowy zagapił się na jakąś westalkę, ja otwieram oczy, a naprzeciwko tuż tuż inna lektyka!
Dracus — I co?!
Brudus — Wrzasnąłem — "Mammma mijaj!!!", ale za późno i zderzyliśmy się czołowo.
Dracus — To straszne!
Brudus — Pewnie. Guzus czyli bambuła mi wyskoczyła na czole jak mandarynka z Majorki.
Dracus — Nie widać.
Brudus — Bo zimny sandał przykładałem.
Dracus — A w tamtej lektyce kto jechał?
Brudus — Dostojny Germanik.
Dracus — Czyli Niemczyk — znam go.
Brudus — Ja już też.
Dracus — Co — były ekscesy?
Brudus — Nie obyło się. On też akurat wracał z uczty u Brytanika Oliviusza i głowę miał taką, że mu się w wieniec nie mieściła. Oczywiście tragarze na bosaka, żeby nie trzęsło — wiesz jak to jest...
Dracus — Wiem.
Brudus — Więc normalne, że po zderzeniu zrobił się jak wulkan.
Dracus — Taki Wyzywiusz?
Brudus — Właśnie.
Dracus — I pozwoliłeś sobie?
Brudus — A o miałem robić? On miał na tym skrzyżowaniu pierwszeństwo, poza tym na czole miał dwa razy więcej niż ja.
Dracus — Zawsze mu się dobrze powodziło...
Brudus — Dodatkowo mnie przerzuciło do jego lektyki, więc jako nieproszony gość nie mogłem być arogancki — poza tym byłem scypion.
Dracus — Afrykański?
Brudus — Z nim byłem scypion! Wieńce nam się zakuliły jeden za drugi!
Dracus — To fatalnie...
Na Forum wchodzi Mokrysedes w niemodnej todze, na głowie ma olbrzymi wieniec. Zachowuje się jak typowy Przybysz z prowincji.
Dracus — O Boże — na Jowisza! A ten to kto?!
Brudus — Ten? Pewnie się od jakiejś wycieczki odłączył... zaraz... o Hera jasna! To przecież mój kuzyn — czcigodny Mokrysedes!
Dracus — Ładne nazwisko... on chyba nietutejszy?
Brudus — Nie!
Dracus — No popatrz — a nos z profilu ma bardziej rzymski niż my.
Brudus — To wszystko przez jego ojca Deliriana. Jak go po urodzeniu niósł do świątyni to w połowie schodów sandał sobie przydeptał i mały mu się spod pachy wysmyknął!
Dracus — Nieźle musiał walnąć.
Brudus — Nieważne— tyle ile każdy—szczęśliwy ojciec — ze dwie, trzy amfory... nieważne, pozwól; że powitam rodzinę. (do Mokrysedesa) Salve ci, drogi Mokrysedesie! Skąd przybywasz?!
Mokrysedes — Z prowincji...
Dracus — To widać.
Mokrysedes — Z prowincji Mizerii przybywam!
Brudus — Cieszę się. A skąd — przepraszam, że pytam — masz taki piękny wieniec?
Mokrysedes — Kupiłem.
Brudus — Gdzie?
Mokrysedes — Tam za rogiem...
Brudus — Za rogiem? Poznaję. Kasjusz i Syn — "TRUMNY I WIEŃCE". Nieźle wybrałeś. A czcigodną twarz czego masz taką?
Mokrysedes — Jaką?
Brudus — Taką pokancerowaną. Pod lektykę może wleciałeś?
Mokrysedes — Nie. Goliłem się.
Dracus — Też tam za rogiem?
Mokrysedes — Też.
Dracus — Tak myślałem. Zakład Fryzjerski "POD JOWISZEM" — tam golą piorunem.
Brudus — A co cię w ogóle sprowadza do Rzymu, drogi kuzynie?
Mokrysedes — W delegację do Cezara z dostojnym Petycjuszem przyjechałem, ale się zgubiłem. A tak chciałem stolicę poznać. Podobno piękne miasto...
Brudus — Nie martw się. Oprowadzimy cię, kochany, przybytki ci pokażemy...
Dracus — Zabytki też...
.........
Dalsza część jest w książce, którą polecam każdemu na poprawienie humoru.
Tak to widzę Irosław Szymański
7,5
Boleśnie przekonałam się, że pokolenia dzieli również poczucie humoru.
Że różnimy się w nim narodami, że i czas może wpłynąć na jego odbiór, ale że dzisiejsi nastolatkowie mają zupełnie inne poczucie humoru niż ich rodzice czy dziadkowie? – tego się nie spodziewałam. Nie znałam kabaretu „Loża 44”, dla którego powstawały teksty autora. Sama dziwię się temu – jak to było możliwe? Kiedy przypominam sobie , kto w latach 80. ubiegłego wieku (jak to brzmi!) mnie rozśmieszał, to pojawia się kilka nazwisk – Bohdan Smoleń, Bronisław Opałka w roli Genowefy Pigwy, Zenon Laskowik czy Jan Pietrzak.
Teksty „Loży 44” odkryłam niedawno i przypadkowo.
W trakcie imprezy czytelniczej - Noc z Biblioteką. Każdy zaproszony uczestnik maratonu nocnego czytania miał przynieść ze sobą ulubioną książkę. Jej fragmenty mieliśmy czytać po kolei przez pięć minut aż do świtu. Wszyscy zgodnie kolejkowe czytanie zatrzymaliśmy na filigranowej, starszej pani, która przyniosła właśnie tę pozycję. Nie chcieliśmy już czytać! Chcieliśmy słuchać tylko jej interpretacji (a robiła to w sposób dystyngowany) tekstów Irosława Szymańskiego. Byłam tak zachwycona inteligentnym humorem, aluzyjnością, sugestywnością i sprytnym kamuflażem treści przemycanych do odkrycia absurdów rzeczywistości PRL-u (ale nie tylko),że wyszperałam sobie tę książkę na rynku wtórnym, by mieć ją na własność. Wprawdzie wszystkie teksty kabaretu „Loża 44” można przeczytać na jego stronie internetowej, ale wydane w formie książkowej mają w niej nadaną logiczną kompozycję i spójną całość. A poza tym są bogato ilustrowane zdjęciami wykonawców oraz niezwykle inteligentnymi rysunkami Jerzego Lipca. Całość tekstu naśladuje formułę programu telewizyjnego z podanymi godzinami emisji audycji. W książce są one jednocześnie tytułami rozdziałów, które rozpoczynają się od godziny 8:10, a kończą o godzinie 23:05. Ich tematyka jest tak szeroka, jak samo życie. Poruszają i omawiają w krzywym zwierciadle humoru, ironii i absurdu zwykłą codzienność przeciętnego obywatela w PRL, który ma zainteresowania, pasje, chodzi do lekarza, ogląda TV, spogląda w przeszłość i martwi się o duszę swoją w przyszłości, wstępując do piekieł. Wszystkie są komentarzem jego otoczenia, kluczem do ujrzenia go na nowo, które publikowane w programach telewizyjnych zostały zebrane tutaj w spójną całość. Jak napisał autor wstępu Franciszek Piątkowski – „zbiór, który w całości jest zaproszeniem do gry, do łamania szyfrów i myślenia ze śmiechem”.
Właśnie – myślenia!
Humor, żart, ironia, a nawet sarkazm jest po coś. Przynajmniej ja mam takie wyobrażenie, bo tak było od zawsze. „Sokrates był tym, który odpowiedział ironią na celebrowaną uczoność sofistów. Franciszek Rabelais odpowiedział w swojej twórczości na celebrowaną i sztywną dworską etykietę. W skostniałych klasyków z oświeceniowych salonów uderzył ironiczny ton romantyków. Ironia Norwida była wyzwaniem rzuconym faryzejskim regułom gry i głupstwom zmarmurzonym na piedestałach.” – zauważa autor wstępu, z którym się zgadzam. Te teksty są tej tradycji kontynuacją. Zmuszają do szukania drugiego dna. Do rozbierania tekstów na czynniki pierwsze i dopasowywania ich do skojarzeń z rzeczywistością, by ujrzeć ją bardziej ostro, dużo bardziej wyraźnie.
I wpadł mi do głowy pewien pomysł!
Podzielę się tymi tekstami z moją zaprzyjaźnioną młodzieżą - pomyślałam. Poczytamy sobie, pośmiejemy się, poopowiadam im o życiu nastolatki w PRL. Zorganizowałam dwa spotkania podobne do tego, w którym sama brałam udział, z tą różnicą, że tutaj jedynym bohaterem była ta książka. Spośród bogactwa materiału wybierałam po kolei te najbardziej uniwersalne, by potem przejść do tych bardziej hermetycznych. Miałam świadomość, że nie każdy nastolatek zna niuanse rzeczywistości lat 70. i 80. i nie każdy będzie wiedział, co to jest na przykład „asygnata”. Wybór padł na „Studio Sport”, „Pamiętnik znaleziony w kaftanie” i tekst, nad którym popłakałam się ze śmiechu – „Z poradnika działkowicza”.
I na tych trzech tekstach zakończyło się czytanie – niestety!
Rozmowa zeszła na zupełnie inne tematy bez zainteresowania pozostałą treścią. Przeżyłam zupełnie odwrotną sytuację do tej, w której uczestniczyłam w towarzystwie ludzi dorosłych. Zaskoczyło mnie to, ale i zasmuciło. Poczucie humoru współczesnych nastolatków jest zupełnie inne niż starszych pokoleń. Nie bawi ich myślenie podczas śmiechu. Wolą humor przaśny, dosadny, szybki, bezpośredni i wulgarny w przesłaniu i języku.
Rechot z demotywatorów.
Zastanawiam się, co będą prezentowały kabarety, by wzbudzić śmiech (o refleksji mogę pomarzyć),kiedy za kilka, kilkanaście lat dzisiejsi nastolatkowie, jako dorośli, zasiądą na widowni.
Chyba nawet nie jestem tego ciekawa.
http://naostrzuksiazki.pl/