Jak być kobietą Caitlin Moran 6,3
ocenił(a) na 77 lata temu Książkę przeczytałam, gdyż Emma Watson poleciła ją w swoim klubie książki. Wielki szacunek dla niej za jej działalność edukacyjną młodych osób.
Moran opowiada o swoim dzieciństwie, dorastaniu i rzeczach, o których w Polsce nie wolno głośno rozmawiać. Robi to niezwykle szczerze, choć też w kilku chwilach posługuje się niepotrzebnymi kwantyfikatorami.
Nie jest to najlepsza z książek polecanych przez Emmę, ale warto przeczytać.
Odniosę się do kilku uwag innych osób.
Moran owszem pisze, by stanąć na krześle i powiedzieć 'jestem feministką', ale wiąże się to z tym jak bardzo kobiety boją się o tym mówić. Feminizm w społeczeństwie jest często postrzegany jako ruch samotnych, brzydkich i sfrustrowanych, chociażby w Polsce próbuje się prezentować taki obraz feminizmu, robią to np. konserwatywni politycy. Owszem, ja wiem, czytelnicy tej książki pewnie też wiedzą, że feminizm nie oznacza nienawiści wobec mężczyzn, a wśród feministek jest mnóstwo młodych i starszych osób, szczęśliwych matek i żon. I, że nie tylko kobiety wierzą w feminizm, lecz i wielu mężczyzn.
Więc owszem, to bardzo ważny krok, by umieć powiedzieć to głośno. Moran pisze o tym na swój specyficzny sposób, ale ma rację mówiąc, że jeśli nie potrafimy powiedzieć tego głośno jest coś nie tak. Teraz jest wiele akcji w stylu 'nie jestem feministką', gdzie znowu promuje się fałszywy obraz feminizmu. Osoba krzycząca 'Nie jestem feministką!' tak naprawdę krzyczy 'Nie chcę, by moja córka miała prawo chodzić do szkoły i się w niej uczyć, nie chcę, by moja córka miała prawo sama wybrać sobie męża! Nie chcę, by moja córka sama zarabiała pieniądze! Chcę, by oceniali ją nie za to kim jest, a tylko za to jak wygląda!'. I tyle, nie ma co się tu rozwodzić. W literaturze polskiej często występują bohaterki, które mają feministyczne poglądy, ale autorka jednocześnie umieszcza odpowiedni dialog, gdzie pada coś w stylu 'coś ty, ja jestem normalna, nie jestem żadną feministką'. Bo co widoczne jest zwłaszcza w Polsce, słowo 'feministka' jest przeklęte. Kobiety boją się go używać, często upatrują w nim zła, nawet jeśli mają dokładnie takie poglądy. I to jest smutne. Dobrze pisze o przekleństwie feminizmu Naomi Wolf w Micie Urody.
Rozdział Moran poświęcony feminizmowi jest zresztą jednym z najlepszych w całej książce. Moran pisze:
'Im więcej kobiet krzyczy przeciwko feminizmowi, tym bardziej udowadniają one, ze on istnieje i, że korzystają z jego trudem wywalczonych przywilejów'. Bo drogie panie krzyczące 'nie jestem feministką' możecie tak krzyczeć tylko dlatego, ze feministki wywalczyły dla was prawo do głośnego wyrażania swoich poglądów.
Moran nie uważa problemu nazewnictwa narządów płciowych za najważniejszy problem kobiet jak pisze oficjalnarecenzentka, która ogólnie książki nie przeczytała uważnie i raczy dodatkowo nas w swej recenzji seksizmem.
Moran zapewnia, ze wie o ważniejszych problemach, ale chce też mówić o tych małych. O zagubionych nastolatkach, którym odmawia się edukacji seksualnej.
Aczkolwiek Moran zdarzają się kwantyfikatory i uogólnienia. Np. stwierdzenie, że KAŻDY mężczyzna ma gdzieś swoje wesele. Poza tym momentami Moran popisuje się seksizem, jednocześnie słusznie go krytykując. To norma, że wychowując się w seksistowskim społeczeństwie nieświadomie powielamy złe zwrócę, ale warto zwrócić na to uwage. Traktuje też niektóre kobiece wybory jako głupie. A pamiętaj, jeśli twój wybór jest twój i nie krzywdzi innych, jest w porządku.
Ostatecznie jednak mało takich książek w Polsce, więc warto przeczytać i podejść do tego krytycznie. Dla mnie Moran stwierdza dużo oczywistości, ale dla wielu czytelniczek to będzie zupełnie inny świat. Może od niej warto zacząć zamiast od klasyków takich jak choćby wspomniany Mit Urody? Pisze prosto i na ważne tematy, zręcznie tłumaczy istotę feminizmu i choć niektóre żarty sa toporne, czuć w tym jednak szczerość.
Nie jestem obrońcą tej książki, jest wiele lepszych na podobne tematy. Szkoda jednak, że większość zarzutów opiera się na tym, ze Moran pisze o nieistotnych sprawach - dla wielu nastolatek, kobiet to są sprawy bardzo istotne. Infantylizując je tylko umacnia się kajdany nałożone przez patriarchat. A to już jest naprawdę smutne.
Gdy facet rzuci jakiś seksistowskim tekstem, a kobieta się oburza społeczeństwo poleca 'dystans'. Gdy kobieta odpowie cokolwiek,
społeczeństwo zarzuci jej brak życia seksualnego. Tak czy siak, kobieta przegrywa.
Kulturę gwałtu buduje przyzwolenie właśnie na coś co tutaj niektórzy nazywają drobiazgami.
To przyzwolenie na drobiazgi powoduje, że gdy kobieta zostaje zgwałcona, to ona musi się tłumaczyć, to ona musi się bronić.
Książka Moran nie miała być jedynie zabawną i odprężającą lekturą na plażę.
Jest przypomnieniem dlaczego, jest kolejnym wyrazem niezgody na seksizm i agresję. Autorka trochę się gubi w swojej definicji feminizmu i sama myśli stereotypami, ale jej szczery apel warto docenić.
Więc irytuje mnie nazywanie spraw ważnych dla wielu kobiet, spraw przez które młode osoby robią sobie krzywdę, nieważnych, infantylizowanie ich.
Coś Cię nie interesuje? Spoko. Ale jeśli jest to ważne dla miliona młodych osób, jeśli jest to ważne jdla choć jednej osoby, nie nazywaj tego niepotrzebnym.
Myślę, że tego przede wszystkim brak nam jako społeczeństwu - świadomości.