Wintro Kornel Maliszewski 5,7
ocenił(a) na 512 lata temu Gdy otrzymałam debiut Kornela Maliszewskiego, zaciekawiła mnie okładka. Jest inna, interesująca, trochę mroczna. Ogólne pierwsze wrażenie miałam dość dobre. Po przeczytaniu to uczucie się zmieniło.
„Wintro” jest książką dziwną. Główny bohater jest na najlepszej drodze da samo destrukcji – pije, pali, zachowuje się jak nihilista, zmienia panienki jak rękawiczki. Historia Andrzejów jest zasmucająca. Bez rodziny, bez perspektyw na lepsze życie, całkowicie zatracają się w tym, co najmniej boli. Brną w swoją egzystencje, napawając się zapachem używek i wulgarności. Nie ma celu.
Rzeczywistość w „Wintro” jest czarna, jak smoła. Nie zauważyłam tam nawet promyka nadziei na coś lepszego, na poprawienie bytu. Nic. Główny bohater, narrator, twierdzi, że najlepiej spisywać historię, które są kontrowersyjne. Inne zwyczajnie nudzą. Postacie w tej książce są więc pełne swoistej brutalności, pozbawione pozytywnych cech. A to wszystko okraszone jest dużą dawką przygodnego seksu.
Debiut Kornela Maliszewskiego nie przypadł mi do gustu. Nie wiedziałam, czego mam się po niej spodziewać, więc nie wyrobiłam sobie żadnej opinii. Język, jakim autor się posługuje, jest, zdawałoby się, pasujący do współczesnych realiów, jednak w pewnych momentach zbytnio przesadzony, przejaskrawiony, co nadaje książce pewnej sztuczności.
Atmosfera jest przygnębiająca, duszna, parna. W pewnym momencie w czasie lektury zaczynałam się zastanawiać nad tym, jakby to było, gdybym sama prowadziła taki żywot. Popychający mnie do działań, których normalnie bym nie zrobiła. Książka więc na pewnym etapie wywołuje w czytelniku pytania.
Rozumiem idee przyświecającą autorowi przy pisaniu. Rozumiem, co chciał w niej zawrzeć – swoisty niepokój, prawdziwość, realia, które przytłaczają, jednakże mimo wszystko książką jest dla mnie zbyt wulgarna. Dla niektórych będzie ciekawym odkryciem, dla innych pozycją nie do przebrnięcia.
„Wintro” jest ciężkie. Nie pod względem pisania – bo muszę przyznać, że autor świetnie kreuje swój świat, idealnie oddaje to, co chciał czytelnikowi przekazać – ale pod względem treściowym. Jest ciężka.
Sami musicie się zastanowić czy potraficie wsiąknąć w ten nihilistyczny świat, w atmosferę smutku i zwątpienia, gdzie życie toczy się na innych torach. Gdzie nie ma pośrednich barw. Gdzie wszystko kręci się wokół zaspokojenia własnych „żądz”.
Dla mnie debiut Kornela Maliszewskiego jest książką dobrą. Nie zaliczam jej do najlepszych i najprzyjemniejszych, jednak nie mogę nie docenić włożonego w nią trudu i samozaparcia. Mimo tego nie zrobiła na mnie dużego wrażenia, a w pewnym momencie wręcz odrzucała. Nie wiem, komu mogę ją polecić. Może tym, którzy szukają przygód? Może tym, którzy sami kiedyś znaleźli się na drodze do autodestrukcji? Nie wiem. Sami oceńcie.