Powrót Młodego Księcia Alejandro Guillermo Roemmers 6,7
Nie przepadam za "Małym Księciem". Czytałam w wieku nastoletnim, a potem kilka razy powracałam do fragmentów i co jakiś czas, spotykam się z nawiązaniami do tej książki, w czytanych aktualnie lekturach, niestety mnie historia władcy małej planety z dwoma wulkanami, właściciela baranka i róży, jakoś nie porwała. Nie widzę głębi w tych prostych prawdach podanych w sposób bajkowy, niewątpliwie uniwersalnych, ale nie głębokich. przynajmniej nie tak głębokich, jak życzyłby sobie autor i wszyscy, którzy ową głębię dostrzegają i doceniają.
Książkę " Powrót Młodego Księcia" znalazłam na półce w ramach świątecznych porządków i postanowiłam jeszcze w tym roku przeczytać przy okazji wyczytywania zaległości z moich półek.
Widząc na okładce napis - powieść poetycka - trochę się wystraszyłam, bo to zazwyczaj kojarzy mi się z laniem wody połączonym z grafomanią. No i niestety.......nie pomyliłam się.
Do tej pory myślałam, że największym grafomanem w dziedzinie literatury jest Paulo Coelho....ale po przeczytaniu "Powrotu Młodego Księcia" stwierdzam, że Roemmers bije go na głowę. Coelho przynajmniej tworzy jakieś sytuacje, kreuje zdarzenia, funduje bohaterom przeżycia, w których bohaterowie uczestniczą i dopiero na ich podstawie wyciągają wnioski, które Coelho zgrabnie podsumowuje jakąś prawdą ogólną, często nie pozbawioną wydźwięku moralizatorskiego. Roemmers nawet tyle trudu sobie nie zadaje, idąc po linii najmniejszego oporu umiejscawia akcje w samochodzie, a jej podstawę stanowią rozmowy między pasażerami, z których jeden wygłasza oczywistości, niczym prawdy objawione, dopasowuje do nich przykłady, twierdząc, że tylko życie w ten sposób gwarantuje rozwój duchowy, który jest przecież najważniejszy dla każdego śmiertelnika. Dodatkowo każdą wygłoszoną mądrość tłumaczy własnym doświadczeniem życiowym i oczekuje, że jego młody współpasażer wszystko przyjmie i do wszystkiego bez zastrzeżeń się dopasuje. No jasne! Pomijając fakt, że nasz naczelny moralizator posługuje się prawdami ogólnie znanymi i traktuje je jak własne życiowe wnioski, pokażcie mi nastolatka, który będzie postępował według tego, co od kogoś usłyszy. Nastolatkowie, podobnie jak dzieci, czy nawet niektórzy dorośli sami muszą coś przeżyć i wyciągnąć własne wnioski, żeby nabrać swojego doświadczenia, a nie słuchają w tym względzie mentorów, a tym bardziej dorosłych. Także coś tu się nie skleja panie autorze. Poza tym aby myśleć o rozwoju duchowym należy najpierw zapewnić sobie podstawowe środki do życia: pożywienie i nocleg, na które należy zarobić własną pracą, oraz ochronę własnego zdrowia, a żeby to osiągnąć trzeba stać się częścią machiny zwanej "świat współczesny", którą tak bardzo pan, panie autorze krytykuje. Jedzenie, ani pieniądze z nieba nie spadają, a potrzebne do życia umiejętności czy narzędzia pojawiają się nagle i niespodziewanie, tylko w naiwnych powiastkach takich, jak nie przymierzając ta o Młodym Księciu. Poza tym gdybyśmy postępowali według pańskich zaleceń świat nadal tkwiłby w starożytności, a ludzie zajmowaliby się albo studiowaniem religijnych ksiąg, albo walką o przetrwanie.A czyż tak chętnie przywoływany przez pana w omawianej opowiastce Bóg nie nakazuje przypadkiem człowiekowi aby rozwijał Ziemię i czynił ja sobie poddaną? Czyli znowu coś się panu nie klei.
Ogólnie "Powrót Młodego Księcia" jest fabularnie dość mocno naciągany, aliteracko mało zjadliwy , bo smakuje trochę jak odgrzewany kotlet. Mały Książę już był, a podpinanie się pod bestseller, w celu osiągnięcia korzyści nigdy nie wyszło podpinającemu się na dobre. Taki pan autor obeznany w mądrościach życiowych, a tak prostej prawdy nie przyswoił.
Lektura ogólnie dość nudnawa i jednowymiarowa, a do tego z grubo ciosana tezą, której autor nie stara się nawet subtelnie przemycać, tylko wywala na stół z delikatnością hipopotama. Pierwszym, któremu autor dziękuje w posłowiu jest Jezus Chrystus co jeszcze bardziej podkreśla tendencyjność opowieści i przekreśla jej uniwersalizm, na którym tak bardzo autorowi zależało.
Gdybym była niedojrzałą nastolatką wychowaną na bajkach o książętach i zamkach wierzącą, że wszyscy ludzie są uczciwi i prawi, to kupiłabym tę opowieść bez zastrzeżeń. Niestety urosłam i poznałam prawdziwe życie, więc trudno mi przyjąć tę książkę jako zbiór mądrości życiowych i wskaźnik dobrego życia, raczej sklasyfikowałabym ją w kategorii nieszkodliwego bajdurzenia dobrotliwego dziadunia. Sami oceńcie czy macie ochotę na takowe bajeczki.